No wiec dodaję. :D Trochę wyjaśnień, trochę przekomarzania.. Za wiele się nie dzieje, ale to tylko kwestia czasu - obiecuję. :)
Zapraszam do czytania! :3
*****************************************************************************
Muszę przyznać,
że życie w tym miejscu było zupełnie odmienne od tego, które wiodłam przez
ostatnie miesiące. Wcale, ale to wcale mi to oczywiście nie przeszkadzało. Do
pewnego stopnia oczywiście...
Dostęp do bieżącej wody? Ogromna wanna z pachnącymi olejkami? Wypasione posiłki? Czego chcieć więcej, prawda? Ale właśnie pomimo tych wszystkich wygód, czułam się w domu nieco.. obca. Wszyscy zdawali się być tacy sami, a ja byłam niezaprzeczalnie inna. Cóż, nikt mi tego nie wyrzucał, ale czasami czułam na sobie ich zaniepokojone spojrzenia, słyszałam komentarze, gdy wolałam być sama.
Ciężko przestawić się komuś, gdy żyło się tyle miesięcy sam, a teraz byłam otoczona ludźmi. Dlatego najbardziej polubiłam przesiadywać nad klifem i przyglądać się falom, które wściekle uderzały w skały pode mną. Och tak, to był naprawdę piękny widok. Zachodzące słońce odbijało się od niespokojnej wody, a wiatr szarpał moje krótkie włosy – ale to było właśnie miejsce gdzie czułam się przez chwilę wolna.
Od dnia, w którym przybyłam właściwie niczym się nie zajmowałam. To też mi przeszkadzało, bo przywykłam już do aktywności, do tego że musiałam się ciągle przenosić, wzmacniać własną obronę, walczyć z przeciwnikami. A tutaj? Tutaj jedyna co musiałam zabijać to nudę. I nic ani nikogo poza tym.
Westchnęłam i zamknęłam oczy, rozkoszując się morską bryzą. Cudownie było mieć znowu przyjaciół i rodzinę, ale nadal miałam wiele pytań, na które nikt nie chciał odpowiadać. Dziwiło mnie jak Malfoy jest blisko z Zakonem, bo czuł się tutaj o wiele swobodniej niż ja. Poza tym Snape.. Uch, ten człowiek doprowadzał mnie do białej gorączki samą swoją obecnością! Zauważyłam też, że o dziwo Luna i Neville.. O matko. To przecież naprawdę.. niesmaczne. Ale co mi było do tego? Nie znałam ich jak kiedyś, a oni nie znali mnie.
- Jeśli zamierzasz skoczyć to pozwól, że ci pomogę. – Otworzyłam gwałtownie oczy i zmierzyłam wzrokiem Snape’a, który stał kilka kroków ode mnie. O wilku mowa..
- Jasne. I mam dać ci tą przyjemność? Zapomnij. – Odwróciłam głowę z powrotem w stronę morza, a on podszedł bliżej i usiadł.
Halo, zapraszał cię ktoś tutaj? Bo sobie nie przypominam!
- No co jest Granger? Nie podoba ci się, że twoi przyjaciele żyją? Przecież dlatego właśnie ich szukałaś.
Westchnęłam zirytowana. Po cholerę wtrącał ten swój wielki nochal w nie swoje sprawy? Spojrzałam na niego i przesunęłam leniwie wzrokiem. Dziwnie prezentował się bez tych swoich nietoperzastych szat, ale jeszcze dziwniejsze było to, że miał na sobie podkoszulek i czarną, skórzaną kurtkę. Kto by pomyślał, że niego taki buntownik?
- Wypchaj się tymi swoimi złośliwościami. Mam ci przypomnieć, że to ty mnie przywlokłeś tutaj za kłaki? – Warknęłam, a on uniósł zaskoczony brew.
- Z tego co pamiętam to niosłem twój tyłek, a nie szarpałem za włosy. Ale co kto lubi. – Wykrzywił usta w uśmiechu, a ja obrzuciłam go krótkim spojrzeniem. Merlinie, co z tym facetem jest nie tak?
- Och no jasne, ja pamiętam to nieco inaczej. Swoją drogą to mogłeś po prostu wcześniej mi to wszystko powiedzieć, ale już ja wiem ile przyjemności sprawiło ci pozbawienie mnie przytomności.
- Prawda. – Kiwnął głową, a ja prychnęłam. – Nie rozumiem jednak czemu jesteś tutaj, a zachowujesz się jakbyś chciała być gdzieś indziej.
- Och Snape, błagam cię. Sam nie jesteś lepszy, więc daj mi spokój.
- Po pierwsze to proszę pana, a nie „Snape” – warknął, po czym westchnął – a po drugie ja zawsze stroniłem od ludzi, a ty ich po prostu odpychasz.
Wyrzuciłam ręce w górę, a złość wzięła górę nad emocjami. Kim on był żeby mówić mi co robię dobrze, a co źle?
- Nie przypominam sobie żebym prosiła cię o psychoanalizę mojej osoby. Więc jeśli to wszystko co chciałeś, to bardzo ładnie i grzecznie proszę żebyś się wypchał i stąd spadał. PROSZĘ PANA. – Mruknęłam naburmuszona, odwracając od niego głowę. Dlaczego nie mogli zostawić mnie w spokoju i dać pomyśleć? Naprawdę jedyne czego potrzebowałam to czasu żeby poukładać sobie to wszystko, a je niańczenia. Ku mojemu zaskoczeniu, wstał i odszedł bez słowa. Świetnie, ja to potrafię dyplomatycznie rozwiązywać problemy.
- Merlinie daj mi cierpliwość. – Jęknęłam i opadłam na miękką trawę. - Bo jak mi nie dasz to przysięgam, że wybuchnę.
Dostęp do bieżącej wody? Ogromna wanna z pachnącymi olejkami? Wypasione posiłki? Czego chcieć więcej, prawda? Ale właśnie pomimo tych wszystkich wygód, czułam się w domu nieco.. obca. Wszyscy zdawali się być tacy sami, a ja byłam niezaprzeczalnie inna. Cóż, nikt mi tego nie wyrzucał, ale czasami czułam na sobie ich zaniepokojone spojrzenia, słyszałam komentarze, gdy wolałam być sama.
Ciężko przestawić się komuś, gdy żyło się tyle miesięcy sam, a teraz byłam otoczona ludźmi. Dlatego najbardziej polubiłam przesiadywać nad klifem i przyglądać się falom, które wściekle uderzały w skały pode mną. Och tak, to był naprawdę piękny widok. Zachodzące słońce odbijało się od niespokojnej wody, a wiatr szarpał moje krótkie włosy – ale to było właśnie miejsce gdzie czułam się przez chwilę wolna.
Od dnia, w którym przybyłam właściwie niczym się nie zajmowałam. To też mi przeszkadzało, bo przywykłam już do aktywności, do tego że musiałam się ciągle przenosić, wzmacniać własną obronę, walczyć z przeciwnikami. A tutaj? Tutaj jedyna co musiałam zabijać to nudę. I nic ani nikogo poza tym.
Westchnęłam i zamknęłam oczy, rozkoszując się morską bryzą. Cudownie było mieć znowu przyjaciół i rodzinę, ale nadal miałam wiele pytań, na które nikt nie chciał odpowiadać. Dziwiło mnie jak Malfoy jest blisko z Zakonem, bo czuł się tutaj o wiele swobodniej niż ja. Poza tym Snape.. Uch, ten człowiek doprowadzał mnie do białej gorączki samą swoją obecnością! Zauważyłam też, że o dziwo Luna i Neville.. O matko. To przecież naprawdę.. niesmaczne. Ale co mi było do tego? Nie znałam ich jak kiedyś, a oni nie znali mnie.
- Jeśli zamierzasz skoczyć to pozwól, że ci pomogę. – Otworzyłam gwałtownie oczy i zmierzyłam wzrokiem Snape’a, który stał kilka kroków ode mnie. O wilku mowa..
- Jasne. I mam dać ci tą przyjemność? Zapomnij. – Odwróciłam głowę z powrotem w stronę morza, a on podszedł bliżej i usiadł.
Halo, zapraszał cię ktoś tutaj? Bo sobie nie przypominam!
- No co jest Granger? Nie podoba ci się, że twoi przyjaciele żyją? Przecież dlatego właśnie ich szukałaś.
Westchnęłam zirytowana. Po cholerę wtrącał ten swój wielki nochal w nie swoje sprawy? Spojrzałam na niego i przesunęłam leniwie wzrokiem. Dziwnie prezentował się bez tych swoich nietoperzastych szat, ale jeszcze dziwniejsze było to, że miał na sobie podkoszulek i czarną, skórzaną kurtkę. Kto by pomyślał, że niego taki buntownik?
- Wypchaj się tymi swoimi złośliwościami. Mam ci przypomnieć, że to ty mnie przywlokłeś tutaj za kłaki? – Warknęłam, a on uniósł zaskoczony brew.
- Z tego co pamiętam to niosłem twój tyłek, a nie szarpałem za włosy. Ale co kto lubi. – Wykrzywił usta w uśmiechu, a ja obrzuciłam go krótkim spojrzeniem. Merlinie, co z tym facetem jest nie tak?
- Och no jasne, ja pamiętam to nieco inaczej. Swoją drogą to mogłeś po prostu wcześniej mi to wszystko powiedzieć, ale już ja wiem ile przyjemności sprawiło ci pozbawienie mnie przytomności.
- Prawda. – Kiwnął głową, a ja prychnęłam. – Nie rozumiem jednak czemu jesteś tutaj, a zachowujesz się jakbyś chciała być gdzieś indziej.
- Och Snape, błagam cię. Sam nie jesteś lepszy, więc daj mi spokój.
- Po pierwsze to proszę pana, a nie „Snape” – warknął, po czym westchnął – a po drugie ja zawsze stroniłem od ludzi, a ty ich po prostu odpychasz.
Wyrzuciłam ręce w górę, a złość wzięła górę nad emocjami. Kim on był żeby mówić mi co robię dobrze, a co źle?
- Nie przypominam sobie żebym prosiła cię o psychoanalizę mojej osoby. Więc jeśli to wszystko co chciałeś, to bardzo ładnie i grzecznie proszę żebyś się wypchał i stąd spadał. PROSZĘ PANA. – Mruknęłam naburmuszona, odwracając od niego głowę. Dlaczego nie mogli zostawić mnie w spokoju i dać pomyśleć? Naprawdę jedyne czego potrzebowałam to czasu żeby poukładać sobie to wszystko, a je niańczenia. Ku mojemu zaskoczeniu, wstał i odszedł bez słowa. Świetnie, ja to potrafię dyplomatycznie rozwiązywać problemy.
- Merlinie daj mi cierpliwość. – Jęknęłam i opadłam na miękką trawę. - Bo jak mi nie dasz to przysięgam, że wybuchnę.
Powoli
zapadał zmrok więc podniosłam się z zimnej ziemi i otrzepałam. Spojrzałam w
kierunku domu, gdzie paliły się światła. Ech, cudownie. Kolejny wieczór w
wesołym gronie. No dobra, może zrobiłam się trochę zgorzkniała, ale nie ciężko
o to, gdy śpisz w namiocie, a twoi jedyni towarzysze to robaki i drzewa.
Zadrżałam z zimna. Kurtka, którą miałam na sobie raczej nie była odpowiednia na
tą pogodę..
Tuż przed domem wpadłam na Malfoy’a, który trochę się zmieszał, ale szybko ukrył to pod maską obojętność. Och proszę, kochany Draco wrócił?
- Granger, uważaj jak łazisz. – Warknął na mnie. Pewnie - uważaj, bo się przestraszę.
- Odpuść sobie. – Odpowiedziałam, uśmiechając się słodko. Nie pasowało mi, że tu był, ale najwyraźniej stał się ważniejszą osobą w tym gronie niż ja. Też mi coś..
- Wiesz, mogłabyś docenić to, że tu jesteś. – Rzucił oschle i odszedł.
Spojrzałam za nim, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do środka.
Naprawdę ciężko było mi się zachowywać jak należy. Sama nie wiem dlaczego, ale irytowała mnie ta wszechobecna radość, jakby poza tym domem świat nie istniał, a Voldemort nie rósł w potęgę. Dlaczego do cholery nic nie robiliśmy? Dlaczego ograniczaliśmy się do wspólnych posiłków? Brakowało jeszcze tylko żebyśmy zaczęli śpiewać wokół ogniska…
- Hermiono, a może ty mi pomożesz z tymi gnomami w ogródku? – Uniosłam wzrok i spojrzałam powolnie na panią Weasley, która uśmiechała się tak szeroko, że mnie zemdliło. Jasne, a zaraz potem przejadę się na jednorożcu w dół tęczy.
- Nie ma problemu. – Odwzajemniłam uśmiech i usłyszałam zduszony chichot Ginny. Och świetnie, więc teraz ja stałam się obiektem żartów? Nie ma co, przyjemny wieczór.
Na całe szczęście wszyscy zajęli się sobą i nikt nie zwracał na mnie więcej uwagi. Pasowało mi to, nawet bardzo.
Tuż przed domem wpadłam na Malfoy’a, który trochę się zmieszał, ale szybko ukrył to pod maską obojętność. Och proszę, kochany Draco wrócił?
- Granger, uważaj jak łazisz. – Warknął na mnie. Pewnie - uważaj, bo się przestraszę.
- Odpuść sobie. – Odpowiedziałam, uśmiechając się słodko. Nie pasowało mi, że tu był, ale najwyraźniej stał się ważniejszą osobą w tym gronie niż ja. Też mi coś..
- Wiesz, mogłabyś docenić to, że tu jesteś. – Rzucił oschle i odszedł.
Spojrzałam za nim, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do środka.
Naprawdę ciężko było mi się zachowywać jak należy. Sama nie wiem dlaczego, ale irytowała mnie ta wszechobecna radość, jakby poza tym domem świat nie istniał, a Voldemort nie rósł w potęgę. Dlaczego do cholery nic nie robiliśmy? Dlaczego ograniczaliśmy się do wspólnych posiłków? Brakowało jeszcze tylko żebyśmy zaczęli śpiewać wokół ogniska…
- Hermiono, a może ty mi pomożesz z tymi gnomami w ogródku? – Uniosłam wzrok i spojrzałam powolnie na panią Weasley, która uśmiechała się tak szeroko, że mnie zemdliło. Jasne, a zaraz potem przejadę się na jednorożcu w dół tęczy.
- Nie ma problemu. – Odwzajemniłam uśmiech i usłyszałam zduszony chichot Ginny. Och świetnie, więc teraz ja stałam się obiektem żartów? Nie ma co, przyjemny wieczór.
Na całe szczęście wszyscy zajęli się sobą i nikt nie zwracał na mnie więcej uwagi. Pasowało mi to, nawet bardzo.
Po kolacji sprzątnęłam ze stołu i już miałam wejść na górę, gdy z gabinetu Dumbledore’a
(tak, tak, miał swój prywatny GABINET) dobiegły mnie podniesione głosy.
Wiedziona ciekawością oparłam się o ścianę tak by mnie nikt nie zauważył i
nasłuchiwałam.
- Powinieneś ją o tym poinformować. – Snape brzmiał na naprawdę wzburzonego.
- W swoim czasie Severus’ie. – Odpowiedział tamten. Czyżby znowu jakieś sekrety? Pięknie, pięknie Dumbledore. Zaufanie pełną parą.
- Robisz głupio Albusie, naprawdę głupio. – Warknął nietoperz i na chwilę zrobiło się cicho. O cholera, usłyszeli mnie? – Miałeś ich chronić. Po to było to wszystko. A ty co robisz? Może od razu zepchnij ich z tego klifu, nie będą chociaż żyć nadzieją.
Usłyszałam kroki i wbiegłam szybko po schodach. Uf, było blisko.
Usiadłam na stopniu i obserwowałam Snape’a, który wypadł z gabinetu i wyszedł za zewnątrz. O czym oni mówili do cholery? Czy Dumbledore znowu planował coś bez ich wiedzy? Nie podobało mi się to. Bardzo mi się nie podobało. Ale musiałam zaczekać. Czas zacząć obserwować dyrektora. Chyba jednak nie zmienił się za bardzo w ciągu tych miesięcy.
Wspięłam się na górę i weszłam do pokoju, gdzie Ginny siedziała na łóżku i wpatrywała się tępo w ścianę. Spojrzała na mnie dopiero, gdy wyszłam z łazienki i usiadłam obok niej.
- Wiesz, dziwnie się tu czuję. – Powiedziała nagle. Och, więc to nie tylko ja? Nieźle. – Nie wiem dlaczego.. Przywykłam już do bycia u Malfoyów i.. – spojrzała mi w oczy tak głęboko, że się wzdrygnęłam. Nie mów tego Ginny. Błagam nie mów. - .. i chyba tęsknię za Draco. – Spuściła wzrok, a ja westchnęłam. No i powiedziała.
- Daj spokój. Przecież jesteś w domu, z rodziną, z Harrym.. – ostatnie imię podkreśliłam, a ona zaśmiała się gorzko.
- Mówisz tak jakbyś ty się czuła tutaj dobrze. – I tu mnie miała.
- Ginny mój rok wyglądał trochę inaczej.. Po prostu nie potrafię się odnaleźć. – Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy. Tyle miesięcy zajęło mi szukanie przyjaciół, że nie myślałam o tym co zrobię gdy już ich znajdę. Pochłonęło mnie całkowicie myślenie o tym żeby żyli. A teraz? Siedzę i nie robię nic! Wtedy chociaż mogłam pozbyć się kilku śmierciożerców..
- Nieważne. – Westchnęła i opadła obok mnie.
Jak za starych czasów – pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie. Gdzie były te chwile, które spędzałyśmy na plotkach i żalach? Gdzie były te czasy, gdy martwiłyśmy się o to w co się ubrać na Bal Bożonarodzeniowy.. – Tata obiecał mi nową różdżkę. W końcu, bo czuję się jak bez ręki.
- To dobrze. – odparłam i otworzyłam oczy. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak to jest zostać bez jedynej obrony. Ja z własną nie rozstawałam się choćby na minutę. Czasami od tych sekund zależało moje życie.
- Wiesz Miona, nie podziękowałam ci nawet. – Zerknęłam na nią. Nie chciałam wdzięczności, bo wiedziałam, że ona zrobiłaby to samo.
Ale wtedy mnie to uderzyło. Wcale nikt nie próbował zrobić tego samego. Nikt mnie nie szukał. Nikt nie wiedział, że żyję i nikt nie starał się tego dowiedzieć.
Usiadłam gwałtownie i zaciągnęłam się powietrzem. Przez rok walczyłam o przetrwanie, przez rok wyszukiwałam najmniejszego śladu tego, że żyją, przez rok próbowałam ich odnaleźć.. A oni? Skreślili mnie, założyli że nie żyję.
Poczułam jak w miejscu sercu zionie wielka dziura. To dlatego czułam się tutaj tak obco. Bo ze wszystkich osób, które powinny były próbować.. tylko Snape wyszedł mi naprzeciw.
– Hermiona? Wszystko w porządku? – Ginny machała mi ręką przed oczami. Odtrąciłam ją i przeszłam na swoje łóżko. Czułam, że wpatruje się we mnie osłupiała, ale zignorowałam to i naciągnęłam po uszy kołdrę.
Zostawili mnie. Odrzucili.
- Powinieneś ją o tym poinformować. – Snape brzmiał na naprawdę wzburzonego.
- W swoim czasie Severus’ie. – Odpowiedział tamten. Czyżby znowu jakieś sekrety? Pięknie, pięknie Dumbledore. Zaufanie pełną parą.
- Robisz głupio Albusie, naprawdę głupio. – Warknął nietoperz i na chwilę zrobiło się cicho. O cholera, usłyszeli mnie? – Miałeś ich chronić. Po to było to wszystko. A ty co robisz? Może od razu zepchnij ich z tego klifu, nie będą chociaż żyć nadzieją.
Usłyszałam kroki i wbiegłam szybko po schodach. Uf, było blisko.
Usiadłam na stopniu i obserwowałam Snape’a, który wypadł z gabinetu i wyszedł za zewnątrz. O czym oni mówili do cholery? Czy Dumbledore znowu planował coś bez ich wiedzy? Nie podobało mi się to. Bardzo mi się nie podobało. Ale musiałam zaczekać. Czas zacząć obserwować dyrektora. Chyba jednak nie zmienił się za bardzo w ciągu tych miesięcy.
Wspięłam się na górę i weszłam do pokoju, gdzie Ginny siedziała na łóżku i wpatrywała się tępo w ścianę. Spojrzała na mnie dopiero, gdy wyszłam z łazienki i usiadłam obok niej.
- Wiesz, dziwnie się tu czuję. – Powiedziała nagle. Och, więc to nie tylko ja? Nieźle. – Nie wiem dlaczego.. Przywykłam już do bycia u Malfoyów i.. – spojrzała mi w oczy tak głęboko, że się wzdrygnęłam. Nie mów tego Ginny. Błagam nie mów. - .. i chyba tęsknię za Draco. – Spuściła wzrok, a ja westchnęłam. No i powiedziała.
- Daj spokój. Przecież jesteś w domu, z rodziną, z Harrym.. – ostatnie imię podkreśliłam, a ona zaśmiała się gorzko.
- Mówisz tak jakbyś ty się czuła tutaj dobrze. – I tu mnie miała.
- Ginny mój rok wyglądał trochę inaczej.. Po prostu nie potrafię się odnaleźć. – Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy. Tyle miesięcy zajęło mi szukanie przyjaciół, że nie myślałam o tym co zrobię gdy już ich znajdę. Pochłonęło mnie całkowicie myślenie o tym żeby żyli. A teraz? Siedzę i nie robię nic! Wtedy chociaż mogłam pozbyć się kilku śmierciożerców..
- Nieważne. – Westchnęła i opadła obok mnie.
Jak za starych czasów – pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie. Gdzie były te chwile, które spędzałyśmy na plotkach i żalach? Gdzie były te czasy, gdy martwiłyśmy się o to w co się ubrać na Bal Bożonarodzeniowy.. – Tata obiecał mi nową różdżkę. W końcu, bo czuję się jak bez ręki.
- To dobrze. – odparłam i otworzyłam oczy. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak to jest zostać bez jedynej obrony. Ja z własną nie rozstawałam się choćby na minutę. Czasami od tych sekund zależało moje życie.
- Wiesz Miona, nie podziękowałam ci nawet. – Zerknęłam na nią. Nie chciałam wdzięczności, bo wiedziałam, że ona zrobiłaby to samo.
Ale wtedy mnie to uderzyło. Wcale nikt nie próbował zrobić tego samego. Nikt mnie nie szukał. Nikt nie wiedział, że żyję i nikt nie starał się tego dowiedzieć.
Usiadłam gwałtownie i zaciągnęłam się powietrzem. Przez rok walczyłam o przetrwanie, przez rok wyszukiwałam najmniejszego śladu tego, że żyją, przez rok próbowałam ich odnaleźć.. A oni? Skreślili mnie, założyli że nie żyję.
Poczułam jak w miejscu sercu zionie wielka dziura. To dlatego czułam się tutaj tak obco. Bo ze wszystkich osób, które powinny były próbować.. tylko Snape wyszedł mi naprzeciw.
– Hermiona? Wszystko w porządku? – Ginny machała mi ręką przed oczami. Odtrąciłam ją i przeszłam na swoje łóżko. Czułam, że wpatruje się we mnie osłupiała, ale zignorowałam to i naciągnęłam po uszy kołdrę.
Zostawili mnie. Odrzucili.
Kolejne dni
wcale nie były łatwiejsze. Po tym jak uświadomiłam sobie dlaczego jestem tutaj
obca, czułam się jeszcze gorzej. A czym się zajęłam? Bieganiem za gnomami
ogrodowymi w towarzystwie Neville’a i bliźniaków. Chociaż oni świetnie się
bawili, rzucając w siebie wzajemnie. Ja nie byłam w stanie wykrzesać choćby
cienia uśmiechu. Byłam wśród swoich, a jednocześnie nadal byłam sama. I może
nawet lepiej byłoby mi w tym ciemnym, zimnym lesie..
- Orientuj się! – Nim zdążyłam zareagować, coś szarpnęło mnie na włosy.
- Auć! – Krzyknęłam, gdy upadłam na ziemię. Sięgnęłam ręką za głowę i wyciągnęłam paskudnego gnoma, który szczerzył się durnowato. Pięknie! Wrzuciłam go do swojego wiadra, które przykryłam i założyłam ręce na biodra, mierząc Fred’a, który śmiał się do rozpuku. – Bardzo, bardzo śmieszne Fred! – Zawołałam, a brat zawtórował mu.
- Nie krzyw się tak Miona, bo złość piękności szkodzi.
- Och zaufaj mi, że porządne zaklęcie z mojej ręki też. – Uśmiechnęłam się słodko, a oni przestali się śmiać i unieśli pojednawczo ręce.
- Dobra, dobra, wygrałaś. – Pokręciłam głową, ale nie mogłam się oprzeć temu ciepłu, które rozlało się we mnie. Przez ułamek sekundy poczułam się naprawdę dobrze, ale właśnie wtedy zjawił się Snape. Przewróciłam oczami, gdy podszedł do mnie.
Cóż, nie tylko ja się zmieniłam. On też miał teraz krótsze włosy i chociaż nie wyglądały na takie tłuste. Czarny podkoszulek (oczywiście ulubiony kolor) opinał lekko jego ciało, a na ramiona miał zarzuconą marynarkę. No, no, gdybym nie wiedziała lepiej, to uznałabym nawet, że jest całkiem przystojny. Fuj! Skrzywiłam się, a on uniósł brew.
- Dumbledore chce cię widzieć.
- Już idę. – Odparłam pospiesznie, odpychając te odrażające myśli i wcisnęłam w jego rękę łopatkę, którą poganiałam gnomy. Choć bardzo starałam się utrzymać powagę, uśmiechnęłam się szeroko widząc jego oburzenie. Punkt dla Granger, zero dla nietoperza.
- Orientuj się! – Nim zdążyłam zareagować, coś szarpnęło mnie na włosy.
- Auć! – Krzyknęłam, gdy upadłam na ziemię. Sięgnęłam ręką za głowę i wyciągnęłam paskudnego gnoma, który szczerzył się durnowato. Pięknie! Wrzuciłam go do swojego wiadra, które przykryłam i założyłam ręce na biodra, mierząc Fred’a, który śmiał się do rozpuku. – Bardzo, bardzo śmieszne Fred! – Zawołałam, a brat zawtórował mu.
- Nie krzyw się tak Miona, bo złość piękności szkodzi.
- Och zaufaj mi, że porządne zaklęcie z mojej ręki też. – Uśmiechnęłam się słodko, a oni przestali się śmiać i unieśli pojednawczo ręce.
- Dobra, dobra, wygrałaś. – Pokręciłam głową, ale nie mogłam się oprzeć temu ciepłu, które rozlało się we mnie. Przez ułamek sekundy poczułam się naprawdę dobrze, ale właśnie wtedy zjawił się Snape. Przewróciłam oczami, gdy podszedł do mnie.
Cóż, nie tylko ja się zmieniłam. On też miał teraz krótsze włosy i chociaż nie wyglądały na takie tłuste. Czarny podkoszulek (oczywiście ulubiony kolor) opinał lekko jego ciało, a na ramiona miał zarzuconą marynarkę. No, no, gdybym nie wiedziała lepiej, to uznałabym nawet, że jest całkiem przystojny. Fuj! Skrzywiłam się, a on uniósł brew.
- Dumbledore chce cię widzieć.
- Już idę. – Odparłam pospiesznie, odpychając te odrażające myśli i wcisnęłam w jego rękę łopatkę, którą poganiałam gnomy. Choć bardzo starałam się utrzymać powagę, uśmiechnęłam się szeroko widząc jego oburzenie. Punkt dla Granger, zero dla nietoperza.
- Chciał
mnie pan widzieć dyrektorze. – Weszłam do owalnego gabinetu, a Dumbledore stał
przy oknie. Zdziwiłam się, gdy od tyłu zaszedł mnie Snape i zamknął drzwi.
Czyżbym coś przeskrobała? Kątem oka dostrzegłam, że nadal trzyma tą łopatkę i
musiałam się mocno ugryźć w język żeby nie parsknąć śmiechem. Chyba to
zauważył, bo spojrzał na mnie spod byka, ale nic nie powiedział.
- Tak. Otóż chciałem porozmawiać na temat twojej różdżki.
Przestąpiłam z nogi na nogę. Już mi się nie podobała to rozmowa. Odruchowo dotknęłam kieszeni i poczułam się nieco pewniej upewniając się, że jest na miejscu.
- Rozumiem. O co chodzi? – Usiadłam na krześle, które mi wskazał, a miejsce obok zajął nietoperz. A może robił za prywatną ochronę?
- Czy wiesz czym się stała?
- Nie. – Odpowiedziałam krótko, a on zmarszczył brwi i złączył dłonie na biurku.
- To bardzo stara magia i wciąż nie do końca rozumiem jak to się stało.. Nie ma wielu zapisków na ten temat, ale wygląda na to, że jesteś.. bardzo silną czarownicą. – Odchyliłam się na krześle. No do tego to już sama zdążyłam dojść. – Twoja różdżka zmieniła się pod wpływem bardzo silnych emocji jakie wywołało u ciebie znalezienie ciała Ronalda. – Przełknęłam ślinę. O tym na pewno nie zamierzałam z nim rozmawiać.
- Panie profesorze, nie powiedział mi pan niczego czego bym już nie wiedziała.
- Spokojnie, zaraz dojdę do dalszej części. Powiedz mi, używałaś zaklęć niewybaczalnych?
Zawahałam się. Przecież chyba wiedział o tym, prawda? Ale skinęłam głową.
- Tak, ale to było trzy miesiące po tym jak się zmieniła.
- Rozumiem. Severusie, jak myślisz, ile mamy czasu?
- Czasu na co? – Nienawidziłam, gdy rozmawiali tak jakby mnie tu wcale nie było.
- Nie wiem. Ale jeśli Granger faktycznie jest taka silna to powinna sobie poradzić.
- Poradzić z czym? – Powoli zaczynałam się irytować. Nie. Ja już byłam zirytowana!
- A jeśli nie? Czy możemy jakoś powstrzymać skutki?
- Nie wiem Albusie. Nigdy.. nie spotkałem się z taką magią.
Wstałam gwałtownie co w końcu zwróciło ich uwagę. Ja nadal tu jestem!
- Siadaj Granger, bo jeszcze sobie coś zrobisz. – Warknął Snape i pociągnął mnie za rękę, tak że z powrotem usiadłam na krześle. Spojrzałam na niego oburzona i wyrwałam się, ale zdążył mnie przejść dziwny prąd. Chyba też to poczuł, bo na jego twarzy odmalował się szok.
- Dobrze.. Chodzi o to, że magia którą w sobie nosisz jest bardzo potężna. Oczywiście to nie jest zasługa twojej różdżki. Po prostu nieświadomie ją wzmocniłaś, a to spotęgowało twoje zdolności. – Przyglądał mi się badawczo, a ja otworzyłam buzię. Więc to jednak ja byłam taka.. super? – W wielu czarodziejach drzemie ta magia, ale niewielu spotyka coś takiego w życiu, że się uaktywnia. Cóż, ciebie niestety spotkało, ale dzięki temu stałaś się potężna. Bardzo.
- Panie dyrektorze. Czy może pan sprecyzować jak bardzo? Bo ciągle to słyszę, a tak naprawdę to nie wiem jak to się odnosi do życia.
- Hmmm.. gdybyś się postarała to już dzisiaj wysłałabyś mnie do grobu. A za kilka lat? Jeśli będziesz trenować? Myślę, że możesz dorównać Merlinowi.
No dobra – tego się absolutnie nie spodziewałam i nawet przez myśl mi nie przeszło coś takiego! Siedziałam z otwartą buzią, a emocje we mnie przelewały się z góry na dół.
- To.. dość zaskakujące – wydukałam, marszcząc czoło - ale jest coś o czym mi pan nie mówi, prawda?
Skinął krótko głową.
- Ta magia niesie ze sobą nie tylko pozytywy, ale ma też i swoje wady. Widzisz, w pewien sposób będzie cię wyżerać od środka jeśli nie zdołasz nad nią zapanować. A dodatkowo popchnęłaś ją w stronę czarnej magii, która sama w sobie jest bardzo trudna do opanowania.
- Czyli.. podsumowując mam przerąbane?
Snape prychnął obok mnie.
- Kolokwialnie mówiąc nawet bardzo. – Syknął i pomimo jego wrednego uśmiechu, wcale nie wyglądał na szczęśliwego.
Sapnęłam i skrzyżowałam ramiona. Czemu życie rzucało mi pod nogi kłodę za kłodą, co? Nie mogłam być po prostu zdolną czarownicą i tyle? Nieee, ja musiałam wchłonąć w siebie supermoc i jeszcze przechodzić na ciemną stronę. Nie ma co – dzień doskonały!
- W związku z tym chciałbym również abyś zaczęła brać udział w niektórych zadaniach. – Wybałuszyłam na niego oczy. Przez tyle dni siedziałam znudzona na śmierć, a on teraz mi to proponował? – Co prawda uczniów staram się trzymać z dala od tego.. Ale pokazałaś, że potrafisz o siebie zadbać. I nie ukrywam, że twoje umiejętności są nam bardzo na rękę. – No jasne, przecież Dumbledore nie mógłby nie wykorzystać takiego asa w rękawie, prawda? Pomimo niechęci skinęłam głową.
- Chętnie zajmę się czymś innym niż łapaniem gnomów ogrodowych.
Uśmiechnął się ciepło i wyglądał trochę tak jakby zrzucił ogromny ciężar z barków. Czyżby to właśnie o tym rozmawiał wcześniej ze Snapem?
- To wszystko. Możesz.. wracać do swoich zajęć. – Zaśmiał się i spojrzał znacząco na łopatkę w rękach nietoperza.
- Chyba mam zastępstwo więc przejdę się na spacer. – Odpowiedziałam, a Snape gdyby mógł to spaliłby mnie wzrokiem. Chociaż na nim mogłam się wyżyć.
- Tak. Otóż chciałem porozmawiać na temat twojej różdżki.
Przestąpiłam z nogi na nogę. Już mi się nie podobała to rozmowa. Odruchowo dotknęłam kieszeni i poczułam się nieco pewniej upewniając się, że jest na miejscu.
- Rozumiem. O co chodzi? – Usiadłam na krześle, które mi wskazał, a miejsce obok zajął nietoperz. A może robił za prywatną ochronę?
- Czy wiesz czym się stała?
- Nie. – Odpowiedziałam krótko, a on zmarszczył brwi i złączył dłonie na biurku.
- To bardzo stara magia i wciąż nie do końca rozumiem jak to się stało.. Nie ma wielu zapisków na ten temat, ale wygląda na to, że jesteś.. bardzo silną czarownicą. – Odchyliłam się na krześle. No do tego to już sama zdążyłam dojść. – Twoja różdżka zmieniła się pod wpływem bardzo silnych emocji jakie wywołało u ciebie znalezienie ciała Ronalda. – Przełknęłam ślinę. O tym na pewno nie zamierzałam z nim rozmawiać.
- Panie profesorze, nie powiedział mi pan niczego czego bym już nie wiedziała.
- Spokojnie, zaraz dojdę do dalszej części. Powiedz mi, używałaś zaklęć niewybaczalnych?
Zawahałam się. Przecież chyba wiedział o tym, prawda? Ale skinęłam głową.
- Tak, ale to było trzy miesiące po tym jak się zmieniła.
- Rozumiem. Severusie, jak myślisz, ile mamy czasu?
- Czasu na co? – Nienawidziłam, gdy rozmawiali tak jakby mnie tu wcale nie było.
- Nie wiem. Ale jeśli Granger faktycznie jest taka silna to powinna sobie poradzić.
- Poradzić z czym? – Powoli zaczynałam się irytować. Nie. Ja już byłam zirytowana!
- A jeśli nie? Czy możemy jakoś powstrzymać skutki?
- Nie wiem Albusie. Nigdy.. nie spotkałem się z taką magią.
Wstałam gwałtownie co w końcu zwróciło ich uwagę. Ja nadal tu jestem!
- Siadaj Granger, bo jeszcze sobie coś zrobisz. – Warknął Snape i pociągnął mnie za rękę, tak że z powrotem usiadłam na krześle. Spojrzałam na niego oburzona i wyrwałam się, ale zdążył mnie przejść dziwny prąd. Chyba też to poczuł, bo na jego twarzy odmalował się szok.
- Dobrze.. Chodzi o to, że magia którą w sobie nosisz jest bardzo potężna. Oczywiście to nie jest zasługa twojej różdżki. Po prostu nieświadomie ją wzmocniłaś, a to spotęgowało twoje zdolności. – Przyglądał mi się badawczo, a ja otworzyłam buzię. Więc to jednak ja byłam taka.. super? – W wielu czarodziejach drzemie ta magia, ale niewielu spotyka coś takiego w życiu, że się uaktywnia. Cóż, ciebie niestety spotkało, ale dzięki temu stałaś się potężna. Bardzo.
- Panie dyrektorze. Czy może pan sprecyzować jak bardzo? Bo ciągle to słyszę, a tak naprawdę to nie wiem jak to się odnosi do życia.
- Hmmm.. gdybyś się postarała to już dzisiaj wysłałabyś mnie do grobu. A za kilka lat? Jeśli będziesz trenować? Myślę, że możesz dorównać Merlinowi.
No dobra – tego się absolutnie nie spodziewałam i nawet przez myśl mi nie przeszło coś takiego! Siedziałam z otwartą buzią, a emocje we mnie przelewały się z góry na dół.
- To.. dość zaskakujące – wydukałam, marszcząc czoło - ale jest coś o czym mi pan nie mówi, prawda?
Skinął krótko głową.
- Ta magia niesie ze sobą nie tylko pozytywy, ale ma też i swoje wady. Widzisz, w pewien sposób będzie cię wyżerać od środka jeśli nie zdołasz nad nią zapanować. A dodatkowo popchnęłaś ją w stronę czarnej magii, która sama w sobie jest bardzo trudna do opanowania.
- Czyli.. podsumowując mam przerąbane?
Snape prychnął obok mnie.
- Kolokwialnie mówiąc nawet bardzo. – Syknął i pomimo jego wrednego uśmiechu, wcale nie wyglądał na szczęśliwego.
Sapnęłam i skrzyżowałam ramiona. Czemu życie rzucało mi pod nogi kłodę za kłodą, co? Nie mogłam być po prostu zdolną czarownicą i tyle? Nieee, ja musiałam wchłonąć w siebie supermoc i jeszcze przechodzić na ciemną stronę. Nie ma co – dzień doskonały!
- W związku z tym chciałbym również abyś zaczęła brać udział w niektórych zadaniach. – Wybałuszyłam na niego oczy. Przez tyle dni siedziałam znudzona na śmierć, a on teraz mi to proponował? – Co prawda uczniów staram się trzymać z dala od tego.. Ale pokazałaś, że potrafisz o siebie zadbać. I nie ukrywam, że twoje umiejętności są nam bardzo na rękę. – No jasne, przecież Dumbledore nie mógłby nie wykorzystać takiego asa w rękawie, prawda? Pomimo niechęci skinęłam głową.
- Chętnie zajmę się czymś innym niż łapaniem gnomów ogrodowych.
Uśmiechnął się ciepło i wyglądał trochę tak jakby zrzucił ogromny ciężar z barków. Czyżby to właśnie o tym rozmawiał wcześniej ze Snapem?
- To wszystko. Możesz.. wracać do swoich zajęć. – Zaśmiał się i spojrzał znacząco na łopatkę w rękach nietoperza.
- Chyba mam zastępstwo więc przejdę się na spacer. – Odpowiedziałam, a Snape gdyby mógł to spaliłby mnie wzrokiem. Chociaż na nim mogłam się wyżyć.
Wyszłam na
dwór, a wiatr rozwiał mi włosy. Stanęłam nad skrajem klifu i spojrzałam w dół.
Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak wzburzona woda uderza w skały i
przymknęłam oczy. Cholera, to wszystko było dość skomplikowane. Wiedziałam o
tym, że stało się coś niesamowitego ze mną, że było to.. ważne, ale choć
starałam się to zdusić - poczułam strach. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się
co tak właściwie oznacza moc, którą zyskałam. Myślałam, że głównie to różdżka
przeszła jakąś dziwną przemianę, a nie
odwrotnie. Cóż – pomyliłam się. A teraz mogłam zostać zmieciona przez własną
magię? Świetna wiadomość. Ale co mogłam zrobić? Albo zaprzestać używania
czarnej magii, która pogłębiała mój stan, albo walczyć dalej i modlić się aby
być na tyle silna by oprzeć się tej sile. Zaśmiałam się. Przecież odpowiedź
była tak oczywista, że śmieszne było zadawanie sobie tego pytania.
- Nikt cię nie uratuje. – Mruknęłam pod nosem i usiadłam na ziemi po turecku. Taka prawda, byłam sama dla siebie jedyną szansą i cóż – musiałam wykorzystać to co dostałam - najlepiej jak potrafiłam. Nie wątpiłam oczywiście w to, że Dumbledore skorzysta z tego daru. Oj, on to najlepiej wie jak go wyeksplorować. Nie zamierzałam mu zaufać. Nie po tym jak porzucił uczniów, nie po tym jak zginął Ron, nie po tym jak nikt mnie nie szukał. Ale musiałam pomóc innym. A co miałam lepszego do roboty? Tak naprawdę to będąc poza Zakonem tak czy siak walczyłam ze śmierciożercami, prawda? A Voldemort rósł w siłę – to było niezaprzeczalne. Zwłaszcza, gdy Zakon właściwie przestał istnieć, a Dumbledore udawał martwego. (Nie ma co! Prawdziwy akt odwagi!).
Musiałam się w końcu zdecydować. Mogłam albo zaufać i zacząć żyć z ludźmi w tym miejscu albo odejść. Przecież nie mogłam w nieskończoność chodzić obrażona na świat, prawda? Ale wybaczenie wcale nie przychodziło tak łatwo jakbym tego chciała. Pomyślałam o roześmianej twarzy Ginny, o radosnych oczach Harrego, o pysznościach przygotowywanych przez panią Weasley, o tym cholernym nietoperzu, który okazał się być bohaterem w tej wojnie i już wiedziałam, że podjęłam decyzję dawno temu. Od dnia, w którym ich szukałam właśnie to chciałam odnaleźć. A teraz nie wiedziałam co z tym zrobić? Nie. To było jasne jak słońce.
Wstałam i wzięłam głęboki wdech.
- Czas się pożegnać. – Spojrzałam w dal, ostatni raz patrząc na wzburzoną wodę. – Czas wrócić do życia. – I tak właśnie zamierzałam zrobić. Pogrzebać przeszłość, pogrzebać złość, która wzbierała we mnie z każdym dniem i być z ludźmi, których kochałam.
- Nikt cię nie uratuje. – Mruknęłam pod nosem i usiadłam na ziemi po turecku. Taka prawda, byłam sama dla siebie jedyną szansą i cóż – musiałam wykorzystać to co dostałam - najlepiej jak potrafiłam. Nie wątpiłam oczywiście w to, że Dumbledore skorzysta z tego daru. Oj, on to najlepiej wie jak go wyeksplorować. Nie zamierzałam mu zaufać. Nie po tym jak porzucił uczniów, nie po tym jak zginął Ron, nie po tym jak nikt mnie nie szukał. Ale musiałam pomóc innym. A co miałam lepszego do roboty? Tak naprawdę to będąc poza Zakonem tak czy siak walczyłam ze śmierciożercami, prawda? A Voldemort rósł w siłę – to było niezaprzeczalne. Zwłaszcza, gdy Zakon właściwie przestał istnieć, a Dumbledore udawał martwego. (Nie ma co! Prawdziwy akt odwagi!).
Musiałam się w końcu zdecydować. Mogłam albo zaufać i zacząć żyć z ludźmi w tym miejscu albo odejść. Przecież nie mogłam w nieskończoność chodzić obrażona na świat, prawda? Ale wybaczenie wcale nie przychodziło tak łatwo jakbym tego chciała. Pomyślałam o roześmianej twarzy Ginny, o radosnych oczach Harrego, o pysznościach przygotowywanych przez panią Weasley, o tym cholernym nietoperzu, który okazał się być bohaterem w tej wojnie i już wiedziałam, że podjęłam decyzję dawno temu. Od dnia, w którym ich szukałam właśnie to chciałam odnaleźć. A teraz nie wiedziałam co z tym zrobić? Nie. To było jasne jak słońce.
Wstałam i wzięłam głęboki wdech.
- Czas się pożegnać. – Spojrzałam w dal, ostatni raz patrząc na wzburzoną wodę. – Czas wrócić do życia. – I tak właśnie zamierzałam zrobić. Pogrzebać przeszłość, pogrzebać złość, która wzbierała we mnie z każdym dniem i być z ludźmi, których kochałam.
*
- Hermiono,
mogę cię prosić na słówko? – Spojrzałam zdziwiona na Artura Weasley’a, który
podszedł do mnie nieśmiało, ale skinęłam głową i ruszyłam za nim do kuchni.
Molly siedziała przy stole i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Wszystko w porządku? – Zapytałam bardziej z automatu niż myśląc o tym. Te spotkania nigdy nie zwiastowały niczego dobrego.
- Uświadomiliśmy sobie dzisiaj.. że nie podziękowaliśmy ci.
- Za co? – Uniosłam brew naprawdę zaskoczona. Niczego mi przecież nie zawdzięczali.
- Za uratowanie Ginny. Widzisz, wiedzieliśmy, że jest bezpieczna, ale mimo wszystko.. To mogło się zmienić w każdej chwili. A Albus nie pozwalał nam.. – ukryła twarz w dłoniach, a mąż objął ją i pocałował w czubek głowy. Serce mi ścisnęło na ten widok.
- Już dobrze kochanie, przecież jest z nami. – Powiedział spokojnie do kobiety, a ona pokiwała i uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę pani Weasley, nie ma o czym mówić. Jest dla mnie jak siostra i gdybym musiała zrobiłabym to jeszcze raz.
Przykryła swoją dłonią moją i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Wiem dziecko, wiem. Jesteś taka dobra. Nie mogę sobie wyobrazić co przeszłaś.. Sama, opuszczona.. Musiałaś tyle walczyć o siebie.. – Łzy spłynęły po jej policzkach. Nie mogłam na to patrzeć. Nie chciałam ich współczucia, żalu – nie zasługiwałam na to. Zabijałam, a to pogrzebało we mnie tą niewinność o którą mnie posądzała.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Jesteśmy twoimi dłużnikami. I ty również jesteś dla nas jak córka, których mam niewiele. – Zaśmiałam się na słowa pana Weasley’a, ale musiałam się mocno powstrzymywać przed łzami, który napierały do moich oczu. Dawno nie zaznałam tyle.. miłości ile wśród tych ludzi. I ja chciałam odejść? Kogo próbowałam oszukać..
- Dziękujemy ci również za to, że.. pochowałaś Ron’a. – Jego twarz stężała i dostrzegłam na niej smutek. Zacisnęłam dłonie w pięść. Nie, to nie był temat, który chciałam poruszać. Ron nie żył. Tylko to było istotne. Ale oni przecież zasługiwali na więcej.. To w końcu ich syn zginął. – Minerwa nam powiedziała. Znalazła jego.. grób i nie wiedzieliśmy kto się tym zajął, ale wygląda na to, że to dosyć oczywiste. – Uśmiechnął się lekko, a ja skinęłam głową. Nie potrzeba tu było więcej słów. Zrobiłam to co powinnam była.
Pani Weasley wstała od stołu i wytarła oczy chusteczką.
- No, ale uciekaj już! Na pewno masz co robić. Wkrótce będzie obiad.
- Może pani pomóc? – Również wstałam, a ona pokręciła przecząco głową i machnęła ręką. Wzruszyłam ramionami i wyszłam. Merlinie, czy ten dzień będzie pełen niespodzianek?
- Wszystko w porządku? – Zapytałam bardziej z automatu niż myśląc o tym. Te spotkania nigdy nie zwiastowały niczego dobrego.
- Uświadomiliśmy sobie dzisiaj.. że nie podziękowaliśmy ci.
- Za co? – Uniosłam brew naprawdę zaskoczona. Niczego mi przecież nie zawdzięczali.
- Za uratowanie Ginny. Widzisz, wiedzieliśmy, że jest bezpieczna, ale mimo wszystko.. To mogło się zmienić w każdej chwili. A Albus nie pozwalał nam.. – ukryła twarz w dłoniach, a mąż objął ją i pocałował w czubek głowy. Serce mi ścisnęło na ten widok.
- Już dobrze kochanie, przecież jest z nami. – Powiedział spokojnie do kobiety, a ona pokiwała i uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę pani Weasley, nie ma o czym mówić. Jest dla mnie jak siostra i gdybym musiała zrobiłabym to jeszcze raz.
Przykryła swoją dłonią moją i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Wiem dziecko, wiem. Jesteś taka dobra. Nie mogę sobie wyobrazić co przeszłaś.. Sama, opuszczona.. Musiałaś tyle walczyć o siebie.. – Łzy spłynęły po jej policzkach. Nie mogłam na to patrzeć. Nie chciałam ich współczucia, żalu – nie zasługiwałam na to. Zabijałam, a to pogrzebało we mnie tą niewinność o którą mnie posądzała.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Jesteśmy twoimi dłużnikami. I ty również jesteś dla nas jak córka, których mam niewiele. – Zaśmiałam się na słowa pana Weasley’a, ale musiałam się mocno powstrzymywać przed łzami, który napierały do moich oczu. Dawno nie zaznałam tyle.. miłości ile wśród tych ludzi. I ja chciałam odejść? Kogo próbowałam oszukać..
- Dziękujemy ci również za to, że.. pochowałaś Ron’a. – Jego twarz stężała i dostrzegłam na niej smutek. Zacisnęłam dłonie w pięść. Nie, to nie był temat, który chciałam poruszać. Ron nie żył. Tylko to było istotne. Ale oni przecież zasługiwali na więcej.. To w końcu ich syn zginął. – Minerwa nam powiedziała. Znalazła jego.. grób i nie wiedzieliśmy kto się tym zajął, ale wygląda na to, że to dosyć oczywiste. – Uśmiechnął się lekko, a ja skinęłam głową. Nie potrzeba tu było więcej słów. Zrobiłam to co powinnam była.
Pani Weasley wstała od stołu i wytarła oczy chusteczką.
- No, ale uciekaj już! Na pewno masz co robić. Wkrótce będzie obiad.
- Może pani pomóc? – Również wstałam, a ona pokręciła przecząco głową i machnęła ręką. Wzruszyłam ramionami i wyszłam. Merlinie, czy ten dzień będzie pełen niespodzianek?
Przy kolacji
Snape usiadł obok mnie. Nie mogłam się nie skrzywić. Dlaczego łaził za mną krok
w krok, co? Irytowało mnie to coraz bardziej.
- O co ci chodzi? – Odwróciłam się do niego, a on uniósł zaskoczony brew. Och pewnie, udawaj, że wcale nie wiesz o czym mówię!
- Chciałbym zjeść spokojnie, możesz mi podać klopsiki? – Zaśmiał się na widok mojej winy. Snape się zaśmiał. No to było warte uwiecznienia. Ale nikogo prócz mnie to nie zaskoczyło, bo każdy zajęty był własnymi sprawami i nawet nie zwrócił na nas uwagi. Czyżby to normalne, że nietoperz się śmieje, a twarz mu nie rozsypuje się w proch?
- Jasne. – Mruknęłam i sięgnęłam po półmisek, który mu podałam. A masz i udław się tym najlepiej!
- I tak, zamierzam cię mieć na oku. – Aha! Czyli jednak wiedział o co mi chodziło. Niemniej jednak zagryzłam wargę. Przepraszam, czy ja wyglądałam na dziesięć lat? Bo z tego co mi wiadomo miałam za kilka miesięcy skończyć dziewiętnaście!
- Nie wątpię, że to jedyna rozrywka w twoim życiu. – Odparłam nie dając się pokonać jego wściekłemu spojrzeniu.
- Zaufaj mi, że gdybym miał do wyboru obserwować gnomy ogrodowe albo ciebie to nie wahałbym się. Z nich jest chociaż użytek w eliksirach.
Zakrztusiłam się herbatą, a on klepnął mnie mocno w plecy. No to zdecydowanie było silne uderzenie! Nawet byłam w stanie go posądzić, że zbyt mocne. Co za dupek!
- Dobra Snape, o co ci chodzi? Z tego co wiem to ty byłeś szpiegiem – nie ja. Więc nie potrzebuję niańki ani inwigilacji. – Syknęłam przez zęby. Chyba nikt nas nie słyszał albo bali przysłuchiwać naszej rozmowie, bo wściekłe spojrzenia jakie sobie wzajemnie rzucaliśmy odstraszały wszystkich.
On spokojnie pokroił klopsika na swoim talerzu i nim mi odpowiedział, wsadził go do ust i spokojnie przełknął.
Merlinie, cierpliwości!
- Otóż, jesteś jak chodząca bomba. A widzę, że średnio uszczęśliwia cię pobyt tutaj i nie chciałbym któregoś dnia dowiedzieć się, że zniknęłaś bez śladu, a po drodze znokautowałaś kilku członków Zakonu.
Muszę przyznać - tego się nie spodziewałam. Po pierwsze wyglądało to na prawdziwą troskę z jego strony (oczywiście o mieszkańców tego domu), a po drugie.. czyżby mieli jakieś wielkie plany względem mnie, że tak bardzo się bali, że zniknę?
- Snape, gdybym zamierzała uciec to zaufaj mi – nie zatrzymałbyś mnie.
- Jesteś pewna? – Rzucił mi takie spojrzenie, że zgarbiłam się pod nim.
Nie, nie – stop! Nie jest już twoim nauczycielem! A ty jesteś potężna – pamiętaj! Wyprostowałam się i zdobyłam na najbardziej cwany uśmiech.
- Nie chcesz tego sprawdzać. – Powiedziałam patrząc mu w oczy co zbiło go nieco z tropu. Wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu jakby właśnie rzucał mi wyzwanie, ale nie odpowiedział. Zajęłam się więc posiłkiem, chociaż naprawdę uważnie jadłam, bo nie byłam taka pewna czy przypadkiem nie postara się o to bym się udławiła.
- O co ci chodzi? – Odwróciłam się do niego, a on uniósł zaskoczony brew. Och pewnie, udawaj, że wcale nie wiesz o czym mówię!
- Chciałbym zjeść spokojnie, możesz mi podać klopsiki? – Zaśmiał się na widok mojej winy. Snape się zaśmiał. No to było warte uwiecznienia. Ale nikogo prócz mnie to nie zaskoczyło, bo każdy zajęty był własnymi sprawami i nawet nie zwrócił na nas uwagi. Czyżby to normalne, że nietoperz się śmieje, a twarz mu nie rozsypuje się w proch?
- Jasne. – Mruknęłam i sięgnęłam po półmisek, który mu podałam. A masz i udław się tym najlepiej!
- I tak, zamierzam cię mieć na oku. – Aha! Czyli jednak wiedział o co mi chodziło. Niemniej jednak zagryzłam wargę. Przepraszam, czy ja wyglądałam na dziesięć lat? Bo z tego co mi wiadomo miałam za kilka miesięcy skończyć dziewiętnaście!
- Nie wątpię, że to jedyna rozrywka w twoim życiu. – Odparłam nie dając się pokonać jego wściekłemu spojrzeniu.
- Zaufaj mi, że gdybym miał do wyboru obserwować gnomy ogrodowe albo ciebie to nie wahałbym się. Z nich jest chociaż użytek w eliksirach.
Zakrztusiłam się herbatą, a on klepnął mnie mocno w plecy. No to zdecydowanie było silne uderzenie! Nawet byłam w stanie go posądzić, że zbyt mocne. Co za dupek!
- Dobra Snape, o co ci chodzi? Z tego co wiem to ty byłeś szpiegiem – nie ja. Więc nie potrzebuję niańki ani inwigilacji. – Syknęłam przez zęby. Chyba nikt nas nie słyszał albo bali przysłuchiwać naszej rozmowie, bo wściekłe spojrzenia jakie sobie wzajemnie rzucaliśmy odstraszały wszystkich.
On spokojnie pokroił klopsika na swoim talerzu i nim mi odpowiedział, wsadził go do ust i spokojnie przełknął.
Merlinie, cierpliwości!
- Otóż, jesteś jak chodząca bomba. A widzę, że średnio uszczęśliwia cię pobyt tutaj i nie chciałbym któregoś dnia dowiedzieć się, że zniknęłaś bez śladu, a po drodze znokautowałaś kilku członków Zakonu.
Muszę przyznać - tego się nie spodziewałam. Po pierwsze wyglądało to na prawdziwą troskę z jego strony (oczywiście o mieszkańców tego domu), a po drugie.. czyżby mieli jakieś wielkie plany względem mnie, że tak bardzo się bali, że zniknę?
- Snape, gdybym zamierzała uciec to zaufaj mi – nie zatrzymałbyś mnie.
- Jesteś pewna? – Rzucił mi takie spojrzenie, że zgarbiłam się pod nim.
Nie, nie – stop! Nie jest już twoim nauczycielem! A ty jesteś potężna – pamiętaj! Wyprostowałam się i zdobyłam na najbardziej cwany uśmiech.
- Nie chcesz tego sprawdzać. – Powiedziałam patrząc mu w oczy co zbiło go nieco z tropu. Wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu jakby właśnie rzucał mi wyzwanie, ale nie odpowiedział. Zajęłam się więc posiłkiem, chociaż naprawdę uważnie jadłam, bo nie byłam taka pewna czy przypadkiem nie postara się o to bym się udławiła.
Czekałam, czekałam i sie doczekałam .. tyle odświeżania co chwilę, ale dobrze wyczułam, że to już dzisiaj ; ))
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, powoli zaczynamy wiedzieć więcej ^.^ Rewelacja <3 Hermiona vs Snape- takie potyczki słowne KOCHAM *.* Cud, miód , malina Koleżanko <3 <3
Bardzo dziękuję. :3 Mega mi miło, a kolejny rozdział jutro lub w poniedziałek :)
UsuńOh, jak ja kocham takie rozdziały! Dużo przemyśleń, emocji i humorku :3. Było to naprawdę świetne!
OdpowiedzUsuńPonadto czytając Twoje rozdziały zauważyłam, że wyrobił mi się pewien nawyk. Mianowicie jak czytam to co chwilę sprawdzam czy przypadkiem nie zbliżam się do połowy/końca xD. Na początku myślałam, że to tak wiesz.. kontrolnie. Otóż nie. Przyłapałam się na tym przy każdym rozdziale, który u Ciebie czytałam. Tu jak i na Twoim drugim blogu. To nie jest jakoś super ważne, ale chciałam żebyś wiedziała co ze mną robią Twoje opowiadania XD.
Ah, właśnie! Wracając do rozdziału.. Poproszę więcej takich! Nie wiem czemu, ale chyba bardziej podobają mi się właśnie takie z przemyśleniami niż z akcją (oczywiście nie mam tu na myśli scenek każdego rodzaju z udziałem Severusa. Te są zawsze mile widziane). Tak czy siak wiedz, iż utrzymujesz wysoki poziom raz za razem podwyższając go. I tak trzymaj!
Przesyłam Ci jak zawsze wenę i multum czasu! <3
Z Tobą już sobie porozmawiałam więc nie skomentuję tego komentarza.. xD
UsuńPozdrawiam!
Pff, dobra XD
UsuńCiekawe jak długo Sev wytrzyma humorki Hermiony :) uwielbiam dialogi między nimi, oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńNo.. zobaczymy, ale spokojnie - nie pozostanie jej winny :D
UsuńNareszcie ciągłe odświeżanie strony się opłaciło... Jestem zachwycona <3 Uwielbiam wszystkie sceny Hermiona vs Snape. I to jak opisujesz ich dialogi, po prostu CUDO!!! Czekam na więcej :-)
OdpowiedzUsuńHaha, strasznie się czuję jak czytam, że musicie ciągle bloga odświeżać! XD Podaj maila jeśli chcesz to będę wysyłać powiadomienie o następnym rozdziale :D
UsuńDziękuję, jest mi mega miło a taką pochwałę! <3
Pozdrawiam :3
Będę Ci mega wdzięczna za powiadamianie mnie o nowych rozdziałach :-)
UsuńMail: wampdam@op.pl
PS. Jak byś mogła to informuj mnie o nowościach z obu Twoich blogów
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBurza myśli w głowie,
OdpowiedzUsuńTutaj nic po słowie.
U mnie rozdział jest,
lecz u ciebie jest the best.
Normalnie wiersze zacznę pisać,
aby cokolwiek napisać.
Nie mam pomysłu,
ani zamysłu,
więc kończyć będę już.
Fox się zastanawia, cóż...
Co tu więcej mówić?
Można tylko zaniemówić.
Normalnie poemat pierwsza klasa. xD
Burza myśli. Nietoperz-bohater.
Zwłaszcza rozwalił mnie moment z łopatką.
XD
Noo.. poszalałaś - nie powiem *.* Piękny wierszyk, piękny komentarz!
UsuńHaha no tak miało być właśnie dość wesoło :D
Jam jest Mickiewicz nr 2! xD
UsuńJak oni pięknie się hejtują! ;D Zaczynam myśleć, że to jest przepis na udany związek (no wiem, wiem, tu do niego jeszcze pewnie dość daleko, ale kiedyś stać się to musi ;D) Ciekawe tylko, czy mój potencjalny wybranek będzie miał takie samo zdanie na ten temat, wszakże do tanga trzeba dwojga.
OdpowiedzUsuńSmutno mi się zrobiło przy przemyśleniach Hermiony, że jej nikt nie szukał. Uświadomiło mi to, że faktycznie trochę kiepsko się zachowali. Trudno się dziwić, że dziewczyna ma problem, żeby znowu się do nich przyzwyczaić i porzucić złość.
Też tak uważam - trochę cukru, ale też trochę pieprzu, bo trzeba mieć dystans do siebie!
UsuńCieszę się, że odbierasz to podobnie jak ja. <3
Dziękuję za komentarz!