Ach kochani,
wybaczcie mi, że moja obecność na blogu nieco spadła, ale na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno słowo.. SESJA.
Obiecuję, że za trzy tygodnie zreflektuję się i ruszę w końcu do przodu z jednym jak i z drugim opowiadaniem! :3
Tymczasem łapcie rozdzialik i miłego czytania.
PS. Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, wsparcie, a także łączę się w bólu z innymi studentami!
******************************************************************************
Musiałabym
skłamać, gdybym powiedziała, że to była łatwa wyprawa. Nawet w kilku procentach
do takich nie należała; palce miałam skostniałe od zimna i nawet rękawiczki nie
pomagały. Wiatr smagał chłodem moją twarz, a nogi odmawiały już posłuszeństwa,
gdy wciąż wspinaliśmy się w górę szlakiem. Nie żebym była jakaś leniwa i w złej
kondycji.. Ale na coś takiego nie byłam przygotowana.
Za to Snape wydawał się świetnie bawić moim cierpieniem. Miałam wręcz wrażenie,
że za każdym razem gdy się potykam, specjalnie przyspiesza albo, gdy zaczyna
lać uznaje, że to świetny moment by iść dalej. Merlinie, czy tego człowieka nic
nie zniszczy?!
Minęły już dwa dni, a my wciąż szliśmy. Ostrzegał, że to będzie bardzo długa
wyprawa – w końcu nie bez powodu olbrzymy zaszyły się tak daleko.
Na całe szczęście Snape nagle nie stał się kokieteryjnie rozmowny. Właściwie to
nasze kontakty ograniczały się do krótkich poleceń, które mi wydawał. Nawet nie
patrzył w moją stronę. Nie poruszyłam więc tematu mężczyzn, których dopiero co
zamordował z zimną krwią, a co gorsza – nie mogłam się zmusić do choćby
odrobiny współczucia czy też skruchy, że stałam tam obojętna. Byli jednymi ze
śmierciożerców. Być może nas nie poznali, ale wystarczyła chwila by donieśli
Voledmorte’owi, że ktoś się kręci w tej okolicy. A to zdecydowanie było
podejrzane.
Poza tym życie bez magii wymagało naprawdę dużej dozy cierpliwości z mojej
strony. Kiedyś całe wakacje spędzałam bez różdżki, ale teraz cały rok nie
odrywałam się od niej. Magia stała się moją prawą ręką i teraz gdy musiałam
sobie radzić bez niej.. Było ciężko.
Nie mogliśmy się ogrzać, ochronić przed wiatrem, deszczem… Dobrze, że chociaż
pozwolili nam zachować zmniejszone bagaże, bo gdybym miała się tłuc z
turystycznym plecakiem.. Zaśmiałam się histerycznie. O nie, nie. Nic z tego!
- Starczy na dzisiaj. Zaczyna się ściemniać – mruknął Snape i rozejrzał się po
niewielkiej jaskini, do której wszedł.
Odetchnęłam z ulgą i oparłam się o skałę.
W końcu – pomyślałam, a on obrzucił mnie wrednym uśmieszkiem jakby słyszał moje
myśli. Przestąpiłam z nogi na nogę.
- Rozstaw swój namiot. Wezmę pierwszą wartę.
Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Wygrzebałam z torebki (uwaga!) mugolski,
dwuosobowy namiot i na całe szczęście nauczyłam się już obsługi tego
ustrojstwa. Po kilku minutach niebieska kopuła stała już we wnęce skały.
Niestety nie mogliśmy zaczarować namiotów tak by były pełny wygód jak to
robiłam przez ostatnie miesiące. Ale cóż, musiałam się zadowolić dmuchanym
materacem, odrobiną materiału i ciepłym śpiworem, w którym czekało mnie kilka
godzin snu.
Snape rozstawił swój namiot kilka kroków dalej, a ja uśmiechnęłam się
mimowolnie na wspomnienie pierwszej nocy.
- No chyba sobie żartujesz, że nie
masz swojego. – Warknęłam, a on prychnął i podszedł do mnie zwierzęcym krokiem.
- A w czym problem Granger? Niepokoi cię noc w jednym namiocie?
- Chciałbyś Snape. Prędzej dam się pożreć tym olbrzymom niż położę się obok
ciebie
- Już ci kiedyś mówiłem.. Uważaj
czego sobie życzysz.
Zadrżałam na niski ton jego głosu. Ty kretynko! – wyrzuciłam sobie od razu i
skrzyżowałam ramiona.
- Nie będę z tobą spać.
- A kto wspominał coś o śnie? – Uniósł brew, udając zdziwienie. Och, jak on
mnie irytował! Tupnęłam nogą jak dziecko.
- Świetnie! Możesz się wypchać!
Wyszłam z namiastki jaskini i usiadłam na skraju szlaku. Dobiegł mnie jego
śmiech (tak, śmiał się i o dziwo twarz mu nie pękała) i gdy się odwróciłam
zobaczyłam drugi namiot, podobny do mojego.
- Gdybym wiedział, że jesteś taka pruderyjna to przysięgam.. Zacząłbym już
wcześniej. – Rechotał jak głupi, a ja westchnęłam i wściekle zacisnęłam zęby.
Wpełzłam do
środka i położyłam się na miękkim materacu. Chociaż tyle wygody człowiek miał..
Minuty mijały nieubłaganie, a ja wciąż nie mogłam zasnąć. Nie, bo na zewnątrz
szalała taka burza jakiej wcześniej nie doświadczyłam
- Granger wyłaź! – Głos Snape’a wystarczająco mnie pobudził i jak na komendę
zerwałam się i rozpięłam zamek.
Porywisty wiatr szarpał jego włosy, gdy zwijał właśnie swój namiot. Wyszłam na
zewnątrz, zapinając kurtkę i zachwiałam się pod siłą podmuchu.
- Merlinie, co się dzieje? – Zadrżałam, odgarniając włosy z twarzy. Mój krzyk
ginął w hałasie nawałnicy.
- Usiądź pod samą ścianą! – Ryknął i sam ruszył w moją stronę.
Jaskinia, w której siedzieliśmy właściwie to niewiele miała z nią wspólnego.
Była po prostu wydrążoną wnęka w skale, tuż obok szlaku więc nie dawała nam
wielkiego schronienia. Dlatego deszcz bezlitośnie smagał moją twarz, chociaż
starałam się wcisnąć jak najgłębiej w ścianę skały. Snape kucnął obok mnie,
również osłaniając się dłońmi.
- Mój namiot! – Zawołałam, z przerażeniem patrząc jak wiatr wywija go we
wszystkie strony. Chciałam się zerwać, złapać go, ale ręka Snape’a na mojej
powstrzymała mnie. Faktycznie, może to nie był najlepszy pomysł..
Podskoczyłam, gdy usłyszałam taki trzask jak nigdy, a po chwili płonąca gałąź
spadła tuż przed „wejściem”. Piorun uderzył w drzewo i pozostało z niego tyle
co nic. Jęknęłam, bo teraz prócz wiatru, deszczu, dosięgało nas gorąco od
płonącej gałęzi. Na całe szczęście szybko zgasło, a my znowu pogrążyliśmy się w
mroku, obezwładnieni przez siły natury, z którymi nie byliśmy w stanie walczyć.
Snape na kuckach zaczął przesuwać się wzdłuż ściany. Skinął na mnie i chociaż
kończyny miałam już odrętwiałe, przeszłam za nim, błagając w myślach aby ta
nawałnica się skończyła. Wcisnął się w trochę głębszą część i bardzo, ale to
bardzo nie chcąc, musiałam zrobić to samo. Z ulgą przyjęłam, że tutaj deszcz i
wiatr dosięgały nas odrobinę mniej i poczułam się bezpieczniej, ale minęło to
momentalnie, gdy uświadomiłam sobie, że właściwie to jesteśmy ściśnięci jak
sardynki w puszce, a on.. osłaniał mnie własnym ciałem.
Był odwrócony twarzą do mnie, ale na całe szczęście moja znajdowała się na
wysokości jego szyi i nie musiałam spojrzeć na niego. Och, za dobrze wiedziałam,
że zobaczę na niej ten wredny uśmieszek.
Podwinęłam pod siebie kolana by choć trochę się odgrodzić od jego ciała. Mruknął
coś, ale nie zaprotestował tylko sam oparł się plecami o skałę, nie odsłaniając
mnie przy tym jednak.
- No to mamy noc z głowy. – Rzucił tak nagle, że aż się wzdrygnęłam. – Ale widzę,
że komuś nie przeszkadzają warunki. Jasne, śpij sobie Granger. Dobranoc. –
Skrzywiłam się. Włożył bardzo, ale bardzo dużo jadu w te słowa, ale
faktycznie.. Powoli odpływałam. Zmęczenie dawało się we znaki, a warunki wcale
nie sprzyjały wylegiwaniu się.
- Odwal się – warknęłam, otulając się rękami – jest mi zimno, jestem
przemoczona, zmęczona, wszystko mnie boli i do tego ty tu jesteś.. Czym sobie
zasłużyłam, co?
Pierwszy raz od dawna czułam się tak okropnie jak tej nocy. Znosiłam już
nieprzyjemne sytuacje, ale zwykle miałam odrobinę magii, a teraz? Byłam skazana
na to żeby sobie radzić bez tego.
O dziwo westchnął i poruszył się w ciemności.
- No już, nie jęcz. Przecież nic ci nie będzie. – Rzucił czymś we mnie.
Nieufnie zaczęłam po omacku badać miękki przedmiot.
- Dziękuję – mruknęłam cicho, otulając się jego kurtką. No co? Ja nie
pomyślałam o tym żeby zabrać dwie, a skoro miał to przecież mógł się
podzielić..
- Teraz śpij, bo jutro zamęczysz mnie swoim marudzeniem.
Przewróciłam oczami, ale mimo to uśmiechnęłam się lekko. No dobra – jak chciał
o potrafił być całkiem.. znośny.
O świcie nie
było śladu po burzy. Obudziłam się okropnie obolała. Bolało mnie dosłownie
wszystko. Ramiona, plecy od drżenia z zimna, szyja od niewygodnej pozycji, nogi
od podkurczania.. Uch, zapowiadał się jeszcze gorszy dzień niż poprzedni.
Snape’a nie było obok mnie, ale wciąż tkwiłam ubrana w jego kurtkę. No pięknie.
Chociaż bardzo nie chciałam tego robić, owinęłam się nią szczelnie. Fakt faktem
nie wiało, nie padało, a nawet delikatne słońce wpadało do środka, ale jednak
wciąż było naprawdę zimno.
Podniosłam się i jęknęłam.
- Moje biedne nogi.. – Syknęłam i przeciągnęłam się. Trzeba będzie to
rozchodzić. – Snape? – Zapytałam, ale odpowiedziało mi jedynie milczenie.
Ciekawe gdzie go poniosło..
Spojrzałam z żalem na namiot, który właściwie to już nim nie był. Pięknie,
ciekawe co teraz zrobimy? A raczej co ja zrobię.. Pewnie skończę śpiąc pod
gołym niebem. Albo wcale.
Wyszłam na szlak i rozejrzałam się, ale wciąż go nie widziałam. Ciemne chmury
przesłaniały niebo, a pojedyncze promienie padały na połamane od wichury
drzewa. Ogarnęła mnie lekka panika, bo wcześniej tak nie znikał.
- No dalej nietoperzu, gdzie jesteś? – Mruknęłam pod nosem do siebie. Ale
przecież chyba by mnie nie zostawił, no nie? Cichy głosik gdzieś z tyłu
podpowiadał mi, że był do tego zdolny.. Dlatego zrobiło mi się głupio, gdy
dostrzegłam go ze stosem gałęzi w ramionach. Och, pięknie. Tak ufasz swojemu
partnerowi..
- Po co to? – Zapytałam, a on wzniósł oczy do nieba.
- Na ognisko Granger. Musimy tu zostać, bo zapowiada się na ciąg dalszy, a
jeśli złapie nas burza na szlaku.. To nie będzie wesoło.
- A nie możemy znaleźć jakiegoś lepszego miejsca? Trochę słabo tutaj jeśli
chodzi o schronienie..
- Myślisz, że co robiłem przez ostatnie dwie godziny kiedy ty sobie smacznie
spałaś? – Uniósł brwi, a ja minęłam go i zatrzymałam się.
- Dobra, to teraz ja pójdę. Jeśli nic nie znajdę przez następne dwie godziny to
zostajemy.
- Granger to nie są pieprzone zawody i nigdzie nie idziesz.
- Idę!
- Nie. – Warknął na mnie tak stanowczo, że trudno mi było uwierzyć.
- Dlaczego?
- Bo jeśli dopadnie cię burza to..
- …to szybko tu wrócę. Mam posądzić cię o to, że się martwisz o mnie? –
Skrzyżowałam ramiona, uśmiechając się przebiegle. Wiedziałam, że to czuły punkt
i gdy zmarszczył gniewnie czoło, byłam pewna, że wygrałam.
- A rób co chcesz! Mnie w to nie mieszaj. – Wyminął mnie i rzucił na ziemię
drewno, które zebrał. – Postaraj się nie zginąć Granger, bo jak potem to
wytłumaczę?
Prychnęłam i wyszłam na zewnątrz. No pewnie, przecież on się przejmuje tylko
tym co powie reszcie!
Ciężkie chmury wisiały nad nami – dosłownie i w przenośni. Zadrżałam, gdy po
niebie przetoczył się samotny grzmot. Nadal miałam na sobie kurtkę Snape’a i
nawet rozważałam czy by jej nie wywalić.. Ale to byłoby głupie. W końcu było mi
naprawdę zimno.
Szłam wzdłuż ścieżki rozglądając się po skałach, które wyrastały. Cholera –
miał rację. Nic tu nie było. Ale przyjemnie było się przejść bez Snape’a. Może
i zachowywałam się jak rozwydrzona nastolatka (czasami!) ale w końcu nią byłam,
prawda? Wolno mi? Wolno!
Gdyby nie ciężka wyprawa, chętnie wybrałabym się tu na wycieczkę, bo krajobraz
był niesamowity. Potrafiłam docenić piękno tam gdzie było. Stanęłam na skraju
urwiska i spojrzałam w dół. Merlinie, gdybyśmy spadli z tego szlaku to nie
byłoby czego zbierać.
Wiatr rozwiał moje włosy. Rozejrzałam się, a cisza panująca wokół przeszyła
mnie do szpiku. Ptaki ucichły. A to był znak żeby wracać. Tylko, że patrząc
daleko przed siebie nie potrafiłam zmusić swoich nóg. Było pięknie. I naszły
mnie myśli.. Złe myśli.
Jakim cudem rok temu byłam w Hogwarcie, a teraz stałam na skraju ścieżki,
gdzieś Bóg wie gdzie, ze Snape’m jako współpracownikiem, do tego potężniejsza
niż kiedykolwiek i z krwią ludzi na rękach? Nie wiedziałam, że te kilka miesięcy
zaprowadzi mnie tak daleko od tego kim byłam.
Zaczęło padać. No teraz to już musiałam się zbierać bez dwóch zdań. Narzuciłam
na głowę kaptur i ruszyłam drogą w dół. Cholera, trzeba się było ruszać
szybciej!
Deszcz bardzo szybko zmienił się w ulewę, a grzmoty wokół pomrukiwały coraz
częściej. Niedaleko uderzył piorun. Podskoczyłam i przyspieszyłam praktycznie
do biegu. Czemu musiałam być taka uparta? Czemu zawsze musiałam postawić na
swoim? Powinnam była posłuchać Snape’a i Merlinie, jeśli wrócę to przysięgam,
że będę dla niego miła!
Tylko, że Merlin mnie nie słuchał albo był zazdrosny o konkurencję, bo płonąca
gałąź spadła tuż przede mną, praktycznie mnie przygniatając. W ostatniej chwili
zatrzymałam się i obiegłam ją, coraz bardziej panikując.
- Ja pieprzę, co tu się dzieje! – krzyczałam w myślach, gdy nawałnica stawała
się coraz silniejsza. Kilka godzin temu minęła, a teraz wszystko zaczynało się
od nowa. I to chyba ze zdwojoną siłą.
Odetchnęłam, gdy dostrzegłam w oddali migoczące światło. To musiało być
ognisko, ale wciąż miałam tak daleko.. Na cholerę ja tam lazłam?!
Poślizgnęłam się na błocie. Pięknie, byłam teraz nie dość, że przemoczona do
bielizny to jeszcze cała upaćkana.
Błoto spływało po szlaku i naprawdę ciężko było mi utrzymać równowagę więc
zwolniłam. Wolałam jeszcze trochę zmoknąć niż zjechać w dół urwiska..
Kolejny piorun trzasnął tuż przede mną. Zamarłam bo dosłownie kilka kroków i
byłoby po mnie. Usmażyłabym się jak frytka.
Przylgnęłam plecami do ściany skały i musiałam złapać oddech. Byłam jak
sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć. Cholera, zaczynałam panikować, ale tak
naprawdę!
Płytki, urywany oddech powodował, że nie mogłam spokojnie myśleć, a przez to
panikowałam jeszcze bardziej. Co gorsza – nie mogłam nawet użyć różdżki.
Podskoczyłam i wrzasnęłam jak opętana, gdy czarna postać wyłoniła się przede
mną. Mimo tego, że była wczesna godzina, na dworze zrobiło się całkowicie
ciemno.
- Granger ty idiotko! Ruszaj się!
O matko, myślałam, że się rozpłaczę słysząc głos Snape’a. Dzięki ci Merlinie!
Chyba jednak mnie nie opuścił..
Chwycił mnie za rękę i jak nigdy ścisnęłam ją mocno. Dużo łatwiej było mi iść,
gdy mnie prowadził. Nawet uwierzyłam, w to że przeżyję..
Weszliśmy do naszej „jaskini” i padłam przy ognisku, które pomimo wiatru, wciąż
płonęło. Drżała, cała przemoczona, ale szczęśliwa, że dotarłam do tego miejsca
cała i zdrowa.
- Dz..Dzię.. Dzięku.. ję.. – Powiedziała, szczękając zębami, a Snape obrzucił
mnie takim spojrzeniem, że się skuliłam. Ale zasłużyłam sobie. Więc nie
odgryzłam się.
- Zmień ubrania Granger. Nie mamy jak ich wysuszyć, a jeszcze tego mi brakuje
żebyś zaczęła smarkać. – Rzucił przez ramię, gdy sam ściągał swoją kurtkę. Oho.
Chyba nie zamierzał się rozbierać tutaj, prawda? No niestety zamierzał i
dopiero jego chrząknięcie uświadomiło mi, że wciąż głupkowato gapię się na
niego, a właśnie zsuwał spodnie. Odwróciłam gwałtownie głowę i poczułam gorąco
na twarzy, które chyba niewiele miało wspólnego z ogniskiem.
Nie śmiałam obejrzeć się na niego dopóki nie podszedł z powrotem.
- I czego się szczerzysz, co? Twoja kolej. Wleź do namiotu skoro taka cnotka z
ciebie.
- Hej! – Zawołałam z wyrzutem, wdzięczna za ogień, bo już dawno wyśmiałby moje
wypieki, gdyby wiedział skąd się wzięły.. – A bierzesz pod uwagę, że z mojego
namiotu zostały dosłownie szczątki?
- A bierzesz pod uwagę, że nadal mamy drugi? Będziemy się musieli nim dzielić.
Masz z tym jakiś problem?
- Skądże. – Mruknęłam bardziej do siebie wstając i wśliznęłam się do JEGO
namiotu. Nie zamierzałam świecić mu tyłkiem przed oczami – oj co to, to nie!
Lało cały
dzień. Na szczęście wiatr nieco ustał więc nasza kryjówka wystarczała i choć
przez chwilę mogliśmy się ogrzać przy ogniu. Całe szczęście Snape nie
skomentował mojej samotnej wyprawy. I dobrze, bo czułam, że nie byłaby to
przyjemna rozmowa. Ani dla mnie, ani dla niego.
Zapadał powoli zmrok i chociaż niewiele się to różniło od dnia, to poczułam
zmęczenie. Nie chciałam spać, ale byłam niemiłosiernie znudzona liczeniem
robaków na ścianie. Spojrzałam na mojego towarzysza. Wpatrywał się wciąż w
ścianę deszczu przed nami i nawet nie drgnął. Westchnęłam.
- Właściwie to nigdy nie zapytałam cię nigdy jak mnie znalazłeś. Naprawdę
dobrze się kryłam.
Myślałam, że mnie nie usłyszał, ale w końcu odwrócił powoli głowę w moją
stronę. Wzruszył ramionami.
- To po co pytasz teraz?
- Bo nie mam nic lepszego do roboty i chcę wiedzieć.
Zamilkł. Jęknęłam zirytowana. Dobra, nie to nie! Ale w końcu westchnął
przeciągle i uśmiechnął się pod nosem.
- Właściwie to od dawna cię szukałem. Co prawda Czarny Pan.. odsunął mnie, ale
wiedziałem, że coś się dzieje. Śmierciożercy czegoś szukali, a raczej kogoś.
Przyznam, że dałaś im nieźle popalić - zaśmiał się krótko. – Wstydzę się za
nich. Żeby dać się pokonać jednej, małej czarownicy? Teraz rozumiem jak to się
stało.. Ale wciąż to zaskakujące. Niestety Dumbledore i inni nie wierzyli, że
możesz żyć. Zresztą.. Sama wiesz, że Dumbledore wbrew opinii jest człowiekiem
małej wiary.
Prychnął, a mi szczęka opadła na samą ziemię. Jakim cudem ja i Snape mieliśmy
wspólną opinię na jakikolwiek temat? Merlinie, co się stało z tym światem?
- Wciąż.. Nie wiem jak mnie znalazłeś. Nikt nie pokonał moich zabezpieczeń, a
jednak twój patronus..
- Kiedy Draco poinformował nas, że Weasley zniknęła, byłem przekonany, że to
ty. Mówił, że Czarny Pan jest wściekły, że chce cię dopaść.. Ale jak widać
spóźnił się – uśmiechnął się triumfalnie, a ja parsknęłam śmiechem. Mężczyźni.
– Nie było łatwo cię znaleźć.. Ale twoja magia pozostawia po sobie wielki ślad.
Oczywiście jeśli się wie czego się szuka. Bardziej bym to nazwał błądzeniem po
omacku, ale na chybił trafił wysłałem patronusa z krótkim poleceniem: Granger i
Weasley. Nie sądziłem, że to zadziała, bo raczej musisz im wskazać miejsce.. A
jednak. Rozpłynął się i już niedługo potem wiedziałem gdzie jesteście. No niestety
uciekłyście mi sprzed nosa.
- Och, nie dziwne. Pewnie zasłania ci widok.
Zgromił mnie wzrokiem, ale uśmiechnęłam się szeroko.
- Taaaak.. Potem to była tylko kwestia czasu, gdy zawitacie w Norze i muszę
przyznać, że rozczarowałaś mnie nieco swoją głupotą idąc tam. To było tak
oczywiste miejsce..
- Hej! To Ginny się uparła. Ja wcale nie chciałam tam iść!
- Wydawało mi się, czy to ty byłaś liderem? Bo Weasley owinęła sobie ciebie
wokół palca, a ty byłaś na tyle głupia by zostawić ją tam samą bez żadnej ochrony.
Zagryzłam wargę. Irytował mnie i nie miał prawa osądzać, ale w głębi siebie
wiedziałam, że ma cholerną rację.
- Dobra schrzaniłam to. Po prostu.. Chciałam żeby choć ona miała nadzieję. –
Powiedziałam cicho, a on o dziwo nie rzucił żadnego wrednego komentarza.
- Szczerze to nie wierzyłem, że przetrwasz ten rok. Muszę przyznać, że
zaskoczyłaś nas wszystkich.
- Cóż.. siebie również. Skąd wiedziałeś, że wrócę do Nory? – Dodałam i
spojrzałam na niego. Nietoperz uśmiechał się lekko i nim się zorientowałam,
zrobiłam to samo.
- Raczej to ja powinienem ciebie zapytać: czemu sądziłaś, że przyjdę tam za
tobą?
- Sama nie wiem.. Po prostu uznałam, że skoro byłeś tam raz to przyjdziesz
znowu. Kilka dni musiałam czekać, mogłeś się ruszyć szybciej.
Roześmiał się. A ja o dziwo nie skrzywiłam się, bo to było całkiem.. przyjemne.
- To ty groziłaś, że mnie znajdziesz i zabijesz. Miałem czekać aż się
pofatygujesz? – Wzruszył ramionami i oparł się o skałę. – Powinnaś poćwiczyć
nad techniką. Jesteś silna, ale to nie wystarcza.
Czy Snape właśnie dawał mi rady? Niemożliwe!
- Wyobraź sobie, że nie miałam czasu na to, gdy ukrywałam się po lasach i
modliłam o to żeby przeżyć.
- Och nie szukaj wymówek, tylko bierz się do roboty jak tylko wrócimy.
Jeśli wrócimy – chciałam dodać, ale skinęłam jedynie głową.
Dobra.. To był naprawdę dziwny wieczór. Plotkowałam sobie ze Snape’m jak z
dobrym znajomym i co dziwniejsze – nie czułam się nieswojo. Przeciwnie –
naprawdę miałam wrażenie, że rozumie co do niego mówię i nie doszukiwał się w
tym żadnego podstępu.
- Przykro mi z powodu Weasley’a. Nigdy nie uważałem go za kogoś wartościowego..
Ale jednak – był synem Molly i Artura.
Zacisnęłam wargi. Dlaczego nagle wyciągał śmierć Rona? Westchnęłam. To akurat
nie był temat na jaki chciałam rozmawiać.
- Jak to się stało, że Malfoy przeszedł na stronę Zakonu?
Czułam na sobie jego wzrok jakby analizował moje pytanie. Pewnie zastanawiał
się czemu zmieniłam temat, ale nie spojrzałam na niego. Wlepiłam wzrok we
własne dłonie, a ból w sercu dał o sobie znać.
- Już w ciągu roku Dumbledore robił podchody do niego. Chciał wybadać czy jest
gotowy.. I po jego „śmierci” przeniósł się razem z nami do nowej kwatery.
Pomógł uratować wiele osób.. Kiedy Czarny Pan mnie wykluczył to sam zaoferował,
że zostanie szpiegiem. – Zrobił pauzę i potarł oczy. Chyba nie podobało mu się,
to że ktoś odwalał jego robotę.. I tutaj dostał punkt ode mnie.
- Dlaczego mi to właściwie mówisz? – Spojrzałam na niego, a on uniósł brew.
- Bo pytałaś.
- Tak, tak ale.. Myślałam, że mnie nie trawisz i nie zamierzasz się odzywać
choćby słowem.
- Granger ja cię nie trawię – to fakt. Ale to nie znaczy, że nie będę się
odzywał. Skoro już utknęliśmy tu razem to nie zamierzam tworzyć sobie wroga w
tobie, bo w ten sposób daleko nie zajdziemy. Myślałem, że jesteś na tyle duża
żeby to zrozumieć.
Prychnęłam.
- Nie traktuj mnie z wyższością tylko dlatego, że jesteś starszy. Myślę, że
nasze doświadczenia są zbliżone.
- Nie wiesz o czym mówisz.
- Owszem, wiem. – Skrzyżowałam ramiona, patrząc na niego buntowniczo. –
Myślisz, że spędziła ten rok zrywając kwiatki na łące? Nie. Walczyłam o
przetrwanie. Ale pewnie, co kogo to obchodzi. Wy sobie siedzieliście w ciepłej
kwaterze, popijaliście herbatę, zajadaliście się pysznościami pani Weasley..
Gorycz ze mnie wypływała. Wcześniej nie miałam okazji nikomu tego wygarnąć, a
cóż – Snape wydawał się idealnym materiałem na wyładowanie emocji.
Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Przeszłaś wiele Granger i nikt tego nie kwestionuje. Ale przestań się taplać
we własnej żółci, bo uciekną ci ważniejsze rzeczy sprzed oczu.
Po tych słowach wstał i wpełzł do namiotu. A to co miało być? Wpatrywałam się w
miejsce, w którym przed chwilą siedział i westchnęłam. Pewnie miał TROCHĘ
racji, ale przecież nie powiem tego głośno, prawda?
Wyglądało na to, że moja pora na wartę, bo nie wyszedł już. Deszcz wciąż lał,
ale burza ucichła, a wiatr ustał. Jeśli taka pogoda się utrzyma to z rana
będziemy mogli ruszyć dalej.
Ziewnęłam i przeciągnęłam się. Nie chciałam rozmyślać nad wieczorem ze Snape’m
więc sięgnęłam po książkę z torebki i zagłębiłam się w lekturze.
Szłam
korytarzem. Ciała uczniów leżały wokół, a kurz i pył dusiły mnie. Odchrząknęłam
by oczyścić gardło, a strach znowu paraliżował moje nogi. Och, wiedziałam aż za
dobrze co stanie się dalej. Wiedziałam, gdy kolejny raz zobaczyłam ciało Rona,
który był martwy. Przełknęłam ślinę i chciałam zawrócić. Ale nie mogłam. Jak
zawsze padłam na kolana przy nim, a łzy płynęły po mojej twarzy strumieniami.
Tylko, że to nie ja płakałam. To nie mogłam być ja, bo czułam, że to znowu ten
koszmar.. Ale nie mogłam się z niego wyrwać, chociaż wciąż próbowałam. To tylko sen.. Tylko sen, obudź się!
Nie pomagało. I tak znowu stałam z różdżką wcelowaną w jego pierś, patrzyłam
jak pada do moich stóp..
Zerwałam się i syknęłam z bólu. Ktoś mocno ściskał moje ramię. Głowa pulsowała
mi z bólu, a otaczała mnie jedynie ciemność. Usiadłam gwałtownie, ale ktoś mnie
przytrzymał.. Zaczęłam się szarpać, próbując wyrwać.
- Granger opanuj się – chłodny głos przywrócił mnie do rzeczywistości.
O cholera – zasnęłam!
Ognisko już dawno dogasło, a Snape siedział obok mnie, wpatrując się intensywnie.
– Co z tobą? - dodał, ściągając dłoń z mojego ramienia.
O cholera – zasnęłam!
Ognisko już dawno dogasło, a Snape siedział obok mnie, wpatrując się intensywnie.
– Co z tobą? - dodał, ściągając dłoń z mojego ramienia.
- Nic.
- Nie? To dlatego darłaś się jakby ktoś obdzierał cię ze skóry? I przysięgam –
jeśli zostanie mi siniak pod okiem to własnoręcznie cię wypatroszę.
Zarumieniłam się. Nie.. czerwieniłam się jak burak. Po pierwsze ostatnią rzeczą
jakiej chciałam to Snape’a w pobliżu, gdy miałam znowu ten koszmar. Po drugie
zrobiło mi się trochę głupio z myślą, że mu przywaliłam.. Chociaż nie – cofam
to ostatnie.
- Nie chciałam cię obudzić.. Nie wiem jak to się stało, że zasnęłam.
- No ja tym bardziej nie wiem. – Warknął, chociaż wcale nie brzmiał na
rozgniewanego. Czyżby zrobiło mu się mnie szkoda? Nie, to niemożliwe.
- Już nie zasnę. Wracaj do namiotu jeśli..
- Daj spokój. Wyspałem się, twoja kolej.
Przełknęłam ślinę. Wcale nie chciałam iść spać. Wiedziałam, że gdy tylko zamknę
oczy ten koszmar powróci.. A dwa razy jednej nocy to zbyt wiele jak dla mnie.
Chyba zrozumiał o co chodzi, bo nie powiedział ani słowa, gdy nie ruszyłam się
z miejsca. Oparł się plecami o ścianę skały, a ja zrobiłam to samo. Dobrze, że
nic nie mówił. Ciszę mogłam jeszcze jakoś strawić. I co dziwniejsze, czułam się
całkiem komfortowo, gdy siedzieliśmy w ciemności, milcząc, obok siebie.
To mój nowy number one!
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisujesz historie i emocje, które tam są...
Uwielbiam jak oni się kłócą i sobie dogryzają, jednak widzę, że powoli zaczynają się dogadać i rozumieć nawzajem (to tej jest super)!
Ale co ja będę więcej pisać, przecież wiesz, że tworzysz świetne rzeczy ;-)
Trzymaj tak dalej...
PS. Powodzenia na sesji (ja osobiście nie wiem jak to przeżyję)
PS2. Mam nadzieję, że znajdziesz czas na pisanie kontynuacji
Ach, dziękuję! Staram się, ale spokojnie - tutaj tak szybko akacja się nie potoczy :3
UsuńPS.Ja też nie wiem jak przeżyję.. W przyszłym tygodniu mam siedem zaliczeń jeszcze, tak przed sesją i wymiękam *.*
PS2. W wolnych chwilach coś tam skrobię także powoli, ale do przodu :)
Podpisuję się pod komentarzem WampDam. Trafiony rozdział i jak najbardziej genialny. :) Uwielbiam, wielbię, czczę i głoszę pieśnie i wiersze na twój temat! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Foxie.
Dziękować!
UsuńOch ja wiem, że Ty to wiersze i cały tom poezji! <3
Sesja skąd ja to znam :D mimo to świetny rozdział, minimalna nic porozumienia między bohaterami, docinki dialogi - wszystko na wysokim poziomie ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie jestem sama w tym koszmarze xD
UsuńDzięki bardzo. <3
Boże jakie to jest cudowne, a co gorsza kończy się! Został mi rozdział do nadrobienia.. jeden. Tylko jeden! Jak ja to przeżyję?! Chyba popadnę w żałobę XD
OdpowiedzUsuńRozdział jest super i tak szybko się skończył :/. Lecę do następnego - niechętnie, ponieważ to ostatni. Ale co ja mogę zrobić?