Miał być jutro, ale postanowiłam, że skoro mam dzisiaj wolny dzień to dodam już dzisiaj rozdział i może jeśli wena mnie dopadnie napiszę coś dalej. :)
Dziękuję Wam za wszystkie cudowne komentarze! I te wylewne, i te krótkie ogromnie dużo dla mnie znaczą. :D Przepraszam, że na nie odpowiadam na nie, ale po prostu nie mam czasu, ale oczywiście wszystkie czytam z szerokim uśmiechem na buźce. :3
No dobrze, to zapraszam do czytania, a kolejny rozdział jakoś w okolicach piątku. :c
*****************************************************
Siedziałam na ziemi, wciąż odtwarzając wydarzenia
sprzed dwóch dni. Musiałam go znaleźć. Musiałam odnaleźć Grindelwald’a i zabrać
mu tego przeklętego horkruksa!
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ale w końcu nie byłabym sobą, gdybym się tak szybko poddała.
Kolejny raz się przenosiłam. Snape wciąż mnie odnajdywał, a ja nie mogłam znaleźć sposobu na zablokowanie jego patronusa, który zaczynał mi naprawdę działać na nerwy. Kilka razy mignęła mi jego twarz, na której płonęła furia. Wiedziałam, że kiedyś dojdzie do naszego spotkania, ale najpierw musiałam wszystko odkręcić, naprawić…
Westchnęłam, odrzucając od siebie kamień.
- No i twój plan się nie powiódł, Dumbledore – mruknęłam pod nosem, wracając pamięcią do owej nocy, gdy spotkałam się z Grindelwald’em.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ale w końcu nie byłabym sobą, gdybym się tak szybko poddała.
Kolejny raz się przenosiłam. Snape wciąż mnie odnajdywał, a ja nie mogłam znaleźć sposobu na zablokowanie jego patronusa, który zaczynał mi naprawdę działać na nerwy. Kilka razy mignęła mi jego twarz, na której płonęła furia. Wiedziałam, że kiedyś dojdzie do naszego spotkania, ale najpierw musiałam wszystko odkręcić, naprawić…
Westchnęłam, odrzucając od siebie kamień.
- No i twój plan się nie powiódł, Dumbledore – mruknęłam pod nosem, wracając pamięcią do owej nocy, gdy spotkałam się z Grindelwald’em.
-
Proszę pana – zaczęłam, wchodząc do gabinetu. Nie spał, tylko przeglądał jakieś
listy, leżące na biurku.
- Hermiona! – zawołał zaskoczony i wskazał mi miejsce. – Widzę, że coś cię gnębi, dziecko.
Usiadłam na krześle i przez chwilę przyglądałam się swoim dłoniom. Nie popędzał mnie. Po prostu patrzył, czekając, aż zacznę mówić. W końcu uniosłam wzrok, a on uśmiechnął się do mnie.
- Chodzi o to, że… Okłamałam pana – wyrzuciłam z siebie. Dziwnie się czułam, gdy siedziałam przed nim taka skruszona. Zwykle wojowałam z nim, a teraz wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.
- Tak myślałem – powiedział spokojnie i westchnął. – Domyślałem się, że to się wkrótce wydarzy. Gellert zechciał się z tobą spotkać, czy tak?
Zamrugałam zaskoczona.
- Skąd pan o tym wie?
Poprawił okulary na nosie.
- Widzisz, Hermiono, żyję już trochę lat i poznałem się nieco na ludziach. Jego wsparcie jest dla nas nieocenione, ale to nie znaczy, że mu zaufałem. – Pokręcił smutno głową. – Znam go oraz jego pragnienia. Wyraził, podczas naszego spotkania, ogromne zainteresowanie twoją osobą. Jego wiedza na temat starożytnej magii jest znacznie większa niż moja i to wzbudziło we mnie niepokój.
Spuściłam wzrok.
- Ale obiecałam mu… Złożyłam obietnicę, a on zagroził… Nic go nie powstrzyma, prawda?
- Nie, Hermiono, nawet ja nie zdołam go pokonać drugi raz. Nie wątpię, że ty byłabyś w stanie to zrobić… Ale jeszcze nie teraz. Czy możesz mi powiedzieć, o co cię poprosił?
Zagryzłam niepewnie wargę.
- Chce, żebym zabrała od pana medalion i pomogła mu znaleźć kolejnego horkruksa.
Przyglądał mi się w milczeniu, a po kilku ciągnących się w nieskończoność sekundach, otworzył szufladę i wyciągnął z niej zniszczony przedmiot.
- Dobrze, więc zrób tak. – Zmarszczyłam brwi. – Zagramy w jego grę. Nie wiem, jak chce znaleźć dzięki temu – wskazał na medalion – kolejnego horkruksa, ale skoro przyszedł do ciebie, to znaczy, że znalazł sposób. Idź więc i spełnij jego żądania, a gdy będziesz w stanie – zabierz go i wracaj.
Poruszyłam się niespokojnie.
- Mam go oszukać i okraść? Mam zabrać mu horkruksa, gdy go znajdziemy?
Uśmiechnął się złowrogo.
- I to jak najprędzej. Nie wątpię, że będzie chciał go użyć do własnych celów.
- Hermiona! – zawołał zaskoczony i wskazał mi miejsce. – Widzę, że coś cię gnębi, dziecko.
Usiadłam na krześle i przez chwilę przyglądałam się swoim dłoniom. Nie popędzał mnie. Po prostu patrzył, czekając, aż zacznę mówić. W końcu uniosłam wzrok, a on uśmiechnął się do mnie.
- Chodzi o to, że… Okłamałam pana – wyrzuciłam z siebie. Dziwnie się czułam, gdy siedziałam przed nim taka skruszona. Zwykle wojowałam z nim, a teraz wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.
- Tak myślałem – powiedział spokojnie i westchnął. – Domyślałem się, że to się wkrótce wydarzy. Gellert zechciał się z tobą spotkać, czy tak?
Zamrugałam zaskoczona.
- Skąd pan o tym wie?
Poprawił okulary na nosie.
- Widzisz, Hermiono, żyję już trochę lat i poznałem się nieco na ludziach. Jego wsparcie jest dla nas nieocenione, ale to nie znaczy, że mu zaufałem. – Pokręcił smutno głową. – Znam go oraz jego pragnienia. Wyraził, podczas naszego spotkania, ogromne zainteresowanie twoją osobą. Jego wiedza na temat starożytnej magii jest znacznie większa niż moja i to wzbudziło we mnie niepokój.
Spuściłam wzrok.
- Ale obiecałam mu… Złożyłam obietnicę, a on zagroził… Nic go nie powstrzyma, prawda?
- Nie, Hermiono, nawet ja nie zdołam go pokonać drugi raz. Nie wątpię, że ty byłabyś w stanie to zrobić… Ale jeszcze nie teraz. Czy możesz mi powiedzieć, o co cię poprosił?
Zagryzłam niepewnie wargę.
- Chce, żebym zabrała od pana medalion i pomogła mu znaleźć kolejnego horkruksa.
Przyglądał mi się w milczeniu, a po kilku ciągnących się w nieskończoność sekundach, otworzył szufladę i wyciągnął z niej zniszczony przedmiot.
- Dobrze, więc zrób tak. – Zmarszczyłam brwi. – Zagramy w jego grę. Nie wiem, jak chce znaleźć dzięki temu – wskazał na medalion – kolejnego horkruksa, ale skoro przyszedł do ciebie, to znaczy, że znalazł sposób. Idź więc i spełnij jego żądania, a gdy będziesz w stanie – zabierz go i wracaj.
Poruszyłam się niespokojnie.
- Mam go oszukać i okraść? Mam zabrać mu horkruksa, gdy go znajdziemy?
Uśmiechnął się złowrogo.
- I to jak najprędzej. Nie wątpię, że będzie chciał go użyć do własnych celów.
Wstałam poirytowana z ziemi. Jak niby miałam to
zrobić, skoro nie mogłam go nawet znaleźć?
Plan wydawał się idealny, ale był jeden szkopuł - ja.
Nie byłam tak zdyscyplinowana, tak dobrze wyszkolona i tak przebiegła, jak się mu wydawało. Owszem, starałam się stwarzać właśnie takie pozory, ale chyba częściej miałam szczęście, a moja głupota wyłączała strach przed śmiercią.
Długo, bardzo długo się zastanawiałam, jak odzyskać horkruksa. Każdy plan, który układałam w głowie miał jakąś lukę albo wielką niewiadomą, która uniemożliwiała mi zrealizowanie go.
W końcu wpadłam na coś, co według mnie miało największe szanse powodzenia.
Ale do tego potrzebowałam Snape’a.
No to wracamy do punktu wyjścia.
Plan wydawał się idealny, ale był jeden szkopuł - ja.
Nie byłam tak zdyscyplinowana, tak dobrze wyszkolona i tak przebiegła, jak się mu wydawało. Owszem, starałam się stwarzać właśnie takie pozory, ale chyba częściej miałam szczęście, a moja głupota wyłączała strach przed śmiercią.
Długo, bardzo długo się zastanawiałam, jak odzyskać horkruksa. Każdy plan, który układałam w głowie miał jakąś lukę albo wielką niewiadomą, która uniemożliwiała mi zrealizowanie go.
W końcu wpadłam na coś, co według mnie miało największe szanse powodzenia.
Ale do tego potrzebowałam Snape’a.
No to wracamy do punktu wyjścia.
Odwrotnie niż wcześniej, teraz miałam ogromną
nadzieję, że będzie mnie nadal szukał. Dlatego kolejnego wieczoru odczuwałam
ogromny zawód, gdy jego patronus wciąż się nie zjawiał.
Czyżby się poddał?
Ścisnęło mnie w brzuchu. Wiem, że to ja przed nim uciekałam i sama kazałam mu przestać mnie ścigać, ale czy tak naprawdę tego chciałam? No oczywiście, że nie! Świadomość, że chce mnie odnaleźć, że się martwi to było coś, czego potrzebowałam.
Ale na co ja liczyłam? Kto chciałby się uganiać za głupią nastolatką.
- No dalej Snape, nie daj mi czekać – mruknęłam, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, zawieszone nad moją głową.
- Na mnie czekasz? – Poderwałam się z ziemi i odwróciłam gwałtownie. O Boże, stał przede mną. Stał we własnej osobie Severus Snape. – Bo miałem wrażenie, że unikasz mnie – dodał niskim tonem, śledząc każdy mój ruch.
Coś wisiało między nami w powietrzu i nie potrafiłam ocenić, czy to złość, czy może coś innego…
- Snape, mam kłopoty – powiedziałam łagodnie, skruszona. – Potrzebuję twojej pomocy. – Zagryzłam wargę, ale on parsknął chłodnym śmiechem.
- Ty? Ty potrzebujesz czyjejkolwiek pomocy? – Zacisnął dłonie w pięści i zrobił krok w moją stronę. – Niewiarygodne. Panna Granger, panna Wszystko-Wiem-Najlepiej nie umie sobie z czymś poradzić?
Nienawiść przesycała każde jego słowo i nie do końca wiedziałam, skąd się wzięły w nim te uczucia, ale nie mogłam sobie pozwolić, żeby tak ze mną pogrywał.
Był zły. Bardzo zły.
- Posłuchaj, Dumble…
- Och, Dumbledore kazał ci coś zrobić, tak? Biedna, mała Gryfonka. – Zacmokał i pokręcił głową. Zrobiło mi się niedobrze. – Jak mogła odmówić, prawda? Zawsze taka posłuszna i oddana. A może było ci to na rękę?
- Chciałam was chronić! – wyrzuciłam z siebie, a głos mi zadrżał.
- Chronić? – Uniósł brwi i rozejrzał się. – Przed czym, co?
- Przed Grindelwaldem! – Miałam wrażenie, że doskonale wie, o czym mówimy, ale zgrywał się, żeby mi dopiec.
- Przed Grindelwaldem, tak? – Skrzyżował ramiona i zrobił krok w moją stronę. – A nie przyszło ci do głowy, że nie tylko ty potrafisz walczyć? – Kolejny krok. – Że nie tylko ty posiadasz różdżkę? – Jeszcze jeden. – Że nie tylko ty chcesz chronić innych? – Był już niebezpiecznie blisko. – Że nie tylko ty bywasz przerażona? – Zatrzymał się, a jego różdżka powędrowała do góry.
Przełknęłam ślinę.
- Snape ja…
- Zamknij się i chociaż pokaż mi, że nadal coś pamiętasz z naszych pojedynków.
Nie wierzyłam. Nie mogłam uwierzyć, że teraz, w środku nocy chce się ze mną pojedynkować, żeby pokazać mi swoją wyższość.
Ale nie wyglądał, jakby żartował, gdy odszedł i wycelował we mnie. Więc i ja uniosłam różdżkę, ale atakował z taką agresją, z taką determinacją, że ledwo nadążałam za jego zaklęciami.
- Co jest, Granger, teraz już nie jesteś taka pewna siebie? – zawołał zgryźliwie, a ja zastanawiałam się, czy to ten sam facet, którego zaledwie kilka dni temu uczyłam na nowo chodzić.
- Daj mi chwilę, dopiero się rozgrzewam. – Uśmiechnęłam się wrednie.
Widać moja ucieczka była dla niego osobistą porażką.
A nie tym chciałam być dla niego. Porażką…
Dyszałam ciężko, nie mogąc uwierzyć w absurdalność tej sytuacji. Patrzył na mnie jak zwierzę, które przygotowuje się do skoku na swoją ofiarę. Odskoczyłam w ostatniej chwili, gdy czerwony promień świsnął mi koło ucha, ale nie chciałam z nim dłużej walczyć. Jednak on nie odpuszczał i nacierał na mnie, aż w końcu złość wzięła górę.
Kim on był, żeby mnie tak traktować? Robiłam to wszystko po to, żeby ich chronić! Zrobiłam to, by sprowadzić pieprzonego Grindelwald’a, gdy on przegrał pojedynek z nim! A on? On tylko wyżywał się na mnie. Dupek!
Nie czekałam więc na kolejny atak, sama do niego przeszłam. Rzucałam jedno zaklęcie za drugim, nie patrząc już nawet na to, jak blisko niego jestem. Boże, wściekłość rozsadzała mnie od środka! Byłam tak zła, a jednocześnie zmęczona tą ciągłą gonitwą, że nie zauważyłam, jak w błyskawicznym ruchu znalazł się przy mnie.
Nie bawił się już w zaklęcia. Po prostu chwycił mnie za włosy, a drugą ręką wyrwał różdżkę i cisnął ją na ziemię. Oczywiście walczyłam – ba, nawet kopnęłam go w piszczel (brawo Granger!) – ale poza lekkim skrzywieniem nie okazał żadnych innych uczuć. Łzy cisnęły się do moich oczu, gdy przesunął rękę z moich włosów na gardło i zacisnął palce. Rzuciłam mu pełne zwątpienia spojrzenie. Rozumiałam, że był zły, ale gniew jaki błyszczał w jego oczach, przerażał mnie… W odpowiedzi uśmiechnął się tylko cwanie i zrobił coś, czego spodziewałam się najmniej.
Pocałował mnie.
Zamarłam i rozluźniłam uścisk na jego ręce, którą przesunął z powrotem na moje włosy i przycisnął do siebie mocniej.
O kurwa – to była jedyna myśl, która pojawiła się w mojej głowie, bo całkowicie pochłonął mnie ten nieziemski pocałunek, jakim mnie uraczył. Byłam gotowa pozwolić mu się zabić, teraz już było mi to obojętne…
Położył rękę na moich plecach i przylgnął całym ciałem. Gorąco rozlało się po moim wnętrzu.
Musiało to naprawdę komicznie wyglądać, bo wisiałam na nim bezwładnie, ale kusił mnie, tak cholernie kusił językiem, którym przesuwał delikatnie po moich wargach. Nie spodziewałabym się, że potrafi być taki... zmysłowy. Rozchyliłam je w końcu, a on z triumfem wtargnął do wnętrza.
Wygrał tę walkę.
Zadrżałam. O mój Boże. Pocałunek, jakim mnie obdarzył wtedy w hotelu, był niczym w porównaniu z tym, co poczułam teraz.
Moje ręce, jakby żyły własnym życiem, znalazły się na jego ramionach i przyciągnęły jeszcze bliżej, o ile to w ogóle było możliwe. Tama między nami runęła całkowicie i teraz nie liczyło się dla mnie nic więcej poza jego ustami na moich. Dotarło do mnie, jak bardzo tego potrzebowałam. Jak bardzo chciałam po tylu miesiącach poczuć się znowu kochana, bezpieczna... Bo tak, właśnie to uczucie wypłynęło jako pierwsze. Tęskniłam za Ronem, każda komórka mega ciała krzyczała, że to nie fair wobec niego, ale przecież odszedł. A ja go pożegnałam dawno temu. Żyłam i potrzebowałam żywego ciała obok siebie. Chociaż to był tylko jeden, niezwykle ponętny pocałunek, to pociągnął ze sobą tyle emocji…
- Przestań myśleć, kretynko – sapnął Snape przy moich ustach, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu.
Czułam jego głód w każdej sekundzie pocałunku, jakby czekał na to tak samo długo jak ja. Ponownie zatopił się w moich ustach, a ja nie pozostałam mu dłużna. Jęknęłam, kiedy przygryzł moją wargę. Płonęłam już w środku, chciałam go całego. Wbrew temu, że mój umysł krzyczał, bym tego nie robiła, wsunęłam ręce pod jego koszulkę. Zadrżał od chłodu moich dłoni, ale nie odsunął się. Błądziłam nieprzytomnie po jego plecach, wyczuwając każdy mięsień, który napiął, każdą bliznę – i o Boże – jakie miał przyjemne, twarde ciało! Gdyby ktoś nas teraz zobaczył...
Westchnęłam, gdy otarł się o mnie biodrami dość jednoznacznie. Kiedy to zrobił, zapragnęłam go jak nigdy wcześniej.
Pchnął mnie na drzewo za nami i podciągnął do góry. Oplotłam go nogami w pasie i wsunęłam jedną rękę w jego włosy, a drugą wciąż błądziłam sennie po ramionach. Jego usta znalazły się na mojej szyi. Drażnił mnie językiem i nie mogłam dłużej powstrzymać jęknięcia, które wyrwało się z mojego gardła.
- Chcę… ciebie. – wymruczałam w przypływie namiętności i wtedy... przestał.
Spojrzałam na niego wściekle, a on tylko patrzył na mnie z niedowierzaniem. Postawił mnie na ziemi i odwrócił się. Nosz cholera!
Ale nagle dotarło do mnie, co właśnie robiliśmy… No dobra, to nie było właściwe. Chociaż kogo to obchodziło?!
Skrzyżowałam ramiona na piersi, wciąż czerwona od ognia, który we mnie rozpalił.
Był zły i właśnie wyładował wszystkie emocje, które nagromadziły się między nami przez te tygodnie.
- Przepraszam. – Otworzyłam usta z niedowierzania.
Przepraszam? Tyle miał do powiedzenia po tym, co właśnie się stało między nami?
- Za co właściwie? – Uniosłam brew, otulając się ramionami. Merlinie, do tego człowieka trzeba mieć anielską cierpliwość! A ja na pewno jej nie miałam. – Daj spokój. Jestem dorosła, a ty nie jesteś już moim nauczycielem, jeśli o to ci chodzi. - Oparłam się o drzewo i czekałam.
- To i tak nie powinno było mieć miejsca. Jestem dużo starszy, a poza tym… - Spojrzał na mnie, a na jego twarzy malowała się nieznana mi mieszanka uczuć. – Posłuchaj, Granger, zapomnij o tym.
Miałam już dosyć takiego traktowania. Znowu się mną bawił, znowu igrał z moimi uczuciami i doskonale o tym wiedział!
- Do diabła z tym! - sapnęłam zirytowana.
Za kogo on mnie miał, co? Może rok temu byłam przerażoną uczennicą, może i zabił Dumbledore’a (choć wcale go nie zabił!), może trzęsłam się ze strachu jak galareta, gdy zostałam sama, może i była sobie gdzieś tam pieprzona Hestia, może i uciekłam od niego i oszukałam go, ale, cholera jasna, jakie to miało znaczenie?! Jeszcze wyciągał, że jestem dla niego za młoda! Żart.
Zamknęłam na chwilę oczy, by ochłonąć i policzyłam do dziesięciu. Nie pomogło, ale nie zamierzałam mu dawać tej cholernej satysfakcji.
Tylko, że wcale nie było łatwo zapanować nad całym śmietnikiem emocji.
- Czemu to robisz? – zapytałam po kilku minutach milczenia, które najwyraźniej znosił lepiej ode mnie. Pękłam. – Nie widzisz, że mi na tobie zależy? – szepnęłam, ignorując głos, który błagał, bym się zamknęła. – Nie widzisz, że to ciebie chciałam chronić? Że to z twojego powodu poszłam do Malfoy Manor? Że twoje życie znaczy dla mnie o wiele więcej niż własne? - Przełknęłam gulę, która urosła w moim gardle i zebrałam resztki odwagi, by w końcu na niego spojrzeć. – Przestań patrzeć na mnie jak na dziecko. Przestań patrzeć jak na przestraszoną Hermionę Granger, która wymachiwała ci przed nosem ręką i spójrz jak na kobietę! Albo chociaż daj już sobie spokój z udawaniem, że cię obchodzę - wyrzuciłam z siebie i znowu zamknęłam oczy.
Stał zbyt daleko, bym mogła cokolwiek dostrzec na jego twarzy, ale wiedziałam, że to koniec. Wszystko, co budowałam… Te chwile, gdy śmiał się przy mnie, gdy przekomarzaliśmy się nawzajem, kiedy myślałam, że mam go dla siebie… To wszystko właśnie zostało przekreślone, bo on mnie nie chciał. Bo byłam dzieckiem.
- Właśnie dlatego nie mogę – powiedział w końcu i w kilku krokach znalazł się przy mnie. Oparł się o drzewo i zacisnął dłonie w pięści, a głowę odwrócił tak, bym nie mogła go zobaczyć. – Patrzę na ciebie każdego dnia i nie mogę uwierzyć, że tak dorosłaś, że tak się zmieniłaś. I wiesz, co mnie przeraża najbardziej? Właśnie to, że cenisz mnie ponad siebie. – Westchnął i spojrzał na mnie ze złością. – I strasznie mnie wkurza, twoja dziwna mania wmawiania mi tego, co czuję. Nie udaję, Granger, ale nie jestem tym… za kogo mnie masz. – Zacisnął usta w wąską linię, a jego oczy były zimne, krzyczały wręcz „między nami nic nie ma i nigdy nie będzie!”
Wpatrywałam się niego z otwartą buzią, nie potrafiąc zebrać myśli w jedną konkretną.
- Snape – szepnęłam. – To już i tak nie ma znaczenia, nie potrafię zmienić czegoś… co czuję. Próbowałam, zaufaj mi. – Wyprostowałam się i uniosłam głowę. – Możesz to zaakceptować albo nie. Pamiętaj, że nie podjęcie decyzji też jest jakąś decyzją.
Milczał tak długo, że zaczęłam się niecierpliwić. Nie mogłam obwiniać siebie za to, że był dla mnie ważny i nie zamierzałam dłużej się tego wstydzić.
Nadal nie patrzył na mnie i cała ta otoczka stawała się nie do zniesienia.
Zmęczona już tą ciszą, ruszyłam się z miejsca, ale nim zrobiłam krok, odwrócił się powoli.
- Granger, masz świadomość, że to by nas zabiło, jeśli ktokolwiek by się dowiedział o twojej… naszej relacji?
Miałam ochotę się roześmiać mu w twarz.
- Być może, ale każdego dnia budzę się z myślą, że to może być mój ostatni. Wiem, że ty też.
Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
- Więc zostawmy to tak jak jest, zgoda? Nie potrzebujemy więcej problemów.
Trochę mnie zaskoczyła łagodność w jego głosie i nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli, skinęłam głową. Nie chciałam się z nim dłużej kłócić i jednocześnie nie chciałam być dłużej problemem.
Czy to koniec? Nie wiedziałam. Ale na ten moment chyba oboje mieliśmy dosyć popaprania życiowego, które mieszało nam w głowach. Poza tym, co mogłam zrobić? Rozpłakać się i oddać mu tu i teraz? Jakby jeszcze tego chciał…
- Nie całuj mnie więcej, jeśli nie dorosnę w twoich oczach – powiedziałam w końcu i minęłam go, zostawiając z grymasem na ustach.
Czyżby się poddał?
Ścisnęło mnie w brzuchu. Wiem, że to ja przed nim uciekałam i sama kazałam mu przestać mnie ścigać, ale czy tak naprawdę tego chciałam? No oczywiście, że nie! Świadomość, że chce mnie odnaleźć, że się martwi to było coś, czego potrzebowałam.
Ale na co ja liczyłam? Kto chciałby się uganiać za głupią nastolatką.
- No dalej Snape, nie daj mi czekać – mruknęłam, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, zawieszone nad moją głową.
- Na mnie czekasz? – Poderwałam się z ziemi i odwróciłam gwałtownie. O Boże, stał przede mną. Stał we własnej osobie Severus Snape. – Bo miałem wrażenie, że unikasz mnie – dodał niskim tonem, śledząc każdy mój ruch.
Coś wisiało między nami w powietrzu i nie potrafiłam ocenić, czy to złość, czy może coś innego…
- Snape, mam kłopoty – powiedziałam łagodnie, skruszona. – Potrzebuję twojej pomocy. – Zagryzłam wargę, ale on parsknął chłodnym śmiechem.
- Ty? Ty potrzebujesz czyjejkolwiek pomocy? – Zacisnął dłonie w pięści i zrobił krok w moją stronę. – Niewiarygodne. Panna Granger, panna Wszystko-Wiem-Najlepiej nie umie sobie z czymś poradzić?
Nienawiść przesycała każde jego słowo i nie do końca wiedziałam, skąd się wzięły w nim te uczucia, ale nie mogłam sobie pozwolić, żeby tak ze mną pogrywał.
Był zły. Bardzo zły.
- Posłuchaj, Dumble…
- Och, Dumbledore kazał ci coś zrobić, tak? Biedna, mała Gryfonka. – Zacmokał i pokręcił głową. Zrobiło mi się niedobrze. – Jak mogła odmówić, prawda? Zawsze taka posłuszna i oddana. A może było ci to na rękę?
- Chciałam was chronić! – wyrzuciłam z siebie, a głos mi zadrżał.
- Chronić? – Uniósł brwi i rozejrzał się. – Przed czym, co?
- Przed Grindelwaldem! – Miałam wrażenie, że doskonale wie, o czym mówimy, ale zgrywał się, żeby mi dopiec.
- Przed Grindelwaldem, tak? – Skrzyżował ramiona i zrobił krok w moją stronę. – A nie przyszło ci do głowy, że nie tylko ty potrafisz walczyć? – Kolejny krok. – Że nie tylko ty posiadasz różdżkę? – Jeszcze jeden. – Że nie tylko ty chcesz chronić innych? – Był już niebezpiecznie blisko. – Że nie tylko ty bywasz przerażona? – Zatrzymał się, a jego różdżka powędrowała do góry.
Przełknęłam ślinę.
- Snape ja…
- Zamknij się i chociaż pokaż mi, że nadal coś pamiętasz z naszych pojedynków.
Nie wierzyłam. Nie mogłam uwierzyć, że teraz, w środku nocy chce się ze mną pojedynkować, żeby pokazać mi swoją wyższość.
Ale nie wyglądał, jakby żartował, gdy odszedł i wycelował we mnie. Więc i ja uniosłam różdżkę, ale atakował z taką agresją, z taką determinacją, że ledwo nadążałam za jego zaklęciami.
- Co jest, Granger, teraz już nie jesteś taka pewna siebie? – zawołał zgryźliwie, a ja zastanawiałam się, czy to ten sam facet, którego zaledwie kilka dni temu uczyłam na nowo chodzić.
- Daj mi chwilę, dopiero się rozgrzewam. – Uśmiechnęłam się wrednie.
Widać moja ucieczka była dla niego osobistą porażką.
A nie tym chciałam być dla niego. Porażką…
Dyszałam ciężko, nie mogąc uwierzyć w absurdalność tej sytuacji. Patrzył na mnie jak zwierzę, które przygotowuje się do skoku na swoją ofiarę. Odskoczyłam w ostatniej chwili, gdy czerwony promień świsnął mi koło ucha, ale nie chciałam z nim dłużej walczyć. Jednak on nie odpuszczał i nacierał na mnie, aż w końcu złość wzięła górę.
Kim on był, żeby mnie tak traktować? Robiłam to wszystko po to, żeby ich chronić! Zrobiłam to, by sprowadzić pieprzonego Grindelwald’a, gdy on przegrał pojedynek z nim! A on? On tylko wyżywał się na mnie. Dupek!
Nie czekałam więc na kolejny atak, sama do niego przeszłam. Rzucałam jedno zaklęcie za drugim, nie patrząc już nawet na to, jak blisko niego jestem. Boże, wściekłość rozsadzała mnie od środka! Byłam tak zła, a jednocześnie zmęczona tą ciągłą gonitwą, że nie zauważyłam, jak w błyskawicznym ruchu znalazł się przy mnie.
Nie bawił się już w zaklęcia. Po prostu chwycił mnie za włosy, a drugą ręką wyrwał różdżkę i cisnął ją na ziemię. Oczywiście walczyłam – ba, nawet kopnęłam go w piszczel (brawo Granger!) – ale poza lekkim skrzywieniem nie okazał żadnych innych uczuć. Łzy cisnęły się do moich oczu, gdy przesunął rękę z moich włosów na gardło i zacisnął palce. Rzuciłam mu pełne zwątpienia spojrzenie. Rozumiałam, że był zły, ale gniew jaki błyszczał w jego oczach, przerażał mnie… W odpowiedzi uśmiechnął się tylko cwanie i zrobił coś, czego spodziewałam się najmniej.
Pocałował mnie.
Zamarłam i rozluźniłam uścisk na jego ręce, którą przesunął z powrotem na moje włosy i przycisnął do siebie mocniej.
O kurwa – to była jedyna myśl, która pojawiła się w mojej głowie, bo całkowicie pochłonął mnie ten nieziemski pocałunek, jakim mnie uraczył. Byłam gotowa pozwolić mu się zabić, teraz już było mi to obojętne…
Położył rękę na moich plecach i przylgnął całym ciałem. Gorąco rozlało się po moim wnętrzu.
Musiało to naprawdę komicznie wyglądać, bo wisiałam na nim bezwładnie, ale kusił mnie, tak cholernie kusił językiem, którym przesuwał delikatnie po moich wargach. Nie spodziewałabym się, że potrafi być taki... zmysłowy. Rozchyliłam je w końcu, a on z triumfem wtargnął do wnętrza.
Wygrał tę walkę.
Zadrżałam. O mój Boże. Pocałunek, jakim mnie obdarzył wtedy w hotelu, był niczym w porównaniu z tym, co poczułam teraz.
Moje ręce, jakby żyły własnym życiem, znalazły się na jego ramionach i przyciągnęły jeszcze bliżej, o ile to w ogóle było możliwe. Tama między nami runęła całkowicie i teraz nie liczyło się dla mnie nic więcej poza jego ustami na moich. Dotarło do mnie, jak bardzo tego potrzebowałam. Jak bardzo chciałam po tylu miesiącach poczuć się znowu kochana, bezpieczna... Bo tak, właśnie to uczucie wypłynęło jako pierwsze. Tęskniłam za Ronem, każda komórka mega ciała krzyczała, że to nie fair wobec niego, ale przecież odszedł. A ja go pożegnałam dawno temu. Żyłam i potrzebowałam żywego ciała obok siebie. Chociaż to był tylko jeden, niezwykle ponętny pocałunek, to pociągnął ze sobą tyle emocji…
- Przestań myśleć, kretynko – sapnął Snape przy moich ustach, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu.
Czułam jego głód w każdej sekundzie pocałunku, jakby czekał na to tak samo długo jak ja. Ponownie zatopił się w moich ustach, a ja nie pozostałam mu dłużna. Jęknęłam, kiedy przygryzł moją wargę. Płonęłam już w środku, chciałam go całego. Wbrew temu, że mój umysł krzyczał, bym tego nie robiła, wsunęłam ręce pod jego koszulkę. Zadrżał od chłodu moich dłoni, ale nie odsunął się. Błądziłam nieprzytomnie po jego plecach, wyczuwając każdy mięsień, który napiął, każdą bliznę – i o Boże – jakie miał przyjemne, twarde ciało! Gdyby ktoś nas teraz zobaczył...
Westchnęłam, gdy otarł się o mnie biodrami dość jednoznacznie. Kiedy to zrobił, zapragnęłam go jak nigdy wcześniej.
Pchnął mnie na drzewo za nami i podciągnął do góry. Oplotłam go nogami w pasie i wsunęłam jedną rękę w jego włosy, a drugą wciąż błądziłam sennie po ramionach. Jego usta znalazły się na mojej szyi. Drażnił mnie językiem i nie mogłam dłużej powstrzymać jęknięcia, które wyrwało się z mojego gardła.
- Chcę… ciebie. – wymruczałam w przypływie namiętności i wtedy... przestał.
Spojrzałam na niego wściekle, a on tylko patrzył na mnie z niedowierzaniem. Postawił mnie na ziemi i odwrócił się. Nosz cholera!
Ale nagle dotarło do mnie, co właśnie robiliśmy… No dobra, to nie było właściwe. Chociaż kogo to obchodziło?!
Skrzyżowałam ramiona na piersi, wciąż czerwona od ognia, który we mnie rozpalił.
Był zły i właśnie wyładował wszystkie emocje, które nagromadziły się między nami przez te tygodnie.
- Przepraszam. – Otworzyłam usta z niedowierzania.
Przepraszam? Tyle miał do powiedzenia po tym, co właśnie się stało między nami?
- Za co właściwie? – Uniosłam brew, otulając się ramionami. Merlinie, do tego człowieka trzeba mieć anielską cierpliwość! A ja na pewno jej nie miałam. – Daj spokój. Jestem dorosła, a ty nie jesteś już moim nauczycielem, jeśli o to ci chodzi. - Oparłam się o drzewo i czekałam.
- To i tak nie powinno było mieć miejsca. Jestem dużo starszy, a poza tym… - Spojrzał na mnie, a na jego twarzy malowała się nieznana mi mieszanka uczuć. – Posłuchaj, Granger, zapomnij o tym.
Miałam już dosyć takiego traktowania. Znowu się mną bawił, znowu igrał z moimi uczuciami i doskonale o tym wiedział!
- Do diabła z tym! - sapnęłam zirytowana.
Za kogo on mnie miał, co? Może rok temu byłam przerażoną uczennicą, może i zabił Dumbledore’a (choć wcale go nie zabił!), może trzęsłam się ze strachu jak galareta, gdy zostałam sama, może i była sobie gdzieś tam pieprzona Hestia, może i uciekłam od niego i oszukałam go, ale, cholera jasna, jakie to miało znaczenie?! Jeszcze wyciągał, że jestem dla niego za młoda! Żart.
Zamknęłam na chwilę oczy, by ochłonąć i policzyłam do dziesięciu. Nie pomogło, ale nie zamierzałam mu dawać tej cholernej satysfakcji.
Tylko, że wcale nie było łatwo zapanować nad całym śmietnikiem emocji.
- Czemu to robisz? – zapytałam po kilku minutach milczenia, które najwyraźniej znosił lepiej ode mnie. Pękłam. – Nie widzisz, że mi na tobie zależy? – szepnęłam, ignorując głos, który błagał, bym się zamknęła. – Nie widzisz, że to ciebie chciałam chronić? Że to z twojego powodu poszłam do Malfoy Manor? Że twoje życie znaczy dla mnie o wiele więcej niż własne? - Przełknęłam gulę, która urosła w moim gardle i zebrałam resztki odwagi, by w końcu na niego spojrzeć. – Przestań patrzeć na mnie jak na dziecko. Przestań patrzeć jak na przestraszoną Hermionę Granger, która wymachiwała ci przed nosem ręką i spójrz jak na kobietę! Albo chociaż daj już sobie spokój z udawaniem, że cię obchodzę - wyrzuciłam z siebie i znowu zamknęłam oczy.
Stał zbyt daleko, bym mogła cokolwiek dostrzec na jego twarzy, ale wiedziałam, że to koniec. Wszystko, co budowałam… Te chwile, gdy śmiał się przy mnie, gdy przekomarzaliśmy się nawzajem, kiedy myślałam, że mam go dla siebie… To wszystko właśnie zostało przekreślone, bo on mnie nie chciał. Bo byłam dzieckiem.
- Właśnie dlatego nie mogę – powiedział w końcu i w kilku krokach znalazł się przy mnie. Oparł się o drzewo i zacisnął dłonie w pięści, a głowę odwrócił tak, bym nie mogła go zobaczyć. – Patrzę na ciebie każdego dnia i nie mogę uwierzyć, że tak dorosłaś, że tak się zmieniłaś. I wiesz, co mnie przeraża najbardziej? Właśnie to, że cenisz mnie ponad siebie. – Westchnął i spojrzał na mnie ze złością. – I strasznie mnie wkurza, twoja dziwna mania wmawiania mi tego, co czuję. Nie udaję, Granger, ale nie jestem tym… za kogo mnie masz. – Zacisnął usta w wąską linię, a jego oczy były zimne, krzyczały wręcz „między nami nic nie ma i nigdy nie będzie!”
Wpatrywałam się niego z otwartą buzią, nie potrafiąc zebrać myśli w jedną konkretną.
- Snape – szepnęłam. – To już i tak nie ma znaczenia, nie potrafię zmienić czegoś… co czuję. Próbowałam, zaufaj mi. – Wyprostowałam się i uniosłam głowę. – Możesz to zaakceptować albo nie. Pamiętaj, że nie podjęcie decyzji też jest jakąś decyzją.
Milczał tak długo, że zaczęłam się niecierpliwić. Nie mogłam obwiniać siebie za to, że był dla mnie ważny i nie zamierzałam dłużej się tego wstydzić.
Nadal nie patrzył na mnie i cała ta otoczka stawała się nie do zniesienia.
Zmęczona już tą ciszą, ruszyłam się z miejsca, ale nim zrobiłam krok, odwrócił się powoli.
- Granger, masz świadomość, że to by nas zabiło, jeśli ktokolwiek by się dowiedział o twojej… naszej relacji?
Miałam ochotę się roześmiać mu w twarz.
- Być może, ale każdego dnia budzę się z myślą, że to może być mój ostatni. Wiem, że ty też.
Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
- Więc zostawmy to tak jak jest, zgoda? Nie potrzebujemy więcej problemów.
Trochę mnie zaskoczyła łagodność w jego głosie i nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli, skinęłam głową. Nie chciałam się z nim dłużej kłócić i jednocześnie nie chciałam być dłużej problemem.
Czy to koniec? Nie wiedziałam. Ale na ten moment chyba oboje mieliśmy dosyć popaprania życiowego, które mieszało nam w głowach. Poza tym, co mogłam zrobić? Rozpłakać się i oddać mu tu i teraz? Jakby jeszcze tego chciał…
- Nie całuj mnie więcej, jeśli nie dorosnę w twoich oczach – powiedziałam w końcu i minęłam go, zostawiając z grymasem na ustach.
Atmosfera między nami nieco się oczyściła, chociaż
wkradło się zupełnie inne napięcie i nie było związane z jego złością. Przez
kilka godzin żadne z nas się nie odzywało ani nie patrzyło na drugiego. Zbyt
wiele słów padło między nami, których nie dało się cofnąć, ale nie wynikło z
nich też nic nowego i nadal tkwiliśmy w tym samym punkcie co wcześniej.
Najwyraźniej nie tylko ja byłam osobą, która miała problemy emocjonalne, bo i
on motał się we własnych myślach.
Byłam jednak dumna z siebie, że nie rozkleiłam się do końca i potrafiłam w tym wszystkim zachować twarz. Zawsze myślałam, że jeśli się kogoś pragnie, to się po prostu go bierze. Ale powinnam była się nauczyć po latach ukrywania uczuć do Rona, że to wcale tak nie działa. Teraz znowu kręciłam się w miejscu, goniąc za nie wiadomo czym.
Patrzyłam na wschodzące słońce, gdy w końcu zdecydował się na zawieszenie broni, czy co tam sobie wymyślił.
Kucnął obok mnie, ale nie poświęcił choćby jednego spojrzenia.
Dupek.
- Mówiłaś, że wpakowałaś się w kłopoty. Powiesz mi, co tym razem zrobiłaś?
Prychnęłam z wyrzutem. No jasne, bo przecież Pan Idealny tak świetnie sobie radził w życiu.
Ale w końcu było coś ważniejszego, co musieliśmy zrobić, niż nasze osobiste problemy.
- Wtedy w hotelu, gdy poszliśmy po Grindelwald’a, zaciągnęłam u niego dług – zaczęłam i opowiedziałam mu o wszystkim, co zdarzyło się od tego czasu.
Oczywiście zgrabnie przemilczałam scenę, w której został zadźgany przez Harrego i zdawał się zupełnie tego nie zauważyć, bo pochłonęły go myśli.
Kiedy skończyłam, milczał. Na jego twarzy malowała się jedynie obojętność, więc nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać.
- Jeżeli kiedyś uważałem cię za głupią, to teraz brakuje mi słów – powiedział, wstał i odszedł.
No, poszło mi całkiem nieźle. Przynajmniej mnie nie zamordował.
Z niechęcią odwróciłam się do niego.
- Snape? Wiem, że popełniłam błąd, mogłam ci o tym wszystkim powiedzieć, ale tak szczerze – co by to zmieniło? Sam Dumbledore powiedział, że nikt nie jest w stanie go powstrzymać, a niepotrzebni nam byli dwaj wrogowie.
- Więc co zamierzasz teraz, hm? – Uniósł brew i rozłożył ręce. – Skoro potrzebujemy tego pieprzonego horkruksa, to tak czy siak musimy go okraść, co wiąże się z tym, że ZOSTANIE naszym wrogiem.
Och, brawo Watson’ie!
Dobra, może miał trochę racji, ale na pewno było rozwiązanie, tylko jeszcze go nie widzieliśmy.
- Mam plan. Trzeba go… nieco dopracować, ale to jedyna szansa by nam się udało.
Wzniósł oczy do niego i zrobił minę.
- W takim razie słucham. Co tym razem wymyśliłaś?
Kolejny raz tego poranka buzia mi się nie zamykała. Po przedstawieniu tego, co miałam do powiedzenia, zamyślił się, ale pokiwał głową.
- To może się udać, ale jeśli nie…
- Tak, wiem. Sądzę jednak, że to jest warte ryzyka.
Westchnął przeciągle i podszedł do mnie. Przez ułamek sekundy myślałam, że mnie obejmie…
- Wolałbym, żebyś jednak tego nie robiła – zaczął i skrzywił się, gdy próbowałam mu przerwać. – Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że i tak to zrobisz i nie jestem w stanie cię powstrzymać. Skoro więc jesteś gotowa podjąć to ryzyko, to możesz liczyć na moje wsparcie.
Uśmiechnęłam się szeroko, choć nie ukrywam, że mnie zaskoczył.
- Gwiazdka przyszła nieco za wcześnie! – Zwłaszcza, że ostatniej nawet nie pamiętam.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś najbardziej irytującą i impertynencką osobą, jaką poznałem? Doprawdy nie wiem, jakim cudem udało ci się uniknąć szlabanów w Hogwarcie.
Przewróciłam oczami.
- To proste – nikogo więcej poza tobą nie wkurzałam i każdy raczej doceniał moją inteligencję i zamiłowanie do nauki. Tylko ty to ignorowałeś i udawałeś, że jestem niewidzialna.
Na jego ustach zagościł diabelski uśmieszek.
- Dużo ciekawsze było patrzenie jak chęć odpowiedzenia na pytanie rozsadza cię od środka, niż słuchanie tego, co miałaś do powiedzenia.
Czy ktoś mi powie, jakim cudem od wściekłości, poprzez całowanie się, doszliśmy do miejsca, w którym omawialiśmy moje szkolne zachowanie?
- Czemu mnie to nie dziwi? – stwierdziłam i pozwoliłam sobie na złośliwy uśmiech. – Bierzmy się zatem do roboty.
Byłam jednak dumna z siebie, że nie rozkleiłam się do końca i potrafiłam w tym wszystkim zachować twarz. Zawsze myślałam, że jeśli się kogoś pragnie, to się po prostu go bierze. Ale powinnam była się nauczyć po latach ukrywania uczuć do Rona, że to wcale tak nie działa. Teraz znowu kręciłam się w miejscu, goniąc za nie wiadomo czym.
Patrzyłam na wschodzące słońce, gdy w końcu zdecydował się na zawieszenie broni, czy co tam sobie wymyślił.
Kucnął obok mnie, ale nie poświęcił choćby jednego spojrzenia.
Dupek.
- Mówiłaś, że wpakowałaś się w kłopoty. Powiesz mi, co tym razem zrobiłaś?
Prychnęłam z wyrzutem. No jasne, bo przecież Pan Idealny tak świetnie sobie radził w życiu.
Ale w końcu było coś ważniejszego, co musieliśmy zrobić, niż nasze osobiste problemy.
- Wtedy w hotelu, gdy poszliśmy po Grindelwald’a, zaciągnęłam u niego dług – zaczęłam i opowiedziałam mu o wszystkim, co zdarzyło się od tego czasu.
Oczywiście zgrabnie przemilczałam scenę, w której został zadźgany przez Harrego i zdawał się zupełnie tego nie zauważyć, bo pochłonęły go myśli.
Kiedy skończyłam, milczał. Na jego twarzy malowała się jedynie obojętność, więc nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać.
- Jeżeli kiedyś uważałem cię za głupią, to teraz brakuje mi słów – powiedział, wstał i odszedł.
No, poszło mi całkiem nieźle. Przynajmniej mnie nie zamordował.
Z niechęcią odwróciłam się do niego.
- Snape? Wiem, że popełniłam błąd, mogłam ci o tym wszystkim powiedzieć, ale tak szczerze – co by to zmieniło? Sam Dumbledore powiedział, że nikt nie jest w stanie go powstrzymać, a niepotrzebni nam byli dwaj wrogowie.
- Więc co zamierzasz teraz, hm? – Uniósł brew i rozłożył ręce. – Skoro potrzebujemy tego pieprzonego horkruksa, to tak czy siak musimy go okraść, co wiąże się z tym, że ZOSTANIE naszym wrogiem.
Och, brawo Watson’ie!
Dobra, może miał trochę racji, ale na pewno było rozwiązanie, tylko jeszcze go nie widzieliśmy.
- Mam plan. Trzeba go… nieco dopracować, ale to jedyna szansa by nam się udało.
Wzniósł oczy do niego i zrobił minę.
- W takim razie słucham. Co tym razem wymyśliłaś?
Kolejny raz tego poranka buzia mi się nie zamykała. Po przedstawieniu tego, co miałam do powiedzenia, zamyślił się, ale pokiwał głową.
- To może się udać, ale jeśli nie…
- Tak, wiem. Sądzę jednak, że to jest warte ryzyka.
Westchnął przeciągle i podszedł do mnie. Przez ułamek sekundy myślałam, że mnie obejmie…
- Wolałbym, żebyś jednak tego nie robiła – zaczął i skrzywił się, gdy próbowałam mu przerwać. – Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że i tak to zrobisz i nie jestem w stanie cię powstrzymać. Skoro więc jesteś gotowa podjąć to ryzyko, to możesz liczyć na moje wsparcie.
Uśmiechnęłam się szeroko, choć nie ukrywam, że mnie zaskoczył.
- Gwiazdka przyszła nieco za wcześnie! – Zwłaszcza, że ostatniej nawet nie pamiętam.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś najbardziej irytującą i impertynencką osobą, jaką poznałem? Doprawdy nie wiem, jakim cudem udało ci się uniknąć szlabanów w Hogwarcie.
Przewróciłam oczami.
- To proste – nikogo więcej poza tobą nie wkurzałam i każdy raczej doceniał moją inteligencję i zamiłowanie do nauki. Tylko ty to ignorowałeś i udawałeś, że jestem niewidzialna.
Na jego ustach zagościł diabelski uśmieszek.
- Dużo ciekawsze było patrzenie jak chęć odpowiedzenia na pytanie rozsadza cię od środka, niż słuchanie tego, co miałaś do powiedzenia.
Czy ktoś mi powie, jakim cudem od wściekłości, poprzez całowanie się, doszliśmy do miejsca, w którym omawialiśmy moje szkolne zachowanie?
- Czemu mnie to nie dziwi? – stwierdziłam i pozwoliłam sobie na złośliwy uśmiech. – Bierzmy się zatem do roboty.
*
Miałam nadzieję, że się zjawi. Posłanie patronusa do
domu Grinelwald’a było ostatnią opcją i nie miałam już innych pomysłów, jak go
ściągnąć, chociaż z upływem czasu zaczynałam wątpić w to, czy się zjawi.
- Mówiłem ci – mruknął Snape u mojego boku.
Przewróciłam oczami i chciałam go szturchnąć, ale wtedy ktoś się przed nami zmaterializował.
A mogłam się z nim założyć…
Zerknęłam tylko na swojego towarzysza, któremu nieco zrzedła mina, a ja w triumfie wypięłam dumnie pierś.
Mężczyzna stał przed nami, w długiej, ciemnozielonej szacie, uśmiechając się wyzywająco.
- Moi kochani! – zawołał i rozłożył ręce. Oczywiście w jednej z nich trzymał różdżkę. – Cóż za interes macie do mnie?
- Masz tupet – żachnął się Snape. – Zabrałeś coś, co należy do nas i chyba czas, byś to zwrócił.
Gellert roześmiał się, a ja westchnęłam.
- Ocieplenie klimatu na froncie jak widzę – powiedział, skacząc wzorkiem to na mnie, to na Snape’a.
Żebyś wiedział, jak bardzo nie masz racji…
- Posłuchaj, naprawdę potrzebujemy tego horkruksa. Musimy go zniszczyć, inaczej nie powstrzymamy Voldemort’a! – wyrzuciłam i zrobiłam krok w jego stronę.
Przestał się śmiać, a jego oczy utkwiły we mnie.
- Wiesz, panienko, moja oferta wciąż jest otwarta. Wcale nie potrzebujesz horkruksów, by pokonać Czarnego Pana.
Zmarszczyłam brwi i znowu zrobiłam krok w jego stronę.
- O czym ty mówisz? – zapytałam cicho, a Snape zaczął coś mamrotać pod nosem.
- Mówiłem ci, moja mała, że jesteś potężna – uśmiechnął się zachęcająco i wyszedł mi naprzeciw. – Razem moglibyśmy wiele zdziałać.
Przystanęłam, a mętlik w głowie nie pozwalał mi jasno myśleć.
- Granger! – syknął Snape i złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Co ty wyprawiasz? Mamy zadanie do wykonania!
- Ja… - Zerknęłam na nasze splecione ręce. – Puść mnie, Snape – warknęłam, a jego oczy rozszerzyły się w szoku.
- Granger, opanuj się. Dobrze ci radzę.
- Odwal się – mruknęłam i odwróciłam w stronę Grindelwald’a, który stał tam wyraźnie zadowolony.
- Wiedziałem, że nie lubisz być zależna – powiedział spokojnie i podszedł do nas. – Nie męczy cię już bycie na każde zawołanie Albusa? Nie męczy cię ciągłe bycie idealną i świecenie przykładem?
Zawahałam się. Kiedy go słuchałam to zdawało się takie… Prawdziwe. Oczywiście, że miałam dosyć grania według zasad Dumbledore’a. Miałam dosyć ciągłych pretensji Harrego i innych. Byłam, kim byłam i nie mogłam się zmienić, bo komuś to nie pasowało.
Zerknęłam przez ramię na Snape’a. Na jego twarzy malowało się rozczarowanie.
Westchnęłam.
No właśnie, jak miałam kroczyć dalej tą drogą, kiedy nie miałam już sił, by walczyć z brakiem akceptacji? Nawet on mnie nie chciał… Nie obchodziło go tak naprawdę, co się ze mną stanie. To znaczy obchodziło, ale tylko dlatego, że w jego oczach byłam dzieckiem, które trzeba chronić. A nie chciałam nim być. Chciałam stać się kobietą. Kobietą, która potrzebuje ramion do ogrzania i niezależności, a przy tym miłości. Czy mogłam to dostać w miejscu, w którym tkwiłam?
- Widzę, że trafiłem w sedno – dodał po chwili i wyciągnął do mnie rękę. – Chodź ze mną, dziecko, pokażę ci, na co cię stać. Nie będziesz musiała dłużej się niczym martwić.
- A-ale… Co z tymi wszystkimi, którzy nie żyją? Po co to wszystko, skoro teraz mam się odwrócić plecami i ignorować wydarzenia wokół? – zapytałam cicho, a mój głos zadrżał.
Weź się w garść, dziewczyno!
Snape chciał mnie złapać za ramię, ale wtedy Grindelwald machnął różdżką i odgrodziła nas niewidzialna ściana.
Oho…
- Moja droga, nikt nie powiedział, że musisz się odwracać plecami. Razem będziemy tak niewiarygodnie potężni, że zniszczymy go jak robaka, a potem nauczę cię wszystkiego, czego tylko zechcesz. Możesz być każdym. Możesz mieć to, czego zawsze chciałaś.
Zagryzłam wargę tak mocno, że pociekła z niej krew. Merlinie, kusił mnie. Naprawdę mnie kusił tymi słowami.
Mogłam uratować ich bez narażania, bez strachu, że zginą… Mogłam być niezależna i postawić na siebie.
Granger – zero, Grindelwald – jeden.
Spojrzałam na niego niepewnie.
- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci zaufać? – zawołałam, a on uśmiechnął się w odpowiedzi.
- To jest właśnie najlepsze: nie wiesz tego. Możesz spróbować.
Faktycznie - propozycja nie do odrzucenia.
Przewróciłam zirytowana oczami.
Wpatrywałam się w jego wyciągniętą do mnie rękę. Tak blisko… Tak bardzo mogłam zbliżyć się do swoich celów…
Odwróciłam się do Snape’a, który stał za niewidzialną szybą i nie wiem czemu, ale złość we mnie zapłonęła i nie potrzebowałam już ani jednego argumentu.
Otworzył usta, a jego oczy z paniką błądziły po mojej twarzy.
- Widzisz, ja nie potrafię zostawić tego tak, jak jest – powiedziałam cicho, zamykając na chwilę oczy. – Potrzebuję czegoś więcej. Kogoś więcej.
Odwróciłam się i podeszłam do Grindelwald’a.
- Nie próbuj mnie oszukać – rzuciłam w jego stronę i złapałam wyciągniętą dłoń.
- Mówiłem ci – mruknął Snape u mojego boku.
Przewróciłam oczami i chciałam go szturchnąć, ale wtedy ktoś się przed nami zmaterializował.
A mogłam się z nim założyć…
Zerknęłam tylko na swojego towarzysza, któremu nieco zrzedła mina, a ja w triumfie wypięłam dumnie pierś.
Mężczyzna stał przed nami, w długiej, ciemnozielonej szacie, uśmiechając się wyzywająco.
- Moi kochani! – zawołał i rozłożył ręce. Oczywiście w jednej z nich trzymał różdżkę. – Cóż za interes macie do mnie?
- Masz tupet – żachnął się Snape. – Zabrałeś coś, co należy do nas i chyba czas, byś to zwrócił.
Gellert roześmiał się, a ja westchnęłam.
- Ocieplenie klimatu na froncie jak widzę – powiedział, skacząc wzorkiem to na mnie, to na Snape’a.
Żebyś wiedział, jak bardzo nie masz racji…
- Posłuchaj, naprawdę potrzebujemy tego horkruksa. Musimy go zniszczyć, inaczej nie powstrzymamy Voldemort’a! – wyrzuciłam i zrobiłam krok w jego stronę.
Przestał się śmiać, a jego oczy utkwiły we mnie.
- Wiesz, panienko, moja oferta wciąż jest otwarta. Wcale nie potrzebujesz horkruksów, by pokonać Czarnego Pana.
Zmarszczyłam brwi i znowu zrobiłam krok w jego stronę.
- O czym ty mówisz? – zapytałam cicho, a Snape zaczął coś mamrotać pod nosem.
- Mówiłem ci, moja mała, że jesteś potężna – uśmiechnął się zachęcająco i wyszedł mi naprzeciw. – Razem moglibyśmy wiele zdziałać.
Przystanęłam, a mętlik w głowie nie pozwalał mi jasno myśleć.
- Granger! – syknął Snape i złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Co ty wyprawiasz? Mamy zadanie do wykonania!
- Ja… - Zerknęłam na nasze splecione ręce. – Puść mnie, Snape – warknęłam, a jego oczy rozszerzyły się w szoku.
- Granger, opanuj się. Dobrze ci radzę.
- Odwal się – mruknęłam i odwróciłam w stronę Grindelwald’a, który stał tam wyraźnie zadowolony.
- Wiedziałem, że nie lubisz być zależna – powiedział spokojnie i podszedł do nas. – Nie męczy cię już bycie na każde zawołanie Albusa? Nie męczy cię ciągłe bycie idealną i świecenie przykładem?
Zawahałam się. Kiedy go słuchałam to zdawało się takie… Prawdziwe. Oczywiście, że miałam dosyć grania według zasad Dumbledore’a. Miałam dosyć ciągłych pretensji Harrego i innych. Byłam, kim byłam i nie mogłam się zmienić, bo komuś to nie pasowało.
Zerknęłam przez ramię na Snape’a. Na jego twarzy malowało się rozczarowanie.
Westchnęłam.
No właśnie, jak miałam kroczyć dalej tą drogą, kiedy nie miałam już sił, by walczyć z brakiem akceptacji? Nawet on mnie nie chciał… Nie obchodziło go tak naprawdę, co się ze mną stanie. To znaczy obchodziło, ale tylko dlatego, że w jego oczach byłam dzieckiem, które trzeba chronić. A nie chciałam nim być. Chciałam stać się kobietą. Kobietą, która potrzebuje ramion do ogrzania i niezależności, a przy tym miłości. Czy mogłam to dostać w miejscu, w którym tkwiłam?
- Widzę, że trafiłem w sedno – dodał po chwili i wyciągnął do mnie rękę. – Chodź ze mną, dziecko, pokażę ci, na co cię stać. Nie będziesz musiała dłużej się niczym martwić.
- A-ale… Co z tymi wszystkimi, którzy nie żyją? Po co to wszystko, skoro teraz mam się odwrócić plecami i ignorować wydarzenia wokół? – zapytałam cicho, a mój głos zadrżał.
Weź się w garść, dziewczyno!
Snape chciał mnie złapać za ramię, ale wtedy Grindelwald machnął różdżką i odgrodziła nas niewidzialna ściana.
Oho…
- Moja droga, nikt nie powiedział, że musisz się odwracać plecami. Razem będziemy tak niewiarygodnie potężni, że zniszczymy go jak robaka, a potem nauczę cię wszystkiego, czego tylko zechcesz. Możesz być każdym. Możesz mieć to, czego zawsze chciałaś.
Zagryzłam wargę tak mocno, że pociekła z niej krew. Merlinie, kusił mnie. Naprawdę mnie kusił tymi słowami.
Mogłam uratować ich bez narażania, bez strachu, że zginą… Mogłam być niezależna i postawić na siebie.
Granger – zero, Grindelwald – jeden.
Spojrzałam na niego niepewnie.
- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci zaufać? – zawołałam, a on uśmiechnął się w odpowiedzi.
- To jest właśnie najlepsze: nie wiesz tego. Możesz spróbować.
Faktycznie - propozycja nie do odrzucenia.
Przewróciłam zirytowana oczami.
Wpatrywałam się w jego wyciągniętą do mnie rękę. Tak blisko… Tak bardzo mogłam zbliżyć się do swoich celów…
Odwróciłam się do Snape’a, który stał za niewidzialną szybą i nie wiem czemu, ale złość we mnie zapłonęła i nie potrzebowałam już ani jednego argumentu.
Otworzył usta, a jego oczy z paniką błądziły po mojej twarzy.
- Widzisz, ja nie potrafię zostawić tego tak, jak jest – powiedziałam cicho, zamykając na chwilę oczy. – Potrzebuję czegoś więcej. Kogoś więcej.
Odwróciłam się i podeszłam do Grindelwald’a.
- Nie próbuj mnie oszukać – rzuciłam w jego stronę i złapałam wyciągniętą dłoń.
*
Znowu siedziałam na sofie w salonie, a Grindelwald
obserwował mnie gorączkowo, jakby nie do końca był pewien swojej decyzji.
Rozglądałam się obojętnie, starając odpędzić z myśli twarz Snape’a i ten zawód…
Poruszyłam się niespokojnie. Coś było nie tak… Coś mnie drażniło, a całe ciało napięło się w gotowości…
Zerwałam się z kanapy i miałam ochotę mu przywalić.
- Spieprzaj od moich myśli! – wrzasnęłam, a on zamrugał wyraźnie zdezorientowany.
- Skąd ty… - zaczął niepewnie, ale szybko zatuszował to szerokim uśmiechem. – Na brodę Merlina, twoja samokontrola to coś godnego podziwu! Wśliznąłem się tak delikatnie, że niejeden wykwalifikowany czarodziej przegrałby ten pojedynek… Jesteś taka fascynująca!
- Posłuchaj – warknęłam, wtykając mu palec w pierś. – Zgodziłam się z tobą współpracować, bo mam w tym swój interes, ale to nie znaczy, że możesz grzebać w moim życiu, ile ci się podoba.
- To boli, prawda?
- Co znowu? – zapytałam, krzyżując ramiona.
- Odrzucenie – powiedział spokojnie, przyglądając się mojej reakcji. – Bycie odrzuconą przez kogoś, na kim nam zależy – dodał cicho, jakby mówił do siebie.
Zamknęłam na chwilę oczy.
- To nie twój interes.
- Możesz go mieć, gdy tylko dojdziemy do celu.
Serce zabiło mi mocniej.
Mieć Snape’a? Mieć go całego?
- Niczego od ciebie nie chcę. I nikogo nie będę zmuszać do uczuć. A teraz zajmijmy się czymś… Cokolwiek chciałeś tu robić.
Uśmiechnął się pod nosem i milczał jeszcze chwilę, aż w końcu klasnął w dłonie przeszedł przez salon.
Pozer.
- Dobrze, jest coś, co chciałbym ci podarować. – Wyciągnął z półki starą księgę, którą przeglądałam, będąc tu ostatnim razem. – Ufam, że ci się przyda. Znajdziesz w niej wiele wskazówek, dotyczących starożytnej magii, która w tobie drzemie.
Niepewnie przyjęłam wolumin i przyglądałam się mu podejrzliwie, jakby za chwilę miał kłapnąć wielkimi zębami.
- Dlaczego to robisz? – zapytałam w końcu.
- Już ci mówiłem. Chciałbym, żebyśmy połączyli nasze siły, a żeby tak się stało, sama musisz tego chcieć.
Podniosłam wzrok na niego.
- Dziękuję – powiedziałam bez przekonania i z powrotem usiadłam na kanapie. – Co dalej?
- Dalej?
- No… Przecież nie będziemy siedzieć i pić herbaty, prawda?
- Och! Gdzież moja gościnność. Może zechciałabyś się czegoś napić lub coś przekąsić? - Pokręciłam głową. Prędzej odgryzę sobie rękę. – No dobrze, chodźmy zatem na górę, gdzie pokażę ci sypialnię, którą możesz zająć.
Przełknęłam ślinę.
- M-mam tu zostać?
- A czego się spodziewałaś, kochana? Że pozwolę ci spać w namiocie? Nonsens!
Wstałam i tuż za nim wdrapałam się po schodach. Wskazał mi białe drzwi na końcu krótkiego korytarza.
- Teraz odpocznij, a my zobaczymy się jutro. – Wrócił na schody i obejrzał się. – Pamiętaj tylko, żebyś niczego nie ruszała, bo możesz stracić kończynę. – Zachichotał i zostawił mnie samą.
- Świetnie… - mruknęłam do siebie i ruszyłam do sypialni, którą mi wskazał.
Rozglądałam się obojętnie, starając odpędzić z myśli twarz Snape’a i ten zawód…
Poruszyłam się niespokojnie. Coś było nie tak… Coś mnie drażniło, a całe ciało napięło się w gotowości…
Zerwałam się z kanapy i miałam ochotę mu przywalić.
- Spieprzaj od moich myśli! – wrzasnęłam, a on zamrugał wyraźnie zdezorientowany.
- Skąd ty… - zaczął niepewnie, ale szybko zatuszował to szerokim uśmiechem. – Na brodę Merlina, twoja samokontrola to coś godnego podziwu! Wśliznąłem się tak delikatnie, że niejeden wykwalifikowany czarodziej przegrałby ten pojedynek… Jesteś taka fascynująca!
- Posłuchaj – warknęłam, wtykając mu palec w pierś. – Zgodziłam się z tobą współpracować, bo mam w tym swój interes, ale to nie znaczy, że możesz grzebać w moim życiu, ile ci się podoba.
- To boli, prawda?
- Co znowu? – zapytałam, krzyżując ramiona.
- Odrzucenie – powiedział spokojnie, przyglądając się mojej reakcji. – Bycie odrzuconą przez kogoś, na kim nam zależy – dodał cicho, jakby mówił do siebie.
Zamknęłam na chwilę oczy.
- To nie twój interes.
- Możesz go mieć, gdy tylko dojdziemy do celu.
Serce zabiło mi mocniej.
Mieć Snape’a? Mieć go całego?
- Niczego od ciebie nie chcę. I nikogo nie będę zmuszać do uczuć. A teraz zajmijmy się czymś… Cokolwiek chciałeś tu robić.
Uśmiechnął się pod nosem i milczał jeszcze chwilę, aż w końcu klasnął w dłonie przeszedł przez salon.
Pozer.
- Dobrze, jest coś, co chciałbym ci podarować. – Wyciągnął z półki starą księgę, którą przeglądałam, będąc tu ostatnim razem. – Ufam, że ci się przyda. Znajdziesz w niej wiele wskazówek, dotyczących starożytnej magii, która w tobie drzemie.
Niepewnie przyjęłam wolumin i przyglądałam się mu podejrzliwie, jakby za chwilę miał kłapnąć wielkimi zębami.
- Dlaczego to robisz? – zapytałam w końcu.
- Już ci mówiłem. Chciałbym, żebyśmy połączyli nasze siły, a żeby tak się stało, sama musisz tego chcieć.
Podniosłam wzrok na niego.
- Dziękuję – powiedziałam bez przekonania i z powrotem usiadłam na kanapie. – Co dalej?
- Dalej?
- No… Przecież nie będziemy siedzieć i pić herbaty, prawda?
- Och! Gdzież moja gościnność. Może zechciałabyś się czegoś napić lub coś przekąsić? - Pokręciłam głową. Prędzej odgryzę sobie rękę. – No dobrze, chodźmy zatem na górę, gdzie pokażę ci sypialnię, którą możesz zająć.
Przełknęłam ślinę.
- M-mam tu zostać?
- A czego się spodziewałaś, kochana? Że pozwolę ci spać w namiocie? Nonsens!
Wstałam i tuż za nim wdrapałam się po schodach. Wskazał mi białe drzwi na końcu krótkiego korytarza.
- Teraz odpocznij, a my zobaczymy się jutro. – Wrócił na schody i obejrzał się. – Pamiętaj tylko, żebyś niczego nie ruszała, bo możesz stracić kończynę. – Zachichotał i zostawił mnie samą.
- Świetnie… - mruknęłam do siebie i ruszyłam do sypialni, którą mi wskazał.
OMG!!! Zamurowało mnie! Na liście twoich bardzo udanych rozdziałów mam teraz dwa : w-wróciłaś po mnie... i ten! Biedna Hermiona, Sev nieświadomie złamał jej serce.. I jeszcze ten tekst
OdpowiedzUsuń-Spieprzaj z moich myśli!!! ... no po prostu cudo. Ale jest jedno niedociągnięcie: JAK TO DOPIERO W PIĄTEK NASTĘPNY?! JA CHCE JUŻ!!!
Naprawdę mistrzostwo ... pozdrawiam i weny życze!
Martyna
MARTAAAAAA[...]AAAA!!!
OdpowiedzUsuńJak. Można. Skończyć. W. Tym. Momencie?! Jak?! 😤
Siedzę, czytam. Najpierw ,,uhuhuhu" scena, potem takie ,,no serio? a miało być tak fajnie..." (Pomińmy to milczeniem 😓)
Gellert to cham, Hermi to cham, a Sev to kretyn, bo przerwał... No. 😅
Pozdrawiam,
Lisiasta.
Ps: A my lasy już zwiedzamy,
I Bieszczady podziwiamy.
- Stąd Cię ciepło pozdrawiamy... 😗
A zapowiadało się tak obiecująco... Ale z Sevem nigdy nie jest zbyt łatwo. ;D
OdpowiedzUsuńHermiona mnie zaskakuje coraz bardziej. Podejmuje dosyć brawurowe decyzje i momentami sprawia wrażenie, jakby nie miała skrupułów.
Ale jestem zdecydowanie na tak, jeśli chodzi o takie wykreowanie postaci!
MISTRZOSTWO!!!
OdpowiedzUsuńAle jak mogłaś przerwać w takim momencie,tak nie wolno postępować...
I jeszcze każesz Nam, wiernym czytelnikom, tak DŁUGO czekać.
Ale wracając do rozdziału, właśnie trafił na moją listę najlepszych rozdziałów :-)
Cudowny początek, tyle emocji, ale muszę przyznać, że Snape to kretyn (nie dość, że przerwał tą piękną chwilę, to jeszcze pozwolił jej odejść, znowu 😓)
Ale tym razem Hermiona też zawiniła, postąpiła głupio odchodząc z Grindenwaldem.
No ale cóż, gdyby nie te wszystkie problemy i przeszkody przed którymi stawiasz bohaterów, nie byłoby tak cudownego opowiadania, więc nie pozostaje mi nic innego, niż życzyć Ci weny, czasu na pisanie i SZYBKIEGO powrotu do Nas 😃
Pozdrawiam
WampDam
O żesz! O żesz! O żesz!!! Odpowiadasz całkowicie za moje ómarnięcie! Najpierw wysyłasz Mionkę nie wiadomo gdzie, potem serwujesz nam zabawę w kotka i myszkę, a jak już wreszcie nadchodzi czas na małe co nieco, to przerywasz w najciekawszym momencie :( I w dodatku znów rzucasz Granger prosto w łapy obleśnego Grindelwalda! I jeszcze każesz czekać do PIĄTKU?!!! O żesz!
OdpowiedzUsuńJak wszystkie czytelniczki zejdą na serducho, to kto będzie czytać i komentować, hę?! Takie numery są absolutnie NIEHUMANITARNE! Za to grozi dochodzenie w Ministerstwie! Albo i nawet Azkaban!
Papaśki,
ILoveSnowCake
Taka Hermiona to moim zdaniem prawdziwa Hermiona, silna babka i tyle :D zawsze kończysz w takim momencie, że mam ochotę Cię przeklnąć, ale piszesz tak świetnie, że nie można się na Ciebie gniewać :)
OdpowiedzUsuń