Dzień dobry kochani!
No więc jak widać wstawiam kolejny rozdział, który mam nadzieję, że spodoba się Wam podobnie jak poprzednie. :3 Nawet nie wiecie jak mi miło, gdy czytam te wszystkie pochlebne komentarze i poproszę więcej takich, bo moje ego lubi być chwalone! xD
O ile łatwiej jest opisywać relacje Sevcia i Miony poza kanonem totalnie, zupełnie jakbym inne postacie tworzyła. :D
Zapraszam do czytania!
******************************************************************
Jak cudownie było obudzić się znowu w miękkim łóżku,
a nie na ziemi otoczona przez skały. Postanowiłam ignorować to co pojawiło się
między nami (a raczej w mojej głowie) i nagle wszystko stało się łatwiejsze.
Prawda, że dojrzałe?
Usiadłam z szerokim uśmiechem, przeciągając się i spojrzałam na puste łóżko
Ginny, a potem na zegarek. No nieźle, było już po dwunastej, ale
jakoś nie czułam się zmuszona do wczesnego wstawania. W końcu zasłużyłam na
chwilę odpoczynku!
Poza tym dzień zapowiadał się naprawdę wspaniale, gdy słońce padło na moją
twarz. W końcu ciepło, w końcu wygodnie... w końcu w domu.
Zmusiłam swoje nogi do wstania, wzięłam szybki prysznic i gdy mój brzuch zaczął
w końcu protestować przeciwko dalszemu głodzeniu go, zbiegłam na dół zdziwiona
swoją energią. Naprawdę dobrze mi zrobił wypoczynek tej nocy, chociaż budziłam
się kilka razy i to o Merlinie, nie przez koszmary.
Przy stole siedziało jeszcze kilka osób, popijając kawę, czytając Proroka
Codziennego, albo jak pani Weasley – szykując powoli obiad. Ginny pomachała mi
wesoło i poklepała miejsce obok siebie, odkładając gazetę.
- Dobrze wyglądasz. Lepiej niż wczoraj. Odpoczęłaś? – Skinęłam, siadając na
krześle i sięgnęłam z miłością po tosty i jajka.
- Och i to jak. Cudownie jest wrócić do was i do tych pyszności.
Spojrzałam z wdzięcznością na panią Weasley, która uśmiechnęła się ciepło.
- Cieszę się, że już jesteś. – Rzucił Harry, przesiadając się po mojej drugiej
stronie. – Musisz nam koniecznie wszystko opowiedzieć! – Ta jego radość była
zaraźliwa, ale nie wiem czy byłam gotowa wypuścić ten kawałek Snape’a który był
tylko mój i jego....
Tfu! Miałaś go wyrzucić z głowy idiotko,
a nie jeszcze kurczowo go trzymać!
Tak, właśnie tak zamierzałam zrobić. Zignorować jego marną egzystencję i
żyć jakby ostatnie tygodnie nie miały miejsca.
Z zadowoleniem sięgnęłam po szklankę i już miałam napełnić ją świeżym sokiem,
ale w tym momencie do kuchni weszła Hestia. Mój uśmiech przygasł niczym zgaszony
papieros, a oczy mimowolnie powędrowały wzdłuż jej bladego ciała, przeklęcie
długich i zgrabnych nóg, ale zatrzymałam się przez chwilę na czarnej, męskiej
koszulce i mokrych włosach. Dlaczego u diabła była tak wyzywająco ubrana, co?!
Ja nie paradowałam z gołym tyłkiem po domu.
Spojrzałam naburmuszona na resztę, ale wyglądało na to, że tylko mi przeszkadza
jej strój.
- Och, Hestia kochanie, siadaj i zjedz coś dziecko – rzuciła pani Weasley,
wstając od stołu i przeszła do głębszej części kuchni, zapewne zabierając się
za gotowanie.
- Dzień dobry wszystkim. – Rzuciła i
ziewnęła szeroko, po czym uśmiechnęła się jak na mój gust zbyt promiennie.
Westchnęłam z nieukrywaną irytacją, gdy usiadła naprzeciwko mnie i zabrała
kanapkę, na którą to JA miałam teraz ochotę.
– Piękny mamy dzień, prawda? – spojrzała na mnie, a ja skinęłam, zgrzytając
zębami. - Severus proponuje żebyśmy…
Przerwał jej głośny trzask. Wszyscy spojrzeli w moją stronę. Powiedziałam coś
na głos? Co do..? Spuściłam wzrok i dopiero się zorientowałam, że szklanka,
którą trzymałam (teraz już tylko szkło wbite w moją dłoń) pękła, a moja dłoń
zalała się krwią. Przez chwilę patrzyłam jak zaczarowana na czerwone strużki,
które ściekały na moją bluzkę.
O cholera... Zacisnęłam zęby, a Ginny z przerażeniem zakryła dłonią usta.
- Hermiona… Merlinie, twoja ręka! – Zawołał Harry, zrywając się z miejsca.
Pani Weasley wpadła do pomieszczenia, zapewne zamierzając urządzić raban o to
zamieszanie, ale gdy zobaczyła krwawą scenę jęknęła i podeszła do mnie.
- Nic mi nie jest. Pójdę do pani Pomfrey. – Odsunęłam krzesło, czując na sobie
wzrok blondynki.
- Chodź, zaprowadzę cię – zaczął Harry, ale pokręciłam głową.
– Naprawdę w porządku Harry, poradzę sobie – powiedziałam twardo, a on zdziwił
się, ale nie próbował oponować.
- Zaraz to posprzątam. – Molly wyciągnęła różdżkę patrząc na mnie z niepokojem.
– Może jednak niech Harry…
- Nic mi nie jest! – Warknęłam i odwróciłam się od nich. Wyszłam pospiesznie z
pomieszczenia, chociaż niepotrzebnie się na nich wyżyłam. To moja własna
głupota no i ta pieprzona Jones.. Jak ona działała mi na nerwy! Za kogo ona się
miała, co? To byli moi przyjaciele, moja rodzina! Co z tego, że była starsza i
znali się dłużej, no co?! I co u licha robiła u Snape’a?! Uch, aż za dobrze
wiedziałam co robiła. To czego nie miała prawa, porąbana jędza!
Zazgrzytałam wściekle zębami, wpatrując się w pokrwawioną dłoń. Parszywy,
beznadziejny, zdradliwy dupek!
Ręka bolała mnie okropnie, ale chociaż dzięki temu nie myślałam o bólu i
złości, które rozsadzały mnie od środka. I to by było na tyle o wyparciu
Nietoperza z głowy… Całe szczęście, że go tam nie było, bo chyba wygadywałby mi
do końca życia. Już wystarczy, że zrobiłam popis przed Hestią i aż za dobrze
wiem, że była świadoma tego co się stało.
- Granger?
No i wywołałam wilka z lasu. A już byłam tak blisko schodów... Niestety i na moje nieszczęście Snape wylazł z pokoju,
zapewne żeby dołączyć do swojej wybranki przy śniadaniu. Ciekawe czy
zaplanowali już imiona dla dzieci?
Jego włosy były mokre jakby dopiero co wyszedł spod prysznica... z Hestią. Zagryzłam
wargę i zlustrowałam go krótkim spojrzeniem, starając się wyglądać na
opanowaną.
- Tak? – O Merlinie ile cierpliwości musiałam włożyć w to, żeby nie przyłożyć
mu w twarz, ale triumf mnie wypełnił, bo mój głos nawet nie drgnął.
- Czemu nie idziesz na śniadanie?
- Dopiero co stamtąd wracam. – Uśmiechnęłam się niewinnie i weszłam na drugi
stopień. Spojrzałam na podłogę i zaklęłam. Kałuża krwi wokół powiększała się.
Również to zauważył, bo zmarszczył czoło i obrzucił mnie szybkim spojrzeniem.
- Co u licha się stało? – Zapytał, wpatrując się w krwawiącą dłoń i mogę
przysiąc, że w jego oczach zamigotała troska.
- Nic takiego. Mogę już iść do Poppy? Bo czuję, że kręci mi się w głowie. –
Wcale tak nie było, ale co mi szkodziło podkoloryzować?
- Chodź, zajmę się tym.
- Nie chcę. – Oj, to było za szybkie, bo uniósł brew i skrzyżował ramiona,
wyraźnie zaintrygowany moją odmową.
- Ledwo stoisz na nogach, idziesz ze mną. – Chwycił mnie za ramię i jednym
pociągnięciem ściągnął ze schodów. Jasne! Przecież nie marzyłam w tym momencie
o niczym innym jak znaleźć się w jego sypialni, gdzie on i…
- Puść mnie! – Teraz to trochę panikowałam. Niepotrzebnie, ale nie chciałam tam
iść, nie chciałam myśleć, że oni byli tam razem i, o Merlinie, zżerała mnie
taka złość, że już nawet palący ból w ręce nie łagodził tego co czułam w
środku.
Nim się obejrzałam wepchnął mnie do swojego pokoju i wskazał na fotel. Co
miałam zrobić? Uciec mu z krzykiem? Bardzo chciałam, ale zamiast tego usiadłam
i wlepiłam wzrok w odłamki szkła, które dużo chętniej zobaczyłabym wbite w
twarz... kogoś innego. Snape zniknął w łazience i za chwilę wyszedł z niej
trzymając kilka buteleczek.
- Powiesz mi teraz co zrobiłaś?
- A co cię to obchodzi?
Westchnął i kucnął przede mną. Starałam się nie myśleć o tym jak blisko był,
ale momentalnie mój oddech przyspieszył. Spojrzał na mnie, a ja odwróciłam
wzrok. Nie zamierzałam mu pokazać jak bardzo mnie zranił. Nigdy. Poza tym
prędzej bym umarła niż pozwoliła na to żeby poznał głęboko skrywane uczucia we
mnie. W końcu nic między nami nie było, prawda? Po prostu dogadywaliśmy się
jakiś czas i koniec. Basta!
- Zaboli. – Powiedział tylko i bez zbędnych ceregieli usunął kawałki szkła z
mojej dłoni.
Och, tylko, że to już bolało, ale dzięki za ostrzeżenie.
Och, tylko, że to już bolało, ale dzięki za ostrzeżenie.
Nawet nie jęknęłam. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w głębokie rany,
skupiając swoje myśli na bezpieczniejszych torach. Swoją drogą to niezłą miałam
siłę skoro tak porządnie się załatwiłam… Syknęłam, gdy przyłożył do nich gazę
nasączoną płynem, który przyniósł. Nie rzucił już żadnego komentarza. Ja też
się nie odzywałam, bo co miałam powiedzieć? Jak wspólna noc z Hestią? A może
zaproponować, że się przyłączę? Skrzywiłam się na samą myśl i odwróciłam głowę.
Na nieszczęście spojrzałam na szerokie łóżku, gdzie pościel była wciąż
rozkopana i uch, złość zapłonęła we mnie na nowo.
- Nie musisz mnie niańczyć, Snape. – Syknęłam, a on prychnął tylko po czym
wstał i machnął różdżką, a na mojej ręce pojawiły się bandaże.
- Powinno nie być śladu, ale daj jej odpocząć. Tylko ty mogłaś być tak głupia
żeby głęboko pociąć dłoń od różdżki – Powiedział i wszedł do łazienki.
Wstałam z miejsca z zamiarem wyjścia i nie robienia z siebie dłużej idiotki,
ale wtedy wrócił i obrzucił mnie tym pogardliwym wzrokiem, którego
nienawidziłam.
- Wypchaj się – warknęłam, a on parsknął i złapał mnie na nadgarstek, gdy
sięgałam klamki.
- Granger opanuj się. Rozmawialiśmy już chyba o tym, co? Bo jak widzę, to nie
umiesz nawet sobie krzywdy nie zrobić. – Jego ton był poważny więc zerknęłam na
niego z niechęcią. – Chciałaś żebym uczył cię pojedynków więc zaczynamy od
dzisiaj. I gówno mnie obchodzi, że boli, jasne? – Skinął na opatrzoną dłoń, a
ja kiwnęłam głową, chociaż nie do końca byłam pewna czy chcę z nim ćwiczyć po
tym wszystkim.
- Jak chcesz – mruknęłam, a on puścił moją rękę.
- I skoro nie chcesz mi opowiedzieć o tym co cię tak kurewsko dręczy to chociaż
postaraj się sama nikogo nie zabić.
Warknął za mną, po czym wyszedł i skierował się do kuchni.
Zamknęłam za sobą drzwi i przez chwilę stałam na korytarzu nieco zagubiona. Co
miałam robić dalej? Merlinie, w tym momencie miałam ochotę zakopać się pod
kołdrą i odespać to całe bagno, w którym tkwiłam od roku.
Ruszyłam do pokoju, ale gdy mijałam gabinet Dumbledore’a, skinął na mnie więc
weszłam do środka. Poprzedniego dnia nie był zadowolony, że Voldemort
przeciągnął olbrzymy na swoją stronę, ale na jego szczęście nie przeginał w
zbędnym opieprzaniu nas, bo gdyby zaczął, to chyba moja złość znalazła by sobie
nowy cel.
Usiadłam na krześle i uśmiechnęłam się sztucznie.
- O co chodzi proszę pana? – zapytałam uprzejmie, a on wyciągnął do mnie paczkę
cukierków.
Uniosłam dłoń i pokręciłam głową.
- Ja podziękuję dyrektorze. – Powiedziałam, bo miałam już nauczkę i przestrogę
jeśli chodziło o przyjmowanie czegokolwiek od innych.
I pomyśleć, że śmiałam się z tych historyjek dla małych dzieci żeby nie brały
niczego od obcych…
- Cieszę się, że oboje z Severusem jesteście cali. Mam nadzieję, że dobrze wam
się razem współpracowało? – Zapytał patrząc na mnie znad swoich połówek.
Poruszyłam się niespokojnie.
- Eee, no raczej tak. Nie jest taki zły chociaż nie powiem, że pałamy do siebie
miłością.
- Dobrze to słyszeć. Chciałbym abyście wciąż pracowali ze sobą.
- Snape będzie mnie uczył pojedynków także ma pan to zagwarantowane – powiedziałam
szybciej niż zdążyłam się ugryźć w język.
- Hmmm, to dobre wieści. Im jesteś lepsza tym masz większe szanse Hermiono.
Poza tym nie ukrywam, że jesteś dla nas ogromnie cenna i nie chciałbym marnować
twojego potencjału na zbyteczne obowiązki domowe.
- Też mam taką nadzieję proszę pana. Ale ma pan coś konkretnego na myśli?
- W tej chwili nie, ale jak tylko pojawi się coś nowego, dowiesz się o tym jako
jedna z pierwszych. Ponadto będziemy musieli przemyśleć sprawę Hogwartu, ale to
już na oficjalnej naradzie, na której jesteś rzecz jasna mile widziana.
Zastanów się, może przyjdzie ci do głowy jakiś plan.
- Rozumiem. Oczywiście postaram się poszukać jakiegoś rozwiązania.
- Świetnie, ogromnie mnie to cieszy! Ach, jeszcze jedno panno Granger!
- Tak? – zapytałam, odwracając się do niego, gdy stałam już przy drzwiach.
- Jestem pewny, że ty i panna Jones jakoś się dogadacie. – Powiedział, a moje
policzki zapłonęły rumieńcem.
-N-nie wiem o czym pan mówi, ale pewnie tak. – Mruknęłam i wyśliznęłam się z
gabinetu. Miałam zdecydowanie po dziurki w nosie tych upokorzeń, które musiałam
dzisiaj znosić.
I pomyśleć, że to miał być taki piękny dzień!
Resztę popołudnia spędziłam w swoich czterech
ścianach, gapiąc się przez okno jak ograniczona umysłowo. Dopiero wizyta Ginny
wyrwała mnie z tego letargu i w sumie to sama nie wiem czy mnie to ucieszyło
czy zirytowało.
Usiadła na skraju mojego łóżka wiec odłożyłam książkę i uśmiechnęłam się do
niej zachęcająco.
- Co się dzieje Ginny? – zapytałam, gdy dwa razy otworzyła usta, ale nie wyrwał
się z nich żaden dźwięk.
- Ja no… zastanawiam się co się wydarzyło dzisiaj rano. – Powiedziała szybko, a
ja westchnęłam.
- Mówiłam wam, że to zmęczenie. Nie wiem Ginny jak to się stało.
- Miona… Nie wciskaj mi kitu, nie od wczoraj się znamy. Może i Harry uwierzył w
te bajeczki, ale poważnie myślisz, że nie widziałam jak radośnie zareagowałaś
na Hestię? – uniosła brew, a ja spuściłam wzrok. – No właśnie. Czy między tobą
a Snape’m… czy coś się wydarzyło między wami?
Poderwałam głowę, wytrzeszczając na nią oczy.
- Zwariowałaś?! To obrzydliwe, Ginny! – zaperzyłam się, a na jej ustach pojawił
się kpiarski uśmieszek. – No nie patrz tak na mnie! Spędziliśmy razem raptem
dwa tygodnie, zaczęliśmy się tolerować i tyle. Naprawdę nie doszukuj się
niewiadomo czego…
- Dobra, nie denerwuj się. Choć, pójdziemy się przejść. – Wstała z łóżka i
wyciągnęła rękę do mnie. – Dalej, nie ociągaj się! – Westchnęłam i zrezygnowana
podniosłam się ze swojego legowiska, które tak niechętnie opuszczałam.
Pogoda była piękna. Brakowało mi przez te tygodnie
słońca i ciepła, chociaż teraz tęskniłam za górzystymi widokami.
- Pokażę ci miejsce, które znalazłam razem z D… Harrym.
Spojrzałam na nią z ukosa, ale nie skomentowałam jej przejęzyczenia.
Zeszłyśmy w dół zbocza i oto moim oczom ukazała się niewielka zatoczka z plażą
i łagodnym zejściem do wody. Nieco dziwne biorąc pod uwagę, że wokół były
klify, ale miejsce wyglądało naprawdę uroczo.
- Trochę tu za głęboko na kąpiel, ale można poleniuchować na plaży – rzuciła
wesoło ruda, wyciągnęła różdżkę i transmutowała swoje ubranie w krótkie
spodenki i top. Był już maj i pogoda nam dopisywała, ale nie miałam ochoty
spalić się jak skwarek w tym słońcu.
Rozejrzałam się niespokojnie i zmarszczyłam brwi.
- Ginny, osłony tutaj nie sięgają – powiedziałam spokojnie, chociaż puls mi
skoczył. Nie powinno nas tutaj zdecydowanie być.
- Skąd wiesz? – zapytała, chociaż nie wyglądała jakby ta informacja ją
zaskoczyła.
- Czuję to. Ginny, skąd znasz to miejsce?
Ruda spuściła wzrok i zagryzła wargę.
- Malfoy mnie tu zabrał – powiedziała cicho, a we mnie się zagotowało.
Wiedziałam! Zdradziecki dupek! Pewnie tylko czekał na okazję żeby ją znowu
zabrać, żeby śmierciożercy wpadli, dorwali ich wszystkich…
- Jesteś niepoważna – warknęłam, podchodząc do niej. – Ryzykowałam życiem żeby
wyrwać cię od Malfoy’ów, a ty co robisz? Szwędasz się z jednym z nich jakbyście
byli najlepszymi przyjaciółmi! Pewnie chciał zaciągnąć cię z powrotem do tego
pieprzonego dworu!
- Ty nic nie rozumiesz! – Warknęła, podnosząc się z piasku.
- Tak? To proszę, wytłumacz mi.
- Nie twoja sprawa! – syknęła przez zęby i minęła mnie, kierując się w stronę
domu.
Jęknęłam, rozkładając ręce. Miałam ochotę cisnąć czymś w wodę, bo wkurzało mnie
zachowanie innych. Dlaczego wszyscy mieli jakieś pochrzanione humorki i
oczywiście ja musiałam to znosić?!
Zdecydowanie niezadowolona (ten dzień był koszmarny!) podążyłam za nią, chociaż
już dawno zniknęła mi z pola widzenia. Czy to takie dziwne, że się martwiłam?
Czy to tak wiele, że chciałam zapewnić im wszystkim bezpieczeństwo?
Zawahałam się przed wejściem do środka, bo aż się bałam co mnie tam spotka w
dniu dzisiejszym. Ale nie mogłam przecież tkwić bez celu przed drzwiami i
chować się przed każdym. Westchnąwszy przekroczyłam próg i od razu pożałowałam.
- Hermiona!
- Tęskniliśmy za tobą!
- Jak tam romantyczne wakacje ze Snape’m?
- Chyba tęsknisz za nim i wyżywasz się na naszej biednej siostrze, co?
Fred i George oparli się o framugę, a ja skrzyżowałam ramiona na piersiach,
mierząc ich wzrokiem.
- Czy wy naprawdę nie macie co robić? – Zapytałam, unosząc brew.
- Ktoś tu jest drażliwy – rzucił jeden z braci do drugiego. – Może powinniśmy
jej umilić życie, co ty na to Fred?
- Myślę podobnie George.
- Przepuścicie mnie?
- Ależ oczywiście księżniczko ciemności, zapraszamy – skłonili się teatralnie,
chichocząc pod nosem, a ja zgrzytając zębami, minęłam ich bez słowa.
Dobra, może chodziłam nieco naburmuszona i niezadowolona z życia, ale co miałam
poradzić?
Padłam na łóżko i zamknęłam oczy, czekając aż ten dzień dobiegnie końca.
Zdecydowanie łatwiej żyło się samej, a już nawet w towarzystwie Nietoperza nie
było tak tragicznie.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale gdy się obudziłam
byłam w ciemnym, bardzo ciemnym pomieszczeniu. Usiadłam na łóżku, które było
dziwnie twarde i rozejrzałam się. Niewiele widziałam w tym mroku dlatego
sięgnęłam po różdżkę, ale nie było jej na szafce obok. Przełknęłam ślinę i
wstałam. Zaskoczyło mnie, że podłoga była taka zimna i szorstka jakby to kamień
a nie drewniane panele ją wyścielały.
- Ginny? – Zapytałam cicho i ruszyłam w stronę okna, które zniknęło.
Marszcząc brwi podeszłam do drzwi, ale ich również nie było. Dobra,
zdecydowanie zrobiło się dziwnie. Nie dość, że moja różdżka jakimś dziwnym
zrządzeniem losu zniknęła, to jeszcze byłam zamknięta w pomieszczeniu jak w
jakimś lochu. Ale skąd się tu w ogóle wzięłam? Cholera, może zasnęłam i w tym
czasie zdarzyło się coś… złego?
Zimny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, ale starałam się ignorować zalążek
strachu, który budował się na dnie mojego brzucha. Na pewno to wszystko da się
jakoś wyjaśnić…
Nigdy nie bałam się ciemności, a jednak teraz mrok wywoływał we mnie niepokój.
Nie miałam pojęcia co się kryje w rogach pokoju, czyhając na mnie.
Rozejrzałam się raz jeszcze, ale ciemność nie pozwalała mi niczego dostrzec. Po
omacku ruszyłam wzdłuż ściany w nadziei, że natrafię na coś co mi pomoże się
stąd wydostać, ale były gładkie i nie znalazłam na nich niczego.
- Jest tu ktoś?! – Krzyknęłam, ale odpowiedziała mi jedynie cisza.
No dalej Hermiona myśl! Przecież nie ma
pokoju bez wyjścia. Jeśli dało się wejść to da się wyjść…
Zbierając w sobie resztki motywacji zaczęłam szukać raz jeszcze, drugi raz,
trzeci…
Usiadłam na ziemi nieco zrezygnowana, ale wciąż nie mogłam sobie pozwolić na
strach. To było fizycznie niemożliwe żebym nie mogła się stąd wydostać…
Poczułam coś zimnego na ramieniu i chcąc nie chcąc wydarłam się jak
przestraszone dziecko.
- Witaj w moim świecie Granger – usłyszałam przy uchu i momentalnie odwróciłam
się przerażona.
- Snape?! – Krzyknęłam, bo głos należał do niego. Chociaż wciąż go nie
widziałam to mogłam przysiąc, że to on… Zbyt mocno na mnie działał.
- Wiesz gdzie jesteś? – Zapytał, ale stał już dużo dalej, a w jego głosie czaił
się swego rodzaju triumf.
- Nie, nie wiem i powiedz mi do cholery o co tu chodzi! Poza tym oddaj moją
różdżkę! – Zawołałam, zupełnie nie wiedząc gdzie jest. Serce waliło mi w piersi
tak mocno, że nie mogłam opanować drżenia ciała. Jeśli wcześniej się nie bałam
to właśnie zaczęłam, bo skoro on tu był to wszystko działo się naprawdę.
- Nie tak szybko Granger – usłyszałam znowu tuż obok siebie i nieświadomie
wstrzymałam powietrze. – Najpierw zapanuj nad tym co się tu dzieje.
- Nie rozumiem – powiedziałam cicho, zbyt świadoma jego bliskości. – Rozumiem, że
to nasz trening? Bo jeśli to głupi żart to przysięgam, że…
- Że co? Och Granger, nie zorientowałaś się jeszcze, że jesteś tylko biedną,
przestraszoną nastolatką? Póki co nie umiesz nawet zapanować nad własnym
umysłem.
- To co niby mam zrobić, PANIE PROFESORZE?
- Nie wiem, zastanów się panno WSZYSTKO-WIEM-NAJLEPIEJ. – Prychnął i byłam
pewna, że uśmiechnął się w ten swój nietoperzasty sposób. Kochał kpić ze mnie.
Dupek jeden!
Ale w porządku – chciał wyzwania? Nie ma problemu. Skoro to wszystko działo się
w mojej głowie… Swoją drogą ciekawe jak się do niej dostał, co? Chyba
faktycznie zasnęłam i leżałam sobie bezbronnie na łóżku, a on napastował mój
umysł.
Od razu odrzuciłam myśl, która mi zaświtała i miałam ogromną nadzieję, że poza
ciemnością on też nie widzi nic więcej, bo gdyby wiedział, poznał moje sekrety…
Och chyba bym umarła z zażenowania.
Musiałam się skupić na tym gdzie jesteśmy. Jeśli to faktycznie moja głowa to
teoretycznie powinnam zapanować nad tym gdzie jesteśmy. No, ale łatwiej było
pomyśleć niż zrobić… Nie wiem jaki cel miało to ćwiczenie, ale nie pozostawało
mi nic innego jak zaufać Snape’owi.
Wstałam z ziemi i zamknęłam oczy, chociaż niewiele to zmieniło, bo i tak nic
nie widziałam. Ale starałam się wyobrazić ten pokój tak jasnym jak tylko się
dało.
Rozchyliłam powieki i zaklęłam soczyście, bo nic się nie zmieniło.
- Język Granger! – Warknął, a ja dopiero przypomniałam sobie o jego obecności.
- Dobra, nie wiem co mam robić. Zadowolony?!
- Niespecjalnie – syknął i znowu stał koło mnie. Zagryzłam wargę, gdy splótł
nasze dłonie. – Czujesz to prawda? – zapytał, ściskając mocniej, a ja skinęłam.
Nic nie powiedział i przypomniałam sobie, że przecież mnie nie widzi.
- Tak, czuję.
- Świetnie. Więc nie jest z tobą aż tak źle. – Powiedział lekko rozbawiony, a
ja przewróciłam oczami. – To teraz skup się na tym co jest dookoła ciebie. Nie
zapanujesz nad magią jeśli nie umiesz panować nad własnymi myślami, a
zauważyłem, że masz z tym problem.
- Niecodziennie ktoś mi grzebie w mózgu – rzuciłam chłodno, a on zaśmiał się.
- Granger, to że tu jestem nie znaczy, że mam dostęp do twoich myśli. Blokujesz
je bardzo dobrze, ale to zupełnie inny rodzaj legilimencji. To coś w rodzaju…
pułapki. Tylko, że w twoim umyśle i tylko ktoś kto potrafi panować nad sobą
jest w stanie obrócić to przeciwko wrogowi, rozumiesz?
- Myślę, że tak… Ale nadal nie wiem jak się stąd wydostać. – Powiedziałam
cicho, a cała złość i irytacja opadły ze mnie. Czułam jedynie rezygnację,
chociaż jego ciepła dłoń spleciona z moją wywoływała przyjemny dreszcz.
- Skup się na jednej myśli, spróbuj zapanować nad własnym lękiem. Musisz stać
się panią samej siebie.
Skinęłam głową bardziej do siebie niż do niego i skupiłam się właśnie na jego
dłoni. Tylko, że moje myśli powędrowały zupełnie nie tam gdzie trzeba i zamiast
się rozluźnić to przed oczami stanął mi obraz Hestii zamkniętej w jego
ramionach, tego jak przesuwa dłońmi po jej mokrym ciele…
- Granger! – usłyszałam tylko tyle, a chwilę potem leżałam w swoim łóżku,
dysząc ciężko.
Nietoperz wpatrywał się we mnie wściekle i miałam wrażenie, że zaraz zmiażdży
mnie tym spojrzeniem.
- Co się stało?
- Może ty mi kurwa powiesz?! – Warknął, zrywając się z krzesła. Był wyraźnie
wkurzony, nawet bardzo.
- Nie wiem co się stało – powiedziałam, siadając na łóżku. Spojrzałam na stolik
i odetchnęłam widząc na nim swoją różdżkę.
- Czego nie rozumiesz do cholery w zwrocie „panuj nad sobą”, co?! Jeżeli
chciałaś wszystko spieprzyć, to trzeba mnie było uprzedzić zanim mało co nie
zmiażdżyłaś nas swoją furią! – Och, był naprawdę wściekły. Złość wręcz spływała
po jego twarzy, a gwałtowne gesty rękami dodawały mu tylko do groźnego wyglądu.
– Posłuchaj idiotko. Ostatni raz mówię: zapanuj nad sobą albo z naszych lekcji
nici. Jeśli chcesz być chodzącą bombą – proszę cię bardzo. Ale ja nie zamierzam
brać w tym udziału. Pozbieraj się do kupy dziewczyno, bo nikt nie będzie cię
trzymał za rączkę. – Warknął, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju
trzaskając drzwiami.
Zamrugałam za nim, nie bardzo wiedząc co się właściwie stało. Dobra, może
faktycznie moja mroczna natura przejmowała kontrolę, no ale żeby się tak
wściekać? Przecież nie zrobiłam tego specjalnie! Poza tym to jego wina, nie
moja! Nie prosiłam żeby właził do mojej głowy tylko żeby nauczył mnie walczyć.
A on uroił sobie Merlin jeden wie co i wziął sobie za punkt honoru zniszczenie
mi tego dnia do końca.
Fakt, myśl o tej kudłatej blondynie doprowadzała mnie do furii, ale tutaj
musiałam przystopować. Przecież jakby nie patrzeć nie zrobiła niczego złego… Co
nie zmienia oczywiście niczego w mojej nienawiści do niej, bo… bo tak!
Ale nie mogłam się tak dłużej zachowywać. Po pierwsze mnie i Snape’a nic nie
łączyło, a nawet nie wiem właściwie co się kryło pod moją mieszanką uczuć w
głowie. Po drugie musiałam przestać, bo jeszcze ktoś sobie pomyśli za dużo…
Miałam dosyć krzywdzenia ludzi wokół. Wszyscy mieliśmy tyle zmartwień, a ja
swoim zachowaniem tylko pogarszałam całą sytuację.
Westchnęłam przeciągle i opadłam z powrotem na łóżko.
Tak. To był plan. Zapanować nad sobą. Tylko jak miałam to zrobić? Na czym
miałam niby skupić myśli skoro miałam do wyboru martwego Rona, zazdrość o
swojego nauczyciela, wściekłość na Ginny albo nienawiść do Malfoy’ów i
Voldemort’a? No muszę przyznać, że wybór pozytywnych uczuć miałam naprawdę
ogromny.
*
Zeszłam dopiero na kolację. Przez kilka godzin
wegetowałam niczym warzywo, rozmyślając nad beznadziejnością swojej sytuacji.
Ach! No właśnie, miałam tak nie myśleć. Grunt to pozytywne nastawienie! A więc
jeszcze raz… Przez kilka godzin głęboko kontemplowałam nad swoim wspaniałym
życiem, w które wkradło się nieco zamieszania, ale oczywiście to nic wielkiego,
bo czymże są małe problemy w idealnym świecie?
Lepiej, chociaż ociekałam sarkazmem tak bardzo, że mogłabym ścierać podłogę za
sobą.
Usiadłam przy stole z dala od Ginny, która mnie wyraźnie ignorowała i musiałam
zadowolić się towarzystwem Neville’a i Luny, którzy właśnie dyskutowali o, jak
na mój gust, nie istniejących roślinach.
Ku mojej zgrozie obok mnie usiadł nie kto inny, a Blond Kudły (swoją drogą całkiem
przyjazny pseudonim!) i zaczęła sobie nakładać sałatkę z kurczakiem.
Oby ci poszło w biodra – pomyślałam,
gdy zaczęła z uśmiechem jeść, a ja miałam ochotę zwymiotować.
No i to byłoby na tyle jeśli chodziło o moje pozytywne nastawienie.
- Jak twoja ręka Hermiono? – Zapytał Neville, odciągając mój morderczy wzrok od
widelca, który miałam ochotę dźgnąć ją w oko.
- W porządku, myślę, że się szybko zagoi. – Odpowiedziałam, wymuszając lekki
uśmiech.
- Masz niezłą krzepę – zażartował, uśmiechając się szeroko. – Nie wiem czy ja
dałbym rade rozgnieść szklankę, a nieświadomie to już w ogóle. – Roześmiał się,
a Luna mu zawtórowała.
- No… zdarza się. Narobiłam tylko bałaganu – powiedziałam, wzruszając ramionami
i aż za bardzo czułam na sobie palące spojrzenie Snape’a, ale postanowiłam go
ignorować.
Najlepiej do końca życia.
Po kolacji podeszłam do Ginny. Skoro miałam zacząć naprawiać siebie to może
dobrze byłoby zacząć od relacji z innymi?
- Mogę cię na słówko? – Zapytałam niepewnie, a on zmierzyła mnie krótko, ale
przytaknęła i weszła do salonu.
- Czego chcesz? Jeśli znowu zamierzasz urządzać mi pogadankę to spasuję.
- Uspokój się, chciałam cię tylko przeprosić. – Mruknęłam pod nosem, a ona
uniosła zaskoczona brwi. – Nie powinnam się mieszać w twoje sprawy, ale zrozum,
że się martwię i nie ufam Malfoy’owi za grosz. Nie wiem co było i jest między
wami, ale obiecaj mi, że będziesz ostrożna dobra?
Ruda przez chwilę przyglądała mi się, ale w końcu uśmiechnęła lekko.
- Tyle mogę ci obiecać. I ja też przepraszam, nie powinnam była się tak
wściekać.
- Prawda. – Odpowiedziałam i również wyszczerzyłam zęby, gdy ta roześmiała się
wesoło.
- Piękne przedstawienie, aż się wzruszyłem. – Usłyszałam za sobą i przewróciłam
oczami, bo nawet nie musiałam patrzeć żeby wiedzieć kto tam stoi.
- Nikt ci nie mówił, że nieładnie podsłuchiwać? Albo wchodzić do czyjejś głowy,
Snape? – Zapytałam, a on skrzyżował ramiona, unosząc brew.
- Chodź ze mną Granger. – Warknął i wyszedł.
Ginny rzuciła mi pełne współczucia spojrzenie.
- Nie wiem co nabroiłaś, ale nie zazdroszczę. – Mruknęła i pchnęła mnie lekko w
stronę korytarza.
Chcąc nie chcąc ruszyłam do jego pokoju, zaklinając w duchu, żeby przypadkiem
nie spotkać tam Hestii albo haremu innych idiotek.
Oh, nie... tak krótko, tak krótko! Albo a zdecydowanie nauczyłam się zbyt szybko czytać :/
OdpowiedzUsuńAle rozdział jest cudny! Ah ile się zdążyłam razy uśmiechnąć! Jej zazdrość jest taka.. urocza :3
Mam nadzieję, że wbije ten widelec Hestii.. nie żebym jej nie lubiła, ale nie - nie lubię XD. Cóż na to poradzę. Dzięki temu coraz lepiej mi się czyta tą cudowną historię. Pisz dalej, bo ja tu czekam niecierpliwie na ciąg dalszy! <3
Krótko, ale na temat. Twoja Isa <3 xD
Człowiek ślęczy dwa dni nad rozdziałem i co usłyszy? ZA KRÓTKO. Ach, 10 stron w wordzie to moja norma więc zdecydowanie za szybko czytasz! xD
UsuńJa też jej nie lubię, a nad widelcem popracujemy ;>
Cieszę się, że Ci się podoba i już biorę się za następny co byś nie musiała czekać za długo. *.*
Dziękuję. <3
Pierwsza myśl - dlaczego tak krótko i tak szybko się skończyło xD Oczywiście rozdział cudowny i ta zazdrość Hermiony :-) Z niecierpliwością czekam na kolejną dawkę emocji, więcej Sevmione i mam nadzieję, że Hermiona wbije Hestii widelec (najlepiej prosto w oczy - wcale nie jestem złośliwa xD)
OdpowiedzUsuńProszę Cię, nie każ mi długo czekać, bo zżera mnie ciekawość!
Pozdrawiam Cię gorąco
WampDam
Hahaha coś zaradzimy w tym kierunku :3 I tak, ja też jestem okropnie złośliwa xD
UsuńPostaram się dzisiaj dodać kolejny! :)
Dziękuję i również pozdrawiam! <3
Nie zdziwię się jak Hermiona w końcu powyrywa jej te "blond kudły" haha :) Rozdział jak zawsze cudowny :) czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zawsze może ją dorwać z maszynką w środku nocy... *.*
UsuńDziękuję bardzo <3
Nie myślałam, że Herm będzie tak zazdrosna, że będzie chciała wbić Hesti widelec w oko (najlepszy moment rozdziału :)) nie mogę się doczekać Hermiony lekcji że Snape'm, zapowiada się ciekawie :D
OdpowiedzUsuńBędzie ciekawie - obiecuję, że postaram się najlepiej jak potrafię :D
UsuńDopiero dzisiaj trafiłam na Twoje opowiadanie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona ;) Cała fabuła jest świetnie zaplanowana i cieszę się, że nie jest za słodko xD No cóż tu dużo pisać, przeczytałam 11 rozdziałów na jednym tchu i czekam na następny! Życzę weny i pozdrawiam, Kate :)
OdpowiedzUsuńAch, nowa czytelniczka, jak cudownie!
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podobało! <3 Staram się żeby nie było za wiele słodyczy, ale wiadomo - czasami trzeba. *.*
Dziękuję i zapraszam na kolejny rozdział, który pojawi się niebawem. :3