niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 4

I mamy kolejny rozdział. :3 Jakoś wyjątkowo go lubię i w końcu trochę się tu dzieje. :D
Podejrzewam, że ciąg dalszy w środę lub w czwartek, bo przy nawale nauki naprawdę ciężko się skupić na pisaniu. *.*
No nic, chciałabym podziękować wszystkim za cudowne komentarze i mam nadzieję, że ten rozdział również się Wam spodoba!
Zapraszam. <3
*******************************************************


Obudził mnie hałas dobiegający z dołu. Zerwałam się na nogi i odetchnęłam, widząc, że Ginny nadal śpi w swoim łóżku. Ciągle panikowałam, że może zniknąć, dlatego z ulgą patrzyłam jak naciąga na siebie kołdrę i zupełnie ignoruje harmider. Wciągnęłam na piżamę bluzę od dresu i spojrzałam na zegarek.
- Naprawdę..? – Mruknęłam widząc, że jest piąta rano. O tej godzinie to na pewno nie spodziewałam się, że to listonosz.
Umyłam pospiesznie zęby i zbiegłam po schodach. Nie zamierzałam chuchać nikomu po całej nocy. Może to głupie, że to była pierwsza rzecz którą zrobiłam, ale cóż – podobno miałam się tu czuć bezpiecznie, prawda?
Weszłam do salonu a kilka głów obejrzało się w moją stronę.
- Granger czego chcesz? – Warknął Snape. Dlaczego mnie nie zdziwiło, że tu był? Ale jego też chyba wyrwali ze snu, bo miał na sobie luźne spodnie i podkoszulek. Nie wiedzieć czemu zmieszałam się trochę. Nie zachowuj się jak dziecko! – skarciłam się w myślach i podeszłam do nich.
- Co się dzieje? – Spojrzeli po sobie, a po moim kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz. Poczułam nieswojo, bo wyglądało to tak jakby nie do końca mi ufali. – No powie mi ktoś? – Nienawidziłam tego, gdy traktowano mnie jakbym była dzieckiem, tym bardziej, że Dumbledore sam zaproponował abym brała udział w misjach!
- No dalej Albusie, sam chciałeś żeby ruszyła na zewnątrz. – Snape nie brzmiał na zadowolonego, a dyrektor zmierzył go wzrokiem. Po chwili przeniósł go na mnie i skinął.
- Właśnie dostaliśmy wiadomość o tym, że wpadło kilku członków Zakonu. – Przełknęłam nerwowo ślinę. – Tylko jeden z nich przeżył i przetrzymują go u Malfoyów.
Miałam wrażenie, że świat wiruje, a mroczki przed moimi oczami świetnie się bawią. Więc nie byliśmy jedyni?
- Odpowiadając na twoje pytanie Granger, to tak, są jeszcze inne kwatery Zakonu, ale ta jest główna. – O cholera, on chyba nie próbował czytać mi w myślach, prawda? Nie, przecież bym go wyczuła.
Usiadłam na fotelu i wiedziałam, że patrzą na mnie jakbym właśnie miałam wygłosić jakiś magiczny plan. Ale co ja mogłam? Przecież nie żyli.
- Kto?
- Kilku aurorów, którzy odeszli z Ministerstwa. Znaleźli ich kryjówkę. – Lupin stanął obok mnie i przyjrzał z troską. – Mieli za zadanie przekazać nam pewne informacje, ale w tym wypadku.. Mamy problem.
- Jakie informacje?
- Dotyczące Ministerstwa. Voldemort nim teraz zarządza.
- A czego one tak dokładnie dotyczyły?
- Posunięć w Hogwarcie. – Powiedziała niespokojnie McGonagall. Wyglądała na równie zmęczoną co cała reszta.
- Kto tak właściwie teraz kieruje szkołą? – To było dobre pytanie. Nie zastanawiałam się nad tym, bo ciągle myślałam, że Snape, ale skoro on był tutaj.. to kto był tam?
- Umbridge. Nie dziwi mnie fakt, że przypadła do gustu Śmierciożercom. – Wycedziła kobieta przez zęby i zmarszczyła gniewnie brzmi.
- Ktoś w ogóle posłał swoje dzieci do Hogwartu?!
- Te które żyją.. Tak. Zwłaszcza rodzice, którzy się boją Czarnego Pana. I jego zwolennicy rzecz jasna. – Spojrzałam na Snape’a, który westchnął przeciągle.
- W takim razie nie możemy jakoś zdobyć tych planów? Co z Malfoyem? Nie może wyciągnąć tej osoby? – Zapytałam, a on sapnął zirytowany.
- Właśnie o tym rozmawialiśmy, gdy panna wszystko-wiem-najlepiej wpadła i zażądała odpowiedzi.  Więc teraz zamknij się Granger i nie przeszkadzaj. A i odpowiadając na pytanie to nie – Draco nie może jej wydostać. – Warknął, obrzucając mnie takim spojrzeniem, że brwi powędrowały mi ku górze. A wypchaj się ty podstarzały nietoperzu! Jednak zamilkłam i spojrzałam na Dumbledore’a, który intensywnie myślał nad czymś.
- To duże ryzyko Albusie. – Moody pokuśtykał do niego i mierzyli się przez chwilę wzrokiem. – Straciliśmy już dużo ludzi, a te plany nie są tego warte!
- Ale tam są uczniowie! – Wtrąciła się McGonagall.
Przyglądałam się każdemu z kolei i rozumiałam ich – każdy kierował się własnymi powódkami. Sama nie wiedziałam co jest ważniejsze – Zakon czy te dzieciaki w szkole. Teoretycznie mogło to nie być nic ważnego, ale skoro zginęli za posiadanie tych informacji.. Z drugiej strony Zakon i tak już się skurczył, a wysyłanie kolejnych osób było bardzo ryzykowne.
- Musiałby iść tam tuzin osób żeby odbić pannę Jones. Nie mamy tylu ludzi Dumbledore i nie możemy ich stracić!
Zagryzłam wargę. Przecież już raz tam byłam. Sama! I Udało mi się wyrwać Ginny, dlaczego teraz miałabym tego nie powtórzyć? Tylko nie byłam taka pewna czy znowu chcę się narażać i to dla kobiety, którą widziałam ze dwa razy w życiu. Och nie bądź głupia! – warknęłam na siebie i jednocześnie wściekła i zdecydowana wstałam.
- Już raz tam byłam. Pójdę znowu. – Rzuciłam lekko, chociaż w środku trzęsłam się jak galareta. Nie chciałam tego powtarzać, ale skoro miałam coś robić.. Mogłam się w końcu przydać, poza tym Dumbledore sam powiedział, że jestem praktycznie nie do pokonania.
- Siadaj Granger i nie chrzań głupot. – Snape nawet nie spojrzał w moją stronę, ale widziałam, że Dumbledore intensywnie myśli. Poświęcić jedną Gryfonkę zamiast tuzina osób? Żadnej problem!
- Severus’ie to może być dobra myśl. Zrobiłabyś to?
- Tak. Znam plany domu i wiem gdzie przetrzymują więźniów. – Teraz wszyscy patrzyli na mnie, a ja oblałam się rumieńcem. Nie przywykłam do widowni podczas swoich małych misji.
- Dumbledore chyba nie bierzesz na poważnie tego żeby wysłać tam Granger, co? – Moody był równie przeciwny co Snape. Uśmiechnęłam się pod nosem. Och nie widzieli mnie jeszcze w akcji.
- Alastorze widziałeś sam różdżkę Hermiony. Poza tym wyciągnęła Ginewrę zupełnie sama.
- Ale to było co innego! Teraz będą pilnować Hestii! – I ty McGonagall przeciwko mnie? Przewróciłam z oczami. Nie chcą to nie! Nie będę się przecież pchać na siłę. Chociaż wiedziałam, że Dumbledore podjął już decyzję i nie było takiego mocnego, który mógłby to zmienić.
- Jeśli Hermiona się zgadza to niech idzie.
Kilka osób zaczęło przekrzykiwać się przez niego. Jeszcze moment i obudzą cały dom – pomyślałam, ale wtedy szczęka opadła mi na podłogę i mało się nie przewróciłam.
- W takim razie idę z nią. – Wpatrywałam się osłupiała w Snape’a, a Dumbledore obrzucił go takim spojrzeniem, że sam bazyliszek by się go nie powstydził.
- Nie podoba mi się ten pomysł Severusie.
- To masz problem Albusie, bo Granger jest szczeniarą, której wydaje się, że wszystko wie, a prawda jest taka, że wpakuje się tam na pewną śmierć.
Skrzyżowałam ramiona i musiałam przygryźć policzki żeby się nie uśmiechnąć. Snape, który właśnie chronił mój tyłek? No to było coś.
- I mam ryzykować, że stracę waszą dwójkę?
- Na miłość Boską, Albusie! – Ryknęła McGonagall obok niego. – Poślesz tam Hermionę bez zabezpieczenia, a już Severus’a nie?! Niech idą we dwójkę jeśli już muszą, razem mają większe szanse!
- Minerwa ma rację Albusie. – Powiedział spokojnie Lupin, chociaż przyglądał mi się z niepokojem. – Hermiona jest potężna, ale nie panuje nad tym jeszcze. A Severus będzie ogromnym wsparciem.
Wspomniany prychnął, a ja musiałam się zaśmiać pod nosem. Snape moim wsparciem? Zapowiadała się ciekawa wyprawa.
- Dobrze już, niech wam będzie. W takim razie Hermiona i Severus ruszają jutro o świecie do posiadłości Malfoyów. Zabieracie tylko Hestie i koniec, jasne? – Zmierzył nas wzrokiem. Nie miałam problemu z tym żeby przytaknąć, ale widziałam wahanie ze strony Snape’a. Czyżby miał jakieś ukryte plany? – Severusie nie pójdziesz tam jeśli zamierzasz zgrywać bohatera. – Powiedział chłodno dyrektor, a nietoperz w końcu skinął.
- To się źle skończy. – Mruknęła Minerwa pod nosem, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Dobrze. Chciałbym nie informować pozostałych o tym co się wydarzyło. Niepotrzebna nam panika. Powiemy im gdy wrócicie. – Chyba chciał powiedzieć „jeśli wrócicie”, ale nie skomentowałam tego i skinęłam. – Świetnie. W takim razie wracajcie do łóżek i nabierzcie sił.
Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Chociaż narada trwała zaledwie niecałą godzinę, czułam się naprawdę wykończona. A nie było jeszcze nawet szóstej rano…

O dziwo nie spotkałam Snape’a przy stole. Nie żeby mi to przeszkadzało, bo choć raz jadłam spokojnie, nie bojąc się, że coś stanie mi w gardle. Określanie go dupkiem stało się moim ulubionym zajęciem. Oczywiście tylko w mojej głowie, bo gdy raz nazwałam go tak przy Harrym, ten nastroszył się jak kot i mało mnie nie ochrzanił. Co się stało z tym światem przez te miesiące? Nie miałam pojęcia, ale stanął do góry nogami.
- Spałaś jak zabita dzisiaj. – Ginny zachichotała, gdy wyszła z ogrodu i spojrzała na mnie. Siedziałam sama, bo wszyscy już dawno zjedli, ale tak to jest, gdy kładziesz się o szóstej i wstajesz o dwunastej. Wzruszyłam ramionami.
- Źle spałam w nocy. – Och kłamstwo spłynęło z moich ust tak gładko, że nawet siebie byłabym w stanie okłamać. Wcale nie poszłam na tajne spotkanie, na które oczywiście nie byłam zaproszona i wcale nie wybieram się o świecie na super, ciężką misję z moim ulubionym nietoperzem.
- Ja za to świetnie. – Uśmiechnęła się i usiadła obok mnie. Kolory już wróciły na jej twarz i właściwie to gdybym osobiście nie wyciągała jej od Malfoyów, nigdy nie uwierzyłabym, że przez prawie rok była więziona. Chociaż kto wie jak wyglądało to naprawdę.. – Idziemy z Harrym na spacer, przyłączysz się?
Chciałam – naprawdę miałam ochotę spędzić z nimi chwilę, ale w tym samym momencie przez kuchnię przeszedł Snape. A to z nim musiałam teraz porozmawiać. Nie chciałabym zginąć, bo mnie nie lubi.
- Później do was dołączę. Muszę coś załatwić.
- Dobra. To do zobaczenia. – Ruda wstała od stołu i wyszła na zewnątrz, gdzie pewnie czekał już Harry. Cieszyłam się, że chociaż oni są szczęśliwi. Chyba.
Również wstałam i przeszłam przez korytarz. Pokój Snape’a nie znajdował się na górze jak większość tylko na dole. Przynajmniej nie musiałam się obawiać, że któregoś dnia mnie zepchnie ze schodów, bo raczej nie zapuszczał się na górę.
Zastukałam i uśmiechnęłam się słodko, gdy otworzył drzwi.
- Dzień dobry partnerze. – Cóż, musiałam sobie zjednać swojego współpracownika, prawda?
- Był dobry do tej pory. – Mruknął, ale odsunął się i wpuścił mnie do środka. Nie wiem czego się spodziewałam po jego pokoju, ale na pewno nie kremowych ścian, dużych okien z widokiem na klify i brązowych foteli przy półce z książkami. Nawet nie spojrzałam w stronę dużego łóżka, które stało praktycznie naprzeciwko okien.
Stąd wiedział, że chodzę na klify. Właściwie to mógł mnie obserwować.. leżąc w łóżku. Odpędziłam te myśli od siebie, krzywiąc się. Fuj!
Usiadłam bezceremonialnie w fotelu i spojrzałam na niego. Wcale nie wyglądał na szczęśliwego, ale w sumie co mnie to obchodziło?
- Musimy chyba opracować jakiś plan. – Zaczęłam, a on zaśmiał się gorzko.
- Jesteś idiotką. Głupsza niż myślałem.
- Wypraszam sobie! – Rzuciłam i wstałam gwałtownie. – Masz lepszy pomysł nietoperzu?
Zmieszał się słysząc jak go nazwałam. Kolejny punkt dla mnie!
- Granger uważaj. Nie wzbudzaj we mnie chęci mordu tuż przed tym jak mam być twoim wsparciem. A pamiętaj, że zabijałem już wtedy kiedy ty ledwie co zaczynałaś mówić. Na nasze nieszczęście nikt ci wtedy nie obciął języka.
Dobra, to nie brzmiało przyjaźnie. Zdecydowanie źle zaczęliśmy. Ale przecież nie mogłam dać za wygraną, prawda?
- Ja chociaż nie wyglądam jakby dopiero co ktoś próbował mnie zabić. – Odgryzłam się, a on o dziwo roześmiał się.
- Widzisz? Jesteś niczym więcej jak dzieckiem, które dostało lepszą zabawkę od innych. Co ty w ogóle wiesz o poświęceniu, co? Zgłosiłaś się, bo chcesz zgrywać bohaterkę? Naprawdę Granger, zrezygnuj dopóki możesz.
Patrzyłam na niego spokojnie, chociaż w środku gotowałam się cała. Jak on śmiał?
- Wypchaj się Snape. – Rzuciłam i minęłam go, po czym wyszłam trzaskając drzwiami. Dupek!

Nie poszłam więcej na klify – nie ze świadomością, że jak pieprzony podglądacz obserwuje mnie z tego swojego cholernego pokoiku, w którym jak dla mnie mógł zgnić! Ja nie wiem co to poświęcenie? Chcę zgrywać bohaterkę?! Nie wiem co on sobie uroił w tej głowie, ale to zdecydowanie nie było coś czego zamierzałam słuchać. Wybrałam więc drogę z dala od morza i usiadłam pod rozłożystym drzewem. Jak niby mieliśmy współpracować, co? Jak miałam mu zaufać? Sam pewnie wsadziłby mi różdżkę w tyłek i wysłał do śmierciożerców ze związanymi rękoma!
Prychnęłam i opadłam na trawę, zamykając oczy. Wszystko było o wiele łatwiejsze kiedy żyłam sama. Zdecydowałam się zostać, ale od spotkania z nim nie mogłam się opędzić od chęci żeby odejść.
- Jesteś taka słaba. – Szepnął głos w mojej głowie. Och no jasne! Jeszcze porozmawiam ze sobą. – Ktoś ci dopiekł i powiedział coś niemiłego a ty się poddajesz? Prawdziwa Gryfonka. – Ale nie byłam już Gryfonką. Odeszłam ze szkoły, która równie dobrze mogłaby już nie istnieć! – Hipokrytka. Właśnie o Hogwart walczysz. – No dobra, trochę w tym było prawdy. Swoją drogą, ciekawe jakim cudem udało się przeżyć tej całej Hestii Jones? Czyżby chcieli wyciągnąć z niej informacje?
Usiadłam i rozejrzałam się. Głos w mojej głowie miał racje – zbyt łatwo się poddawałam, a to przecież nie było coś co robiłam często.
Dlatego wstałam z ziemi i z podniesioną głową wróciłam do domu.

- Hermiona! Szukaliśmy cię, miałaś się przyłączyć! – Głos Ginny wyrwał mnie z zamyśleń. Uśmiechnęłam się widząc ją w towarzystwie Harrego, Neville’a i Luny. Po chwili podeszła również Cho Chang, która uśmiechała się nieśmiało. Chyba nie czuła się tutaj równie komfortowo co i ja.
- Przepraszam, zapomniałam całkiem. – Jasne, po prostu chciałam was zostawić bo jestem egoistką i dzieckiem cytując wielkiego Mistrza Eliksirów.
- Chodź z nami, Fred i George szykują jakąś niespodziankę w ogrodzie.
- Strach się bać. – Skomentowałam, ale ruszyłam z nimi na tyły domu, gdzie bliźniacy rozstawiali dziwne puszki. Przyjrzałam się im podejrzliwie, ale nie miałam zielonego pojęcia co to.
- Musicie zaczekać aż się ściemni! – Krzyknął jeden z braci, a Ginny sapnęła rozczarowana.
- Dzieciaki, chodźcie na obiad!
Życie w tym domu stawało się tak przewidywalne i monotonne, że nawet mój żołądek skurczył się z głodu o dobrej godzinie. Weszliśmy razem do domu i usiedliśmy przy stole, gdzie większość osób już siedziała. Och, pięknie, usiądę sobie naprzeciwko nietoperza i z chęcią będę patrzeć jak się dusi. Uśmiechnęłam się do siebie na tę myśl, ale niestety – nie mogłam tego zrealizować. Zbyt dużo świadków.
Gdy zapadł zmrok ogarnął mnie lekki niepokój na myśl, że za kilka godzin wrócę do domu Malfoy’ów, gdzie znowu będę musiała stanąć do walki. Nie żebym miała coś przeciwko, ale od kilkunastu dni praktycznie nie używałam swojej różdżki. Wcześniej byłyśmy praktycznie nierozłączne, bo ciągle musiałam się bronić, a teraz? Oj rozleniwiłam się trochę za bardzo. Czas wrócić do formy!
Wszyscy stali już w ogrodzie i chociaż wieczór był chłodny, było mi naprawdę ciepło, gdy otaczali mnie przyjaciele.
-  Dobra, teraz patrzcie..
- W górę.. To będzie..
- Coś..!
Zaśmiałam się słysząc bliźniaków, ale tak jak pozostali spojrzałam w zachmurzone niebo. Po chwili z ziemi wystrzeliły kolorowe iskry. Fajerwerki! Ale nie były to zwykłe, błyszczące wzorki na niebie. Nie – pojawił się złoty lew, który ryczał przeraźliwie, a u jego stóp pełznął zielonkawy wąż, który właśnie atakował pisklę. Lew skoczył na niego i chwycił w paszczę, a wąż wił się szalenie. Rozejrzałam się po twarzach zgromadzonych i serce mi ścisnęło na widok uśmiechów. Ludzie właśnie tego potrzebowali – odrobiny rozrywki i nadziei. A to właśnie tym było. Wciąż byli tacy, którzy chcieli walczyć, a ja należałam do tych osób i nie mogłam się poddać. Nie gdy zaszliśmy już tak daleko.
Po chwili zwierzęta rozpłynęły się, a w ich miejsce pojawiły.. godła domów w Hogwarcie. To mi przypomniało dlaczego miałam wyruszyć dzisiaj ze Snape’m i dlaczego powinniśmy zacząć współpracować. Ale jak miałam robić to z kimś, kto tego nie chciał, co?
Wywołałam wilka z lasu i owy wilk podszedł do mnie, patrząc uważnie. Och pięknie, kolejna awantura?
- O trzeciej ruszamy. Przygotuj się i bądź przed domem. – Szepnął mi do ucha. Nie wiem dlaczego, ale zadrżałam pod wpływem jego głosu i nie mogłam oderwał wzroku od jego oczu, gdy wpatrywał się we mnie. Wow, to było dziwne.
Odwróciłam w końcu głowę i skinęłam nieznacznie, rumieniąc się. Odszedł i zostawił mnie z durnymi myślami.
- Idiotka. – mruknęłam do siebie i wróciłam do swojego pokoju. Musiałam odpocząć choć chwilę, bo nie wierzyłam, że obejdzie się bez problemów. Mieli rację sądząc, że Hestia będzie chroniona. Kiedy wyciągałam stamtąd Ginny (co wcale nie było takie proste jak im wmówiłam) nikt nie spodziewał się, że ktoś po nią przejdzie. A już na pewno nie Hermiona Granger, która stała się silniejsza niż kiedykolwiek. Ale teraz? Teraz była tam członkini Zakonu i już jedno wtargnięcie zlekceważyli – tym razem będą gotowi.
Z tą nieszczęsną myślą zasnęłam.

Nie powiem, że było to przyjemne kilka godzin, bo dręczyły mnie koszmary. Usiadłam na łóżku i odgarnęłam włosy z twarzy. Puste oczy Ron’a będą prześladować mnie do końca życia. Westchnęłam i wstałam jak najciszej mogłam, chociaż Ginny nie należała  do osób, które były czujne. Wzięłam ubrania, które przygotowałam wieczorem i weszłam do małej łazienki przy pokoju. Od kiedy musiałam walczyć o życie, uświadomiłam sobie, że ubiór ma dość istotne znaczenie i tym bardziej nie rozumiałam idei spódniczek jako mundurków. No bo jak w tym walczyć tak żeby nie świecić tyłkiem, co? Wciągnęłam na siebie podkoszulek i bluzkę z długim rękawem. Luźne spodnie dresowe były zdecydowanie lepiej przystosowane do biegu niż dżinsy.
Wetknęłam różdżkę za pas i zeszłam cicho po schodach. Odetchnęłam z ulgą, gdy żaden stopień nie zaskrzypiał pod moim ciężarem. Pani Weasley chyba umarłaby na zawał, gdyby się dowiedziała, że wybieram się ze Snapem aby odbić Hestię. Cóż, sekrety miały swój urok.
Wyszłam przed dom i zadrżałam z zimna. Słońce nawet nie migotało jeszcze na horyzoncie. Potarłam ramiona i przestąpiłam z nogi na nogę.
- Nie mam całej nocy. – Mruknęłam, czekając na Snape’a. Nie wzięłam zegarka, bo tylko by mi zawadzał, ale zdecydowanie się spóźniał.
W końcu drzwi otworzyły się i wyszedł na zewnątrz. Ha! Więc i on rozumiał, że peleryna i surdut nie służą walce, bo miał na sobie czarny dres i bluzkę z długim rękawem. Wciąż nie mogłam przywyknąć do tej nagłej zmiany stylu, chociaż musiałam przyznać, że mu służyła.
- Gotowa? – Zapytał, rozglądając się czujnie wokół. Kiwnęłam głową, a on ruszył szybkim krokiem. – Musimy wyjść poza zabezpieczenia. Masz. – Wręczył mi do ręki pierścionek.
- Snape, nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem! – Zgromił mnie wzrokiem, a ja parsknęłam śmiechem i wsunęłam biżuterię na palec.
- To świstoklik kretynko. Ja mam drugi. W razie gdyby sprawy potoczyły się nieciekawie, daj go Hestii. Ona jest naszym priorytetem, rozumiesz?
- Mówisz to, bo faktycznie jest naszym priorytetem czy to wymówka gdybym przypadkiem zginęła?
- Granger czy ty musisz tyle paplać nawet o trzeciej nad ranem?
Prychnęłam i zamilkłam. Nie to nie, jasne. Idziemy do domu pełnego śmierciożerców bez żadnego planu i do tego łypiąc na siebie z nienawiścią. Ktoś mówił, że to będzie bułka z masłem?
Szliśmy przez kilkanaście minut i w końcu zatrzymał się przy ścieżce i rozejrzał ponownie, jakby szukał kogoś.
- Teraz postaraj się skupić i posłuchaj.
- Zawsze się skupiam.
- Granger!
- Dobra, już nic nie mówię. – Uniosłam ręce i przewróciłam oczami. Przewrażliwiony nietoperz? Skądże by znowu!
- Aportujemy się od razu pod posiadłość. Na pewno spodziewają się ataku, ale nie o tej porze. Raczej większość będzie spała więc mamy dosłownie chwilę żeby wykorzystać element zaskoczenia. Wiem jak działają, więc ja odwracam uwagę, a ty idziesz po Jones, jasne?
Skinęłam głową, chociaż miałam sporo uwag co do tego planu.
- Wiesz, że musimy się przemieścić nim się deportujemy, prawda? Mają osłony wokół domu.
- Wiem Granger. – Warknął i rozmasował czoło. – Nie podoba mi się to wszystko. Ale skoro już idziemy to postaraj się niczego nie schrzanić, jasne? Jak tylko wyciągniesz Jones, natychmiast z nią wracasz tutaj, zrozumiane? Nie oglądaj się za siebie.
- To znaczy: „zostaw mnie na pastwę losu”? Nie ma problemu. – Uśmiechnęłam się szeroko, chociaż w środku zżerał mnie strach. Sapnął na mnie, ale nie odpowiedział tylko wyciągnął rękę. Sama mogłam się deportować, ale skoro chciał zgrywać rycerza.. Niech mu będzie. Chwyciłam niechętnie jego dłoń i ponownie poczułam ten prąd co wcześniej. Spojrzał mi w oczy, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo poczułam szarpnięcie i rozpłynęliśmy się.
Dom był dokładnie taki sam jak zapamiętałam. Nie była to posiadłość tak duża jak Malfoy Manor, ale też miała spore rozmiary. Na nasze szczęście nie było żadnej bramy, chociaż staliśmy na ulicy i musieliśmy pokonać dość długie podwórze. Ruszyliśmy przed siebie, a żwir chrzęścił nam pod nogami. No to zaskoczenie mamy z głowy.
- Wchodzę pierwszy. Jak tylko będzie czysto ruszaj.
Och pewnie! Weź wszystkich na siebie Snape, przecież jesteś taki niesamowity! Ale nie oponowałam. Trochę niepokoiła mnie ta cisza i to, że nikt na nas nie czekał. Może rzeczywiście nie byli tacy gotowi? Snape też rozglądał się niespokojnie i przyłożył palec do ust, gdy wtargnął do środka. No to było subtelne – nie ma co!
- Idź! – Zdążył krzyknąć, a już po chwili usłyszałam odgłosy walki odbiegające z korytarza. Och za dobrze pamiętałam ten dom i adrenalina popłynęła w moich żyłach. Wyciągnęłam różdżkę przed siebie i zacisnęłam palce wokół niej. Nie zawiedź mnie – pomyślałam i puściłam się biegiem przez korytarz. Zaklęłam, gdy zielony promień świsnął tuż koło mojego ucha, ale odsunęłam się na czas.
- Drętwota! – Nie miałam czasu na Niewybaczalne. Chyba miałam zbyt małe doświadczenie, bo wcale nie przychodziły mi tak łatwo jak się innym wydawało. Oczywiście nie zamierzałam zmieniać ich toku myślenia – niech drżą!
Nim dobiegłam do drzwi, które prowadziły do piwnicy, musiałam przeskakiwać nad ciałami kilku śmierciożerców. Snape nie próżnował.
Zrobiło się bardzo niepokojąco cicho. Kucnęłam pod ścianą i złapałam oddech. Nie słyszałam już tłukących się naczyń i uderzających ciał o ścianę. Czyżby zatrzymali Snape’a?
Nie mogłam się dłużej nad tym zastanawiać, bo miałam własną robotę do wykonania. Trudno – wiedział na co się pisał! Poza tym prędzej by mnie obdarł ze skóry niż pozwolił sobie pomóc. Z lekkim niepokojem otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach.
- Lumos. – Szepnęłam, a moja różdżka rozświetliła ciemność. Zaklęłam pod nosem. Dobra – to miejsce się nieco zmieniło. Gdy przyszłam tu po Ginny, były tu po prostu boksy dla każdego więźnia. A teraz? Teraz stałam w istnym labiryncie korytarzy. Musieli się nieźle postarać.. To nieco komplikowało sprawę, ale przecież nie mogłam się poddać! Nie gdy zaszliśmy tak daleko!
Zaczęłam biec truchtem, spoglądając za kraty w poszukiwaniu tej jednej twarzy, ale zadanie utrudniał fakt, że widziałam ją dosłownie ze dwa razy i to dwa lata temu! Mogłam się nieco lepiej przygotować.. Ale teraz nie było odwrotu.
- Hestia Jones?! – Zawołałam, ale mój głos odbił się jedynie echem. Nie było nikogo kto pilnował więźniów. Albo nie sądzili, że ktoś się znowu porwie na to, albo coś dużo gorszego na mnie czekało.
- Hestia?! – Krzyknęłam ponownie, ale wciąż słyszałam tylko siebie. Pięknie. Nie wiem ile biegłam, ale miałam wrażenie, że mijam  te same cele już któryś raz z kolei. A to nie był dobry znak. Stanęłam przy jednej z nich i oparłam dłońmi o kolana. Tak, trzeba popracować nad kondycją.
- Zostaw mnie.. błagam zostaw.. – jęczał ktoś zza krat. Skierowałam różdżkę w tamtą stronę, ale jedyne co zobaczyłam to zwiniętą postać na ziemi, która drżała.
- Hestia?
- Odejdź.. ja nie wiem.. nic nie wiem.. – mamrotała kobieta.
- Nazywam się Hermiona Granger i przysłał mnie Zakon. Razem ze Snape’m..
- Severus tu jest? – Kobieta ożywiła się i podczołgała do krat. – Powiedz im.. powiedz, że nic nie powiedziałam.. proszę..
Nie miałam zielonego pojęcia czy to ona, bo twarz miała umorusaną krwią, a duże oczy wpatrywały się we mnie ze strachem.
- Ty jesteś Hestia Jones? – Zapytałam raz jeszcze, a ona skinęła głową. Po jej policzkach spłynęły łzy. – Posłuchaj, przyszłam cię stąd zabrać. – Powiedziałam, a ona zaśmiała się przeraźliwie.
- Nie uda ci się dziecko.
Och, czemu ciągle wszyscy mi to powtarzali, co?
- Odsuń się. Pod ścianę! – Posłusznie cofnęła się na sam koniec celi, a ja wycelowałam różdżkę w kraty.
- Alohomora! – Nic. Zero reakcji. Nie spodziewałam się, że pójdzie łatwo. Skupiłam wszystkie myśli na tym żeby ją stąd wyciągnąć. Przypomniałam sobie bladą twarz Ginny, kiedy to ona siedziała w takim miejscu. Skierowałam różdżkę na zamek, który po chwili szczęknął, a drzwi otworzyły się.
- Jak ty.. Nałożyli na nie naprawdę potężne przeciwzaklęcia.. – Wpatrywała się we mnie z mieszaniną strachu i niedowierzania. Ale nie miałam czasu na wyjaśnienia, więc weszłam do środka i pomogłam jej wstać.
- Później. Teraz się stąd wynośmy. – Widziałam, że odzyskała nikłą nadzieję, bo zagryzła wargę i kuśtykając, ruszyła ze mną.
- Gdzie jest Severus? – Zapytała nagle, potykając się.
- Nie wiem. Musimy się stąd zabierać, o niego się nie martw. – Powiedziałam twardo, ale trochę zaniepokoiło mnie, że wciąż go nigdzie nie było. Na korytarzu pojawiła się zakapturzona postać i nawet nie czekałam na to co zrobi, gdy wciągnął różdżkę przed siebie. Zrobiłam to samo, ale byłam szybsza i już po chwili uderzył w ścianę z impetem.
Wybiegłyśmy na dwór. No i już wiedziałam, gdzie był Snape. Otoczył go cały krąg śmierciożerców, ale zaciekle walczył i tylko nieliczni odwrócili się w naszą stronę.
- Zabieraj ją stąd! – Ryknął, a my przyspieszyłyśmy. Nie potrzebowałam więcej instrukcji.
Odbiłam zaklęcie, które poleciało w naszą stronę, ale nietoperz skutecznie skupiał na sobie uwagę, bo niewielu nas atakowało. Dobiegłyśmy do drogi, gdy usłyszałam krzyk. Odwróciłam się gwałtownie, puszczając Jones, która upadła na ziemię i jęknęła. Ale jedyne co widziałam to Snape’a leżącego na trawniku i krąg śmierciożerców wokół niego, którzy śmiali się głośno. Cholerny kretyn!
Ściągnęłam z palca pierścionek.
- Portus. – Przesunęłam nad nim różdżką i wcisnęłam go Hestii do ręki. - Zabieraj się stąd! Wylądujesz na ścieżce przy klifie. Zaczekaj tam na kogoś! – Zawołałam, a ona skinęła posłusznie głową. Wyczarowałam patronusa i już po chwili srebrny kot patrzył na mnie z ciekawością. – Do Kwatery Głównej Zakonu: Hestia w drodze. – zwierzak rozpłynął się, a Jones ścisnęła przedmiot w dłoni. Minęło kilka sekund, gdy dosłownie zniknęła mi z oczu.
Chciałam się deportować tuż za nią, ale przecież nie mogłam.. No mogłam i byłoby mi to nawet na rękę, ale przeklęta duma nie pozwalała mi uciec.
- Pieprzyć to. – Mruknęłam pod nosem i ruszyłam biegiem w stronę Snape’a, który chyba był nieprzytomny. Odbiłam zaklęcie, które poszybowało w moją stronę i uchyliłam się przed kolejnym.
Nagle poczułam straszliwy ból w biodrze i syknęłam, gdy zorientowałam się, że leżę na ziemi, a moja koszulka podwinęła się po same piersi. Cały bok zdarłam na żwirze, gdy trafiło mnie zaklęcie i odrzuciło. Jęknęłam, gdy wstawałam, ale zignorowałam ból i właściwie kuśtykając biegłam dalej. Musiałam być uważniejsza!
- Avada kedavra! – Ryknęłam i jeden z zakapturzonych osobników padł na ziemię, gdy dosięgnął go zielony promień. Momentalnie poczułam przypływ siły. Jedną ręką dociskałam koszulkę do boku, a drugą sprawnie odbijałam zaklęcia, które posyłali w moją stronę. Wiedziałam, że nie ma wiele czasu, ale wcale nie było łatwo!
Dzieliły mnie dosłownie kroki od Snape’a! Wiedziałam, że pożałuję, ale mimo to rzuciłam się na ziemie, a moje ciało zapłonęło w bólu. Podczołgałam się do niego i chwyciłam za rękę. W ostatniej chwili rozpłynęliśmy się, gdy zobaczyłam wściekłe, żółte oczy Bellatriks.
Nie powiem, że było to miękkie lądowanie. Uderzyliśmy twardo, ale na szczęście trawa zamortyzowała nieco upadek.
Podniosłam się na kolana. Byliśmy tuż przy granicy aportacji przy kwaterze Zakonu, ale nikogo nie widziałam. Słońce dopiero co wschodziło – nie było nas niecałe dwie godziny!
- Snape?! – Potrząsnęłam jego ramieniem, ale nie zareagował. Świetnie! Jego bluzka była cała mokra i zaklęłam, gdy na dłoni zostały mi ślady jego krwi. Ktoś go nieźle urządził. Podciągnęłam mu koszulkę i musiałam powstrzymać odruch wymiotny, na widok jego pokiereszowanej klatki piersiowej.
Wyciągnęłam różdżkę i z jej końca ponownie wyskoczył srebrny kot.
- Do Zakonu: ruszcie się! Potrzebuję pomocy! – Skinęłam w stronę domu, a kot pognał w tamta stronę. Szybciej – pomyślałam i drżącą dłonią, skierowałam różdżkę nad jego ciało.
- Episkey – szepnęłam, przesuwając nad jego klatką piersiową. No dalej Snape, nie daj mi tej satysfakcji! Rany powoli zasklepiały się, choć nie dość dokładnie. Ale nic więcej nie mogłam zrobić. – Ferula! – patrzyłam spokojnie jak wokół jego torsu pojawiają się bandaże i usiadłam na trawie. Zostało mi tylko czekać.
Po kilku minutach było już przy nas kilka osób. Moody i Lupin przetransportowali ciało Snape’a do domu.
- Co się stało?
Podziwiałam Dumbledore’a za jego stoicki spokój, gdy reszta odeszła.
- Małe komplikacje. Co z Hestią?
- Nic jej nie jest. Jak udało ci się wyciągnąć Severus’a?
- Deportowaliśmy się. – zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
- Ciekawe.. – Mruknął, ale wtedy spojrzał na moją koszulkę, która również była przesiąknięta krwią. W tym wszystkim zupełnie o tym zapomniałam! Uniosłam materiał i nim spojrzałam ponownie, zamknęłam na chwilę oczy. No tutaj to zostanie mi dorodna pamiątka.
- Nie zamykaj rany to może Poppy uda się zasklepić ją bez blizny. – Powiedział, krzywiąc się nieco. Miło, że jego też to odrzucało. Szkoda tylko, że to nie on stracił kawał skóry na biodrze. Ale skinęłam i kuśtykając, ruszyłam w stronę domu.
O dziwo objął mnie ramieniem i pomógł iść.
- Dziękuję. – Mruknęłam nieco zażenowana.

Pomógł mi usiąść na krześle i chwile potem pani Weasley krzyczała już na niego w drugim pokoju. Nie dziwiłam się jej - taka pobudka o piątej rano nie była czymś o czym marzy przeciętny człowiek. Z salonu słyszałam polecenia pani Pomfrey, a Lupin właśnie prowadził Hestie to gabinetu Dumbledore'a. Ginny zbiegła po schodach jeszcze w piżamie i wyglądało na to że dopiero co się obudziła.
- Hermiona?! - padła przy mnie na kolana i zakryła usta widząc krew na moim boku. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam sie lekko.
- To nic. W porządku. Mały wypadek. 
- Co sie stało?! Gdzieś ty była?!
- Ginny potem - spojrzałam na nią twardo, a ona zmieszała się, ale umilkła. - Pomóż mi dość do salonu.
Bez słowa oparła mnie sobie na ramieniu i przeszłyśmy do pokoju. Pomfrey klęczała obok kanapy na której leżał Snape i właśnie wlewała mu coś do ust. Ginny spięła się, ale pomogła mi usiąść obok nich.
- Co z nim? 
Poppy spojrzała na mnie przelotnie, jednocześnie sprawdzając różdżka jego stan.
- Wyliże się. Dobrze,  że szybko go uzdrowiłaś, bo nie byłoby tak różowo.- Wstała i otrzepała kolana. - Musi odpocząć kilka dni. Ale dziecko co tobie sie stało?! - Krzyknęła i momentalnie znalazła sie obok mnie. Nim  zdążyłam zaprotestować, podciągała mi koszulkę i zwinęła ja na piersiach. Cmoknęła, kręcąc głową po czym wstała i wyszła.
- Sprawdzę.. czy mama nie potrzebuje pomocy. - Ginny również wstała i odeszła. Nie winiłam jej, bo była cala zielona na twarzy widząc jak sie urządziłam. Właściwie to nie miałam sporego kawałka skóry i kiedy adrenalina opuściła moje żyły pojawił się ból. Świetnie.
- Jezu Granger, gdybym chciał oglądać cię nago to zaufaj mi, że wiedziałabyś o tym.
Proszę, proszę, śpiący królewicz się obudził. Uniosłam brew krzywiąc się.

- Gdybyś umiał chronić własny tyłek to żadne z nas by tu nie siedziało. - Odpowiedziałam a on zmarszczył brwi.
- Czekasz na podziękowania? – Jego oczy rozbłysły dziwnie. Zdobyłam się na lekki uśmiech.
- Nie, nie musisz Snape. – Syknęłam, a on wciąż wpatrywał się we mnie.. I skinął głową. Wiedziałam, że nie przejdzie mu wdzięczność przez usta, ale cóż – to musiało mi wystarczyć.

- Severus! Kładź się i to już! - Pielęgniarka wpadła w tym samym momencie gdy próbował się podnieść. - Już ja sobie porozmawiam z Albusem. Przecież to niepoważne! Oboje zdurnieliście na stare lata! Ty panno Granger również! - Zagryzłam policzki żeby się nie roześmiać, a nietoperz mruknął pod nosem cos co brzmiało niebezpiecznie podobnie do "stara zrzęda i jędza" ale Poppy zignorowała to i gdy nie patrzyłam wylała zielonkawy płyn na moja ranę. Krzyknęłam z bólu a ona skarciła mnie wzrokiem.
- Mogła mnie pani ostrzec! - A tak tylko zrobiłam z siebie idiotkę..
- Nie marudź. Chyba nie uda mi sie zasklepić tego tak żeby nie została blizna. Przykro mi.
Machnęłam ręką i wzięłam głęboki wdech.
- Niech sie pani nie martwi. To tylko blizna. - Powiedziałam i wypuściłam powietrze. Czułam jakby mi wyżerało wszystko do samych kości, ale powoli ból ustępował. Wiedziałam, że Snape patrzy na mnie więc również spojrzałam na niego i prychnęłam.
Przyganiał kocioł garnkowi - sam leżał bez koszulki, rozwalony na kanapie a mnie się czepiał, że pokazałam kawałek brzucha. Dupek.

11 komentarzy:

  1. ahh . to jest zdecydowanie to <3 prądy, cięty język ... o to chodzi... to jest cudowne ; ) Tyle się działo, w tym rozdziale .. i było suuperowe :)) "Zakochuje się" coraz bardziej, w tym opowiadaniu <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mega mnie cieszy, że się wciągnęłaś! :3 O to chodziło :)
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Panaceum to zdecydowanie twoje najlepsze opowiadanie. :) We wcześniejszym jak na mój gust było za dużo cukru, ale i tak oby dwa przypadły mi do gustu. I co do tych blogów. Troszkę dziwnie się czuję mając ledwo rozdział 7, Isness 10, a ty już 31 i 3 nowego opowiadania. xD No trudno. :D

    Pozdrawiam, czasu, weny i chęci życzę! :)

    Fox. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, dlatego właśnie to miało być inne, dużo inne niż poprzednie :) Brakowało mi pisząc tej swobody dlatego tutaj Miona nie jest słodkim kujonem xD
      Hhaha, bo mam dużo nauki więc wiadomo, że wena gna, bo po co się uczyć :D Poza tym ja robię spore zapasy jak mam czas no i w ten sposób spamuję postami.. xD

      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam. <3

      Usuń
    2. Czas jak zawsze się przydaje. :D W twoim wykonaniu nauka chyba niekoniecznie. ;) Nie, no, żartuje. Oczywiście, że się przydaje :D

      Usuń
  3. Każdy kolejny rozdział jest bardziej ekscytujący i w to opowiadanie bardzo się wciągnęłam (pomimo tego, że to dopiero początek). O wiele bardziej podoba mi się ostrzejsza wersja Hermiony :-) Jeśli miałabym wybrać najlepszy moment tego rozdziału, to byłaby to sceny, gdy Hermiona ratuje Snape'a ze szponów śmierciożerców. Pokazuje wtedy, że pomimo tego że go nie cierpi, to nie da mu zginąć. Po prostu CUDO!
    Powodzenia w dalszym pisaniu oraz poszukiwaniu wolnego czasu ;-)
    PS. Liczę na jeszcze więcej scen z tą dwójką w roli głównej, więcej ciętego języka i przepływów "prądu" :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to chodzi! To miało być pełne akcji i trochę życia, a nie takie pitu pitu :D Też wolę taką Mione i o wiele łatwiej się pisze, gdy nie mam ograniczeń typu "panie profesorze" *.*
      Tak właśnie miało wyjść. :3 Żeby nie zrobić z niej już takiej okrutnej hehe :D
      Będzie dużo, już mam dla nich zaplanowane takie wyprawy, że hohoho!
      Dziękuję i wzajemnie czasu życzę! ♡

      Usuń
  4. Cóż za emocje :D Sevcio zawsze musi się pokiereszować biedaczyna :/ Hermiona "z pazurkiem" jest po prostu świetna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach no bo to taki samiec alfa! xD
      Dziękuję. <3 Zapraszam na ciąg dalszy :3

      Usuń
  5. Przeczytane!
    Hahaha, miałaś rację. Opowiadanie lekkie, a rozdział cudowny!
    Lecę dalej, bo coś czuję, że się wciągnęłam, a jak wiesz mam co nadrabiać! :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Napisze tak, po opowiadaniu ss hg bez cukru myślałam ze zadno inne mnie juz nie wciagnie - mylilam sie. Trafiłam całkowitym przypadkiem tutaj wczoraj i czytam i czytam i podoba mi sie to co czytam.
    No i widziałam ze opowiadanie do kończone - gratuluje. Ja zaczelam dwa ale w obu przypadkach w połowie sie poddalam.
    Czytam dalej 😊
    Pozdrawian

    OdpowiedzUsuń