Dzień dobry!
Dawno mnie tu nie było... Oj bardzo dawno jeśli o mnie chodzi.
Sporo się działo ostatnio i nie miałam zupełnie głowy do pisania. Właściwie to niespecjalnie nadal ją mam, ale postarałam się naskrobać coś nowego.
Nie wiem co się stało, ale nagle Wasza aktywność na blogu całkowicie spadła. Halo, gdzie się podziali moi stali czytelnicy?!
*******************************************************************
- Gotowi? – Zapytał z powagą Dumbledore, stając
przed nami.
Przełknęłam ślinę, spoglądając na srebrny nóż w jego dłoni. Był przepiękny. Na
rękojeści widniały różnokształtne zdobienia, wyryte ręką goblinów. Skąd
dyrektor posiadał takie rzeczy? Nie mam pojęcia i nie jestem pewna czy
chciałabym je mieć.
Harry splótł nasze palce w uścisku.
- Hermiona?
Zerknęłam na niego.
To właśnie był cały Harry. Sam gotów oddać życie, poświęcić się, ale mnie dawał
wciąż wybór. Doskonale wiedział co oznacza to połączenie, a mimo to nie zawahał
się pytać. Pozwalał mi się wycofać.
Ścisnęłam jego dłoń, nieznacznie skinąwszy głową.
- Zróbmy to.
- Podajcie mi swoje dłonie. – Wyciągnęliśmy w jego stronę ręce i dopiero teraz
zorientowałam się, że całe drżą. – Będę wymawiał inkantację niewerbalnie, ale w
tym czasie musicie zachować absolutną ciszę. Gdy skończę, natnę skórę. Wtedy
musicie złapać się wzajemnie i pozwolić wymieszać krwi.
No dobra, teraz gdy stałam tutaj, nie było ucieczki, a wcale nie brzmiało to
wszystko tak zachęcająco. Gdyby nie magiczna krew, która nas wypełniała, zaraz
byśmy się nasłuchali o chorobach przenoszonych przez płyny ustrojowe.
Fuj.
- Hermiono?
Spojrzałam na Dumbledore’a, który wyczekująco patrzył na mnie.
- Przepraszam – mruknęłam, na co uśmiechnął się lekko i zamknął oczy.
Jego wargi poruszały się bezgłośnie, a różdżka zataczała koła wokół naszych
wyciągniętych dłoni. Trochę przypominało mi to przysięgę krwi, a jednak nią nie
było.
Nie odważyłam się nawet zerknąć na Harrego, bojąc się tego co zobaczę.
Wiedziałam, gdzieś głęboko, że niewłaściwe jest to co robimy i jak bardzo
pogwałcamy prawa natury. Z drugiej strony, chodziło przecież o Voldemort’a, a
on sam był wielkim dziwadłem. Z naturą miał niewiele wspólnego.
Dlatego zepchnęłam na dno umysłu, niepotrzebne w tym momencie, wątpliwości i
skupiłam się na marmurowej twarzy dyrektora.
Trochę zaczęła mi już drętwieć ręka i musiałam pocierać ramię, z obawy, że
niedługo mi odpadnie.
Ile jeszcze?
W tym samym momencie z różdżki Dumbledore’a wypłynęła czerwona smuga,
otaczająca nasze dłonie. Przyznam, że wyglądało to niesamowicie i kiedy
pozwoliłam sobie spojrzeć na Harrego, on wyglądał na równie zauroczonego tą
chwilą.
Syknęłam, gdy ostrze zatopiło się głęboko w napiętej skórze. Piekło jak
cholera.
Nasze oczy się spotkały i gdy skinęłam głową, Harry chwycił pewnie moją dłoń.
Poczułam mrowienie, a czerwona mgiełka dosłownie wpłynęła w przestrzeń między
naszą skórą. Ugryzłam się w język żeby nie krzyknąć.
Jak to kurestwo bolało!
Moment, w którym wlazło w nasze dłonie był okropny. Harry musiał poczuć
dokładnie to samo, bo skrzywił się, a jego źrenice rozszerzyły.
Magia zawirowała wokół nas, by po chwili opaść.
Dumbledore usiadł na krześle i westchnął ciężko. Musiało go to wykończyć, bo
zbladł i oddychał płytko.
- Panie profesorze? – Zapytał Harry, wciąż trzymając moją dłoń we własnej.
- W porządku chłopcze, w porządku. – Uśmiechnął się lekko i skinął w naszą
stronę.
Dziwnie się czułam po całym rytuale. Niby nic takiego, niby tylko związałam
swoje życie z Harrym, a jednak coś we mnie drgnęło. Coś co krzyczało wręcz odrazą
i obrzucało mnie poczuciem winy. Czułam się zbrukana, jakbym właśnie oddała
kawałek siebie i już nic nigdy nie miało być jak wcześniej. Jeśli przed tym coś
było ze mną nie tak, to teraz podwoiłam, a może i nawet potroiłam ten stan.
Spojrzałam na Harrego, który wyglądał teraz równie niewyraźnie co ja. Widocznie
nie ja jedna czułam się w ten sposób, bo gdy nasze oczy się spotkały,
dostrzegłam w nich zrozumienie.
- W porządku? – Zapytał cicho, jakby bał się, że nie swój głos usłyszy.
Słabo skinęłam głową.
Całe szczęście, że nie wiedziałam jak to będzie nim się zdecydowałam, bo mój
obecny stan był doskonałym powodem do wahania.
- Jak się czujecie? – Dumbledore przyglądał nam się ze zmarszczonym czołem,
wciąż trzymając srebrny nożyk w dłoni.
- Dziwnie – odpowiedzieliśmy jednocześnie.
Wymieniłam z Harrym zaskoczone spojrzenia.
Boże, żeby tylko to się nie stało
codziennością…
- Może powinniśmy sprawdzić czy działa? – Zaproponowałam, wyciągając zdrową
rękę Harrego w jego stronę. – Niech pan go przetnie.
- Hermiona! – Zawołał Harry, próbując wyrwać dłoń, ale Dumbledore się nie wahał
i przesunął lekko ostrzem po grzbiecie.
Z niedowierzaniem patrzyłam jak nacięcie pojawia się na mojej skórze. Strużka krwi
wypłynęła w ślad za niewidzialnym narzędziem zbrodni.
- Nic nie czuję – szepnął, wpatrując się w ranę z szeroko otwartymi oczami. –
To… to jest nienormalne. Chore. – Wyglądał tak jakby go zemdliło.
Coś przelało się w moim własnym żołądku. Fakt, to nie była jedna z
najzwyklejszych rzeczy, które przyszło mi w życiu zrobić.
Przyjrzałam się swojej dłoni.
W miejscu, gdzie nasze życia się złączyły, widniała tylko blada blizna, ale
wokół niej czarne obramowanie jasno mówiło, że coś tu nie gra.
Mało co nie wrzasnęłam, gdy drzwi do gabinetu zaskrzypiały, a do środka
wkroczył Vladimir.
- Co tu się dzieje? – Warknął, patrząc na mnie.
O żesz ty…
- Vladimir. Co cię do mnie sprowadza? – Wtrącił się Dumbledore opanowany,
ale nadal siedział na krześle.
No piękne mi wsparcie…
- Hermiona? – Podszedł bliżej, zupełnie ignorując Harrego i dyrektora. –
Hermiona, coś ty narobiła? – Chciałam się cofnąć, ukryć rękę, ale zdążył ją
złapać i szarpnął do siebie.
- Auć! – Krzyknęłam, nadal wyrywając się z uścisku.
Jego oczy zrobiły się wielkości spodków od herbaty.
- Co to jest? – Zapytał, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Czyżby Vlad nie znał
tego rodzaju magii? – Pytam się: co to jest do cholery?! – Nie widziałam go tak
wzburzonego nigdy wcześniej.
Cóż, mogło mi się upiec skoro nie wiedział z czym ma do czynienia.
Przełknęłam nerwowo ślinę i odzyskując kontrolę nad ciałem, cofnęłam rękę.
- Nie twój biznes, Vlad. Spadaj stąd. – Powiedziała cicho, ale dosłyszał mnie
bardzo dobrze.
Zacisnął zęby, skinął głową i wyszedł z gabinetu, pozostawiając nas w
osłupieniu.
Miałam ochotę zakląć, ale nie wypadało w obecności dyrektora.
Ale jak cholera byłam pewna, że poleci do Snape’a na skargę. Nie musiałam być
wieszczką, żeby przewidzieć konsekwencje tego zdarzenia.
- No i to by było na tyle jeśli chodzi o tajemnicę… - Mruknął Harry,
niespokojnie przestępując z nogi na nogę.
Westchnęłam tylko i opadłam na krzesło obok Dumbledore’a, zastanawiając się, co
jeszcze może pójść nie tak.
*
Późnym wieczorem, siedzieliśmy razem z Harrym, Ronem
i Ginny u chłopców w pokoju, pakując ostatnie rzeczy niezbędne do naszej
wyprawy.
Zdecydowaliśmy się o niczym nie mówić tej dwójce, dopóki wieści się nie
rozejdą, a póki co panował spokój. Vlad nie wykrzyczał na głos, że nas
przyłapał i świat się nie zawalił, więc wciąż miałam nadzieję, że jednak
przetrwam do starcia z Voldemortem.
Ron zachowywał dystans w stosunku do mnie, chociaż i tak zrobił ogromne
postępy. Zdołał wydukać „cześć” i nawet kilka razy skomentował zawartość mojej
torebki, która według niego była nieco przesadzona.
Wszystko szło zaskakująco gładko, do momentu, w którym drzwi otworzyły się z
impetem. We czwórkę spojrzeliśmy w ich stronę. Zaklęłam pod nosem, gdy w progu
stanął Snape.
A ten skąd się tu wziął? Przecież miał
podobno nie zdążyć…
Najwyraźniej licho go przygnało i jakimś cudem (na moje nieszczęście)
odnalazł tę chwilę czasu, żeby wrócić szybciej.
Zdążyłam tylko westchnąć, szykując się na huragan, który właśnie miał pozbawić
mnie życia. Nie musiałam nawet znać go tak dobrze - wystarczyło spojrzeć na
nachmurzoną twarz, którą spowijał cień furii, a oczy płonęły złością.
Jakby się przyjrzeć to nawet jego włosy jakieś takie naelektryzowane były…
- GRANGER! – Warknął, bez zbędnych ceregieli, wchodząc do środka.
Może by tak jakieś: dzień dobry, jak się
masz?
Ignorując oburzenie przyjaciół, wstałam z podłogi. Stanął przede mną na lekko
rozstawionych nogach, co wyglądało tak jakby próbował zachować równowagę.
Trzymał się resztek samokontroli, ale nie było tego wiele.
No to masz przechlapane…
- Czego się tak wydzierasz? – Mruknęłam, udając zaskoczenie.
- Pokaż mi swoją dłoń.
Pieprzony Vlad!
Przeklęłam go w myślach wszystkimi klątwami jakie tylko znałam i z oporem wyciągnęłam
rękę, ale nie dał się zwieść zaklęciu maskującemu. Nie potrzebował różdżki żeby
je usunąć. Kiedy na spodzie mojej dłoni pojawiło się głębokie nacięcie,
obramowane czarnym kolorem, zaciągnął się powietrzem i byłam już pewna, że
samokontrola odeszła w siną dal.
Dokładnie tam, gdzie powinnaś być i ty w
tym momencie!
Cóż, zawsze mogłam próbować ucieczki do Kanady…
Chwycił mnie za przegub i szarpnął.
- Zostaw ją, Snape! – Ron stanął za moimi plecami, napinając się niczym
bułgarski byczek.
- Zamknij się. Potter, ty miałeś z tym coś wspólnego?
Zerknęłam z niepokojem na przyjaciela, który pierwszy raz w obecności Snape’a
wyglądał na tak skruszonego. Przywykłam do sporów między nimi, ale teraz Harry
sam był obarczony poczuciem winy. Co gorsza – Ginny i Ron wyglądali na
zdezorientowanych. Nie zamierzaliśmy ich informować o niczym, a teraz dowiedzą
się tak czy inaczej…
Jęknęłam w duchu, gdy skinął nieśmiało głową i westchnął.
- Przeklęty Potter. Zawsze wszystko musi kręcić się wokół ciebie, co? –
Spojrzał ponownie na mnie. – Idziesz ze mną.
- Nie. – Powiedziałam, próbując wyrwać się z jego uścisku.
Co oni dzisiaj mieli z tym samczym zachowaniem?
- Słyszałeś co powiedziała? – Zgromiłam Rona spojrzeniem, gdy stanął bliżej
nas, ale nie przejął się tym zbytnio. – Ona nigdzie nie chce z tobą iść. Zostaw
ją w spokoju. – Warknął, starając się wcisnąć między nas. – Może w końcu
zmądrzała i dostrzegła kim naprawdę jesteś.
- Ron! – Zaprzeczyłam z oburzeniem, niedowierzając w całą tę sytuację.
Podziwiałam Rona za odwagę i jednocześnie cieszyłam się, że wciąż jest gotów
stracić głowę byleby mnie chronić. Tylko, że teraz nie ja potrzebowałam opieki,
sądząc po minie jaką zrobił Snape. Nie był zadowolony. Nie, on był wściekły.
Puścił moją rękę i zwrócił się do chłopaka. Ich oczy znajdowały się na tej
samej wysokości, chociaż Snape wyglądał dość krucho przy barczystej posturze
rudzielca.
- Weasley, nie będę się powtarzał dwa razy, więc słuchaj mnie uważnie. Mam
gdzieś twoją opinię o mnie, ale nie zamierzam tolerować przytyków względem jej.
– Skinął głową w moją stronę. - Rozumiemy się? – Chłodny ton jakim przemawiał
mógłby zmrozić niejedno serce.
Niestety, moje rozgrzał tymi słowami, a Rona tylko rozwścieczył.
Chłopak parsknął śmiechem, w ogóle nie przejmując się tym z kim rozmawia.
- Taki szlachetny jesteś, co? Skoro tak ci zależy na jej szczęściu, to ją
zostaw. Znalazłeś sobie zabawkę, a potem? Pójdzie w odstawkę?
- Dość tego. – Warknęłam, łapiąc go za ramię. – Severus ma rację. Czas żebyś
się zamknął, Ron. Przestań w końcu mówić jak mam żyć. Nie jestem tą samą osobą
co kiedyś, zaakceptuj to w końcu.
Zamrugał zdziwiony i już otwierał usta, ale Harry położył rękę na jego
ramieniu.
- Daj spokój. To ich sprawa. – Nie wiem czy Harry czuł się winny całej tej
sytuacji, czy naprawdę stanął w mojej obronie, ale w tej chwili byłam mu
wdzięczna.
- Dziękuję – szepnęłam, na co uśmiechnął się blado.
Obróciłam się twarzą do Severusa, który był bliski kolejnego wybuchu.
- Chodź. – Mruknęłam i nie czekając na odpowiedź, wymaszerowałam z pokoju.
Zapowiadał się naprawdę przyjemny wieczór…
- Dlaczego musisz zawsze robić wszystko za moimi
plecami? – Zarzucił mi, gdy zatrzasnął drzwi do swojego pokoju.
- Przepraszam. Ale to była tylko i wyłącznie moja decyzja. Nie możesz żądać ode
mnie, że…
- Pieprzysz! – Warknął i zacisnął powieki. Widziałam, że powstrzymuje się
ostatkami sił przed wybuchem. – W dupie mam życie Potter’a, rozumiesz to? –
Chwycił mnie za ramiona i potrząsnął, jakby chciał wybudzić z koszmaru, w
którym się znalazłam. – Czemu nie przyszłaś z tym do mnie?
Zamrugałam zdziwiona.
- Z czym miałam przyjść? Severus, zrozum, że tak miało być. Miałam wizję i…
- Nie pomyślałaś, że to mogła być podpucha Czarnego Pana? Że wie o twojej mocy
i starał się cię osłabić?
Zmroziło mnie. Dosłownie lodowaty prąd przeszył moje ciało na wskroś,
paraliżując wszystkie mięśnie.
Stałam osłupiała, wstrzymując oddech.
Boże, nawet nie pomyślałam w ten sposób. Ale przecież to niemożliwe… Przecież
Dumbledore by wiedział!
- To nie tak. Ja… - Zawahałam się, bo właściwie nie wiedziałam co powiedzieć. –
Dumbledore uznał, że…
- Od kiedy robisz to co Dumbledore mówi, co? – Wciąż był rozgniewany, ale jego
ton nieco przygasł. – Nie zna się tak na czarnej magii jak ja. Nie zna tak
Czarnego Pana jak ja.
Przełknęłam nerwowo ślinę, bojąc się przyznać przed nim do błędu.
- Nie wiem co mam powiedzieć. – Szepnęłam w końcu, przyglądając się z
mieszanymi uczuciami nacięciu na dłoni.
- Nie rozumiem po prostu, czemu nie przyszłaś z tym do mnie. – Powiedział już
całkowicie opanowany i cofnął się o krok. – Nie ufasz mi?
Spojrzałam na niego i pożałowałam. W jego oczach błyszczał żal. Żal i
odrzucenie.
Otworzyłam usta, ale zamknęłam je, by znowu otworzyć. Nie potrafiłam znaleźć
odpowiednich słów, które mogłyby załagodzić tę sytuację. Przecież mu ufałam!
Wcale nie chodziło o to… Bałam się, że nawet mnie nie wysłucha, a musiałam to
zrobić…
- To nie tak. – Zaczęłam cicho, bojąc się podejść do niego. Co jeśli by się
odsunął? – Ufam ci. Powierzyłabym ci własne życie i każdą decyzję.
- To dlaczego tego nie zrobiłaś?
Cisza. Martwa cisza oddalała nas od siebie na setki kilometrów. Mogłam wręcz
usłyszeć dźwięk wyrastającego muru pomiędzy nami.
Snape odsuwał się. Odsuwał się ode mnie, bo go zdradziłam. Bo zrobiłam coś za
jego plecami, coś czego nie powinnam była.
Dawno temu obiecałam, że będę mu ufać, że z każdym problemem przyjdę do niego.
Tymczasem zataiłam tak ważną rzecz i rozumiałam skąd ten dystans. Ale przecież
nie mógł tak po prostu mnie przekreślić!
- Odpowiedz. – Polecił, zimnym, władczym tonem.
- Bałam się! Wiedziałam, że nigdy się na to nie zgodzisz, a Lorenzo powiedział,
że bez tego Harry nie pokona Voldemort’a!
- Aha. I uznałaś, że coś co powiedział ci centaur w jakiejś cholernej wizji
jest wyznacznikiem twojego życia, tak? Z góry założyłaś, że i tak zginiesz więc
co za różnica w jaki sposób?
Miałam ochotę się roześmiać, bo właściwie wyjął mi te słowa z ust.
- Oboje dobrze wiemy, że nasza przyszłość jest pod wielkim znakiem zapytania.
Masz rację. Jakie to ma znaczenie jak ja umrę? Liczy się Harry i to żeby
pokonał Voldemort’a, a nie jedno życie, które można łatwo poświęcić.
Spojrzałam mu w oczy, prezentując swoje stanowisko. Być może i go zraniłam, być
może nie powinnam była go oszukiwać i przyjść dawno temu z problemem, ale taką
podjęłam decyzję. Nie mogłam tego odmienić, było za późno.
- Mogłaś poczekać. – Westchnął i potarł dłonią czoło. – Wymyśliłbym coś.
Naprawdę sądzisz, że pozwoliłbym ci zginąć?
Serce zatrzepotało mi w piersi, słysząc jego słowa. Niestety nie czas teraz na
wyznania miłosne.
- Kiedyś powiedziałeś mi, że niepodjęcie decyzji też jest jakąś decyzją. Ja
podjęłam swoją i może tego pożałuję, ale nic na to nie poradzę, Severus.
Zaakceptuj to.
Mięśnie jego twarzy zadrżały, a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Jesteś tak strasznie głupia, że to niewiarygodne. – Powiedział ze złością i
westchnął. – Następnym razem zanim postanowisz zrobić coś tak
nieodpowiedzialnego, przyjdź i chociaż spróbuj mi zaufać.
Jego słowa kaleczyły moje serce, ale jasne było dla mnie, że jego własne
podziurawiłam. Jak ja bym się czuła ze świadomością, że to on jutro może
umrzeć?
- Czemu się tak wściekasz? Chyba nie zakładałeś, że wszystko pójdzie dobrze i
oboje dotrwamy nowego, lepszego życia. – Sapnęłam podirytowana, ale głównie po
to by ukryć swój smutek.
Prychnął i pokręcił głową, jakby tłumaczył coś banalnego po raz dziesiąty.
- Hermiono, naprawdę sądzisz, że nie zrobiłbym wszystkiego żeby zapewnić ci bezpieczeństwo?
Naprawdę nie rozumiesz, że gdybym miał wybierać jedno z nas to zawsze byłabyś
to ty? Choćby dlatego, że zasługujesz na życie którego chciałaś. Choćby dlatego
żebyś mogła skończyć szkołę i wybrać ścieżkę, którą chciałabyś iść. – Zlustrował
mnie wzrokiem, a jego usta wykrzywiły się w grymasie. – Ale oczywiście panna
Wszystko-Wiem-Najlepiej musiała zadecydować za nas oboje. Nie dałaś mi nawet
szansy. Nie potrzebuję niczego więcej. Możesz już iść. Możesz wracać do swoich
przyjaciół, dla których chcesz się poświęcić, a w zamian nie dostać nic. Nie
zamierzam patrzeć na to jak umierasz bez najmniejszej próby walki. – Ostatnie
słowa prawie wykrzyczał, choć chłód w jego głosie był o wiele gorszy. Wolałam
już setki wyzwisk i obolałe uszy niż to co mi fundował.
Odruchowo cofnęłam się i ostatkami sił nie skuliłam w sobie.
- Przepraszam. – Powiedziałam cicho, po czym odwróciłam się do drzwi, nie
patrząc na niego więcej.
Nie było sensu dłużej tkwić z nim w jednym pomieszczeniu, wiedząc, że nie
wybaczy mi tak łatwo. I być może nie będzie miał do tego żadnej okazji.
*
Nie tak pragnęłam spędzić swoją, być może, ostatnią
noc.
Zaczął padać śnieg. Tak po prostu, w końcówce listopada. Przyklejał się w
niezwykle irytujący sposób do moich włosów, ale poddałam się temu i przestałam
go strząsać. A co mi tam. Niech chociaż śnieg robi co mu się podoba bez
konsekwencji.
Pociągnęłam cicho nosem, ocierając pojedynczą łzę z policzka. Słowa Severusa
wciąż miotały mi się po głowie.
Najgorsze jednak było to, że miał rację.
Powinnam była mu zaufać, przyjść do niego i poprosić o pomoc. Ale jak zwykle
postawiłam na swoim. Chciałam być samodzielna, poświęcić się. Zupełnie
zapomniałam, że moje życie może kosztować cierpienie innych. Nie twierdzę, że
zmieniłabym zdanie, jednak chociaż przygotowałabym go na to co nadchodzi.
A tak dowiedział się w najgorszy sposób o tym, że knułam z Dumbledorem za jego
plecami.
Prychnęłam do siebie, otulając kolana ramionami.
Świetnie. Przez cały czas krytykowałam sposób w jaki traktował go Dumbledore, a
tymczasem sama nie byłam lepsza. Wciąż i wciąż powtarzałam jak bardzo chcę mu
pomóc, jak bardzo chcę stać się jego ostoją i wsparciem. A teraz odebrałam mu i
to.
- Brawo Hermiona. Trzeba ci przyznać, że masz to coś w sobie. – Mruknęłam pod
nosem, raz jeszcze nim pociągając.
Zostało zaledwie kilka godzin do świtu i choć świat wciąż spowijała ciemność,
czułam, że chwila naszej wyprawy nadchodzi. Mieliśmy wyruszyć w południe do
Londynu.
Jak teraz się to wszystko potoczy? Naszły mnie o wiele gorsze przeczucia niż
wcześniej. Nie dość, ze moje relacje z Ronem wisiały na włosku to teraz jeszcze
doszło to, że moje wsparcie było na mnie śmiertelnie obrażone.
Jakim cudem zawsze ładowałam się w takie bagno?
- Tutaj jesteś. – Usłyszałam za sobą głos i odwróciłam głowę.
Nie spodziewałam się zobaczyć Ginny, która otulona kurtką szła w moją stronę.
- Musiałam się przewietrzyć. – Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko, gdy
zarzuciła koc na moje ramiona.
- Zamarzam. Może wrócimy do środka? – Zapytała łagodnie, pochylając się nade
mną.
O nie, jeśli Ginny traktowała mnie jak z porcelany, to musiało być naprawdę
źle.
- Nie chcę jeszcze. Dzięki za koc, ale nie musisz tu ze mną siedzieć.
Westchnęła tylko i opadła obok mnie, lekko się wzdrygając.
Nie powiedziała nic. Po prostu milczała, dotrzymując mi towarzystwa.
Przynajmniej moja wewnętrzna maruda się zamknęła i na chwilę oderwałam się od
poczucia winy.
Na całe szczęście udało mi się powstrzymać łzy i nie ryczałam już jak małolata
w obecności przyjaciółki. Nie chciałam żeby widziała moje słabości. Chociaż
znałyśmy się tyle lat, bałam się pokazać przed nią, że coś może złamać Hermionę
Granger.
Odetchnęłam.
Musiałam się w końcu pozbierać i przestać zachowywać jak rozhisteryzowane
dziecko.
- Jak źle jest? – Szepnęłam w końcu, na co poruszyła się i obróciła głowę w
moją stronę.
- A tam, bywało gorzej. – Rzuciła lekko, uśmiechając się. – Ron jak to Ron…
Chodzi i psioczy na Snape’a, ale zaraz mu przejdzie i jeszcze odszczeka
wszystko co złego na ciebie powiedział. Gorzej z tym drugim… - zawahała się,
ale gdy skinęłam głową, kontynuowała: - Urządził awanturę w gabinecie
Dumbledore’a. Nie potrzebowaliśmy nawet uszu dalekiego zasięgu, żeby ich
podsłuchać. – Przewróciła oczami. – Myślę, że wygarnął mu wszystko co zbierał w
sobie przez wszystkie lata, wiesz? Nawet mi go trochę szkoda.
- Trochę? – Uniosłam brew zdziwiona.
- No dobra, nawet bardzo. – Wzruszyła ramionami i zadrżała z zimna. – Słuchaj
Hermiona. Wiem, że wasze relacje są dość skomplikowane, no bo powiedzmy sobie
szczerze… Ty i on to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Po tym jak Harry
opowiedział nam co zrobiliście… W pierwszej chwili chciałam go zabić, bo to
przy okazji zabiłoby ciebie. – Skrzywiła się, obrzucając mnie karcącym
spojrzeniem. – Potrzebowałam chwili żeby to zrozumieć. I rozumiem Hermiona,
chociaż to nie znaczy, że akceptuję. Chodzi mi o to, że Snape też się opanuje.
Nie wiem kiedy, ale na pewno tak będzie. Wściekł się, bo mu na tobie zależy,
sama wiesz najlepiej. To ty mi zawsze powtarzałaś, że Harry mnie zauważy kiedy
będę sobą i w końcu tak się stało, ale ja już nie czekałam… Nie kocham go, ale
nie umiałabym wybrać między twoim a jego życiem. Snape też nie. Pół życia
chronił Harrego, a teraz przyszło mu wybrać pomiędzy życiem kobiety, którą
kocha, a chłopcem, którego obiecał bronić. A co gorsza – on nie miał nic do
powiedzenia w tym wszystkim. Postawiłaś go przed faktem dokonanym, i chociaż to
nie było w porządku, musi to zaakceptować. Severus Snape, który zawsze miał
kontrolę nad wszystkim, stracił ją. Stracił, bo się zakochał.
Zamilkła, a ja wpatrywałam się w nią tylko z niedowierzaniem, przetwarzając to
co powiedziała. W jej słowach to wszystko brzmiało tak banalnie, że właściwie
to zastanowić by się można w czym problem…
Ale najbardziej zaskoczyło mnie, gdy powiedziała, że Snape mnie kocha.
Nie, musiała się mylić. Z tym, że się troszczył, był zaborczy i lubił mieć
kontrolę mogłam się zgodzić, ale z tym, że mnie kochał… Severus Snape nie
kochał nikogo.
- Ginny… Nie mam czasu żeby czekać.
- Och, przestań chrzanić Hermiona, bo robisz się tak samo zgorzkniała jak on. –
Jęknęła, przewracając oczami, po czym wstała i wyciągnęła do mnie rękę. –
Chodź, wracamy do środka. Musisz się z tym zmierzyć. To, że ja ci odpuściłam,
nie znaczy, że pozostali tak zrobią.
- Jak mniemam cały dom już wie, tak? – Skinęła, na co westchnęłam. – No cóż,
mała rozgrzewka przed zdobyciem horkruksa nikomu nie zaszkodzi.
Ginny roześmiała się, czym wywołała u mnie nikły uśmiech. Chwyciła mnie pod
ramię i pociągnęła z powrotem do domu.
- Tak czy inaczej… Mam nadzieję, że oboje wrócicie cali i zdrowi. – Dodała
cicho.
Muszę przyznać, że jej obecność i bezpośredniość często działały jak wiadro
zimnej wody. W jej towarzystwie nawet jakoś ten sypiący śnieg przestał mnie tak
bardzo denerwować. Byłam również wdzięczna za siłę i opanowanie, które okazała.
Mogła urządzić mi awanturę, wykrzyczeć jak bardzo jestem głupia, bla, bla, bla…
Ale nie zrobiła tego. Zrozumiała. Przeskoczyła nad tym i tak jak wspomniała –
nie zaakceptowała – ale wciąż szanowała decyzję, którą podjęłam. Choćby nie
wiem jak głupia była.
Tak jak się spodziewałam, przy drzwiach dopadła mnie pani Weasley, zalana
łzami, a tuż za nią w kolejkę ustawiło się kilka innych osób.
Westchnęłam tylko i cierpliwie wysłucham wszystkich pretensji, wyrzutów, ale
też i pochwał, co zdziwiło mnie w tym wszystkim najbardziej. Świadomość, że są ludzie,
którzy postąpiliby podobnie i całkowicie akceptują to co robię, poprawiała mi
nastrój. Choć tylko odrobinkę to zawsze jednak coś.
Niestety na próżno szukałam wysokiego, czarnowłosego mężczyzny, który chyba
obraził się na śmierć i nie zamierzał już więcej ze mną rozmawiać.
Cóż, musiałam to zaakceptować. Nagadałam się tyle o podejmowaniu decyzji, że
zamiast iść i dobijać się do jego drzwi, po prostu przełknęłam gorzki żal i
zignorowałam jego nieobecność.
Chociaż przyznam, że bolało jak cholera.
*
Poranki zawsze bywają ciężkie. Chociaż nigdy nie miałam
problemów ze wstawaniem rano, to łóżko jakby nabyło własną grawitację, bo za
cholerę nie pozwalało mi się podnieść.
W końcu zmusiłam mięśnie do ruchu i przeciągnęłam się.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, a zimny dreszcz przebiegł po moim
kręgosłupie.
To już dzisiaj.
Przełknęłam ślinę, oblewają twarz chłodną wodą.
Nie mogłam zmyć z siebie tego strasznego przeczucia, że coś złego się wydarzy. Moja
intuicja nigdy mnie nie zawodziła, a teraz chciałam tego jak niczego innego.
Przy śniadaniu panowała cisza i nikt, nawet Tonks, nie próbował się odezwać.
Puste miejsce obok mnie całkowicie odebrało mi apetyt. Miałam nadzieję, że
Severus jednak się zjawi i choć odrobinę mnie wesprze, ale przeliczyłam się.
Zresztą, co ja sobie myślałam.
Przecież to wciąż był Snape.
Wylewając swoją złość i frustrację, wbiłam wściekle widelec w kiełbaskę na moim
talerzu i z chorą satysfakcją, jakbym co najmniej pokonała Voldemorta,
pogryzłam ją.
Ron i Harry przyglądali mi się ukradkiem zza stołu, ale na ich nieszczęście
byłam bardziej spostrzegawcza niż w szkolnych latach.
Chyba miałam już dosyć tej zabawy w kotka i myszkę, więc uśmiechnęłam się do
nich krzywo i wycelowałam widelcem.
- Po śniadaniu. W moim pokoju. Oboje. – Wydawałam krótkie polecenie i wróciłam
do jedzenia.
O dziwo, żaden się nie sprzeciwił. Skinęli lekko głowami, jakby nagle dotarło
do nich, że nie mają prawa się gniewać ani na mnie, ani na Snape’a.
Być może w końcu nadejdzie wielkie pojednanie?
Wkrótce odeszłam od stołu i skierowałam się do pokoju. Tuż przy schodach
wpadłam (no zgadnijcie na kogo?!) na Blond Kudły. Hestia zmieszała się lekko i
o dziwo wyminęła mnie bez słowa. Moja radość jednak była zbyt szybka, bo gdy
już myślałam, że mi się upiecze usłyszałam swoje imię.
Na gacie Merlina, czy ja nie mogę mieć chwili spokoju?
- Tak? – Zapytałam, obracając się do niej.
Resztki mojej cierpliwości wiszą na włosku więc proszę, zacznij swoją tyradę!
- Podziwiam cię za to co robisz. – To było
tak niespodziewane, że noga zjechała mi ze stopnia i mało co się nie
przewróciłam. – Mam nadzieję, że wszyscy wrócicie cali i zdrowi.
Uśmiechnęła się lekko, zaczesała włosy za ucho i odeszła, zostawiając mnie
osłupiałą.
- Eee, no dzięki. – Burknęłam bardziej do siebie.
Świat się zatrzymał, a piekło zamarzło.
Starając się nie roześmiać z ironii swojego życia, wdrapałam się po
schodach i weszłam do pokoju.
Kolejny raz zaczęłam przeglądać torebkę i sprawdzać jej zawartość. Cóż,
przezorny zawsze ubezpieczony.
Po chwili do środka wszedł Ron i Harry. Stanęli w progu z niepewnymi minami.
- Zamknijcie drzwi. – Poleciłam, krzyżując ramiona na piersiach. O tak,
drżyjcie przed Granger! – Siadajcie oboje.
Bez słowa spełnili moją prośbę i opadli na łóżko, totalnie zniewoleni przez
moją władczą postawę.
- Posłuchajcie mnie uważnie. Niedługo wyruszamy i chciałabym żebyśmy wszyscy
wyszli gładko z tej wyprawy. Wiem, że dużo się zdarzyło i mamy względem siebie
dużo zarzutów, ale to nie może przyćmić tego po co wyruszamy. – Westchnęłam,
rozluźniając ręce. – Harry, Ron… Jesteśmy przyjaciółmi od tak dawna. Dlaczego
przekreślacie to wszystko? Mam dosyć bycia odtrącaną i ocenianą. Zaakceptujcie
proszę to kim jestem i kim się stałam. Ron?
Rudzielec zaczerwienił się.
- Ja… No nie umiem. Nienawidzę Snape’a i nie potrafię tego zrozumieć. Ale masz
rację. Jesteś moją przyjaciółką i nie chciałbym żeby to wszystko… przekreśliło te
lata. – Spuścił niepewnie wzrok, a Harry poklepał go po ramieniu.
- Możesz na nas liczyć Hermiono. – Uśmiechnął się ciepło, co musiałam
odwzajemnić. – Zobaczysz, pójdzie gładko. Wejdziemy do Hogwartu, zgarniemy
horkruksa i wrócimy do Kwatery. Nie może nam się nie udać.
Usiadłam między nimi.
- Obyś miał rację Harry, obyś miał rację. – Mruknęłam niepewnie.
No troszkę się pomieszało :P Cóż no szkoda Seva, Herm mnie niesamowicie irytuje, no ale cóż :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :)
Ale się porobiło.Ja pitolę...
OdpowiedzUsuńMusisz to jakoś wyprostować Oni muszą być razem
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super, ale się teraz nieźle namieszało...
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie jak to wszystko rozwiążesz, ale mam cichą nadzieję że jednak będzie happy end :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Sprawy się trochę skomplikowały, ale liczę że to się w następnym jakoś troche wyprostuje:)
OdpowiedzUsuńFajny rozdział:)
Czekam na więcej!
Pozdrawiam
Nikola
Przeczytanie tego zajęło mi 3 przerwy ale ok. Trzymasz nas w niepewności i strachu przed nieznanym. I znowu te kłótnie... Zaczyna robić się nieciekawie. Czekam na następny
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję na happy end, Sev biedny zawsze pod górkę :/ rozdział świetny i oczywiście, że o Tobie nie zapomnieliśmy ;)
OdpowiedzUsuń„Zaczął padać śnieg. Tak po prostu, w końcówce listopada”… Hmmm, w moim kalendarzu nie było w tym roku listopada… przeszedł mi koło nosa, przemknął z prędkością światła… niezauważony… nawet zmieniacz czasu rozpadł się z przepracowania… Ale idzie grudzień i widzę światełko w tunelu powoli wracam do świata FF i nadrabiam zaległości w czytaniu Twojego opowiadania.
OdpowiedzUsuńAle się porobiło! Znowu namieszałaś! A miało być tak pięknie… Ominęły mnie niby tylko dwa rozdziały, a tyle się wydarzyło… Smutne. Przeraźliwie, rozdzierająco smutne. Hermiona jako wulkan emocji. Poplątanych, nieskładnych i jakże prawdziwych. Ból i łzy. Tęsknota. Żal. I żadnej nadziei. Bardzo dobry, mocny tekst, taki, o którym się długo myśli podczas bezsennych nocy.
Severus - rozdzierający. Mężczyzna, który wie, że Konieczność lada chwila zburzy mu życie. Mężczyzna pełen rozżalenia i wściekłości na życie, wojnę, Albusa, nawet na Hermionę. Próbujący wziąć jeszcze w ostatniej chwili od życia coś dobrego. „Tęsknię", "kocham", "cierpię" – słowa niby niewypowiedziane, ale takie obecne…
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. A ponieważ Mikołajki blisko to szansa na jakiś mały prezencik jest, prawda? To ja poproszę duuuuuuuużo mojego Severusa <3 <3 <3
ILoveSnowCake
boże jakie to genialne <3 przeczytałam to sevmione w jedną noc <3 nic a nic nie spałam ;-; ale warto było <3
OdpowiedzUsuńkiedy następny? nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! <33333333!!!!!!!
Strzałeczka! Kiedy nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuńejj... :C kiedy następny? :<
OdpowiedzUsuńMartaaaaaaaaaaaa!!! Ja tu usycham z tęsknoty za moim lubym <3 Wrzuć chociaż pół rozdziału! Gwiazdka blisko, czas dobrych uczynków i prezentów nadchodzi... A ja... All I Want For Xmas Is Snape!
OdpowiedzUsuńILoveSnowCake
Też czekam :(
OdpowiedzUsuń~DeMonique
Przepraszam kochane :( Postaram się w weekend wrzucić rozdział i wszystko Wam opowiem!
OdpowiedzUsuńCzekam :((((
OdpowiedzUsuń