W te cudowne, wtorkowe popołudnie przybywam do Was z nowym rozdziałem. To tylko zasługa tego, że wcielam w życie swój okropny plan i cóż, większość tego rozdziały napisałam już dawno temu.
Drugim powodem jest to, że właśnie skończyłam czytać (oczywiście zamiast się uczyć...) najnowszą część Harrego, a mianowicie Harry Potter i przeklęte dziecko. Z początku, gdy usłyszałam o tej sztuce miesiące temu, a później o tym, że pojawi się w wersji książkowej, byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Książka w formie zapisu ze scenariusza? Sztuka? Dlaczego J.K. Rowling nie mogła stworzyć kolejnej, opasłej książki, którą czytałabym z zapartym tchem zamiast spać?
Ale w końcu stało się - wczorajszego wieczoru znalazła się w moim mieszkaniu dzięki miłości pewnego Skrzata domowego. <3
Wracając do książki... Przeczytałam ją jednym tchem. Dosłownie połknęłam ją w całości. Nie chcę tutaj tworzyć recenzji, bo nie w tym celu piszę. Chciałam jedynie powiedzieć Wam, że zachwyciłam się nią. Oczywiście, że lepsza byłoby tysiąc stron spod pióra pani Rowling, ale mimo wszystko naprawdę przyjemnie się ją czytało. Bardzo szybko i bez zawiłych opisów. Coś zupełnie nowego, a moje obawy zostały rozwiane. Fabuła była wspaniała. Nie zawiodłam się i to chyba jedno z najpiękniejszych przeżyć w ostatnim czasie - znowu wciągnąć się w świat Harrego Pottera. Dzieje się to za każdym razem, gdy czytam go od początku, ale to coś zupełnie innego. Nie oczekiwałam takich zwrotów akcji i jestem ogromnie szczęśliwa, że przeczytałam tę lekturę. Oczywiście pokochałam młodego Malfoy'a i zbuntowanego Albusa. :3 Gdy książka się skończyła to znowu poczułam niedosyt, znowu siedziałam pusta i czułam się jakby zabrakło mi kończyny. Tak jest za każdym razem, gdy kończę serię...
Przeogromnie bym chciała żeby została zekranizowana, ale jeśli się to nie stanie to i tak jestem mega zadowolona!
Dlatego jeśli ktoś się waha przed sięgnięciem po tę część albo kręci nosem na formę w jakiej jest wydana, to śmiało mogę zaręczyć, że nie zawiedziecie się!
Dzisiaj się rozpisałam... Ale chciałabym nawiązać jeszcze do rozdziału. :D
Otóż jestem straszliwie ciekawa jak spodoba się Wam ten zwrot akcji. Nie ukrywam, że od dawna to planowałam. Może nie od początku, ale od tygodni ten fragment leżał i czekał na odpowiedni moment. :3
Dajcie koniecznie znać jak się podobało i co o tym sądzicie! <3
Zapraszam!
**************************************************************
Przeciągnęłam się, ziewając szeroko. Było mi tak
wygodnie, że nie chciałam otwierać oczu. Nie wiem skąd, ale skądś wiedziałam,
że jestem ze Snapem. Słyszałam przez sen jego głos, czułam szorstkie dłonie na
swoim ciele, ale byłam zbyt zmęczona żeby z nim porozmawiać. Z jednej strony
chciałam spać dalej, ale z drugiej pragnęłam go zobaczyć. Pogodziłam się już ze
świadomością, że gości w moich myślach częściej niż bym tego chciała.
Westchnęłam i powoli otworzyłam powieki.
Niestety nie zobaczyłam przed oczami garbatego nosa i czarnych włosów. Zamiast tego, na łóżku obok leżała zdecydowanie mniejsza od Severusa postać.
Hestia otworzyła oczy w tym samym momencie i skrzywiła się równie mocno co ja.
- Dlaczego muszę oglądać cię z samego rana? – Burknęła pod nosem i przekręciła się na plecy.
Cóż, mogłabym zapytać ją o to samo…
Ale w tej chwili byłam zbyt zaintrygowana faktem, że znowu jestem w skrzydle szpitalnym. Jak się do diabła znalazłyśmy tutaj obie?
Próbowałam odtworzyć wydarzenia poprzedniego wieczoru, ale jedyne co odnalazłam to pustkę w głowie.
Świetnie, po prostu cudownie. Zamiast przynieść jak najszybciej ważne informację Zakonowi, to wylegiwałam się w łóżku.
Czując ciężar irytacji w klatce piersiowej, podniosłam się, a zgrzyt własnych kości dzwonił mi w uszach.
- Wybierasz się gdzieś?
Serce uderzyło głośniej, gdy usłyszałam jego głos.
Spojrzałam pod ścianę, gdzie na białym krześle siedział Severus, obserwując mnie spod byka. Miał na sobie luźne, czarne spodnie i dopasowany podkoszulek w tym samym kolorze. O tak, to było wydanie, w którym lubiłam go najbardziej.
- Ciebie też miło widzieć. – Rzuciłam w odpowiedzi, uśmiechając się lekko.
Z boku usłyszałam tylko ciche prychnięcie i jęk sprężyn łóżka, na którym leżała Hestia.
Snape wstał z miejsca i stanął nade mną, krzyżując ramiona.
- Czy przyjdzie dzień, w którym nie będę musiał zbierać cię z ziemi półmartwej? – Uniósł wysoko brew, chociaż w jego oczach czaiło się ciepło, które nie pozwoliło mi stracić (o dziwo!) dobrego humoru.
- No nie wiem… Trochę się zrobi nudno, nie sądzisz?
- Póki co jesteś monotematyczna, Granger. Może chociaż daj się dla odmiany dźgnąć nożem, a nie wiecznie wpadasz komuś pod różdżkę?
Miałam ochotę pokazać mu język, ale znając Snape’a, to tylko uznałby to za zachętę. Dlatego wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i zamrugałam słodko.
- Co poradzę na to, że lubię być w centrum zainteresowania. – Wzruszyłam ramionami. Hestia westchnęła głośno, przypominając mi o swojej obecności. – Cholera. Gdzie moje spodnie? – Zapytałam, gdy chciałam włożyć rękę do kieszeni. Kieszeni nie było. Tak samo jak moich ubrań. – Snape? – Zapytałam, lekko przygryzając wargę.
Uniósł dwuznacznie brew i wzruszył ramionami, robiąc minę totalnego niewiniątka.
- Dziewucho, jesteś w skrzydle szpitalnym. Miej trochę przyzwoitości.
Musiałam się ugryźć w język, gdy Jones usiadła z wyraźnym grymasem na twarzy i odchrząknęła.
- Możesz wezwać Albusa? Mamy ważniejsze sprawy niż zaginione spodnie Granger. Nie sądzisz, Severusie?
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Teraz to ja poczułam się nieswojo. Jakbym wtykała nos zupełnie nie tam gdzie moje miejsce. Ale zaraz – to było mój interes!
Nie spodobało mi się w jaki sposób zareagował Severus. Spochmurniał nagle, jakby właśnie zgasiła ten tlący się promyk szczęścia i chwili relaksu. Skinął po chwili głową i nie poświęcając mi więcej uwagi, wyszedł na korytarz.
Spojrzałam ze złością na Hestię, która jak gdyby nigdy nic, oglądała swoje paznokcie.
Zagotowałam się.
- Suka z ciebie, wiesz? – Powiedziałam chłodno, ciskając w nią mentalnymi piorunami.
Zaskoczona podniosła głowę i zrobiła minę totalnego niewiniątka, chociaż w kącikach jej ust czaił się złośliwy uśmieszek.
- Granger, myślę, że taki język nie przystoi kobiecie.
- W dupie mam co sobie myślisz. – Burknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
Widzicie? Potrafię walczyć jak lwica o swoje… lwiątko? No dobra, to nie brzmi za dobrze.
- Zero opanowania, zero. – Skwitowała z odrazą. – Nie wyobrażam sobie takiego zachowania w stosunku do kogoś o tyle starszego i tyle bogatszego w doświadczenie. – I głupotę.
Prychnęłam i nim zdążyłam się odezwać, z jakimś niezwykle błyskotliwym komentarzem, do środka wszedł Dumbledore w towarzystwie swojej świty – Moody, Lupin, McGonagall i pan Weasley. Snape zamknął za nimi drzwi i stanął pod ścianą, gdzie wcześniej siedział.
Dupek.
- Panna Jones, Granger. Widzę, że już wam lepiej. – Powiedział z uśmiechem Dumbledore, siadając na rogu mojego łóżka. – Możecie teraz opowiedzieć co się stało?
- Wyszłyśmy od Grindelwalda i nas zaatakowali. Nim zdążyłyśmy się aportować, trochę oberwałyśmy. – No, Hestia trochę skróciła wersję wydarzeń, ale cóż, mogłam ją winić? – Nie mam pojęcia skąd wiedzieli, że tam będziemy… Chociaż jedyną osobą, która przychodzi mi na myśl, jest sam Gellert.
Uniosłam brew i pokręciłam głową.
- To na pewno nie on.
- Skąd wiesz, Granger? – Burknął Moody, opierając się na swojej lasce.
- Po prostu wiem. – Wzruszyłam ramionami i westchnęłam, widząc zwątpienie na ich twarzach. – Gdyby chciał nas zabić, zrobiłby to nim krzyknęłybyśmy „na pomoc!”. Zapukałyśmy do drzwi. Siedziałyśmy na jego kanapie. Pomógł nam odnaleźć horkruksa, co przypomina mi o spodniach, których na sobie nie mam.
- Hermiona ma rację. Grindelwald nie posunąłby się do tak prymitywnych metod jak wysyłanie za nimi kilku chłystków. – Poparł mnie Lupin i uśmiechnął się lekko.
- Dowiedziałyście się czegoś? – Wtrąciła McGonagall, nerwowo drepcząc obok łóżka.
- Tak. – Odpowiedziałyśmy jednocześnie. Przełknęłam ślinę, gdy kilka par oczu z nadzieją wpatrywało się w nas.
- To… Hogwart.
Osłupienie i szok pojawiło się na twarzy każdej osoby w tym pomieszczeniu. No może poza Snapem, który nawet nie drgnął.
- To niemożliwe. – Szepnęła po chwili zamroczenia Minerwa, opadając na krzesło obok łóżka Hestii.
- A jednak. Widziałam na własne oczy ten cholerny pergamin. – Potwierdziła Hestia, wzdychając ciężko. – Hermiona miała go ze sobą, ale chyba…
- Pokój życzeń. Jest w pokoju życzeń. – Przerwałam jej.
Dumbledore pogładził swoją brodę, udając całkowity spokój. Niestety zdradziły go zmarszczki na czole.
- Cóż, wygląda na to, że zamknięcie Hogwartu jest nam na rękę. – Powiedział, siląc się na opanowanie w głosie. – Będziemy musieli to dobrze zorganizować. Voldemort natychmiast się zorientuje, gdy się tam zjawimy. Dowie się po co i dlaczego, a wtedy przyjdzie po nas. Musimy być gotowi. Gotowi do walki, moi drodzy.
Zapadła bolesna cisza. Wszyscy wiedzieli co to oznaczało. Zbliżał się termin naszego starcia, od którego zależała przyszłość całego świata czarodziejów.
- Trzeba powiedzieć Harremu. – Odezwał się w końcu pan Weasley i westchnął ciężko. – Nie zapominajmy, że to na jego barkach leży obowiązek.
Kilka osób pokiwało smutno głowami, a mnie ścisnęło w dołku.
Nie tylko od niego. Również ode mnie, o czym doskonale wiedział Dumbledore. Jego świdrujący wzrok wypalał mi dziurę w głowie, ale nie odważyłam się spojrzeć na niego. Nie chciałam przyznać się przed samą sobą do tego, że właśnie została wyznaczona data mojej śmierci. Naszej śmierci.
Westchnęłam i powoli otworzyłam powieki.
Niestety nie zobaczyłam przed oczami garbatego nosa i czarnych włosów. Zamiast tego, na łóżku obok leżała zdecydowanie mniejsza od Severusa postać.
Hestia otworzyła oczy w tym samym momencie i skrzywiła się równie mocno co ja.
- Dlaczego muszę oglądać cię z samego rana? – Burknęła pod nosem i przekręciła się na plecy.
Cóż, mogłabym zapytać ją o to samo…
Ale w tej chwili byłam zbyt zaintrygowana faktem, że znowu jestem w skrzydle szpitalnym. Jak się do diabła znalazłyśmy tutaj obie?
Próbowałam odtworzyć wydarzenia poprzedniego wieczoru, ale jedyne co odnalazłam to pustkę w głowie.
Świetnie, po prostu cudownie. Zamiast przynieść jak najszybciej ważne informację Zakonowi, to wylegiwałam się w łóżku.
Czując ciężar irytacji w klatce piersiowej, podniosłam się, a zgrzyt własnych kości dzwonił mi w uszach.
- Wybierasz się gdzieś?
Serce uderzyło głośniej, gdy usłyszałam jego głos.
Spojrzałam pod ścianę, gdzie na białym krześle siedział Severus, obserwując mnie spod byka. Miał na sobie luźne, czarne spodnie i dopasowany podkoszulek w tym samym kolorze. O tak, to było wydanie, w którym lubiłam go najbardziej.
- Ciebie też miło widzieć. – Rzuciłam w odpowiedzi, uśmiechając się lekko.
Z boku usłyszałam tylko ciche prychnięcie i jęk sprężyn łóżka, na którym leżała Hestia.
Snape wstał z miejsca i stanął nade mną, krzyżując ramiona.
- Czy przyjdzie dzień, w którym nie będę musiał zbierać cię z ziemi półmartwej? – Uniósł wysoko brew, chociaż w jego oczach czaiło się ciepło, które nie pozwoliło mi stracić (o dziwo!) dobrego humoru.
- No nie wiem… Trochę się zrobi nudno, nie sądzisz?
- Póki co jesteś monotematyczna, Granger. Może chociaż daj się dla odmiany dźgnąć nożem, a nie wiecznie wpadasz komuś pod różdżkę?
Miałam ochotę pokazać mu język, ale znając Snape’a, to tylko uznałby to za zachętę. Dlatego wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i zamrugałam słodko.
- Co poradzę na to, że lubię być w centrum zainteresowania. – Wzruszyłam ramionami. Hestia westchnęła głośno, przypominając mi o swojej obecności. – Cholera. Gdzie moje spodnie? – Zapytałam, gdy chciałam włożyć rękę do kieszeni. Kieszeni nie było. Tak samo jak moich ubrań. – Snape? – Zapytałam, lekko przygryzając wargę.
Uniósł dwuznacznie brew i wzruszył ramionami, robiąc minę totalnego niewiniątka.
- Dziewucho, jesteś w skrzydle szpitalnym. Miej trochę przyzwoitości.
Musiałam się ugryźć w język, gdy Jones usiadła z wyraźnym grymasem na twarzy i odchrząknęła.
- Możesz wezwać Albusa? Mamy ważniejsze sprawy niż zaginione spodnie Granger. Nie sądzisz, Severusie?
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Teraz to ja poczułam się nieswojo. Jakbym wtykała nos zupełnie nie tam gdzie moje miejsce. Ale zaraz – to było mój interes!
Nie spodobało mi się w jaki sposób zareagował Severus. Spochmurniał nagle, jakby właśnie zgasiła ten tlący się promyk szczęścia i chwili relaksu. Skinął po chwili głową i nie poświęcając mi więcej uwagi, wyszedł na korytarz.
Spojrzałam ze złością na Hestię, która jak gdyby nigdy nic, oglądała swoje paznokcie.
Zagotowałam się.
- Suka z ciebie, wiesz? – Powiedziałam chłodno, ciskając w nią mentalnymi piorunami.
Zaskoczona podniosła głowę i zrobiła minę totalnego niewiniątka, chociaż w kącikach jej ust czaił się złośliwy uśmieszek.
- Granger, myślę, że taki język nie przystoi kobiecie.
- W dupie mam co sobie myślisz. – Burknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
Widzicie? Potrafię walczyć jak lwica o swoje… lwiątko? No dobra, to nie brzmi za dobrze.
- Zero opanowania, zero. – Skwitowała z odrazą. – Nie wyobrażam sobie takiego zachowania w stosunku do kogoś o tyle starszego i tyle bogatszego w doświadczenie. – I głupotę.
Prychnęłam i nim zdążyłam się odezwać, z jakimś niezwykle błyskotliwym komentarzem, do środka wszedł Dumbledore w towarzystwie swojej świty – Moody, Lupin, McGonagall i pan Weasley. Snape zamknął za nimi drzwi i stanął pod ścianą, gdzie wcześniej siedział.
Dupek.
- Panna Jones, Granger. Widzę, że już wam lepiej. – Powiedział z uśmiechem Dumbledore, siadając na rogu mojego łóżka. – Możecie teraz opowiedzieć co się stało?
- Wyszłyśmy od Grindelwalda i nas zaatakowali. Nim zdążyłyśmy się aportować, trochę oberwałyśmy. – No, Hestia trochę skróciła wersję wydarzeń, ale cóż, mogłam ją winić? – Nie mam pojęcia skąd wiedzieli, że tam będziemy… Chociaż jedyną osobą, która przychodzi mi na myśl, jest sam Gellert.
Uniosłam brew i pokręciłam głową.
- To na pewno nie on.
- Skąd wiesz, Granger? – Burknął Moody, opierając się na swojej lasce.
- Po prostu wiem. – Wzruszyłam ramionami i westchnęłam, widząc zwątpienie na ich twarzach. – Gdyby chciał nas zabić, zrobiłby to nim krzyknęłybyśmy „na pomoc!”. Zapukałyśmy do drzwi. Siedziałyśmy na jego kanapie. Pomógł nam odnaleźć horkruksa, co przypomina mi o spodniach, których na sobie nie mam.
- Hermiona ma rację. Grindelwald nie posunąłby się do tak prymitywnych metod jak wysyłanie za nimi kilku chłystków. – Poparł mnie Lupin i uśmiechnął się lekko.
- Dowiedziałyście się czegoś? – Wtrąciła McGonagall, nerwowo drepcząc obok łóżka.
- Tak. – Odpowiedziałyśmy jednocześnie. Przełknęłam ślinę, gdy kilka par oczu z nadzieją wpatrywało się w nas.
- To… Hogwart.
Osłupienie i szok pojawiło się na twarzy każdej osoby w tym pomieszczeniu. No może poza Snapem, który nawet nie drgnął.
- To niemożliwe. – Szepnęła po chwili zamroczenia Minerwa, opadając na krzesło obok łóżka Hestii.
- A jednak. Widziałam na własne oczy ten cholerny pergamin. – Potwierdziła Hestia, wzdychając ciężko. – Hermiona miała go ze sobą, ale chyba…
- Pokój życzeń. Jest w pokoju życzeń. – Przerwałam jej.
Dumbledore pogładził swoją brodę, udając całkowity spokój. Niestety zdradziły go zmarszczki na czole.
- Cóż, wygląda na to, że zamknięcie Hogwartu jest nam na rękę. – Powiedział, siląc się na opanowanie w głosie. – Będziemy musieli to dobrze zorganizować. Voldemort natychmiast się zorientuje, gdy się tam zjawimy. Dowie się po co i dlaczego, a wtedy przyjdzie po nas. Musimy być gotowi. Gotowi do walki, moi drodzy.
Zapadła bolesna cisza. Wszyscy wiedzieli co to oznaczało. Zbliżał się termin naszego starcia, od którego zależała przyszłość całego świata czarodziejów.
- Trzeba powiedzieć Harremu. – Odezwał się w końcu pan Weasley i westchnął ciężko. – Nie zapominajmy, że to na jego barkach leży obowiązek.
Kilka osób pokiwało smutno głowami, a mnie ścisnęło w dołku.
Nie tylko od niego. Również ode mnie, o czym doskonale wiedział Dumbledore. Jego świdrujący wzrok wypalał mi dziurę w głowie, ale nie odważyłam się spojrzeć na niego. Nie chciałam przyznać się przed samą sobą do tego, że właśnie została wyznaczona data mojej śmierci. Naszej śmierci.
*
W ekspresowym tempie rozeszły się wieści po Zakonie.
Ginny wydała mi się nieco bardziej posępna niż w ostatnim czasie i o dziwo nie
było to spowodowane sercowymi rozterkami, a strachem przed utratą Harrego. On
sam zaszył się w swoim pokoju i nie dopuszczał nikogo na bliżej niż koniec
korytarza, który dzieliliśmy. Doskonale rozumiałam co teraz czuł.
Musiałam jeszcze porozmawiać z Dumbledorem. W tej historii czekała mnie jeszcze jedna rola do odegrania i choć wcale się do tego nie rwałam, czas uciekał. Dyrektor był osobą, która powinna wiedzieć o tym co zamierzam, a co raczej musi zostać zrobione. Kiedy z nim uzgodnię i zaplanuję wszystko, nadejdzie czas aby przekazać Harremu. Spodziewałam się ostrej reakcji z jego strony, ale jednocześnie wiedziałam, że zrozumie. Kto jak kto, ale Harry znał ciężar przeznaczenia i poczucia obowiązku. Był gotów poświęcić się za każdego. Co do siebie miałam lekkie wątpliwości. Nie zrozumcie mnie źle… Zawsze chciałam bronić słabszych i tych, których głos nie miał siły przebić się przez innych. Ale nigdy nie zakładałam, że oddam to co najcenniejsze dla świata, w którym żyłam. Przerażała mnie ta świadomość. Przerażała mnie myśl, że tak wiele przede mną, a ja to stracę. Być może nigdy nie będę miała szansy poznać swojej przyszłości. Lorenzo co prawda nie powiedział otwarcie, że zginę, ale nie byłam głupia i nie robiłam sobie nadziei.
Najbardziej jednak przerażało mnie wyzwanie, które stanowił dla mnie Severus. Jak niby jemu miałam powiedzieć? Nie musiałam nawet się zastanawiać żeby domyślić się jego reakcji.
Rozległo się pukanie do drzwi, które przywróciło mnie do rzeczywistości. Bez zaproszenia do mojego pokoju wszedł Snape, z miną cierpiętnika.
Usiadłam zdezorientowana na łóżku, podczas gdy on rozglądał się podejrzliwie.
- Nie ma Weasleyówny?
Uśmiechnęłam się pod nosem, domyślając jego obaw.
Pokręciłam głową.
- Nie ma. Szwęda się gdzieś z Malfoyem.
Teraz to on się uśmiechnął, a ja krzywiłam jak po zjedzeniu cytryny.
- Świetnie. Więc chodź ze mną.
- Dokąd? – Uniosłam brew, a on tylko westchnął i wyciągnął do mnie rękę.
- Nie zamierzam siedzieć w tym babskim pokoju dłużej niż to konieczne. Idziesz czy nie?
Przewróciłam oczami, ale zgodnie z jego prośbą, wstałam z łóżka i ruszyłam za nim.
Trochę mnie zdziwiło, że zaprowadził nas do swojego pokoju. Najwyraźniej naprawdę przeszkadzał mu fakt, że Ginny jest moją współlokatorką. Albo, że w ogóle ktokolwiek nią jest.
Zamknął za mną drzwi i opuścił swoje mury, za którymi się chował przez większość czasu. Maska opadła, a jego oczy rozbłysły czystym uczuciem. Przygarnął mnie do siebie ramieniem i westchnął w moją szyję. Jego braki rozluźniły się, jakby właśnie zrzucił ogromny ciężar i w końcu się zrelaksował.
Myślałam, że będzie chciał przedyskutować sprawę Hogwartu. Tylko czekałam na wybuch w stylu „nigdzie nie idziesz głupia dziewucho, przywiążę cię do łóżka”.
Zamiast tego przyciągnął moją twarz do swojej i pocałował.
Gorąco rozlało się po moim wnętrzu od stóp do głowy, rozpalając uśpiony ogień.
O mój Boże, jak mi go brakowało!
Złapałam Snape'a za ramiona, nie pozwalając się odsunąć. Dzika namiętność zapłonęła między nami. Całował nie zachłannie, jakby świat miał się jutro skończyć. Niewiele się pomylił, ale w tej chwili liczył się tylko on.
Czułam go gdzieś na głębokości szpiku kostnego, a moje kości pochłaniał żar, który wzniecił.
Nim się zorientowałam, leżałam nago, wciśnięta pomiędzy dwie poduszki na łóżku Severusa. Nie wiem nawet jakim cudem i czy za sprawą moich rąk, ale on też był nagi. Zawisnął nade mną z pożądaniem w czarnych, lśniących oczach.
- Nie mów mi więcej, że mam zostać - brutalnie wszedł we mnie, nie spuszczając choćby na chwilę wzroku - kiedy idziesz prosto do jaskini diabła. - Zacisnął zęby, przysuwając twarz do mojej. - Nigdy więcej.
Nie byłam w stanie wydać z siebie dźwięku, więc skinęłam jedynie głową, błagając w myślach, żeby to napięcie w lędźwiach ustało.
Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo mi go brakowało. Bliskości i jego obecności. Tego żeby był przy mnie.
- Cieszę się, że jesteś cała – powiedział cicho, gładząc dłonią moje nagie plecy. Ciepły oddech owiał moją skórę i zadrżałam. – Nienawidzę tego uczucia. – Dodał po chwili, rozplątując nasze kończyny z uścisku. – Próbowałem to zwalczyć, ale nie potrafię. Kiedy cię nie ma, boję się Hermiono… - Moje oczy rozszerzyły się w wyrazie szoku. Nigdy nie używał mojego imienia. A już na pewno nie bezpośrednio, patrząc mi w oczy. To było dla mnie jak najszczersze wyznanie, a nie spodziewałam się go usłyszeć. Nigdy.
- Ja też. Boję się, jestem wręcz przerażona. – Zaczesałam włosy za ucho, spuszczając wzrok. Tak, to był dobry moment żeby wyznać mu wszystko. A co mi tam! Skoro on mógł się otworzyć, skoro on wciąż i wciąż walczył sam ze sobą… W końcu raz się żyje, a moje życie nieubłaganie dobiegało końca. – Przez tyle czasu radziłam sobie sama i myślałam… Myślałam, że to mi wystarczy. Ale kiedy jesteś ze mną… Severus, nie pozwól mi upaść, proszę. – Głos mi zadrżał i chyba pierwszy raz w życiu obnażyłam się tak bardzo jak teraz. Byłam naga, bezbronna, jak otwarta księga. – Wiem, że się boisz. Świetnie to rozumiem, ale stałeś się moim oparciem. Przy tobie czuję się bezpiecznie i jakoś wszystko jest łatwiejsze…
Niepewnie podniosłam wzrok i napotkałam jego czarne oczy, wypełnione uczuciem.
Serce zatrzepotało mi w piersi.
Boże, czy on czuł to samo? Czy nie zamierzał mnie wyśmiać?
- Jeśli ci to wystarcza. – Powiedział i pogładził mnie po policzku. – Nie jestem stworzony do tego typu rzeczy. Myślę, że jestem totalnie beznadziejny w te klocki. – Uśmiechnął się krzywo. Wiedziałam ile wysiłku kosztuje go wypowiedzenie tych słów. Ale Merlinie… I tak usłyszałam więcej niż kiedykolwiek bym pragnęła.
- Ja… Muszę ci powiedzieć o czymś. – Nabrałam powietrza do płuc, siląc się na odwagę. Musiałam to zrobić. Teraz albo nigdy. Otworzyłam usta i w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
Speszona spojrzałam w ich stronę, ale on tylko Snape westchnął ciężko, wstał, wciągnął spodnie i koszulkę, po czym podszedł do nich z miną cierpiętnika.
- Czego? – Warknął nieprzyjemnie.
- Severusie – podskoczyłam na głos pana Weasley’a – ktoś pojawił się przy punkcie aportacyjnym. Dumbledore prosi żebyśmy to sprawdzili.
Zagryzłam wargę. Nie spodziewaliśmy się nikogo. Albo ktoś miał ważne informacje, albo mieliśmy nieproszonego gościa.
- Już idę – mruknął i zniknął za drzwiami.
Opadłam plecami na jego łóżko, czując się jak totalna idiotka. Właśnie byłam bliska wyznania miłości Snapeowi. Co mi strzeliło do tego durnego łba?
Po pierwsze ta relacja nie w tę stronę miała iść! Prawdopodobnie wkrótce mnie nie będzie i co wtedy z nim? Poza tym to uczucie mnie tylko rozprasza… Dlaczego musiało nam się przydarzyć właśnie teraz? Dlaczego moją głowę zaprzątały tak beznadziejne problemy?
Wstałam i wzięłam kilka głębokich wdechów. Musiałam się uspokoić. Zapanować nad sobą. Pozbierać się do kupy, a nie wtapiać takie gafy bez przerwy.
Z drugiej strony przypominając sobie jego słowa, szczerzyłam się jak idiotka do ściany. On jednak czuł do mnie coś więcej. TO nie była zwykła fizyczna relacja. Severusowi naprawdę zależało na mnie.
W bardzo mieszanym humorze ubrałam się i poszłam w końcu na kolację. Nie mogłam się przecież ukrywać wiecznie przed ludźmi, tylko dlatego, że zakochałam się w dziewiętnaście lat starszym mężczyźnie, no nie?
Musiałam jeszcze porozmawiać z Dumbledorem. W tej historii czekała mnie jeszcze jedna rola do odegrania i choć wcale się do tego nie rwałam, czas uciekał. Dyrektor był osobą, która powinna wiedzieć o tym co zamierzam, a co raczej musi zostać zrobione. Kiedy z nim uzgodnię i zaplanuję wszystko, nadejdzie czas aby przekazać Harremu. Spodziewałam się ostrej reakcji z jego strony, ale jednocześnie wiedziałam, że zrozumie. Kto jak kto, ale Harry znał ciężar przeznaczenia i poczucia obowiązku. Był gotów poświęcić się za każdego. Co do siebie miałam lekkie wątpliwości. Nie zrozumcie mnie źle… Zawsze chciałam bronić słabszych i tych, których głos nie miał siły przebić się przez innych. Ale nigdy nie zakładałam, że oddam to co najcenniejsze dla świata, w którym żyłam. Przerażała mnie ta świadomość. Przerażała mnie myśl, że tak wiele przede mną, a ja to stracę. Być może nigdy nie będę miała szansy poznać swojej przyszłości. Lorenzo co prawda nie powiedział otwarcie, że zginę, ale nie byłam głupia i nie robiłam sobie nadziei.
Najbardziej jednak przerażało mnie wyzwanie, które stanowił dla mnie Severus. Jak niby jemu miałam powiedzieć? Nie musiałam nawet się zastanawiać żeby domyślić się jego reakcji.
Rozległo się pukanie do drzwi, które przywróciło mnie do rzeczywistości. Bez zaproszenia do mojego pokoju wszedł Snape, z miną cierpiętnika.
Usiadłam zdezorientowana na łóżku, podczas gdy on rozglądał się podejrzliwie.
- Nie ma Weasleyówny?
Uśmiechnęłam się pod nosem, domyślając jego obaw.
Pokręciłam głową.
- Nie ma. Szwęda się gdzieś z Malfoyem.
Teraz to on się uśmiechnął, a ja krzywiłam jak po zjedzeniu cytryny.
- Świetnie. Więc chodź ze mną.
- Dokąd? – Uniosłam brew, a on tylko westchnął i wyciągnął do mnie rękę.
- Nie zamierzam siedzieć w tym babskim pokoju dłużej niż to konieczne. Idziesz czy nie?
Przewróciłam oczami, ale zgodnie z jego prośbą, wstałam z łóżka i ruszyłam za nim.
Trochę mnie zdziwiło, że zaprowadził nas do swojego pokoju. Najwyraźniej naprawdę przeszkadzał mu fakt, że Ginny jest moją współlokatorką. Albo, że w ogóle ktokolwiek nią jest.
Zamknął za mną drzwi i opuścił swoje mury, za którymi się chował przez większość czasu. Maska opadła, a jego oczy rozbłysły czystym uczuciem. Przygarnął mnie do siebie ramieniem i westchnął w moją szyję. Jego braki rozluźniły się, jakby właśnie zrzucił ogromny ciężar i w końcu się zrelaksował.
Myślałam, że będzie chciał przedyskutować sprawę Hogwartu. Tylko czekałam na wybuch w stylu „nigdzie nie idziesz głupia dziewucho, przywiążę cię do łóżka”.
Zamiast tego przyciągnął moją twarz do swojej i pocałował.
Gorąco rozlało się po moim wnętrzu od stóp do głowy, rozpalając uśpiony ogień.
O mój Boże, jak mi go brakowało!
Złapałam Snape'a za ramiona, nie pozwalając się odsunąć. Dzika namiętność zapłonęła między nami. Całował nie zachłannie, jakby świat miał się jutro skończyć. Niewiele się pomylił, ale w tej chwili liczył się tylko on.
Czułam go gdzieś na głębokości szpiku kostnego, a moje kości pochłaniał żar, który wzniecił.
Nim się zorientowałam, leżałam nago, wciśnięta pomiędzy dwie poduszki na łóżku Severusa. Nie wiem nawet jakim cudem i czy za sprawą moich rąk, ale on też był nagi. Zawisnął nade mną z pożądaniem w czarnych, lśniących oczach.
- Nie mów mi więcej, że mam zostać - brutalnie wszedł we mnie, nie spuszczając choćby na chwilę wzroku - kiedy idziesz prosto do jaskini diabła. - Zacisnął zęby, przysuwając twarz do mojej. - Nigdy więcej.
Nie byłam w stanie wydać z siebie dźwięku, więc skinęłam jedynie głową, błagając w myślach, żeby to napięcie w lędźwiach ustało.
Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo mi go brakowało. Bliskości i jego obecności. Tego żeby był przy mnie.
- Cieszę się, że jesteś cała – powiedział cicho, gładząc dłonią moje nagie plecy. Ciepły oddech owiał moją skórę i zadrżałam. – Nienawidzę tego uczucia. – Dodał po chwili, rozplątując nasze kończyny z uścisku. – Próbowałem to zwalczyć, ale nie potrafię. Kiedy cię nie ma, boję się Hermiono… - Moje oczy rozszerzyły się w wyrazie szoku. Nigdy nie używał mojego imienia. A już na pewno nie bezpośrednio, patrząc mi w oczy. To było dla mnie jak najszczersze wyznanie, a nie spodziewałam się go usłyszeć. Nigdy.
- Ja też. Boję się, jestem wręcz przerażona. – Zaczesałam włosy za ucho, spuszczając wzrok. Tak, to był dobry moment żeby wyznać mu wszystko. A co mi tam! Skoro on mógł się otworzyć, skoro on wciąż i wciąż walczył sam ze sobą… W końcu raz się żyje, a moje życie nieubłaganie dobiegało końca. – Przez tyle czasu radziłam sobie sama i myślałam… Myślałam, że to mi wystarczy. Ale kiedy jesteś ze mną… Severus, nie pozwól mi upaść, proszę. – Głos mi zadrżał i chyba pierwszy raz w życiu obnażyłam się tak bardzo jak teraz. Byłam naga, bezbronna, jak otwarta księga. – Wiem, że się boisz. Świetnie to rozumiem, ale stałeś się moim oparciem. Przy tobie czuję się bezpiecznie i jakoś wszystko jest łatwiejsze…
Niepewnie podniosłam wzrok i napotkałam jego czarne oczy, wypełnione uczuciem.
Serce zatrzepotało mi w piersi.
Boże, czy on czuł to samo? Czy nie zamierzał mnie wyśmiać?
- Jeśli ci to wystarcza. – Powiedział i pogładził mnie po policzku. – Nie jestem stworzony do tego typu rzeczy. Myślę, że jestem totalnie beznadziejny w te klocki. – Uśmiechnął się krzywo. Wiedziałam ile wysiłku kosztuje go wypowiedzenie tych słów. Ale Merlinie… I tak usłyszałam więcej niż kiedykolwiek bym pragnęła.
- Ja… Muszę ci powiedzieć o czymś. – Nabrałam powietrza do płuc, siląc się na odwagę. Musiałam to zrobić. Teraz albo nigdy. Otworzyłam usta i w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
Speszona spojrzałam w ich stronę, ale on tylko Snape westchnął ciężko, wstał, wciągnął spodnie i koszulkę, po czym podszedł do nich z miną cierpiętnika.
- Czego? – Warknął nieprzyjemnie.
- Severusie – podskoczyłam na głos pana Weasley’a – ktoś pojawił się przy punkcie aportacyjnym. Dumbledore prosi żebyśmy to sprawdzili.
Zagryzłam wargę. Nie spodziewaliśmy się nikogo. Albo ktoś miał ważne informacje, albo mieliśmy nieproszonego gościa.
- Już idę – mruknął i zniknął za drzwiami.
Opadłam plecami na jego łóżko, czując się jak totalna idiotka. Właśnie byłam bliska wyznania miłości Snapeowi. Co mi strzeliło do tego durnego łba?
Po pierwsze ta relacja nie w tę stronę miała iść! Prawdopodobnie wkrótce mnie nie będzie i co wtedy z nim? Poza tym to uczucie mnie tylko rozprasza… Dlaczego musiało nam się przydarzyć właśnie teraz? Dlaczego moją głowę zaprzątały tak beznadziejne problemy?
Wstałam i wzięłam kilka głębokich wdechów. Musiałam się uspokoić. Zapanować nad sobą. Pozbierać się do kupy, a nie wtapiać takie gafy bez przerwy.
Z drugiej strony przypominając sobie jego słowa, szczerzyłam się jak idiotka do ściany. On jednak czuł do mnie coś więcej. TO nie była zwykła fizyczna relacja. Severusowi naprawdę zależało na mnie.
W bardzo mieszanym humorze ubrałam się i poszłam w końcu na kolację. Nie mogłam się przecież ukrywać wiecznie przed ludźmi, tylko dlatego, że zakochałam się w dziewiętnaście lat starszym mężczyźnie, no nie?
Co chwila każdy zerkał w napięciu na drzwi.
Zaskakująco długo zajmował im powrót. Dojście do latarni i z powrotem trwało co
najwyżej dwadzieścia minut, a od dobrych czterdziestu nie dawali znaku życia.
Nikt już od dawna nie jadł, jednak w ciszy siedzieliśmy przy stole, obawiając
się najgorszego.
Serce waliło mi w piersi, a rażąca pustka na krześle obok napawała mnie strachem. Dlaczego Snape i pan Weasley jeszcze nie wrócili? Czy coś im się stało?
Mój Boże, jeśli faktycznie nie wrócą? A ja nie zdążyłam powiedzieć Severusowi, nie zdążyłam mu się przyznać…
Podskoczyłam, gdy rozległo się szczęknięcie zamka i drzwi wejściowe otworzyły się. Nie byłam jedyną osobą, która zerwała się z miejsca i rzuciła w stronę Snape’a. Kamień wielkości góry lodowej spadł mi z serca, widząc, że jest cały, ale gdy spojrzał na mnie, zawartość mojego żołądka przelała się do góry nogami.
Szok, strach i coś czego nie poznałam czaiły się na jego twarzy. Podszedł do mnie dziwnie niepewnym krokiem i otworzył usta, ale uwagę od niego odwrócił głos pana Weasley’a.
- Molly! – Krzyknął, wyraźnie pobudzony i… radosny. – Molly kochanie! – wołał i wszedł do środka, otulając kogoś ramieniem.
Kiedy przybysz podniósł głowę i odrzucił rudą czuprynę z czoła, przysięgam, że moje serce zatrzymało się i gdyby nie ręka Snape’a na moim łokciu, przewróciłabym się.
Rozległ się wrzask i płacz pani Weasley. Ginny przecisnęła się obok mnie, biegnąc w stronę ojca, a bliźniacy stali niepewnie w miejscu, po czym poszli w ślady siostry.
Harry sztywnym krokiem podszedł do mnie i chwycił moją dłoń. Byłam tak oniemiała i oszołomiona, że musiałam przetrzeć oczy.
Powiedzenie, że zaparło mi dech w piersiach to było zdecydowanie za mało. Ja nie oddychałam. Wstrzymałam powietrze, bojąc się, że jeśli wypuszczę je z płuc, to wszystko się rozpłynie, a ja znowu stanę w kuchni sama, bez przyjaciela.
Ronald Weasley padł w ramiona matki i rodzeństwa, śmiejąc się głośno i tuląc ich do siebie.
Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam.
- Uszczypnij mnie Hermiona. Albo powiedz, że jestem stuknięty, ale czy ty też widzisz Rona?
Spojrzałam na Harrego, który wyglądał na równie zaskoczonego co ja. Chociaż zaskoczony to spore niedopowiedzenie w tej sytuacji…
- Harry… Harry, ja go pogrzebałam tymi rękoma… - powiedziałam cicho, unosząc dłonie do góry. – To nie może… Niemożliwe.
W całym tych chaosie tylko Moody zdawał się zachować zimną krew. Podszedł do chłopaka, szarpnął go za ramię i przygwoździł do ściany.
- Alastorze! Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła Molly, próbując oderwać aurora od swojego syna.
- Moody! – zawtórowali jej bliźniacy, do których przyłączyła się Ginny.
- Idioci! – warknął, mierząc w całą czwórkę różdżką. – To może być podstęp. Wszyscy wiemy, że pan Weasley rzekomo nie żyje, trzeba go sprawdzić! – Zaperzył się, a jego sztuczne oko zaczęło wirować po pokoju, aż zrobiło mi się niedobrze.
Czułam się tak jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. To nie mógł być Ron. Ktoś musiał wypić eliksir wieloskokowy. Ktoś musiał się pod niego podszywać… Jak można było zrobić coś tak okrutnego? Jak można…
Wtedy Snape, o którego obecności zupełnie zapomniałam, zrzucił kolejną bombę.
- To Ronald Weasley. Sprawdziłem kilka razy. – Powiedział obojętnym tonem, choć jego ciało pozostawało napięte.
Kilkanaście par oczu zwróciło się w stronę mężczyzny u mojego boku, by po chwili znowu powędrować do Rona.
A więc to jednak był on? Zatem jakim cudem…? Nie, to musiało mi się śnić. Przecież widziałam jak umarł. Pogrzebałam go. Przez rok próbowałam wybaczyć sobie jego śmierć, a on tak po prostu stał teraz w ramionach swojej rodziny, otoczony kochającymi ludźmi, łkając ze szczęścia?
Spojrzałam na Dumbledore’a. Stał pod ścianą, zaskakująco milczący, a na jego ustach błądził ciepły uśmiech.
Czyżby wiedział? Wiedział, że Ron wcale nie zginął?
- Chodź – szepnął Harry i pociągnął mnie w stronę Weasley’ów.
Czułam się wciąż oszołomiona i niepewna, ale pan Weasley wymuskał żonę z objęć syna i przygarnął ją do siebie. Wtedy zielone oczy spotkały się z moimi i coś pękło we mnie. Nie wiem nawet kiedy zaczęłam płakać, ale twarz już miałam mokrą od łez i musiałam pociągnąć kilka razy nosem.
- Harry, Hermiona – powiedział, rzucając się na naszą dwójkę.
Stałam ściśnięta pomiędzy Harrym a Ronem, a moje serce rosło, rozsadzane przez szczęście i radość. Przestało mnie obchodzić jak to się stało, że wrócił do żywych. Był tu, był obok i znowu dopełniał naszą trójcę.
Łkałam wtulona w ramiona najlepszych przyjaciół i zdawało mi się w tamtej chwili, że niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję.
Owinęłam ramiona wokół szyi rudzielca, przyciągając go do siebie.
- M-merlinie… Ron! P-przecież… Boże… - jąkałam się, próbując złożyć słowa w jedno zdanie. Harry zaśmiał się za moimi plecami i objął naszą dwójkę.
- Dobrze was widzieć – szepnął Ron, przytulając mnie mocniej do swojego ciała.
Ciepło, które biło od tej dwójki wypełniało właśnie każdą pustkę w moim sercu. Dopełniało każdy niepasujący element tej chorej układanki.
Nie wiem ile chwil minęło gdy staliśmy tak zrośnięci ze sobą niczym bliźniaki syjamskie, ale w końcu Dumbledore podszedł i położył dłoń na ramieniu Rona.
- Cieszę się, że pan wrócił, Ronaldzie. – Uśmiechnął się lekko, a Harry odciągnął mnie od przyjaciela.
- Daj mu złapać oddech – powiedział, śmiejąc się radośnie.
Tyle szczęścia nie było w tym domu nigdy wcześniej. Pojaśniało, jakby nagle ktoś zapalił światło w przepełnionym mroku pomieszczeniu.
- Chyba należą się nam jakieś wyjaśnienia, synu. – Zaproponował Artur, podchodząc do syna i odetchnął. – Myślę, że wszyscy mamy wiele pytań.
Ścisnęłam dłoń Harrego. Nie mogłam uwierzyć w to, że Ron faktycznie tu jest i nie tylko ja. Gdy minął pierwszy szok, wszyscy zaczęli zadawać sobie jedno pytanie: dlaczego on żyje?
Po kilku minutach zamęt został opanowany i znowu siedzieliśmy przy stole. Wokół Rona stłoczyła się jego rodzina, tylko pani Weasley biegała z czajnikiem i herbatą, co było dla niej tak typowe, że przywracało pewien ład. Razem z Harrym usiedliśmy kilka miejsc dalej, naprzeciwko rudzielców. Moody, Lupin, Kingsley i Tonks przysiedli się do nas i dopiero zauważyłam, że kogoś brakuje w całym towarzystwie. Nawet Vladimir z ciekawością przyglądał się rodzinie Weasley’ów. Tylko Snape’a i Jones zabrakło.
Rozejrzałam się niepewnie po pokoju, ale nie czaili się w żadnym kącie.
Pani Pomfrey wpadła razem z McGonagall i obie krzyknęły radośnie na widok Rona. Uśmiechnęłam się szeroko do nauczycielki, która z wrażenia opadła na krzesło. Niewiarygodne jak pojawienie się jednej osoby namieszało i zaburzyło panujący tu porządek.
- Hermiona? – zwrócił moją uwagę Harry, ściskając rękę. – Wszystko w porządku?
Musiał dostrzec jak się rozglądam. Przytaknęłam i spojrzałam na roześmianą twarz Rona.
- W jak najlepszym – powiedziałam szczerze, a moje wnętrze zalała fala spokoju.
- Wygląda na to, że to ja powinienem zacząć od pewnych wyjaśnień – zaczął Dumbledore, a wszystkie oczy zwróciły się na niego. – Widzicie, w ubiegłym roku dostałem zaskakującą wiadomość od pana Kruma. Poinformował mnie o planach, które rozniosły się wśród uczniów Durmastrangu. Nie muszę chyba mówić, że chodziło o szeregi śmierciożerców. Otóż chcieli za wszelką cenę dowiedzieć się co knuję razem z Harrym i znaleźli do tego dość zaskakującą drogę. Jak się okazało, niektórzy uczniowie Hogwartu byli wmieszani w sprawy śmierciożerców. Pan Crabbe i Goyle byli niezwykle zazdrośni o pozycję pana Malfoy’a – spojrzał wymownie w stronę Draco, który uniósł tylko brew – i postanowili również wkupić się w łaski Voldemort’a. Pan Krum chciał odejść od śmierciożerców i w zamian za moją ochronę, obiecał zdradzić plan, który uknuli uczniowie Durmastrangu z wcześniej wymienionymi przeze mnie chłopcami. – Przerwał, a jego słowa powoli docierały do nas. Nagle wszystko zaczęło się układać w mojej głowie i nie mogłam uwierzyć w to jak wszystko zostało przemyślane. – Przystałem na tę propozycję, ale plan wszedł już w życie… Może ty Ron zechciałbyś dokończyć?
Spojrzała na przyjaciela, który zmarszczył gniewnie brwi i rozejrzał się po zgromadzonych.
- Crabbe i Goyle dorwali mnie. Nie wiem jak i kiedy, ale ocknąłem się w jakimś śmierdzącym miejscu, gdzie było pełno szczurów, a co gorsza – pająków. – Skrzywił się i wzdrygnął, jakby wspomnienie tamtych chwil nadal bolało. Nie mogłam patrzeć na jego cierpienie. – Spędziłem tam kilka tygodni i dopiero wtedy przyszedł Wiktor. Wypuścił mnie i kazał uciekać. Pomagał mi przez wiele dni, ale w końcu straciliśmy kontakt. Mówił, że ma mnie doprowadzić do kwatery Zakonu, ale myślał, że pan, profesorze Dumbledore, nie żyje. Nie wiedziałem dokąd się udać, a teleportacja… No wszyscy wiedzą, że jestem beznadziejny – zaczerwienił się lekko, a matka pogłaskała go po głowie jak małe dziecko. – Poza tym nie wiedziałem gdzie jesteście i czy ktokolwiek z was żyje… Po dwóch albo trzech miesiącach Krum skontaktował się ze mną i powiedział, że wie gdzie jest Zakon, ale jest ścigany i nie może mi teraz pomóc. – Westchnął, wbijając wzrok w swoje dłonie. – To… To był ciężki okres. Zrobiłem wiele głupich i okropnych rzeczy, ale chciałem was tylko odnaleźć! – Ron podniósł głowę i spojrzał błagalnie w moje oczy. Och, za dobrze rozumiałam co znaczyła walka o życie. Ale on najwyraźniej jeszcze nie słyszał o nowej Hermionie. – Tyle miesięcy byłem gdzieś tam… Dopiero kilka dni temu spotkałem się z Wiktorem. Dostałem od niego świstoklik i zaraz potem zniknął. Z tego co wiem to nadal go szukali. Co się z nim stało tego nie wiem…
- Zaraz, zaraz – przerwał mu Lupin, przyglądając się z szokiem. – Czy ja dobrze rozumiem? Crabbe i Goyle pomogli porwać cię i przetrzymywali gdzieś w Europie po to by móc się pod ciebie podszyć?
Ciarki mnie przeszły, gdy uświadomiłam sobie, że Bóg jeden wie ile czasu zamiast Rona był obok nas jeden z tych przygłupów. Jak mogliśmy się nie zorientować? Co on musiał przeżywać porzucony przez wszystkich, w obcym kraju?
Harry musiał pomyśleć o tym samym, bo spiął się i zmieszany spuścił wzrok.
- Dokładnie tak było. Eliksir wielosokowy załatwił sprawę. – Potwierdził Dumbledore, wzdychając.
- I ty wiedziałeś o tym wszystkim Albusie? – zapytał z wyrzutem pan Weasley.
- Wiedziałem Arturze. Nie chciałem dawać wam jednak złudnej nadziei. Pogodziliście się z utratą syna, a ja nie miałem pewności, że Ronald żyje. Wybaczcie mi proszę.
Pan Weasley nic nie powiedział, a jego żona otarła tylko łzy z oczu.
To znaczy, że opłakiwałam Crabba albo Goyle’a? To znaczy, że jeden z nich nie żyje i leży głęboko pod ziemią? To jednego z nich pogrzebałam własnymi rękami, a potem miesiącami katowałam się poczuciem winy?
- Tak Hermiono, tak właśnie prawdopodobnie było.
Wszystkie oczy skierowane były na mnie. Musiałam zadać te pytania na głos, nie tylko w swojej głowie. Zaczerwieniłam się odruchowo i westchnęłam.
- Przepraszam – burknęłam pod nosem.
- Nie masz za co dziecko. Dla nas wszystkich to był ciężki okres i… Nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw. – Powiedziała McGonagall, zabierając głos po raz pierwszy.
Miała rację. Co prawda, to prawda.
Ja pieprzę, ale się pokiełbasiło.
No nie?
Spojrzałam nieśmiało na przyjaciela, ale rudzielec uśmiechnął się do mnie ciepło, a jego oczy wręcz krzyczały „wybaczam ci!”.
- Dlaczego on tu jest? – Warknął nagle Ron z wyrzutem, patrząc spod byka na Draco.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wspólna niechęć do blondyna wciąż była dla nas czymś naturalnym.
- Dużo się pozmieniało – odpowiedział mu Harry, wymownie spoglądając na mnie.
Poruszyłam się na krześle. No dobra, winna!
- Właśnie zauważyłem – skrzywił się i rozejrzał po pokoju. – To Snape jednak jest po naszej stronie, ta? A już myślałem, że miałeś racje co do niego stary.
Teraz to pakowaliśmy się na pole minowe. Nie mogłam zignorować kilku par oczu, które utkwione były we mnie. Równie dobrze mogli wskazać palec mówiąc: zdradziłaś go!
Ale przecież byliśmy pewni, że nie żyje. Poza tym minęło tyle miesięcy… A ja… Zależało mi na Snape’ie. Nie zrobiłam niczego złego. Dlaczego jednak poczułam tak okropne wyrzuty sumienia, że aż mnie zemdliło?
- Myślę, że czasu na wyjaśnienia będzie wiele. Sugeruję byśmy się rozeszli i odpoczęli, to był emocjonujący dzień. – Powiedział Dumbledore i wstał od stołu. – Dobranoc moi drodzy. – Po tych słowach wyszedł, a McGonagall, Pomfrey i Sprout, pożegnawszy się, również wyszły.
- Na mnie też już pora – mruknął Malfoy, rzucił tęskne spojrzenie Ginny, która była zbyt zaaferowana bratem żeby to zauważyć i zniknął.
- My też już pójdziemy. – Rzuciła z uśmiechem Tonks, wyciągając z pokoju Remusa, Moody’ego i Kingsley’a.
Zostaliśmy tylko my i Weasley’owie.
- Mamo, musisz dać mi oddychać – mruknął Ron, gdy Molly kolejny raz zawisła na jego szyi. – Nigdzie się już nie wybieram. – Powiedział i uśmiechnął się promiennie.
Jego rodzice kolejny raz załkali, ale Artur w końcu zdołał oderwać swoją żonę i wyprowadził ją z jadalni.
- No braciszku, to żeś wykręcił nam numer stulecia.
- Tego nie przebijemy. – Zgodził się z Fredem George. – Musisz nam jutro opowiedzieć wszystko. – Zawołał i wybiegli z bratem na zewnątrz.
Ginny wciąż siedziała uwieszona jego ramienia.
- To dość zaskakujące. Nigdy nie byłem świadkiem czyjegoś zmartwychwstania.
- A ty coś za jeden? – Warknął Ron, mierząc groźnie Vladimira.
Razem z Ginny wymieniłyśmy się szybkimi spojrzeniami.
- To Vlad. Przyjaciel. Mówiliśmy, że dużo się zmieniło. Nadrobisz braciszku. – Powiedziała ruda i wypuściła go z objęć. – Chodźcie na górę. Myślę, że tam możemy spokojnie zacząć od początku.
Zgodziliśmy się z Ginny i we czwórkę ruszyliśmy w stronę schodów.
Poczułam lekkie szarpnięcie i zaskoczona spojrzałam w błękitne oczy Vladimira, gdy ściągnął mnie z drugiego stopnia.
- Hermiona? – Harry obrócił się i obrzucił niepewnym spojrzeniem Rosjanina.
- W porządku, zaraz do was dołączę – machnęłam wolną ręką i wyrwałam drugą z uścisku. – O co ci chodzi? –mruknęłam, rozmasowując nadgarstek.
- Nie zapomniałaś o kimś? Nie tylko ty przeżyłaś powrót swojego przyjaciela. – Uniósł brew, a ja poczułam się jak małe dziecko, które właśnie zostało skarcone.
Chyba sobie jaja robi, prawda?
- Posłuchaj Vlad, nie wiem o co ci chodzi, ale nie mam czasu teraz na twoje durne zagrywki. Właśnie po półtora roku wrócił mój przyjaciel i naprawdę chcę…
- Kochasz go?
Zamrugałam zdziwiona i prychnęłam.
- To chyba nie jest twój interes, nie sądzisz?
- Mój może i nie, ale Snape na pewno chciałby wiedzieć na czym stoi.
Wywołanie wilka z lasu było dla mnie zimnym prysznicem.
Snape.
Cholera. Zupełnie o nim zapomniałam w tym wszystkim. Tak zaaferował mnie powrót Rona, że nie pomyślałam nawet jak on mógł się poczuć. Ale przecież nic się nie zmieniło, no nie? Powrót Rona niczego nie zmieniał, a Snape powinien o tym wiedzieć.
Ja wiedziałam.
A mimo to poczułam się strasznie zmęczona tą sytuacją i ostatnią rzeczą jaką chciałam zrobić, to spotkać się z nim.
Westchnęłam i wzruszyłam ramionami, tuszując swoje zmieszanie.
- Nie wiem o co ci chodzi. – Rzekłam, krzyżując ramiona.
Och tak, więcej obrony, wyglądasz zupełnie naturalnie!
- Czyżby?
Dobra, jego wszędobylstwo zaczynało działać mi na nerwy.
- Tak. Jeśli tak się martwisz to idź i utul go do snu. Ode mnie się odwal. – Warknęłam i weszłam na górę, głośno tupiąc.
Dopiero przed sypialnią uświadomiłam sobie jak dziecinnie i niedojrzale się zachowuję. Oczywiście, że Snape miał prawo czuć się zaniepokojony. Cholera! Ja bym ukryła się pod łóżkiem i nigdy spod niego nie wyszła, gdyby to mama Harrego zmartwychwstała i rzuciła się Snape’owi w ramiona.
Dopiero co wyznał mi głęboko skrywane uczucia… Ja prawie że wyznałam mu miłość.
Oparłam się o ścianę i potarłam czoło.
Jak moje życie mogło się tak nagle skomplikować w przeciągu kilku minut?
- Hermiona, chodź do nas! – Zawołała Ginny, wystawiają głowę z pokoju Harrego, który zapewne dzielił teraz z Ronem.
- Już idę. – Pomachałam jej i ruszyłam korytarzem.
Równie dobrze moje popapranie życiowe mogło poczekać do jutra.
Serce waliło mi w piersi, a rażąca pustka na krześle obok napawała mnie strachem. Dlaczego Snape i pan Weasley jeszcze nie wrócili? Czy coś im się stało?
Mój Boże, jeśli faktycznie nie wrócą? A ja nie zdążyłam powiedzieć Severusowi, nie zdążyłam mu się przyznać…
Podskoczyłam, gdy rozległo się szczęknięcie zamka i drzwi wejściowe otworzyły się. Nie byłam jedyną osobą, która zerwała się z miejsca i rzuciła w stronę Snape’a. Kamień wielkości góry lodowej spadł mi z serca, widząc, że jest cały, ale gdy spojrzał na mnie, zawartość mojego żołądka przelała się do góry nogami.
Szok, strach i coś czego nie poznałam czaiły się na jego twarzy. Podszedł do mnie dziwnie niepewnym krokiem i otworzył usta, ale uwagę od niego odwrócił głos pana Weasley’a.
- Molly! – Krzyknął, wyraźnie pobudzony i… radosny. – Molly kochanie! – wołał i wszedł do środka, otulając kogoś ramieniem.
Kiedy przybysz podniósł głowę i odrzucił rudą czuprynę z czoła, przysięgam, że moje serce zatrzymało się i gdyby nie ręka Snape’a na moim łokciu, przewróciłabym się.
Rozległ się wrzask i płacz pani Weasley. Ginny przecisnęła się obok mnie, biegnąc w stronę ojca, a bliźniacy stali niepewnie w miejscu, po czym poszli w ślady siostry.
Harry sztywnym krokiem podszedł do mnie i chwycił moją dłoń. Byłam tak oniemiała i oszołomiona, że musiałam przetrzeć oczy.
Powiedzenie, że zaparło mi dech w piersiach to było zdecydowanie za mało. Ja nie oddychałam. Wstrzymałam powietrze, bojąc się, że jeśli wypuszczę je z płuc, to wszystko się rozpłynie, a ja znowu stanę w kuchni sama, bez przyjaciela.
Ronald Weasley padł w ramiona matki i rodzeństwa, śmiejąc się głośno i tuląc ich do siebie.
Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam.
- Uszczypnij mnie Hermiona. Albo powiedz, że jestem stuknięty, ale czy ty też widzisz Rona?
Spojrzałam na Harrego, który wyglądał na równie zaskoczonego co ja. Chociaż zaskoczony to spore niedopowiedzenie w tej sytuacji…
- Harry… Harry, ja go pogrzebałam tymi rękoma… - powiedziałam cicho, unosząc dłonie do góry. – To nie może… Niemożliwe.
W całym tych chaosie tylko Moody zdawał się zachować zimną krew. Podszedł do chłopaka, szarpnął go za ramię i przygwoździł do ściany.
- Alastorze! Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła Molly, próbując oderwać aurora od swojego syna.
- Moody! – zawtórowali jej bliźniacy, do których przyłączyła się Ginny.
- Idioci! – warknął, mierząc w całą czwórkę różdżką. – To może być podstęp. Wszyscy wiemy, że pan Weasley rzekomo nie żyje, trzeba go sprawdzić! – Zaperzył się, a jego sztuczne oko zaczęło wirować po pokoju, aż zrobiło mi się niedobrze.
Czułam się tak jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. To nie mógł być Ron. Ktoś musiał wypić eliksir wieloskokowy. Ktoś musiał się pod niego podszywać… Jak można było zrobić coś tak okrutnego? Jak można…
Wtedy Snape, o którego obecności zupełnie zapomniałam, zrzucił kolejną bombę.
- To Ronald Weasley. Sprawdziłem kilka razy. – Powiedział obojętnym tonem, choć jego ciało pozostawało napięte.
Kilkanaście par oczu zwróciło się w stronę mężczyzny u mojego boku, by po chwili znowu powędrować do Rona.
A więc to jednak był on? Zatem jakim cudem…? Nie, to musiało mi się śnić. Przecież widziałam jak umarł. Pogrzebałam go. Przez rok próbowałam wybaczyć sobie jego śmierć, a on tak po prostu stał teraz w ramionach swojej rodziny, otoczony kochającymi ludźmi, łkając ze szczęścia?
Spojrzałam na Dumbledore’a. Stał pod ścianą, zaskakująco milczący, a na jego ustach błądził ciepły uśmiech.
Czyżby wiedział? Wiedział, że Ron wcale nie zginął?
- Chodź – szepnął Harry i pociągnął mnie w stronę Weasley’ów.
Czułam się wciąż oszołomiona i niepewna, ale pan Weasley wymuskał żonę z objęć syna i przygarnął ją do siebie. Wtedy zielone oczy spotkały się z moimi i coś pękło we mnie. Nie wiem nawet kiedy zaczęłam płakać, ale twarz już miałam mokrą od łez i musiałam pociągnąć kilka razy nosem.
- Harry, Hermiona – powiedział, rzucając się na naszą dwójkę.
Stałam ściśnięta pomiędzy Harrym a Ronem, a moje serce rosło, rozsadzane przez szczęście i radość. Przestało mnie obchodzić jak to się stało, że wrócił do żywych. Był tu, był obok i znowu dopełniał naszą trójcę.
Łkałam wtulona w ramiona najlepszych przyjaciół i zdawało mi się w tamtej chwili, że niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję.
Owinęłam ramiona wokół szyi rudzielca, przyciągając go do siebie.
- M-merlinie… Ron! P-przecież… Boże… - jąkałam się, próbując złożyć słowa w jedno zdanie. Harry zaśmiał się za moimi plecami i objął naszą dwójkę.
- Dobrze was widzieć – szepnął Ron, przytulając mnie mocniej do swojego ciała.
Ciepło, które biło od tej dwójki wypełniało właśnie każdą pustkę w moim sercu. Dopełniało każdy niepasujący element tej chorej układanki.
Nie wiem ile chwil minęło gdy staliśmy tak zrośnięci ze sobą niczym bliźniaki syjamskie, ale w końcu Dumbledore podszedł i położył dłoń na ramieniu Rona.
- Cieszę się, że pan wrócił, Ronaldzie. – Uśmiechnął się lekko, a Harry odciągnął mnie od przyjaciela.
- Daj mu złapać oddech – powiedział, śmiejąc się radośnie.
Tyle szczęścia nie było w tym domu nigdy wcześniej. Pojaśniało, jakby nagle ktoś zapalił światło w przepełnionym mroku pomieszczeniu.
- Chyba należą się nam jakieś wyjaśnienia, synu. – Zaproponował Artur, podchodząc do syna i odetchnął. – Myślę, że wszyscy mamy wiele pytań.
Ścisnęłam dłoń Harrego. Nie mogłam uwierzyć w to, że Ron faktycznie tu jest i nie tylko ja. Gdy minął pierwszy szok, wszyscy zaczęli zadawać sobie jedno pytanie: dlaczego on żyje?
Po kilku minutach zamęt został opanowany i znowu siedzieliśmy przy stole. Wokół Rona stłoczyła się jego rodzina, tylko pani Weasley biegała z czajnikiem i herbatą, co było dla niej tak typowe, że przywracało pewien ład. Razem z Harrym usiedliśmy kilka miejsc dalej, naprzeciwko rudzielców. Moody, Lupin, Kingsley i Tonks przysiedli się do nas i dopiero zauważyłam, że kogoś brakuje w całym towarzystwie. Nawet Vladimir z ciekawością przyglądał się rodzinie Weasley’ów. Tylko Snape’a i Jones zabrakło.
Rozejrzałam się niepewnie po pokoju, ale nie czaili się w żadnym kącie.
Pani Pomfrey wpadła razem z McGonagall i obie krzyknęły radośnie na widok Rona. Uśmiechnęłam się szeroko do nauczycielki, która z wrażenia opadła na krzesło. Niewiarygodne jak pojawienie się jednej osoby namieszało i zaburzyło panujący tu porządek.
- Hermiona? – zwrócił moją uwagę Harry, ściskając rękę. – Wszystko w porządku?
Musiał dostrzec jak się rozglądam. Przytaknęłam i spojrzałam na roześmianą twarz Rona.
- W jak najlepszym – powiedziałam szczerze, a moje wnętrze zalała fala spokoju.
- Wygląda na to, że to ja powinienem zacząć od pewnych wyjaśnień – zaczął Dumbledore, a wszystkie oczy zwróciły się na niego. – Widzicie, w ubiegłym roku dostałem zaskakującą wiadomość od pana Kruma. Poinformował mnie o planach, które rozniosły się wśród uczniów Durmastrangu. Nie muszę chyba mówić, że chodziło o szeregi śmierciożerców. Otóż chcieli za wszelką cenę dowiedzieć się co knuję razem z Harrym i znaleźli do tego dość zaskakującą drogę. Jak się okazało, niektórzy uczniowie Hogwartu byli wmieszani w sprawy śmierciożerców. Pan Crabbe i Goyle byli niezwykle zazdrośni o pozycję pana Malfoy’a – spojrzał wymownie w stronę Draco, który uniósł tylko brew – i postanowili również wkupić się w łaski Voldemort’a. Pan Krum chciał odejść od śmierciożerców i w zamian za moją ochronę, obiecał zdradzić plan, który uknuli uczniowie Durmastrangu z wcześniej wymienionymi przeze mnie chłopcami. – Przerwał, a jego słowa powoli docierały do nas. Nagle wszystko zaczęło się układać w mojej głowie i nie mogłam uwierzyć w to jak wszystko zostało przemyślane. – Przystałem na tę propozycję, ale plan wszedł już w życie… Może ty Ron zechciałbyś dokończyć?
Spojrzała na przyjaciela, który zmarszczył gniewnie brwi i rozejrzał się po zgromadzonych.
- Crabbe i Goyle dorwali mnie. Nie wiem jak i kiedy, ale ocknąłem się w jakimś śmierdzącym miejscu, gdzie było pełno szczurów, a co gorsza – pająków. – Skrzywił się i wzdrygnął, jakby wspomnienie tamtych chwil nadal bolało. Nie mogłam patrzeć na jego cierpienie. – Spędziłem tam kilka tygodni i dopiero wtedy przyszedł Wiktor. Wypuścił mnie i kazał uciekać. Pomagał mi przez wiele dni, ale w końcu straciliśmy kontakt. Mówił, że ma mnie doprowadzić do kwatery Zakonu, ale myślał, że pan, profesorze Dumbledore, nie żyje. Nie wiedziałem dokąd się udać, a teleportacja… No wszyscy wiedzą, że jestem beznadziejny – zaczerwienił się lekko, a matka pogłaskała go po głowie jak małe dziecko. – Poza tym nie wiedziałem gdzie jesteście i czy ktokolwiek z was żyje… Po dwóch albo trzech miesiącach Krum skontaktował się ze mną i powiedział, że wie gdzie jest Zakon, ale jest ścigany i nie może mi teraz pomóc. – Westchnął, wbijając wzrok w swoje dłonie. – To… To był ciężki okres. Zrobiłem wiele głupich i okropnych rzeczy, ale chciałem was tylko odnaleźć! – Ron podniósł głowę i spojrzał błagalnie w moje oczy. Och, za dobrze rozumiałam co znaczyła walka o życie. Ale on najwyraźniej jeszcze nie słyszał o nowej Hermionie. – Tyle miesięcy byłem gdzieś tam… Dopiero kilka dni temu spotkałem się z Wiktorem. Dostałem od niego świstoklik i zaraz potem zniknął. Z tego co wiem to nadal go szukali. Co się z nim stało tego nie wiem…
- Zaraz, zaraz – przerwał mu Lupin, przyglądając się z szokiem. – Czy ja dobrze rozumiem? Crabbe i Goyle pomogli porwać cię i przetrzymywali gdzieś w Europie po to by móc się pod ciebie podszyć?
Ciarki mnie przeszły, gdy uświadomiłam sobie, że Bóg jeden wie ile czasu zamiast Rona był obok nas jeden z tych przygłupów. Jak mogliśmy się nie zorientować? Co on musiał przeżywać porzucony przez wszystkich, w obcym kraju?
Harry musiał pomyśleć o tym samym, bo spiął się i zmieszany spuścił wzrok.
- Dokładnie tak było. Eliksir wielosokowy załatwił sprawę. – Potwierdził Dumbledore, wzdychając.
- I ty wiedziałeś o tym wszystkim Albusie? – zapytał z wyrzutem pan Weasley.
- Wiedziałem Arturze. Nie chciałem dawać wam jednak złudnej nadziei. Pogodziliście się z utratą syna, a ja nie miałem pewności, że Ronald żyje. Wybaczcie mi proszę.
Pan Weasley nic nie powiedział, a jego żona otarła tylko łzy z oczu.
To znaczy, że opłakiwałam Crabba albo Goyle’a? To znaczy, że jeden z nich nie żyje i leży głęboko pod ziemią? To jednego z nich pogrzebałam własnymi rękami, a potem miesiącami katowałam się poczuciem winy?
- Tak Hermiono, tak właśnie prawdopodobnie było.
Wszystkie oczy skierowane były na mnie. Musiałam zadać te pytania na głos, nie tylko w swojej głowie. Zaczerwieniłam się odruchowo i westchnęłam.
- Przepraszam – burknęłam pod nosem.
- Nie masz za co dziecko. Dla nas wszystkich to był ciężki okres i… Nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw. – Powiedziała McGonagall, zabierając głos po raz pierwszy.
Miała rację. Co prawda, to prawda.
Ja pieprzę, ale się pokiełbasiło.
No nie?
Spojrzałam nieśmiało na przyjaciela, ale rudzielec uśmiechnął się do mnie ciepło, a jego oczy wręcz krzyczały „wybaczam ci!”.
- Dlaczego on tu jest? – Warknął nagle Ron z wyrzutem, patrząc spod byka na Draco.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wspólna niechęć do blondyna wciąż była dla nas czymś naturalnym.
- Dużo się pozmieniało – odpowiedział mu Harry, wymownie spoglądając na mnie.
Poruszyłam się na krześle. No dobra, winna!
- Właśnie zauważyłem – skrzywił się i rozejrzał po pokoju. – To Snape jednak jest po naszej stronie, ta? A już myślałem, że miałeś racje co do niego stary.
Teraz to pakowaliśmy się na pole minowe. Nie mogłam zignorować kilku par oczu, które utkwione były we mnie. Równie dobrze mogli wskazać palec mówiąc: zdradziłaś go!
Ale przecież byliśmy pewni, że nie żyje. Poza tym minęło tyle miesięcy… A ja… Zależało mi na Snape’ie. Nie zrobiłam niczego złego. Dlaczego jednak poczułam tak okropne wyrzuty sumienia, że aż mnie zemdliło?
- Myślę, że czasu na wyjaśnienia będzie wiele. Sugeruję byśmy się rozeszli i odpoczęli, to był emocjonujący dzień. – Powiedział Dumbledore i wstał od stołu. – Dobranoc moi drodzy. – Po tych słowach wyszedł, a McGonagall, Pomfrey i Sprout, pożegnawszy się, również wyszły.
- Na mnie też już pora – mruknął Malfoy, rzucił tęskne spojrzenie Ginny, która była zbyt zaaferowana bratem żeby to zauważyć i zniknął.
- My też już pójdziemy. – Rzuciła z uśmiechem Tonks, wyciągając z pokoju Remusa, Moody’ego i Kingsley’a.
Zostaliśmy tylko my i Weasley’owie.
- Mamo, musisz dać mi oddychać – mruknął Ron, gdy Molly kolejny raz zawisła na jego szyi. – Nigdzie się już nie wybieram. – Powiedział i uśmiechnął się promiennie.
Jego rodzice kolejny raz załkali, ale Artur w końcu zdołał oderwać swoją żonę i wyprowadził ją z jadalni.
- No braciszku, to żeś wykręcił nam numer stulecia.
- Tego nie przebijemy. – Zgodził się z Fredem George. – Musisz nam jutro opowiedzieć wszystko. – Zawołał i wybiegli z bratem na zewnątrz.
Ginny wciąż siedziała uwieszona jego ramienia.
- To dość zaskakujące. Nigdy nie byłem świadkiem czyjegoś zmartwychwstania.
- A ty coś za jeden? – Warknął Ron, mierząc groźnie Vladimira.
Razem z Ginny wymieniłyśmy się szybkimi spojrzeniami.
- To Vlad. Przyjaciel. Mówiliśmy, że dużo się zmieniło. Nadrobisz braciszku. – Powiedziała ruda i wypuściła go z objęć. – Chodźcie na górę. Myślę, że tam możemy spokojnie zacząć od początku.
Zgodziliśmy się z Ginny i we czwórkę ruszyliśmy w stronę schodów.
Poczułam lekkie szarpnięcie i zaskoczona spojrzałam w błękitne oczy Vladimira, gdy ściągnął mnie z drugiego stopnia.
- Hermiona? – Harry obrócił się i obrzucił niepewnym spojrzeniem Rosjanina.
- W porządku, zaraz do was dołączę – machnęłam wolną ręką i wyrwałam drugą z uścisku. – O co ci chodzi? –mruknęłam, rozmasowując nadgarstek.
- Nie zapomniałaś o kimś? Nie tylko ty przeżyłaś powrót swojego przyjaciela. – Uniósł brew, a ja poczułam się jak małe dziecko, które właśnie zostało skarcone.
Chyba sobie jaja robi, prawda?
- Posłuchaj Vlad, nie wiem o co ci chodzi, ale nie mam czasu teraz na twoje durne zagrywki. Właśnie po półtora roku wrócił mój przyjaciel i naprawdę chcę…
- Kochasz go?
Zamrugałam zdziwiona i prychnęłam.
- To chyba nie jest twój interes, nie sądzisz?
- Mój może i nie, ale Snape na pewno chciałby wiedzieć na czym stoi.
Wywołanie wilka z lasu było dla mnie zimnym prysznicem.
Snape.
Cholera. Zupełnie o nim zapomniałam w tym wszystkim. Tak zaaferował mnie powrót Rona, że nie pomyślałam nawet jak on mógł się poczuć. Ale przecież nic się nie zmieniło, no nie? Powrót Rona niczego nie zmieniał, a Snape powinien o tym wiedzieć.
Ja wiedziałam.
A mimo to poczułam się strasznie zmęczona tą sytuacją i ostatnią rzeczą jaką chciałam zrobić, to spotkać się z nim.
Westchnęłam i wzruszyłam ramionami, tuszując swoje zmieszanie.
- Nie wiem o co ci chodzi. – Rzekłam, krzyżując ramiona.
Och tak, więcej obrony, wyglądasz zupełnie naturalnie!
- Czyżby?
Dobra, jego wszędobylstwo zaczynało działać mi na nerwy.
- Tak. Jeśli tak się martwisz to idź i utul go do snu. Ode mnie się odwal. – Warknęłam i weszłam na górę, głośno tupiąc.
Dopiero przed sypialnią uświadomiłam sobie jak dziecinnie i niedojrzale się zachowuję. Oczywiście, że Snape miał prawo czuć się zaniepokojony. Cholera! Ja bym ukryła się pod łóżkiem i nigdy spod niego nie wyszła, gdyby to mama Harrego zmartwychwstała i rzuciła się Snape’owi w ramiona.
Dopiero co wyznał mi głęboko skrywane uczucia… Ja prawie że wyznałam mu miłość.
Oparłam się o ścianę i potarłam czoło.
Jak moje życie mogło się tak nagle skomplikować w przeciągu kilku minut?
- Hermiona, chodź do nas! – Zawołała Ginny, wystawiają głowę z pokoju Harrego, który zapewne dzielił teraz z Ronem.
- Już idę. – Pomachałam jej i ruszyłam korytarzem.
Równie dobrze moje popapranie życiowe mogło poczekać do jutra.
O jeju! Ale mi szkoda Severusa. Ja też pewnie na jego miejscu schowałabym się gdzieś w koncie żeby sobie popłakać. Mam nadzieje że szybko to sobie wyjaśnią. Ron wrócił... to dalej dla mnie nie pojęte. Jestem ciekawa czy Ron dalej kocha Hermionę. Jeśli tak to cóż, mamy problem. Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńWszystko się okaże. ;) A Sev raczej nie należy do typu płaczków w kącie i obiecuję - nie sprowadzę go do tego poziomu. :D
UsuńPozdrawiam!
No cóż... Jako drugie przyszło mi do głowy pokaż siły i męskości między nimi. Aj to też byłoby ciekawe
UsuńReakcja o zmartwychwstaniu Ron'a była następująca: ,,Ściągnijcie ze sceny tego matoła, bo zaraz go zabiję!". Tak. Nie cierpię postaci Rona w kanonie, a co dopiero poza nim. x.x
OdpowiedzUsuńJak widzę dodałaś go po to, aby Severus miał ,,konkurencję". Raczej wiadomo, że Hermiona wybierze Seva.
Pozdrawiam,
HaTer
Hm, ja tam bardzo go lubię. :D Jest barwnym elementem i dość się wyróżnia wśród reszty, pomimo małych ambicji. ;)
UsuńMoże i wiadomo, a może nie. Nie lubię oczywistych oczywistości, więc postaram się nieco namieszać. :3
Również pozdrawiam!
PS. Jak tam nowa szkoła? :)
Oczywiście, że oczywistośći są nudne, bo wtedy nie byłoby zabawy w wymyślanie niestworzonych teorii spiskowych. ;)
UsuńA szkoła... No cóż. Mam babę z okresem z Polskiego, która czepia się i wstawia błąd za brak kropki nad i i takiego typu pierdołami. A ogólnie jest nawet spoko. Mam nienormalną klasę, ale jest wesoło. :)
Również Cię pozdrawiam Marto ;),
HaTer.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziewczyno, ale namieszałaś z tym zmartwychwstaniem Rona!! Jestem w szoku, naprawdę :D Przeczuwam że dopiero teraz będzie się działo ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Boże, powiem Ci, że właśnie jestem w totalnym dołku, ledwo żyję i w ogóle. A pisze to dlatego ze wszyscy jesteśmy strasznie egoistyczni i chcemy żeby nas słuchano.
OdpowiedzUsuńDobra, mniejsza o mnie. Nie wiem co Ci napisać. Nie jestem dobra w ocenianiu i tym wszystkim ale wiem że Twoja historia zagniezdzila sie w moim sercu a jestem z Tobą prawie od początku. Kiedy mam już naprawdę wszystkiego dość jakoś tak pozwalasz mi się oderwać. To naprawdę niezwykła umiejętność i proszę Cię nie zgub jej ;*
Przepraszam że tak chaotycznie i w ogóle ale... To taki dzień.
Nie, no… jestem po prostu pod wrażeniem... Świe-tnie! Marta, ty jesteś BO-SKA! Niezmiernie mi się podobało. Nie ma co! Zastanawiam się, skąd czerpiesz pomysły, jak ty to robisz? Najpierw serwujesz nam romantyczne wyznania Mionka-Sev, a zaraz potem… wskrzeszenie Rona? Boszszszszszszszsz…. Nigdy bym na taki pomysł nie wpadła (a różne chodziły mi po głowie od czasu, gdy napomknęłaś o „namieszaniu”)! Osobiście, jako snaperka od zawsze i na zawsze, nie przepadam za Ronem, ale ciekawość mnie zżera, jak potoczy się opowieść. Mam tylko nadzieję, że Hermi nie rzuci się wiewiórowi w ramiona, ale po was, autorkach, wszystkiego się można spodziewać! Sev z pewnością jest wściekły, ja na jego miejscu pewnie rozniosłabym Norę na kawałki :D
OdpowiedzUsuńCo do nowej części HP, to w całości się z tobą zgadzam. Jest super! Ja nie wytrzymałam do polskiej premiery. Byłam na potterowym haju - podczas wypadu do Londynu udało nam się dostać na próbę pierwszej części sztuki „HPiPD”. Musiałam wiedzieć co dalej, czekanie do października nie wchodziło w grę! Więc zamówiłam angielską wersję i połknęłam ją błyskawicznie. I tu znowu się z tobą zgadzam. Pozostał niedosyt. I żal. Że to już koniec. Że więcej nie będzie… Dlatego my, czytelniczki, cieszymy się, że mamy takie jak ty, autorki, które dają nam nadzieję na kolejny dzień z potterowym uniwersum <3
A więc jak zawsze kociołków weny i megagodzin czasu wolnego!
ILoveSnowCake
PS Jeszcze nas czeka pięć filmów z serii Fantastyczne Zwierzęta! "Nie trzy, nie siedem. Pięć!" Ponoć ma być wątek Dumbledore-Grindelwald. Z pewnością będzie ciekawie!
Hejka! Odnalazłam Twoje opowiadanie już jakiś czas temu, lecz nawał obowiązków nie pozwolił mi spokojnie usiąść i napisać ten komentarz...
OdpowiedzUsuńTak więc moja droga, piszesz cudownie. Naprawdę. Nie jestem fanką opowiadań pisanych w pierwszej osobie ale dzięki Tobie się do nich przekonałam :)
Uwielbiam to opowiadanie... ma tak ciekawą historie, taką oryginalną :D Uzależniłam się do tego stopnia, że wchodzę po kilka razy dziennie zajrzeć czy aby przypadkiem czegoś nie dodałaś a jak nie dodałaś to wracam do poprzedniego rozdziału i poprzedniego... :D
Naprawdę, rzadko komentuje opowiadania, chyba, że bardzo bardzo mi się podobają :D czuj się wyróżniona! haha
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na ciąg dalszy historii :) Oby pojawił się szybko!
Całusy i dużo weny <3 <3
A to żeś przyszalała. xD
OdpowiedzUsuńNie chciałabym być w skórze Hermiony, ale jeszcze bardziej nie chciałabym być w skórze Severusa (choć w pewnym sensie rolę odrzuconej mam dobrze w życiu przećwiczoną ;D) . Niemniej jednak przykro mi trochę z jego powodu, aczkolwiek Hermiona miała prawo być skołowana. Choć z drugiej strony... Trochę szkoda, że nie wzięła sobie bardziej do serca słów Vladimira.
Ten rozdział to po prostu kulminacja wszystkiego :D trochę humoru i cukru na początku i nagle bang Ron żyje! Nikt chyba nie brał tego pod uwagę i to jest piękne w Twoim opowiadaniu, że nigdy nie wiadomo co się wydarzy, oby Hermiona ogarnęła sytuację ;)
OdpowiedzUsuńKiedy następna notka???
OdpowiedzUsuń