W końcu wróciłam do domu, także wezmę się za kolejne rozdziały i postaram dodawać częściej! Chociaż czeka mnie teraz praca i ogólnie sporo obowiązków, ale mimo wszystko zarwę nocki żeby pisać dla Was. :3
Mam nadzieję, że ten rozdział w końcu Was zadowoli pod każdym względem i dostaniecie to na co czekaliście!
Betowała jak zwykle Dominika!
A teraz lecę ogarniać składanie sushi, bo postanowiłam się rozwijać kulinarnie, więc jeśli ktoś ma jakieś dobre rady albo ciekawe przepisy to nie obrażę się jeśli zostawicie mi je w komentarzu. :3
Zapraszam!
******************************************************
Wpatrywałam się w okno, niedowierzając własnej
głupocie. Cholera jasna! Jak mogłam to przeoczyć? Jak mogłam o tym zapomnieć?
Abigail cierpiała na dole, było z nią z dnia na dzień coraz gorzej, a ja tak
się zatraciłam we własnym bagnie, że zupełnie zapomniałam.
- Hermiona? Co z tobą? – Głos Ginny dobiegał z sąsiedniego łóżka i gdy w końcu na nią spojrzałam, widziałam, że jest zmartwiona.
- Jestem totalną kretynką – powiedziałam cicho, sięgając po książkę na moim stoliku. – Jak mogłam o tym zapomnieć, no jak?!
Gorączkowo wertowałam stronę za stroną, a ruda znalazła się natychmiast przy moim łóżku.
- Co się dzieje? O czym zapomniałaś? – dopytywała zdenerwowana, ale zbyt pochłonęły mnie poszukiwania, żeby zwracać na nią uwagę.
Gdzieś to tu było… Przecież pamiętam! Dlaczego wypadło mi to z głowy? Zwykle zapamiętywałam zaklęcia od razu, ale tyle się działo, że najwyraźniej mój mózg pozwolił sobie usunąć to i owo.
- Jest! – krzyknęłam, zrywając się na równe nogi.
- Hermiona! – Usłyszałam za sobą, gdy drzwi zamknęły się z hukiem, ale byłam już w połowie schodów, gnając do gabinetu dyrektora.
Nie zwlekając i nie przejmując się takimi uprzejmościami jak pukanie (no kto tak dzisiaj robi?), wpadłam do Dumbledore’a. Nie krył zdziwienia, gdy zobaczył mnie stojąca w progu, dyszącą ciężko, ze starą, rozsypującą się księgą w dłoniach. No dobra, mogłam zrobić wrażenie nieco bardziej opanowanej i dorosłej, ale nie było teraz na to czasu.
- Panno Granger? – zapytał niepewnie, podnosząc się z miejsca.
Nim zdążył to zrobić, stałam już przy biurku i upuściłam na nie książkę.
- Jest sposób żeby pomóc Abigail – wydyszałam, a on wytrzeszczył oczy, opadł na krzesło i wskazał mi ręką miejsce.
- Usiądź, dziecko. Zamieniam się w słuch.
Odszukałam właściwą stronę, niecierpliwie przerzucając kartki jedna za drugą. Zwykle byłam bardziej opanowana, ale w tej chwili chciałam jak najszybciej sprawdzić słuszność mojego pomysłu i modliłam się cicho do Merlina, żeby wysłuchał moich próśb.
- O, tutaj! – zawołałam, wskazując palcem na tekst i podsunęłam mu księgę.
Poprawił na nosie okulary i pochylił się nad nim. Widziałam, jak z każdą sekundą jego oczy rozszerzały się, aż w końcu podniósł wzrok i zlustrował mnie spojrzeniem.
No dalej, przyznaj mi rację. Czekasz na zaproszenie?!
- To… niewiarygodne. Pierwszy raz spotykam się z takim zaklęciem. Przyznam, że to z zakresu bardzo, bardzo starej i białej magii. Czy to księga, którą dostałaś od Gellerta?
Potwierdziłam skinięciem, a on zamyślił się.
- Dobrze… Potrzebuję rady. – Mówiąc to machnął różdżką i z jej końca wyskoczył srebrzysty feniks. – Severusie, potrzebuję cię w tej chwili – powiedział, a patornus wybiegł z pokoju.
Ścisnęło mnie w dołku, słysząc rozkazujący ton Dumbledore’a, ale zignorowałam to. Chociaż nasze relacje ze Snapem nieco się ostatnio pogłębiły, to wciąż nie miałam prawa ingerować w jego związek z dyrektorem. Mówiąc „pogłębione relacje”, mam na myśli to, że znowu zaczął ze mną rozmawiać, od czasu do czasu wyzywać na drobny pojedynek i nie pozwala choćby na krok zbliżyć się Wiktorowi do mnie. Nieco utrudnia mi to moje prywatne śledztwo, a właściwie całkowicie, ale satysfakcja gwarantowana. Trochę zaczyna mnie denerwować jego ojcowskie podejście i troska, ale z drugiej strony to właśnie Snape – nieprzewidywalny. W najmniej spodziewanym momencie zmienia się w czułego mężczyznę i jakimś cudem ląduję w chwilach załamania w jego ramionach. Oczywiście w ciągu dwóch tygodni wydobrzałam całkowicie, ale jemu wciąż wydaje się, że jestem słaba i potrzebuję silnego ramienia. A ja? No cóż, po prostu nie zaprzeczam i wykorzystuję każdą okazję.
Czy ja mówiłam, że będę grać czysto?
Przerwał moje myśli, wchodząc do pokoju. Kiedy spojrzał na mnie, gorączkowo zaczął lustrować moje ciało. Zadrżałam pod tym spojrzeniem.
Po chwili odetchnął i leniwie przeniósł wzrok na Dumbledore’a.
- Co się dzieje, Albusie? – zapytał, podchodząc do mnie i zajął miejsce obok.
Ależ nie krępuj się, może na kolana?
Czasami brakowało mi tej powiewającej za nim czarnej szaty, ale cóż – trzeba brać, co dają.
- Wysłuchaj mnie najpierw Severusie, a potem wypowiedz się – powiedział, przyglądając się nam obojgu. – Panna Granger przyszła do mnie z czymś… niesamowitym i potrzebuję twojej opinii. – Podsunął mu księgę pod nos (co nie było trudne zważywszy na jego rozmiary).
Siedziałam jak na szpilkach i wydawało mi się, że wszyscy w tym pokoju słyszą moje dudniące serce, kiedy spokojnie czytał, nie zwracając uwagi na moje zniecierpliwienie.
- Vaculuum? Pierwsze słyszę o czymś takim. – Odsunął od siebie księgę i spojrzał wyczekująco na Dumbledore’a. – Rozumiem, że to ma związek z panną Moore?
Pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu!
Przewróciłam oczami.
- Tak, to może jej pomóc – wyrzuciłam z siebie, nim Dumbledore zdążył odpowiedzieć. Snape powoli przekręcił głowę w moją stronę, jakby dopiero co przypomniał sobie, że tu jestem.
I prychnął.
- Naprawdę tak uważasz? Nie wydaje mi się. – Wzruszył ramionami. Całą swoją silną wolą musiałam przytrzymać żuchwę, żeby nie spadła na ziemię i nie roztrzaskała się na drobne kawałeczki.
- Tak też właśnie myślałem – mruknął dyrektor, pocierając dłonią czoło.
No oni chyba zwariowali! Mieliśmy rozwiązanie tuż przed sobą, a oni nic nie robili!
- Hermiona? Co z tobą? – Głos Ginny dobiegał z sąsiedniego łóżka i gdy w końcu na nią spojrzałam, widziałam, że jest zmartwiona.
- Jestem totalną kretynką – powiedziałam cicho, sięgając po książkę na moim stoliku. – Jak mogłam o tym zapomnieć, no jak?!
Gorączkowo wertowałam stronę za stroną, a ruda znalazła się natychmiast przy moim łóżku.
- Co się dzieje? O czym zapomniałaś? – dopytywała zdenerwowana, ale zbyt pochłonęły mnie poszukiwania, żeby zwracać na nią uwagę.
Gdzieś to tu było… Przecież pamiętam! Dlaczego wypadło mi to z głowy? Zwykle zapamiętywałam zaklęcia od razu, ale tyle się działo, że najwyraźniej mój mózg pozwolił sobie usunąć to i owo.
- Jest! – krzyknęłam, zrywając się na równe nogi.
- Hermiona! – Usłyszałam za sobą, gdy drzwi zamknęły się z hukiem, ale byłam już w połowie schodów, gnając do gabinetu dyrektora.
Nie zwlekając i nie przejmując się takimi uprzejmościami jak pukanie (no kto tak dzisiaj robi?), wpadłam do Dumbledore’a. Nie krył zdziwienia, gdy zobaczył mnie stojąca w progu, dyszącą ciężko, ze starą, rozsypującą się księgą w dłoniach. No dobra, mogłam zrobić wrażenie nieco bardziej opanowanej i dorosłej, ale nie było teraz na to czasu.
- Panno Granger? – zapytał niepewnie, podnosząc się z miejsca.
Nim zdążył to zrobić, stałam już przy biurku i upuściłam na nie książkę.
- Jest sposób żeby pomóc Abigail – wydyszałam, a on wytrzeszczył oczy, opadł na krzesło i wskazał mi ręką miejsce.
- Usiądź, dziecko. Zamieniam się w słuch.
Odszukałam właściwą stronę, niecierpliwie przerzucając kartki jedna za drugą. Zwykle byłam bardziej opanowana, ale w tej chwili chciałam jak najszybciej sprawdzić słuszność mojego pomysłu i modliłam się cicho do Merlina, żeby wysłuchał moich próśb.
- O, tutaj! – zawołałam, wskazując palcem na tekst i podsunęłam mu księgę.
Poprawił na nosie okulary i pochylił się nad nim. Widziałam, jak z każdą sekundą jego oczy rozszerzały się, aż w końcu podniósł wzrok i zlustrował mnie spojrzeniem.
No dalej, przyznaj mi rację. Czekasz na zaproszenie?!
- To… niewiarygodne. Pierwszy raz spotykam się z takim zaklęciem. Przyznam, że to z zakresu bardzo, bardzo starej i białej magii. Czy to księga, którą dostałaś od Gellerta?
Potwierdziłam skinięciem, a on zamyślił się.
- Dobrze… Potrzebuję rady. – Mówiąc to machnął różdżką i z jej końca wyskoczył srebrzysty feniks. – Severusie, potrzebuję cię w tej chwili – powiedział, a patornus wybiegł z pokoju.
Ścisnęło mnie w dołku, słysząc rozkazujący ton Dumbledore’a, ale zignorowałam to. Chociaż nasze relacje ze Snapem nieco się ostatnio pogłębiły, to wciąż nie miałam prawa ingerować w jego związek z dyrektorem. Mówiąc „pogłębione relacje”, mam na myśli to, że znowu zaczął ze mną rozmawiać, od czasu do czasu wyzywać na drobny pojedynek i nie pozwala choćby na krok zbliżyć się Wiktorowi do mnie. Nieco utrudnia mi to moje prywatne śledztwo, a właściwie całkowicie, ale satysfakcja gwarantowana. Trochę zaczyna mnie denerwować jego ojcowskie podejście i troska, ale z drugiej strony to właśnie Snape – nieprzewidywalny. W najmniej spodziewanym momencie zmienia się w czułego mężczyznę i jakimś cudem ląduję w chwilach załamania w jego ramionach. Oczywiście w ciągu dwóch tygodni wydobrzałam całkowicie, ale jemu wciąż wydaje się, że jestem słaba i potrzebuję silnego ramienia. A ja? No cóż, po prostu nie zaprzeczam i wykorzystuję każdą okazję.
Czy ja mówiłam, że będę grać czysto?
Przerwał moje myśli, wchodząc do pokoju. Kiedy spojrzał na mnie, gorączkowo zaczął lustrować moje ciało. Zadrżałam pod tym spojrzeniem.
Po chwili odetchnął i leniwie przeniósł wzrok na Dumbledore’a.
- Co się dzieje, Albusie? – zapytał, podchodząc do mnie i zajął miejsce obok.
Ależ nie krępuj się, może na kolana?
Czasami brakowało mi tej powiewającej za nim czarnej szaty, ale cóż – trzeba brać, co dają.
- Wysłuchaj mnie najpierw Severusie, a potem wypowiedz się – powiedział, przyglądając się nam obojgu. – Panna Granger przyszła do mnie z czymś… niesamowitym i potrzebuję twojej opinii. – Podsunął mu księgę pod nos (co nie było trudne zważywszy na jego rozmiary).
Siedziałam jak na szpilkach i wydawało mi się, że wszyscy w tym pokoju słyszą moje dudniące serce, kiedy spokojnie czytał, nie zwracając uwagi na moje zniecierpliwienie.
- Vaculuum? Pierwsze słyszę o czymś takim. – Odsunął od siebie księgę i spojrzał wyczekująco na Dumbledore’a. – Rozumiem, że to ma związek z panną Moore?
Pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu!
Przewróciłam oczami.
- Tak, to może jej pomóc – wyrzuciłam z siebie, nim Dumbledore zdążył odpowiedzieć. Snape powoli przekręcił głowę w moją stronę, jakby dopiero co przypomniał sobie, że tu jestem.
I prychnął.
- Naprawdę tak uważasz? Nie wydaje mi się. – Wzruszył ramionami. Całą swoją silną wolą musiałam przytrzymać żuchwę, żeby nie spadła na ziemię i nie roztrzaskała się na drobne kawałeczki.
- Tak też właśnie myślałem – mruknął dyrektor, pocierając dłonią czoło.
No oni chyba zwariowali! Mieliśmy rozwiązanie tuż przed sobą, a oni nic nie robili!
- Nie rozumiem! Przecież to jest zaklęcie, którego można użyć żeby jej pomóc!
- Granger. – Spojrzałam na Snape’a, nie umiejąc zignorować władczego tonu. Dupek. – To się nie uda.
- Dlaczego? – palnęłam, ociekając złością.
Tego było dla mnie za wiele.
- Bo to jest biała magia, bardzo potężna. Nie przez przypadek jest to nieznane zaklęcie.
- Severus ma rację, Hermiono. Wątpię, że to się uda.
- Nie rozumiem – powtórzyłam, odwracając wzrok na dyrektora. – Przecież pan, panie profesorze, może to zrobić…
- Nie mogę, Hermiono. To biała magia, a moja jest… zupełnie inna. Zbyt daleko od niej odszedłem, żebym mógł teraz korzystać z jej zasobów. Severus z oczywistych powodów nie jest w stanie używać tych zaklęć.
Z walącym sercem spojrzałam na mężczyznę obok mnie. Mina mu zrzedła, ale wciąż siedział niewzruszony, odgrywając jak zawsze obojętnego nietoperza.
- Ale ja mogę. Przecież właśnie to moja magia, prawda? Miałam być taka potężna, wykorzystajmy to w końcu.
Zadrżałam, gdy wymienili się krótkimi spojrzeniami i oboje wpatrywali się teraz we mnie z czymś w rodzaju współczucia.
- To nie zadziała, Granger. – Snape westchnął, a jego twarz zmiękła. – Nie jesteś… czysta.
Te słowa obijały się o moje uszy, jakby szeptał je wciąż i wciąż.
Nie jesteś czysta.
- Czy to ma związek z tym, że jestem szlamą? – wyrzuciłam z siebie, zaciskając dłonie w pięść. Niewiarygodne! Kto jak kto, ale ta dwójka powinna chyba rozumieć, że nie ma różnic!
- Na Merlina, skąd ci to przyszło do głowy, dziewucho? – zapytał, marszcząc brwi. – Chodzi o to, że zabijałaś. Zaczerpnęłaś czarnej magii i twoja nie jest już tak jasna, jak jest potrzebna. Zrozum, że jest biała i czarna magia, a wszystko pomiędzy stanowi równowagę. Są tacy czarnoksiężnicy jak Czarny Pan czy Grindelwald, a są też tacy, którzy nigdy nie sięgają po zaklęcia spoza białej magii. Jest ich niewielu choćby dlatego, że magia, którą posiadasz jest tak rzadka. Cała reszta to ludzie żyjący pomiędzy, stanowiący równowagę i przeciętny świat. Nie są w stanie używać zaklęć ani z zakresu białej magii, ani całkowicie z czarnej. Przykro mi.
Nie wiem, jak to się stało, ale w pewnej chwili stałam, a potem znowu siedziałam.
Spieprzyłam. Spieprzyłam coś, co wydawało mi się nie do spieprzenia. A więc tym, że się broniłam, że nie byłam rusałką hasającą po lasach z sarnami i zającami, tym że zabijałam, zmarnowałam swoją szansę na bycie kimś potężnym. Ach, no dobrze, moja magia wciąż była niewiarygodna i bla, bla, bla, ale zaprzepaściłam coś rzadkiego i coś, co mogło właśnie uratować życie Abigail.
Kamień opadł na dno mojego brzucha i zapragnęłam po prostu się rozpłakać. Czemu to mi się przytrafiało? Dlaczego nic mi nie wychodziło i chrzaniłam wszystko, czego się dotknęłam?
- Pozwólcie mi chociaż spróbować. Chyba nic mi nie będzie, prawda? – zapytałam, przerywając ciężką, gęstą ciszę, jaka zapadła.
Dwie pary oczu obserwowały mnie z różnymi uczuciami. Snape otwierał już usta i wiedziałam, że zaprzeczy, że zamknie mnie choćby w piwnicy, bylebym trzymała się od tego z daleka. Ale Dumbledore podniósł dłoń i uśmiechnął się lekko.
- Myślę, że nie zaszkodzi – powiedział ku wściekłości Snape’a. – Severusie, nic jej nie grozi, a być może się uda.
- No to są jakieś żarty – mruknął i zamknął oczy. Pokręcił głową, a kiedy uniósł powieki, spojrzał na mnie. Już wtedy wiedziałam, że będę miała kłopoty.
- Granger. – Spojrzałam na Snape’a, nie umiejąc zignorować władczego tonu. Dupek. – To się nie uda.
- Dlaczego? – palnęłam, ociekając złością.
Tego było dla mnie za wiele.
- Bo to jest biała magia, bardzo potężna. Nie przez przypadek jest to nieznane zaklęcie.
- Severus ma rację, Hermiono. Wątpię, że to się uda.
- Nie rozumiem – powtórzyłam, odwracając wzrok na dyrektora. – Przecież pan, panie profesorze, może to zrobić…
- Nie mogę, Hermiono. To biała magia, a moja jest… zupełnie inna. Zbyt daleko od niej odszedłem, żebym mógł teraz korzystać z jej zasobów. Severus z oczywistych powodów nie jest w stanie używać tych zaklęć.
Z walącym sercem spojrzałam na mężczyznę obok mnie. Mina mu zrzedła, ale wciąż siedział niewzruszony, odgrywając jak zawsze obojętnego nietoperza.
- Ale ja mogę. Przecież właśnie to moja magia, prawda? Miałam być taka potężna, wykorzystajmy to w końcu.
Zadrżałam, gdy wymienili się krótkimi spojrzeniami i oboje wpatrywali się teraz we mnie z czymś w rodzaju współczucia.
- To nie zadziała, Granger. – Snape westchnął, a jego twarz zmiękła. – Nie jesteś… czysta.
Te słowa obijały się o moje uszy, jakby szeptał je wciąż i wciąż.
Nie jesteś czysta.
- Czy to ma związek z tym, że jestem szlamą? – wyrzuciłam z siebie, zaciskając dłonie w pięść. Niewiarygodne! Kto jak kto, ale ta dwójka powinna chyba rozumieć, że nie ma różnic!
- Na Merlina, skąd ci to przyszło do głowy, dziewucho? – zapytał, marszcząc brwi. – Chodzi o to, że zabijałaś. Zaczerpnęłaś czarnej magii i twoja nie jest już tak jasna, jak jest potrzebna. Zrozum, że jest biała i czarna magia, a wszystko pomiędzy stanowi równowagę. Są tacy czarnoksiężnicy jak Czarny Pan czy Grindelwald, a są też tacy, którzy nigdy nie sięgają po zaklęcia spoza białej magii. Jest ich niewielu choćby dlatego, że magia, którą posiadasz jest tak rzadka. Cała reszta to ludzie żyjący pomiędzy, stanowiący równowagę i przeciętny świat. Nie są w stanie używać zaklęć ani z zakresu białej magii, ani całkowicie z czarnej. Przykro mi.
Nie wiem, jak to się stało, ale w pewnej chwili stałam, a potem znowu siedziałam.
Spieprzyłam. Spieprzyłam coś, co wydawało mi się nie do spieprzenia. A więc tym, że się broniłam, że nie byłam rusałką hasającą po lasach z sarnami i zającami, tym że zabijałam, zmarnowałam swoją szansę na bycie kimś potężnym. Ach, no dobrze, moja magia wciąż była niewiarygodna i bla, bla, bla, ale zaprzepaściłam coś rzadkiego i coś, co mogło właśnie uratować życie Abigail.
Kamień opadł na dno mojego brzucha i zapragnęłam po prostu się rozpłakać. Czemu to mi się przytrafiało? Dlaczego nic mi nie wychodziło i chrzaniłam wszystko, czego się dotknęłam?
- Pozwólcie mi chociaż spróbować. Chyba nic mi nie będzie, prawda? – zapytałam, przerywając ciężką, gęstą ciszę, jaka zapadła.
Dwie pary oczu obserwowały mnie z różnymi uczuciami. Snape otwierał już usta i wiedziałam, że zaprzeczy, że zamknie mnie choćby w piwnicy, bylebym trzymała się od tego z daleka. Ale Dumbledore podniósł dłoń i uśmiechnął się lekko.
- Myślę, że nie zaszkodzi – powiedział ku wściekłości Snape’a. – Severusie, nic jej nie grozi, a być może się uda.
- No to są jakieś żarty – mruknął i zamknął oczy. Pokręcił głową, a kiedy uniósł powieki, spojrzał na mnie. Już wtedy wiedziałam, że będę miała kłopoty.
Późnym
wieczorem pani Pomfrey naszpikowała Abigail całą masą eliksirów nasennych. Nie
chcieliśmy dawać jej złudnej nadziei, więc wszystko odbywało się bez jej
wiedzy. Starałam się odgonić przykre myśli, które nasuwały się, gdy tylko
wspominałam słowa Snape’a.
„Nie uda się”.
Musiało mi się udać.
Weszłam do skrzydła szpitalnego i momentalnie zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Zapach, który unosił się w pomieszczeniu przywoływał na myśl śmierć. Zapewne tak właśnie śmierdziały rozkładające się zwłoki. Musiałam odganiać łzy na widok ciała Abigail. Niewiele zostało z dziewczyny, którą widziałam dwa tygodnie temu. Cała jej skóra pokryta była bąblami, a te, które pękły, zastępowane były nowymi. Zdawała się być tak drobna i krucha, że podmuch wiatru by ją złamał. Część włosów musiała jej wypaść, bo pojedyncze, mokre kępki przebijała łysina.
Musisz jej pomóc. Musisz.
Z trudem oderwałam wzrok od tego, co pozostało z prężnej, żywej i walecznej Abigail Moore. Serce na krótki moment mi zwolniło, gdy spojrzałam na Snape’a. Cieszyłam się, że tu był. W jakiś dziwny, pokręcony sposób wiedziałam, że jestem bezpieczna i w każdej chwili zrobi wszystko, żeby mi pomóc. Wpatrywał się we mnie tak samo jak Dumbledore i pani Pomfrey – ze smutkiem. Nie wierzyli w to, że mi się powiedzie. Abigail umierała i nic nie szkodziło nam spróbować, tylko dlatego pozwolili mi to zrobić.
- Hermiono? – Dumbledore uśmiechnął się zachęcająco i dopiero zorientowałam się, że stoję w miejscu, a moja różdżka spoczywa w dłoni.
Otrząsnęłam się i przybierając maskę twardej zawodniczki, podeszłam do łóżka.
Dasz radę.
- Czy ona wie...?
- Nie, ale sądzę, że nie miałaby nic przeciwko – powiedziała Poppy, stając obok mnie. – Nie chcieliśmy dawać jej nadziei, bo to jest gorsze od śmierci. – Dodała cicho.
Na ułamek sekundy zamknęłam oczy. Merlinie, dopomóż mi.
- Jesteś gotowa?
Spojrzałam na Dumbledore’a i wiem, co zobaczył w moich oczach. Strach.
Byłam przerażona do szpiku kości i resztkami sił powstrzymywałam swoje ramiona przed drżeniem.
Ale było za późno żeby się wycofać, zresztą – znienawidziłabym siebie, gdybym to zrobiła. Nie byłam tchórzem, a ta kobieta tutaj umierała.
Wzięłam głęboki wdech i raz jeszcze pozwoliłam sobie zerknąć na Snape’a, który od początku milczał. Śledził każdy mój ruch, ale odpowiadało mi to.
- Tak – powiedziałam i wypuściłam powoli powietrze z płuc. Uniosłam różdżkę nad ciałem Abigail. Wyglądała tak przeraźliwie krucho, tak delikatnie, na taką zmęczoną…
Musisz jej pomóc!
Wiem.
Zamknęłam oczy z wyciągniętymi dłońmi i pozwoliłam swojej magii przepłynąć przez każdą komórkę w moim ciele. Ciągle starałam się ją trzymać na wodzy, ale tym razem otworzyłam każde drzwi, a ona sączyła się na zewnątrz. Musiałam wyglądać podobnie, jak tworząc eliksir u Grindelwald’a, bo usłyszałam jak ktoś zaciągnął się powietrzem. Aura wokół mnie łaskotała delikatnie dłonie, a ciepło przelało się przez całe ciało. Musiało mi się udać. Czułam tę moc. Czułam potęgę, jaka drzemała w moim wnętrzu. Tworzyłam ją. W moich dłoniach powstawała konkretna forma, musiałam ją tylko ukierunkować...
- Vaculuum! – to jedno zaklęcie rozbrzmiewało w moich myślach. Nie ma pojęcia, czy powiedziałam to na głos, czy było niewerbalne, ale zadrżałam. Moc wypływała ze mnie prawie jak nadzienie z pysznego pączka.
Zrobiło mi się zimno. Tak strasznie zimno i smutno. Prawie tak jak wtedy, gdy dementorzy mnie dopadli, ale teraz było inaczej… Czułam ból, ale to nie był mój ból. Chciałam w końcu umrzeć, pozwolić sobie na odpoczynek…
Ciepło pojawiło się wokół mnie i otworzyłam oczy. Zamrugałam zdziwiona tym, że moje policzki są mokre. Na Merlina, dlaczego ja płakałam? I dlaczego Snape trzymał mnie na rękach? Znowu!
- Eee, postawisz mnie? – zapytałam niepewnie.
- A nie przewrócisz się znowu?
- A zrobiłam to?
Westchnął i odstawił mnie na ziemię. Przez chwilę nie miałam pojęcia, co ja tu robię i wtedy sobie przypomniałam. Abigail.
Spojrzałam na nią przelotnie – nic się nie zmieniło. Pani Pomfrey ze smutkiem przesuwała nad nią różdżką, ale Dumbledore oczy wlepione miał we mnie. Cholera, miał to samo spojrzenie co Grindelwald.
- Co z nią? – Mój głos drżał. Nie wiem, czy z zimna czy ze strachu, ale gdy patrzyłam na zmęczoną twarz Abigail, przypomniałam sobie te wszystkie uczucia, które mną targały.
Były moje czy jej?
- Nic się nie zmieniło – powiedziała pani Pomfrey, ze smutkiem kręcąc głową. – Podam jej coś na sen. Nie ma sensu, żeby budziła się tylko po to, żeby cierpieć. Myślę, że nie zostało jej już wiele czasu, Albusie – dodała, po czym odeszła.
Oddychałam szybko i płytko.
Nie udało mi się. Nie potrafiłam nikomu pomóc. Po co mi ta magia, skoro ją splamiłam i teraz jest bezużyteczna?
Chciało mi się płakać. Chciałam wyć. Nie tylko dlatego, że mi nie wyszło. Ta młoda dziewczyna leżała na łóżku i umierała. Była kolejną ofiarą wojny. Już nigdy miała nie zobaczyć swojej rodziny, słońca, pięknego zachodu ani fal rozbijających się o klif. Cierpiała, była zmęczona i wiedziała, że umiera.
Otuliłam się ramionami.
- Hermiono, przykro mi. Ale przewidywaliśmy, że tak właśnie będzie – powiedział w końcu Dumbledore i uśmiechnął się lekko. – To nie twoja wina, dziecko. Nie zadręczaj się. – Po tych słowach ruszył do drzwi i wyszedł.
Stałam osłupiała, wpatrując się w łóżko z tym, co pozostało na nim.
- Chodź, Granger – Snape położył dłoń na moim ramieniu i pociągnął lekko. – Nie ma sensu, żebyś tu sterczała. Już jej nie pomożemy.
Jęk wyrwał się z mojego gardła.
Miał rację – nikt już jej nie pomoże. Abigail umrze.
Pozwoliłam się poprowadzić. Nie zdziwiłam się, gdy weszliśmy zamiast po schodach to do jego pokoju. Zamknął cicho drzwi, a ja stałam na środku dywanu, czując pustkę w środku.
Wściekłam się, a złość wypełniła mnie, gdy tylko otulił mnie ramionami.
Odepchnęłam go.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam i wtedy łzy popłynęły. Cholera, tego właśnie nie chciałam.
Brawo, Hermiona! Jesteś uosobieniem opanowania i dojrzałości.
Pociągnęłam nosem i odważyłam się spojrzeć na niego. Nie patrzył na mnie, tylko gdzieś ponad moją głową i wiedziałam, że go zraniłam. Odtrąciłam jedynego człowieka, który zdawał się mnie zrozumieć. Tylko że nie chciałam jego łaski. Nie chciałam jego współczucia, bo nie tego teraz potrzebowałam.
- Powiedz mi, że masz Ognistą – rzuciłam, a on zamrugał i prychnął.
Tak, to było właśnie to czego pragnęłam w tym momencie.
Bez słowa podszedł do szafki w kącie i wyciągnął z niej butelkę. Z ulgą przyglądałam się, jak rozlewa ją do szklanek, chociaż wolałam porządnie pociągnąć z gwinta. No ale nie zagląda się darowanemu koniowi w zęby.
- Proszę – podał mi szklankę, którą natychmiast przechyliłam i wypiłam jej zawartość. Zapiekło mnie w gardle i musiałam odchrząknąć, ale to był słodki ból i zastępował ten psychiczny.
- Dzięki – wystawiłam rękę z pustym naczyniem, a on westchnął i wypełnił ją znowu.
Tym razem zdecydowałam się usiąść na podłodze, gdy trunek dostatecznie rozgrzał moje ciało. Oparłam się plecami o łóżko i zamknęłam oczy.
- Nie powinnaś uciekać w alkohol, kiedy sobie nie radzisz – odezwał się po kilku minutach milczenia.
Zaśmiałam się cicho.
Jasne, bo przecież Pan Idealny na pewno tego nie robi, prawda?
- Nie uciekam. Po prostu czuję, że tego mi trzeba. – A to przecież nie to samo. Wzruszyłam ramionami, otwierając oczy. – Wiesz, co jest najgorsze? – Pokręcił głową, siadając obok mnie. – Mogłam ich uratować. Wtedy, w wiosce. Wystarczyło, żebym szybciej ruszyła im na pomoc albo potem nie dała się znokautować Malfoy’owi. – Zacisnęłam dłoń na szklance. – Dlaczego wszystko chrzanię, co? Naprawdę chciałam jej pomóc. Wszystko, czego się dotknę… wszystko się sypie. – Spojrzałam na niego i pociągnęłam kolejny łyk. – Nie umiem nikogo uchronić, nikomu pomóc. Jestem totalnie bezużyteczna. – Roześmiałam się, gdy zrozumiałam, że dokładnie te słowa oddają, co czuję.
Byłam do niczego. Na początku miałam cel. Chciałam odnaleźć przyjaciół i za wszelką cenę przeżyć. Kiedy to zrobiłam, to nic więcej nie szło po mojej myśli. Nie udało nam się przeciągnąć olbrzymów na naszą stronę, schrzaniłam całkowicie sprawę z Grindelwaldem, zginął Alexander, a teraz umrze Abigail. Nie umiałam wykorzystać tego, co dostałam, nie umiałam się podporządkować. A na dodatek zadłużyłam się w swoim byłym nauczycielu. Żeby to jeszcze był Lockhart. Nie, to musiał być Severus Snape – zło wcielone.
Zaśmiałam się histerycznie, a on wyciągnął mi szklankę z ręki.
No pięknie, teraz miał mnie jeszcze za stuknięta i nawaloną.
- Granger, zrzędzisz jak stara baba. Przestań się użalać nad sobą, bo to niczego nie zmieni. Gdzie jest ta twarda Gryfonka, którą się tak szczyciłaś, co? - Prychnął z politowaniem, a ja za to musiałam się powstrzymać żeby znowu nie wybuchnąć. Miał jednak trochę racji. Ale tylko troszkę. - Poza tym, to nie była twoja wina – powiedział nagle, odstawiając szklankę na podłogę. – To nie jest twoja wina i nigdy tak nie myśl. Wszyscy jesteśmy dorośli i podejmujemy własne decyzje. Musisz to zrozumieć i nauczyć się z tym żyć. – Spojrzałam na niego. Chyba procenty dodały mi nieco odwagi, bo pozwoliłam sobie zauważyć jak piękne miał oczy. Czarne, obramowane długimi rzęsami. Osadzone głęboko, wciągały wręcz swoim blaskiem. – Nie uratujesz wszystkich. – Wzdrygnęłam się na te słowa. Jego wąskie, blade usta poruszały się powoli jakby idealnie stworzone dla moich. Nawet długi, zakrzywiony nos nie był tak dziwny jak kiedyś. Pasował do niego. Dodawał mu charakteru i pazura. Może to właśnie przez niego tak wszystkich przerażał? Mnie się w sumie podobał. Nawet nie pamiętałam już kiedy zaczęło tak być.
Zaczesał włosy za ucho i nim się opamiętałam, moja ręka wystrzeliła w ślad za jego. Przesunęłam palcami po chłodnym policzku. Był taki szorstki, a jednocześnie miękki pod moimi opuszkami.
Wzdrygnął się, ale nie odtrącił mnie. Przeciwnie – zamknął oczy i westchnął cicho, jakby mu ulżyło. Jak długo czekałam na to, żeby się przed nim otworzyć? Jak długo chciałam być tylko dzieckiem w jego oczach? Nie chciałam, żeby się o mnie troszczył, a jednocześnie tego pragnęłam.
- Nie chcę uratować wszystkich – szepnęłam, przysuwając twarz do niego.
Chcę uratować ciebie.
Pocałowałam go. Nie czekałam dłużej na ruch z jego strony – sama musiałam go wykonać. Dodawał mi otuchy, siły. On był moją siłą. W chwilach, gdy nie potrafiłam sama dźwigać dłużej wszystkich problemów, przychodził mi z pomocą. Nie wiem, czy kierował mną żal, pożądanie czy po prostu zachcianka, ale pragnęłam go całego.
Pocałunek rozlał się po moim wnętrzu i rozpalił ukryty głęboko ogień, który kiedyś obudził. Oplótł rękami moje ciało i nim się obejrzałam, siedziałam okrakiem na jego nogach. Na Merlina, gdybym nie wypiła, pewnie bym się rumieniła, ale teraz chciałam tylko czuć jego usta na swoich, jego dłonie na moim ciele i nie pozwolić mu przerwać. Najlepiej nigdy.
Spragniony, całował mnie tak jak tamtego dnia w lesie, ale teraz nie było bomby emocji do rozładowania. Przepełniona głodem, wsunęłam palce w jego włosy. Cichy jęk spowodował, że wszystko we mnie zapłonęło.
Chłodne dłonie błądziły po moich plecach, aż zahaczyły o rąbek koszulki i bez zbędnego patyczkowania się, podciągnęły ją do góry. Oderwałam się od jego ust tylko na sekundę, by pozwolić koszulce przejść przez głowę.
Cholera, nawet mnie nie ruszyło siedzenie w samej bieliźnie przed nim! Tyle ukradkowych spojrzeń, tyle pragnień ukrytych w jednej istocie… To musiało się w końcu wyrwać. I chciałam, żeby poczuł to samo, co ja. Żeby wiedział, jak bardzo go pożądam i na pewno te uczucia nie mają nic wspólnego z ojcowskimi.
Nie pozostając mu winna, przesunęłam dłonie wzdłuż twardego torsu i zatrzymałam dopiero na krawędzi czarnego materiału. Przestał mnie całować gwałtownie i zachłannie. Teraz muskał moje wargi, wsuwając zachęcająco język. Och, podjęłam tę grę. Tym razem to jego koszulka wylądowała na podłodze. Nie chciałam tego robić, ale musiałam się oderwać, by spojrzeć na jego umięśnione ramiona. Boże, jaki on był niesamowity. W tej chwili nie liczyło się nic poza nim. Bałam się tylko tego, że znowu mnie odtrąci. Podniosłam wzrok i gdy napotkałam jego oczy, wszelkie obawy rozwiały się. Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością, że nie pozostawiało to żadnych wątpliwości, co do jego pragnień.
Przesunął dłońmi po moich ramionach. Cholera, tej jeden gest był tak intymny, gdy patrzył mi przy tym w oczy… Rozchyliłam usta i od razu z tego skorzystał. Zaatakował mnie niczym drapieżnik i z pragnieniem wpił się w nie. Cały smutek i rezygnacja wyparowały ze mnie. Alkohol nadal rozgrzewał moje wnętrze, a w połączeniu z emocjami, to była prawdziwa mieszanka wybuchowa. Kręciło mi się w głowie, ale pchnęłam go na podłogę, co nie byłoby łatwe, gdyby mi na to nie pozwolił. Byłam słaba i zmęczona, a jednocześnie pobudzona jak nigdy wcześniej. Pozwolił mi zsunąć się niżej i teraz wargami wędrowałam po krzywiźnie jego żuchwy, po szyi w dół. Jednocześnie jego dłonie błądziły nieprzytomnie mi po plecach. Dreszcze przyjemności wstrząsały moim ciałem.
Przesunęłam językiem po twardym brzuchu i nie mogłam się oprzeć, by spojrzeć na ścieżkę włosków ciągnącą się od pępka w dół, gdzie znikały pod materiałem spodni.
Przyciągnął mnie z powrotem do siebie i przewrócił na plecy. Teraz on był na górze.
- Powinnaś uważać na swoje życzenia – mruknął mi do ucha, a na jego ustach pojawił się lubieżny uśmieszek. Zagryzłam wargę, starając się zachować ten pełen pożądania wygląd, a nie wybuchnąć śmiechem. Wspomnienie tych słów zawsze wywoływało we mnie różne emocje. Powiedział to przy naszym pierwszym spotkaniu, a potem, gdy pocałował mnie w hotelu.
- Jakoś nie potrafię się zmusić do tego, żeby żałować – zdołałam wydukać, gdy z lubością całował moją szyję.
Zaśmiał się cicho, ale nie przerwał. Jego dłonie głaskały mój brzuch, co chwila zahaczając o krawędź stanika.
Pragnęłam go tak bardzo, że nie potrafiłam zapanować nad własnym ciałem. Nie wiem, kiedy moje ręce powędrowały do jego spodni. Szarpałam się chwilę z paskiem, który do cholery nie chciał się rozpiąć i już sięgałam guzika, gdy złapał mnie za rękę.
- Przestań – rozkazał, a ja jak zaczarowana od razu odpuściłam. Oderwał się ode mnie i usiadł na moich udach.
Cholera. O cholera, cholercia!
Severus Snape siedział na mnie okrakiem bez koszulki, z rozpiętymi spodniami, a ja nie krzyczałam ze strachu, tylko z rozkoszy.
Świat powinien się zatrzymać, a piekło zamarznąć.
Musiałam odchrząknąć trzy razy nim udało mi się przywrócić sobie głos.
- Dlaczego? – zapytałam cicho i zrobiło mi się jakoś tak strasznie głupio. Naprawdę pytałam go, dlaczego kazał mi przestać? Czy to nie oczywiste?
Znowu zrobiłam z siebie idiotkę. On mnie wcale nie pragnął, dał mi tylko się wyżyć i dać upust emocjom.
Zacisnęłam usta. Pożądanie totalnie odpłynęło ze mnie. Zaczęłam się kręcić, ale wtedy złapał moje nadgarstki i przygwoździł do podłogi.
- Możesz przestać się kręcić? – zapytał cicho, pochylając się do mojej twarzy. – Cała się wiercisz i bardzo, ale to bardzo pobudzasz pewne strategiczne miejsca – mruknął z uśmieszkiem, gdy zaciągnęłam się powietrzem.
Żesz ty w mordę.
- Nim sobie coś ubzdurasz, a wiem, że tak zrobisz – zaczął, nie odrywając ode mnie spojrzenia – to pozwól mi dokończyć. – Skinęłam głową, przełykając z trudem ślinę. – Kazałem ci przestać, bo jesteś pijana i rozgoryczona – otworzyłam usta by zaprotestować, ale skutecznie uciszył mnie pocałunkiem. Po chwili (zdecydowanie za krótkiej!) oderwał się i westchnął. – Jesteś strasznie irytująca, wiesz? Zdecydowanie trzeba zatykać ci czymś usta. – Zrobiło mi się gorąco i już wiedziałam, że moje policzki pokryły się szkarłatem. Cholera! Teraz ci się na bycie pruderyjną zebrało?! Zaśmiał się cicho. – Ale wracając do tematu… Nie zamierzam wykorzystać pijanej nastolatki, chociaż przyznam, że znacznie mi to utrudniasz. Mogę cię już puścić? Będziesz grzeczną dziewczynką?
Merlinie kochaniutki, pozwól mi go wziąć tu i teraz!
- Będę – odpowiedziałam wbrew sobie, na co uśmiechnął się łobuzersko.
- To dobrze. – Puścił moje ręce i zszedł ze mnie. Trochę się zawiodłam, ale wyciągnął do mnie rękę i pomógł wstać z podłogi.
- Chyba nie rozumiem – powiedziałam w końcu, niezdolna wyobrazić sobie dalszych wydarzeń.
Schylił się i podniósł nasze koszulki. Wsunął swoją (musiałam się powstrzymać, żeby nie zedrzeć jej z powrotem) i podał mi moją. Westchnęłam, ale posłusznie ją ubrałam i usiadłam obok niego na łóżku, chociaż zdawało mi się to być teraz ostatnim miejscem, w jakim powinnam się znaleźć.
- Wiem, dlatego postaram ci się to wyjaśnić. – Jego głos nie był już tak przepełniony pożądaniem, ale wciąż pozostawał lekki i wesoły. To chyba dobry znak, no nie? – Nie odpuścisz prawda?
Spojrzał na mnie, a ja nie potrafiłam odwrócić wzroku. Nie wiem do końca, o czym mówił, ale nie należałam do osób, które się poddają.
Kimże bym była gdybym odpuściła, co?
Pokręciłam głową.
- Nie, nigdy nie daję za wygraną. – Wzruszyłam ramionami. – Chociaż przyznam, że nie wiem, do czego to teraz odnosisz.
- Do nas.
O kurwa.
Tego się nie spodziewałam. Długo czekałam na jakikolwiek gest z jego strony. Ba! Przygotowywałam sobie całe monologi, a w tej chwili jedyne, co zdołałam wykrzesać to ułomne „aha” i gapić się na niego jak sparaliżowana.
Parsknął śmiechem.
No tak, kwiat inteligencji – to ja!
- Nie jestem człowiekiem… który rozmawia o swoich… uczuciach – powiedział, krzywiąc się, jakby pożarł właśnie wyjątkowo kwaśną cytrynę. – Nie wymagaj tego ode mnie ani nie spodziewaj się żadnych słodkich słówek, randek w plenerze, ani kwiatów o poranku. – Przysięgam, że moja żuchwa zderzyła się w tym momencie z jądrem ziemi. – Jedyne, co mogę ci oferować to opryskliwe komentarze, partnera do pojedynków i niezbyt przyjemną twarz do oglądania.
- Słaba zachęta – wypaliłam, nim się ugryzłam w język. Przewrócił oczami.
- Póki co zaczynam wątpić, czy aby na pewno jesteś do końca świadomą osobą, bo w tej chwili wyglądasz, jakby co najmniej brakowało ci kilku połączeń w mózgu – powiedział, a ja parsknęłam śmiechem.
Zaraz, zaraz, czy on właśnie dawał NAM zielone światło? Nie, to było zbyt piękne…
- Gdzie jest haczyk? – zapytałam, marszcząc brwi. Uśmiechnął się przebiegle.
Wiedziałam!
- Nie ma żadnego haczyka. Po prostu widzę, że nie jestem w stanie dłużej trzymać cię z dala, bo i tak ładujesz się z buciorami w moje życie. Łatwiej mi będzie cię chronić mają cię blisko, niż pilnując, żebyś przypadkiem nie obmyśliła nowej, zagadkowej strategii.
Musiałam przygryźć wargę, żeby znowu nie zacząć się śmiać. Jednocześnie przyjemne ciepło wypełniło miejsce, gdzie zapewne posiadałam serce. Chciał się mną opiekować. I to nie jak dzieckiem. Chciał mnie jako kobietę. Prawdziwą, z krwi i kości.
- Wiesz, że jestem całkowicie skopana i popaprana, prawda? Ale… zależy mi na tobie – powiedziałam cicho, spuszczając wzrok. No dobra, gadka szmatka o uczuciach też nie była moją mocną stroną. – Nie umiem przestać myśleć i cię ignorować, Snape. Już wcześniej…
- Wiem. Nie jestem ślepy ani głuchy, Granger. – Potarł oczy i westchnął. – Musiałem trzymać cię z daleka. Kurwa! Nadal powinienem! – warknął, zaciskając dłonie w pieści.
Uniosłam wzrok i chwyciłam jego ręce w swoje palce.
- Jestem duża, potrafię o siebie zadbać – szepnęłam łagodnie. Zamrugał i pokręcił głową.
Nie zamykaj się, nie chowaj się w tej pieprzonej skorupie!
- Raz już mi na kimś zależało. I straciłem ją, rozumiesz? Zginęła przez moją głupotę.
- Wiem. Ale to nie była twoja wina. To Voldemort ją zabiał, nie ty.
Prychnął, a uśmiech, jaki pojawił się na jego ustach, wywołał we mnie dreszcz.
- Tak, tym razem może być inaczej.
No i się zaczyna.
Potrafiłam zrozumieć jego obawy, bo sama drżałam za każdym razem, gdy znikał albo wchodził w jakiś konflikt. Nie bałam się tak o własne życie jak o jego i najwyraźniej on czuł dokładnie to samo.
To pozwoliło mi zrozumieć, że oboje jesteśmy popaprani do reszty, zepsuci i pełni wad, ale jednocześni gotowi do poświęcenia w imię czegoś, co chyba nazywało się miłością.
- Posłuchaj. Potrafię o siebie zadbać, ale przy tobie czuję się… bezpieczniej. Wcześniej byłam sama i radziłam sobie, ale gdy mnie odnalazłeś… gdy zostaliśmy partnerami… Zrozumiałam, co to znaczy mieć wsparcie. Nie pozwoliłeś mi się złamać. Nie pozwoliłeś mi umrzeć. A było kilka okazji ku temu.
- Kiedyś mogę nie zdążyć – mruknął, krzywiąc się, ale rozluźnił pięści.
- Tak, ale to nie zmieni tego, że i bez ciebie mogę zginąć. Zresztą, ty też nie jesteś wcale w lepszym położeniu. – Uśmiechnęłam się lekko i pogładziłam kciukiem jego dłonie. – Oboje jesteśmy wyrzutkami, oboje przeszliśmy więcej niż inni. Pozwól mi… dzielić to z tobą. – Dodałam cicho. Być może to alkohol dodawał mi odwagi, a może po prostu miałam już po dziurki w nosie udawania, że niczego między nami nie ma. – Wiesz, dlaczego twój patronus zawsze mnie odnajduje? – To go zainteresowało. Zmarszczył czoło i potrząsnął głową. – Bo zawsze tego pragnę. Pierwszy raz, gdy na mnie trafiłeś byłam z Ginny. Za wszelką cenę chciałyśmy odnaleźć jej rodzinę, a ty byłeś naszą drogą. Więc przyciągnęłam cię do siebie. Każdy kolejny raz… Pragnęłam, żebyś był przy mnie. Moja magia przyciąga twojego patronusa, bo jest całkowitym przeciwieństwem mnie. Ty jesteś czarny, ja jestem biała. Właśnie o tym czytałam tego dnia, gdy siedziałam w twoim pokoju, a potem przeniosłeś mnie do łóżka – wyjaśniłam spokojnie i puściłam jego dłonie.
Przez chwilę milczał i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem.
No dalej, Snape, nie pozwól mi sobie wmawiać różnych głupot!
- Jesteś najbardziej stukniętą, pokręconą, zarozumiałą osobą, jaką znam. Ale najwidoczniej nie mieli nic lepszego na stanie. – Uśmiechnął się krzywo.
Klepnęłam go w ramię, wydymając wargi jak dziecko.
- Dupek – mruknęłam, ale nie mogłam zatamować wybuchu endorfin w moim mózgu. Pozostawała jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia. – A co z Hestią?
O Boże. Dopiero, gdy zadałam to pytanie, poczułam jak bardzo mi ono ciążyło. Musiałam się dowiedzieć, na czym stoję i czy przypadkiem nie zostaję nałożnicą szatana.
Piękne porównanie, wręcz trafiłaś w sedno.
- A co ma z nią być? – Zmarszczył brwi, ale jego ręka oplotła mnie w talii i przyciągnęła do jego torsu. – Nie wiem jak ty, ale ja jestem monogamistą i nie toleruję trójkątów. Żeby to było jasne.
Zatkało mnie na chwilę i musiałam się otrząsnąć. Merlinie, ten człowiek był bardziej rozwiązły w tych tematach, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać!
- Spokojnie, nie kręcą mnie takie rzeczy – mruknęłam, starając się zignorować jego dłoń głaszczącą moje biodro. – Myślałam, że ty i ona… No sama tak się zachowywała!
Przestał i spiął się cały.
No i na cholerę żeś pytała idiotko?!
- To dlatego rozbiłaś wtedy szklankę? – Obrócił moją twarz ku swojej i miałam ochotę rozpłakać się z ulgi na widok troski w jego oczach.
O tak, Hermiona – sto, Hestia – zero!
- Nie zrobiłam tego specjalnie. Ale kiedy paradowała z gołym tyłkiem, w męskiej koszuli i pierwsze, o czym mówiła to o tobie, to co miałam…
- Mogłaś zapytać. – Skrzywił się i westchnął, po czym znowu zaczął kręcić kółeczka kciukiem. – Ja i Jones… Owszem, kiedyś współpracowaliśmy i nas coś łączyło, ale… to było, na Merlina, dziesięć lat temu! Pomogłem jej i odczuwa teraz chorobliwą potrzebę troski o mnie, jakbym tego potrzebował. – Ulżyło mi, słysząc gorycz w jego głosie, ale nie umknęło też, że COŚ ich łączyło.
Głupia, tleniona blondi! Znienawidziłam ją w tym momencie jeszcze bardziej.
- Więc dlaczego zachowuje się jakby należał do niej?
- A skąd ja u diabła mam to wiedzieć? – rzucił zirytowany, zaciskając palce na moim biodrze. – Równie dobrze mógłbym cię zapytać, dlaczego tak szybko przerzuciłaś się na Kruma. – Prawie splunął wypowiadając jego nazwisko.
I tu mnie miał. Co miałam powiedzieć? Że próbowałam wzbudzić w nim zazdrość? Niech mnie piekło pochłonie, jeśli to zrobię.
- Chciałam wyciągnąć od niego, dlaczego Dumbledore go tu ściągnął.
Odsunął mnie gwałtownie od swojej piersi i spojrzał surowo.
- Nie powinnaś się w to mieszać. Sam się tym zajmę.
Poczułam, jak moje oczy robią się wielkości galeona.
- A więc ty też to widzisz! Świetnie, nie muszę w takim razie sama niuchać dalej.
- Nigdzie nie będziesz niuchać. Koniec i kropka.
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Chyba zapomniałeś o jednej kwestii. Nigdy nie będziesz mi mówił, co mam robić, bo jesteśmy sobie równi, jasne? Nie zachowuj się jak szowinistyczna świnia.
Zgromił mnie wzrokiem, ale wytrzymałam tę złość w jego oczach.
- To jest troska, Granger – mruknął przez zęby. – Ale zgoda. Pod warunkiem, że niczego nie robisz sama, a jeśli tylko coś nie gra, przychodzisz do mnie, jasne?
Nie wydawało mi się, że ta kwestia podlega negocjacjom.
Ale nikt nie powiedział, że nie wolno ci kłamać.
- Dobrze.
- Świetnie. Swoją drogą, naprawdę nie… obrzydza cię to, że jestem stary?
Roześmiałam się, widząc grymas na jego ustach.
- Ty tak naprawdę? Snape, wiesz dobrze, że w świecie czarodziejów to tak nie działa. Wcale nie jesteś AŻ tak stary. Ja jestem pełnoletnia, a moi rodzice nie żyją. Nie jesteś moim nauczycielem. Nie ma powodów ani przeszkód ku temu związkowi.
- Chyba długo nad tym myślałaś, co?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiedziałam i utonęłam w jego oczach, gdy znowu mnie pocałował.
Weszłam do skrzydła szpitalnego i momentalnie zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Zapach, który unosił się w pomieszczeniu przywoływał na myśl śmierć. Zapewne tak właśnie śmierdziały rozkładające się zwłoki. Musiałam odganiać łzy na widok ciała Abigail. Niewiele zostało z dziewczyny, którą widziałam dwa tygodnie temu. Cała jej skóra pokryta była bąblami, a te, które pękły, zastępowane były nowymi. Zdawała się być tak drobna i krucha, że podmuch wiatru by ją złamał. Część włosów musiała jej wypaść, bo pojedyncze, mokre kępki przebijała łysina.
Musisz jej pomóc. Musisz.
Z trudem oderwałam wzrok od tego, co pozostało z prężnej, żywej i walecznej Abigail Moore. Serce na krótki moment mi zwolniło, gdy spojrzałam na Snape’a. Cieszyłam się, że tu był. W jakiś dziwny, pokręcony sposób wiedziałam, że jestem bezpieczna i w każdej chwili zrobi wszystko, żeby mi pomóc. Wpatrywał się we mnie tak samo jak Dumbledore i pani Pomfrey – ze smutkiem. Nie wierzyli w to, że mi się powiedzie. Abigail umierała i nic nie szkodziło nam spróbować, tylko dlatego pozwolili mi to zrobić.
- Hermiono? – Dumbledore uśmiechnął się zachęcająco i dopiero zorientowałam się, że stoję w miejscu, a moja różdżka spoczywa w dłoni.
Otrząsnęłam się i przybierając maskę twardej zawodniczki, podeszłam do łóżka.
Dasz radę.
- Czy ona wie...?
- Nie, ale sądzę, że nie miałaby nic przeciwko – powiedziała Poppy, stając obok mnie. – Nie chcieliśmy dawać jej nadziei, bo to jest gorsze od śmierci. – Dodała cicho.
Na ułamek sekundy zamknęłam oczy. Merlinie, dopomóż mi.
- Jesteś gotowa?
Spojrzałam na Dumbledore’a i wiem, co zobaczył w moich oczach. Strach.
Byłam przerażona do szpiku kości i resztkami sił powstrzymywałam swoje ramiona przed drżeniem.
Ale było za późno żeby się wycofać, zresztą – znienawidziłabym siebie, gdybym to zrobiła. Nie byłam tchórzem, a ta kobieta tutaj umierała.
Wzięłam głęboki wdech i raz jeszcze pozwoliłam sobie zerknąć na Snape’a, który od początku milczał. Śledził każdy mój ruch, ale odpowiadało mi to.
- Tak – powiedziałam i wypuściłam powoli powietrze z płuc. Uniosłam różdżkę nad ciałem Abigail. Wyglądała tak przeraźliwie krucho, tak delikatnie, na taką zmęczoną…
Musisz jej pomóc!
Wiem.
Zamknęłam oczy z wyciągniętymi dłońmi i pozwoliłam swojej magii przepłynąć przez każdą komórkę w moim ciele. Ciągle starałam się ją trzymać na wodzy, ale tym razem otworzyłam każde drzwi, a ona sączyła się na zewnątrz. Musiałam wyglądać podobnie, jak tworząc eliksir u Grindelwald’a, bo usłyszałam jak ktoś zaciągnął się powietrzem. Aura wokół mnie łaskotała delikatnie dłonie, a ciepło przelało się przez całe ciało. Musiało mi się udać. Czułam tę moc. Czułam potęgę, jaka drzemała w moim wnętrzu. Tworzyłam ją. W moich dłoniach powstawała konkretna forma, musiałam ją tylko ukierunkować...
- Vaculuum! – to jedno zaklęcie rozbrzmiewało w moich myślach. Nie ma pojęcia, czy powiedziałam to na głos, czy było niewerbalne, ale zadrżałam. Moc wypływała ze mnie prawie jak nadzienie z pysznego pączka.
Zrobiło mi się zimno. Tak strasznie zimno i smutno. Prawie tak jak wtedy, gdy dementorzy mnie dopadli, ale teraz było inaczej… Czułam ból, ale to nie był mój ból. Chciałam w końcu umrzeć, pozwolić sobie na odpoczynek…
Ciepło pojawiło się wokół mnie i otworzyłam oczy. Zamrugałam zdziwiona tym, że moje policzki są mokre. Na Merlina, dlaczego ja płakałam? I dlaczego Snape trzymał mnie na rękach? Znowu!
- Eee, postawisz mnie? – zapytałam niepewnie.
- A nie przewrócisz się znowu?
- A zrobiłam to?
Westchnął i odstawił mnie na ziemię. Przez chwilę nie miałam pojęcia, co ja tu robię i wtedy sobie przypomniałam. Abigail.
Spojrzałam na nią przelotnie – nic się nie zmieniło. Pani Pomfrey ze smutkiem przesuwała nad nią różdżką, ale Dumbledore oczy wlepione miał we mnie. Cholera, miał to samo spojrzenie co Grindelwald.
- Co z nią? – Mój głos drżał. Nie wiem, czy z zimna czy ze strachu, ale gdy patrzyłam na zmęczoną twarz Abigail, przypomniałam sobie te wszystkie uczucia, które mną targały.
Były moje czy jej?
- Nic się nie zmieniło – powiedziała pani Pomfrey, ze smutkiem kręcąc głową. – Podam jej coś na sen. Nie ma sensu, żeby budziła się tylko po to, żeby cierpieć. Myślę, że nie zostało jej już wiele czasu, Albusie – dodała, po czym odeszła.
Oddychałam szybko i płytko.
Nie udało mi się. Nie potrafiłam nikomu pomóc. Po co mi ta magia, skoro ją splamiłam i teraz jest bezużyteczna?
Chciało mi się płakać. Chciałam wyć. Nie tylko dlatego, że mi nie wyszło. Ta młoda dziewczyna leżała na łóżku i umierała. Była kolejną ofiarą wojny. Już nigdy miała nie zobaczyć swojej rodziny, słońca, pięknego zachodu ani fal rozbijających się o klif. Cierpiała, była zmęczona i wiedziała, że umiera.
Otuliłam się ramionami.
- Hermiono, przykro mi. Ale przewidywaliśmy, że tak właśnie będzie – powiedział w końcu Dumbledore i uśmiechnął się lekko. – To nie twoja wina, dziecko. Nie zadręczaj się. – Po tych słowach ruszył do drzwi i wyszedł.
Stałam osłupiała, wpatrując się w łóżko z tym, co pozostało na nim.
- Chodź, Granger – Snape położył dłoń na moim ramieniu i pociągnął lekko. – Nie ma sensu, żebyś tu sterczała. Już jej nie pomożemy.
Jęk wyrwał się z mojego gardła.
Miał rację – nikt już jej nie pomoże. Abigail umrze.
Pozwoliłam się poprowadzić. Nie zdziwiłam się, gdy weszliśmy zamiast po schodach to do jego pokoju. Zamknął cicho drzwi, a ja stałam na środku dywanu, czując pustkę w środku.
Wściekłam się, a złość wypełniła mnie, gdy tylko otulił mnie ramionami.
Odepchnęłam go.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam i wtedy łzy popłynęły. Cholera, tego właśnie nie chciałam.
Brawo, Hermiona! Jesteś uosobieniem opanowania i dojrzałości.
Pociągnęłam nosem i odważyłam się spojrzeć na niego. Nie patrzył na mnie, tylko gdzieś ponad moją głową i wiedziałam, że go zraniłam. Odtrąciłam jedynego człowieka, który zdawał się mnie zrozumieć. Tylko że nie chciałam jego łaski. Nie chciałam jego współczucia, bo nie tego teraz potrzebowałam.
- Powiedz mi, że masz Ognistą – rzuciłam, a on zamrugał i prychnął.
Tak, to było właśnie to czego pragnęłam w tym momencie.
Bez słowa podszedł do szafki w kącie i wyciągnął z niej butelkę. Z ulgą przyglądałam się, jak rozlewa ją do szklanek, chociaż wolałam porządnie pociągnąć z gwinta. No ale nie zagląda się darowanemu koniowi w zęby.
- Proszę – podał mi szklankę, którą natychmiast przechyliłam i wypiłam jej zawartość. Zapiekło mnie w gardle i musiałam odchrząknąć, ale to był słodki ból i zastępował ten psychiczny.
- Dzięki – wystawiłam rękę z pustym naczyniem, a on westchnął i wypełnił ją znowu.
Tym razem zdecydowałam się usiąść na podłodze, gdy trunek dostatecznie rozgrzał moje ciało. Oparłam się plecami o łóżko i zamknęłam oczy.
- Nie powinnaś uciekać w alkohol, kiedy sobie nie radzisz – odezwał się po kilku minutach milczenia.
Zaśmiałam się cicho.
Jasne, bo przecież Pan Idealny na pewno tego nie robi, prawda?
- Nie uciekam. Po prostu czuję, że tego mi trzeba. – A to przecież nie to samo. Wzruszyłam ramionami, otwierając oczy. – Wiesz, co jest najgorsze? – Pokręcił głową, siadając obok mnie. – Mogłam ich uratować. Wtedy, w wiosce. Wystarczyło, żebym szybciej ruszyła im na pomoc albo potem nie dała się znokautować Malfoy’owi. – Zacisnęłam dłoń na szklance. – Dlaczego wszystko chrzanię, co? Naprawdę chciałam jej pomóc. Wszystko, czego się dotknę… wszystko się sypie. – Spojrzałam na niego i pociągnęłam kolejny łyk. – Nie umiem nikogo uchronić, nikomu pomóc. Jestem totalnie bezużyteczna. – Roześmiałam się, gdy zrozumiałam, że dokładnie te słowa oddają, co czuję.
Byłam do niczego. Na początku miałam cel. Chciałam odnaleźć przyjaciół i za wszelką cenę przeżyć. Kiedy to zrobiłam, to nic więcej nie szło po mojej myśli. Nie udało nam się przeciągnąć olbrzymów na naszą stronę, schrzaniłam całkowicie sprawę z Grindelwaldem, zginął Alexander, a teraz umrze Abigail. Nie umiałam wykorzystać tego, co dostałam, nie umiałam się podporządkować. A na dodatek zadłużyłam się w swoim byłym nauczycielu. Żeby to jeszcze był Lockhart. Nie, to musiał być Severus Snape – zło wcielone.
Zaśmiałam się histerycznie, a on wyciągnął mi szklankę z ręki.
No pięknie, teraz miał mnie jeszcze za stuknięta i nawaloną.
- Granger, zrzędzisz jak stara baba. Przestań się użalać nad sobą, bo to niczego nie zmieni. Gdzie jest ta twarda Gryfonka, którą się tak szczyciłaś, co? - Prychnął z politowaniem, a ja za to musiałam się powstrzymać żeby znowu nie wybuchnąć. Miał jednak trochę racji. Ale tylko troszkę. - Poza tym, to nie była twoja wina – powiedział nagle, odstawiając szklankę na podłogę. – To nie jest twoja wina i nigdy tak nie myśl. Wszyscy jesteśmy dorośli i podejmujemy własne decyzje. Musisz to zrozumieć i nauczyć się z tym żyć. – Spojrzałam na niego. Chyba procenty dodały mi nieco odwagi, bo pozwoliłam sobie zauważyć jak piękne miał oczy. Czarne, obramowane długimi rzęsami. Osadzone głęboko, wciągały wręcz swoim blaskiem. – Nie uratujesz wszystkich. – Wzdrygnęłam się na te słowa. Jego wąskie, blade usta poruszały się powoli jakby idealnie stworzone dla moich. Nawet długi, zakrzywiony nos nie był tak dziwny jak kiedyś. Pasował do niego. Dodawał mu charakteru i pazura. Może to właśnie przez niego tak wszystkich przerażał? Mnie się w sumie podobał. Nawet nie pamiętałam już kiedy zaczęło tak być.
Zaczesał włosy za ucho i nim się opamiętałam, moja ręka wystrzeliła w ślad za jego. Przesunęłam palcami po chłodnym policzku. Był taki szorstki, a jednocześnie miękki pod moimi opuszkami.
Wzdrygnął się, ale nie odtrącił mnie. Przeciwnie – zamknął oczy i westchnął cicho, jakby mu ulżyło. Jak długo czekałam na to, żeby się przed nim otworzyć? Jak długo chciałam być tylko dzieckiem w jego oczach? Nie chciałam, żeby się o mnie troszczył, a jednocześnie tego pragnęłam.
- Nie chcę uratować wszystkich – szepnęłam, przysuwając twarz do niego.
Chcę uratować ciebie.
Pocałowałam go. Nie czekałam dłużej na ruch z jego strony – sama musiałam go wykonać. Dodawał mi otuchy, siły. On był moją siłą. W chwilach, gdy nie potrafiłam sama dźwigać dłużej wszystkich problemów, przychodził mi z pomocą. Nie wiem, czy kierował mną żal, pożądanie czy po prostu zachcianka, ale pragnęłam go całego.
Pocałunek rozlał się po moim wnętrzu i rozpalił ukryty głęboko ogień, który kiedyś obudził. Oplótł rękami moje ciało i nim się obejrzałam, siedziałam okrakiem na jego nogach. Na Merlina, gdybym nie wypiła, pewnie bym się rumieniła, ale teraz chciałam tylko czuć jego usta na swoich, jego dłonie na moim ciele i nie pozwolić mu przerwać. Najlepiej nigdy.
Spragniony, całował mnie tak jak tamtego dnia w lesie, ale teraz nie było bomby emocji do rozładowania. Przepełniona głodem, wsunęłam palce w jego włosy. Cichy jęk spowodował, że wszystko we mnie zapłonęło.
Chłodne dłonie błądziły po moich plecach, aż zahaczyły o rąbek koszulki i bez zbędnego patyczkowania się, podciągnęły ją do góry. Oderwałam się od jego ust tylko na sekundę, by pozwolić koszulce przejść przez głowę.
Cholera, nawet mnie nie ruszyło siedzenie w samej bieliźnie przed nim! Tyle ukradkowych spojrzeń, tyle pragnień ukrytych w jednej istocie… To musiało się w końcu wyrwać. I chciałam, żeby poczuł to samo, co ja. Żeby wiedział, jak bardzo go pożądam i na pewno te uczucia nie mają nic wspólnego z ojcowskimi.
Nie pozostając mu winna, przesunęłam dłonie wzdłuż twardego torsu i zatrzymałam dopiero na krawędzi czarnego materiału. Przestał mnie całować gwałtownie i zachłannie. Teraz muskał moje wargi, wsuwając zachęcająco język. Och, podjęłam tę grę. Tym razem to jego koszulka wylądowała na podłodze. Nie chciałam tego robić, ale musiałam się oderwać, by spojrzeć na jego umięśnione ramiona. Boże, jaki on był niesamowity. W tej chwili nie liczyło się nic poza nim. Bałam się tylko tego, że znowu mnie odtrąci. Podniosłam wzrok i gdy napotkałam jego oczy, wszelkie obawy rozwiały się. Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością, że nie pozostawiało to żadnych wątpliwości, co do jego pragnień.
Przesunął dłońmi po moich ramionach. Cholera, tej jeden gest był tak intymny, gdy patrzył mi przy tym w oczy… Rozchyliłam usta i od razu z tego skorzystał. Zaatakował mnie niczym drapieżnik i z pragnieniem wpił się w nie. Cały smutek i rezygnacja wyparowały ze mnie. Alkohol nadal rozgrzewał moje wnętrze, a w połączeniu z emocjami, to była prawdziwa mieszanka wybuchowa. Kręciło mi się w głowie, ale pchnęłam go na podłogę, co nie byłoby łatwe, gdyby mi na to nie pozwolił. Byłam słaba i zmęczona, a jednocześnie pobudzona jak nigdy wcześniej. Pozwolił mi zsunąć się niżej i teraz wargami wędrowałam po krzywiźnie jego żuchwy, po szyi w dół. Jednocześnie jego dłonie błądziły nieprzytomnie mi po plecach. Dreszcze przyjemności wstrząsały moim ciałem.
Przesunęłam językiem po twardym brzuchu i nie mogłam się oprzeć, by spojrzeć na ścieżkę włosków ciągnącą się od pępka w dół, gdzie znikały pod materiałem spodni.
Przyciągnął mnie z powrotem do siebie i przewrócił na plecy. Teraz on był na górze.
- Powinnaś uważać na swoje życzenia – mruknął mi do ucha, a na jego ustach pojawił się lubieżny uśmieszek. Zagryzłam wargę, starając się zachować ten pełen pożądania wygląd, a nie wybuchnąć śmiechem. Wspomnienie tych słów zawsze wywoływało we mnie różne emocje. Powiedział to przy naszym pierwszym spotkaniu, a potem, gdy pocałował mnie w hotelu.
- Jakoś nie potrafię się zmusić do tego, żeby żałować – zdołałam wydukać, gdy z lubością całował moją szyję.
Zaśmiał się cicho, ale nie przerwał. Jego dłonie głaskały mój brzuch, co chwila zahaczając o krawędź stanika.
Pragnęłam go tak bardzo, że nie potrafiłam zapanować nad własnym ciałem. Nie wiem, kiedy moje ręce powędrowały do jego spodni. Szarpałam się chwilę z paskiem, który do cholery nie chciał się rozpiąć i już sięgałam guzika, gdy złapał mnie za rękę.
- Przestań – rozkazał, a ja jak zaczarowana od razu odpuściłam. Oderwał się ode mnie i usiadł na moich udach.
Cholera. O cholera, cholercia!
Severus Snape siedział na mnie okrakiem bez koszulki, z rozpiętymi spodniami, a ja nie krzyczałam ze strachu, tylko z rozkoszy.
Świat powinien się zatrzymać, a piekło zamarznąć.
Musiałam odchrząknąć trzy razy nim udało mi się przywrócić sobie głos.
- Dlaczego? – zapytałam cicho i zrobiło mi się jakoś tak strasznie głupio. Naprawdę pytałam go, dlaczego kazał mi przestać? Czy to nie oczywiste?
Znowu zrobiłam z siebie idiotkę. On mnie wcale nie pragnął, dał mi tylko się wyżyć i dać upust emocjom.
Zacisnęłam usta. Pożądanie totalnie odpłynęło ze mnie. Zaczęłam się kręcić, ale wtedy złapał moje nadgarstki i przygwoździł do podłogi.
- Możesz przestać się kręcić? – zapytał cicho, pochylając się do mojej twarzy. – Cała się wiercisz i bardzo, ale to bardzo pobudzasz pewne strategiczne miejsca – mruknął z uśmieszkiem, gdy zaciągnęłam się powietrzem.
Żesz ty w mordę.
- Nim sobie coś ubzdurasz, a wiem, że tak zrobisz – zaczął, nie odrywając ode mnie spojrzenia – to pozwól mi dokończyć. – Skinęłam głową, przełykając z trudem ślinę. – Kazałem ci przestać, bo jesteś pijana i rozgoryczona – otworzyłam usta by zaprotestować, ale skutecznie uciszył mnie pocałunkiem. Po chwili (zdecydowanie za krótkiej!) oderwał się i westchnął. – Jesteś strasznie irytująca, wiesz? Zdecydowanie trzeba zatykać ci czymś usta. – Zrobiło mi się gorąco i już wiedziałam, że moje policzki pokryły się szkarłatem. Cholera! Teraz ci się na bycie pruderyjną zebrało?! Zaśmiał się cicho. – Ale wracając do tematu… Nie zamierzam wykorzystać pijanej nastolatki, chociaż przyznam, że znacznie mi to utrudniasz. Mogę cię już puścić? Będziesz grzeczną dziewczynką?
Merlinie kochaniutki, pozwól mi go wziąć tu i teraz!
- Będę – odpowiedziałam wbrew sobie, na co uśmiechnął się łobuzersko.
- To dobrze. – Puścił moje ręce i zszedł ze mnie. Trochę się zawiodłam, ale wyciągnął do mnie rękę i pomógł wstać z podłogi.
- Chyba nie rozumiem – powiedziałam w końcu, niezdolna wyobrazić sobie dalszych wydarzeń.
Schylił się i podniósł nasze koszulki. Wsunął swoją (musiałam się powstrzymać, żeby nie zedrzeć jej z powrotem) i podał mi moją. Westchnęłam, ale posłusznie ją ubrałam i usiadłam obok niego na łóżku, chociaż zdawało mi się to być teraz ostatnim miejscem, w jakim powinnam się znaleźć.
- Wiem, dlatego postaram ci się to wyjaśnić. – Jego głos nie był już tak przepełniony pożądaniem, ale wciąż pozostawał lekki i wesoły. To chyba dobry znak, no nie? – Nie odpuścisz prawda?
Spojrzał na mnie, a ja nie potrafiłam odwrócić wzroku. Nie wiem do końca, o czym mówił, ale nie należałam do osób, które się poddają.
Kimże bym była gdybym odpuściła, co?
Pokręciłam głową.
- Nie, nigdy nie daję za wygraną. – Wzruszyłam ramionami. – Chociaż przyznam, że nie wiem, do czego to teraz odnosisz.
- Do nas.
O kurwa.
Tego się nie spodziewałam. Długo czekałam na jakikolwiek gest z jego strony. Ba! Przygotowywałam sobie całe monologi, a w tej chwili jedyne, co zdołałam wykrzesać to ułomne „aha” i gapić się na niego jak sparaliżowana.
Parsknął śmiechem.
No tak, kwiat inteligencji – to ja!
- Nie jestem człowiekiem… który rozmawia o swoich… uczuciach – powiedział, krzywiąc się, jakby pożarł właśnie wyjątkowo kwaśną cytrynę. – Nie wymagaj tego ode mnie ani nie spodziewaj się żadnych słodkich słówek, randek w plenerze, ani kwiatów o poranku. – Przysięgam, że moja żuchwa zderzyła się w tym momencie z jądrem ziemi. – Jedyne, co mogę ci oferować to opryskliwe komentarze, partnera do pojedynków i niezbyt przyjemną twarz do oglądania.
- Słaba zachęta – wypaliłam, nim się ugryzłam w język. Przewrócił oczami.
- Póki co zaczynam wątpić, czy aby na pewno jesteś do końca świadomą osobą, bo w tej chwili wyglądasz, jakby co najmniej brakowało ci kilku połączeń w mózgu – powiedział, a ja parsknęłam śmiechem.
Zaraz, zaraz, czy on właśnie dawał NAM zielone światło? Nie, to było zbyt piękne…
- Gdzie jest haczyk? – zapytałam, marszcząc brwi. Uśmiechnął się przebiegle.
Wiedziałam!
- Nie ma żadnego haczyka. Po prostu widzę, że nie jestem w stanie dłużej trzymać cię z dala, bo i tak ładujesz się z buciorami w moje życie. Łatwiej mi będzie cię chronić mają cię blisko, niż pilnując, żebyś przypadkiem nie obmyśliła nowej, zagadkowej strategii.
Musiałam przygryźć wargę, żeby znowu nie zacząć się śmiać. Jednocześnie przyjemne ciepło wypełniło miejsce, gdzie zapewne posiadałam serce. Chciał się mną opiekować. I to nie jak dzieckiem. Chciał mnie jako kobietę. Prawdziwą, z krwi i kości.
- Wiesz, że jestem całkowicie skopana i popaprana, prawda? Ale… zależy mi na tobie – powiedziałam cicho, spuszczając wzrok. No dobra, gadka szmatka o uczuciach też nie była moją mocną stroną. – Nie umiem przestać myśleć i cię ignorować, Snape. Już wcześniej…
- Wiem. Nie jestem ślepy ani głuchy, Granger. – Potarł oczy i westchnął. – Musiałem trzymać cię z daleka. Kurwa! Nadal powinienem! – warknął, zaciskając dłonie w pieści.
Uniosłam wzrok i chwyciłam jego ręce w swoje palce.
- Jestem duża, potrafię o siebie zadbać – szepnęłam łagodnie. Zamrugał i pokręcił głową.
Nie zamykaj się, nie chowaj się w tej pieprzonej skorupie!
- Raz już mi na kimś zależało. I straciłem ją, rozumiesz? Zginęła przez moją głupotę.
- Wiem. Ale to nie była twoja wina. To Voldemort ją zabiał, nie ty.
Prychnął, a uśmiech, jaki pojawił się na jego ustach, wywołał we mnie dreszcz.
- Tak, tym razem może być inaczej.
No i się zaczyna.
Potrafiłam zrozumieć jego obawy, bo sama drżałam za każdym razem, gdy znikał albo wchodził w jakiś konflikt. Nie bałam się tak o własne życie jak o jego i najwyraźniej on czuł dokładnie to samo.
To pozwoliło mi zrozumieć, że oboje jesteśmy popaprani do reszty, zepsuci i pełni wad, ale jednocześni gotowi do poświęcenia w imię czegoś, co chyba nazywało się miłością.
- Posłuchaj. Potrafię o siebie zadbać, ale przy tobie czuję się… bezpieczniej. Wcześniej byłam sama i radziłam sobie, ale gdy mnie odnalazłeś… gdy zostaliśmy partnerami… Zrozumiałam, co to znaczy mieć wsparcie. Nie pozwoliłeś mi się złamać. Nie pozwoliłeś mi umrzeć. A było kilka okazji ku temu.
- Kiedyś mogę nie zdążyć – mruknął, krzywiąc się, ale rozluźnił pięści.
- Tak, ale to nie zmieni tego, że i bez ciebie mogę zginąć. Zresztą, ty też nie jesteś wcale w lepszym położeniu. – Uśmiechnęłam się lekko i pogładziłam kciukiem jego dłonie. – Oboje jesteśmy wyrzutkami, oboje przeszliśmy więcej niż inni. Pozwól mi… dzielić to z tobą. – Dodałam cicho. Być może to alkohol dodawał mi odwagi, a może po prostu miałam już po dziurki w nosie udawania, że niczego między nami nie ma. – Wiesz, dlaczego twój patronus zawsze mnie odnajduje? – To go zainteresowało. Zmarszczył czoło i potrząsnął głową. – Bo zawsze tego pragnę. Pierwszy raz, gdy na mnie trafiłeś byłam z Ginny. Za wszelką cenę chciałyśmy odnaleźć jej rodzinę, a ty byłeś naszą drogą. Więc przyciągnęłam cię do siebie. Każdy kolejny raz… Pragnęłam, żebyś był przy mnie. Moja magia przyciąga twojego patronusa, bo jest całkowitym przeciwieństwem mnie. Ty jesteś czarny, ja jestem biała. Właśnie o tym czytałam tego dnia, gdy siedziałam w twoim pokoju, a potem przeniosłeś mnie do łóżka – wyjaśniłam spokojnie i puściłam jego dłonie.
Przez chwilę milczał i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem.
No dalej, Snape, nie pozwól mi sobie wmawiać różnych głupot!
- Jesteś najbardziej stukniętą, pokręconą, zarozumiałą osobą, jaką znam. Ale najwidoczniej nie mieli nic lepszego na stanie. – Uśmiechnął się krzywo.
Klepnęłam go w ramię, wydymając wargi jak dziecko.
- Dupek – mruknęłam, ale nie mogłam zatamować wybuchu endorfin w moim mózgu. Pozostawała jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia. – A co z Hestią?
O Boże. Dopiero, gdy zadałam to pytanie, poczułam jak bardzo mi ono ciążyło. Musiałam się dowiedzieć, na czym stoję i czy przypadkiem nie zostaję nałożnicą szatana.
Piękne porównanie, wręcz trafiłaś w sedno.
- A co ma z nią być? – Zmarszczył brwi, ale jego ręka oplotła mnie w talii i przyciągnęła do jego torsu. – Nie wiem jak ty, ale ja jestem monogamistą i nie toleruję trójkątów. Żeby to było jasne.
Zatkało mnie na chwilę i musiałam się otrząsnąć. Merlinie, ten człowiek był bardziej rozwiązły w tych tematach, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać!
- Spokojnie, nie kręcą mnie takie rzeczy – mruknęłam, starając się zignorować jego dłoń głaszczącą moje biodro. – Myślałam, że ty i ona… No sama tak się zachowywała!
Przestał i spiął się cały.
No i na cholerę żeś pytała idiotko?!
- To dlatego rozbiłaś wtedy szklankę? – Obrócił moją twarz ku swojej i miałam ochotę rozpłakać się z ulgi na widok troski w jego oczach.
O tak, Hermiona – sto, Hestia – zero!
- Nie zrobiłam tego specjalnie. Ale kiedy paradowała z gołym tyłkiem, w męskiej koszuli i pierwsze, o czym mówiła to o tobie, to co miałam…
- Mogłaś zapytać. – Skrzywił się i westchnął, po czym znowu zaczął kręcić kółeczka kciukiem. – Ja i Jones… Owszem, kiedyś współpracowaliśmy i nas coś łączyło, ale… to było, na Merlina, dziesięć lat temu! Pomogłem jej i odczuwa teraz chorobliwą potrzebę troski o mnie, jakbym tego potrzebował. – Ulżyło mi, słysząc gorycz w jego głosie, ale nie umknęło też, że COŚ ich łączyło.
Głupia, tleniona blondi! Znienawidziłam ją w tym momencie jeszcze bardziej.
- Więc dlaczego zachowuje się jakby należał do niej?
- A skąd ja u diabła mam to wiedzieć? – rzucił zirytowany, zaciskając palce na moim biodrze. – Równie dobrze mógłbym cię zapytać, dlaczego tak szybko przerzuciłaś się na Kruma. – Prawie splunął wypowiadając jego nazwisko.
I tu mnie miał. Co miałam powiedzieć? Że próbowałam wzbudzić w nim zazdrość? Niech mnie piekło pochłonie, jeśli to zrobię.
- Chciałam wyciągnąć od niego, dlaczego Dumbledore go tu ściągnął.
Odsunął mnie gwałtownie od swojej piersi i spojrzał surowo.
- Nie powinnaś się w to mieszać. Sam się tym zajmę.
Poczułam, jak moje oczy robią się wielkości galeona.
- A więc ty też to widzisz! Świetnie, nie muszę w takim razie sama niuchać dalej.
- Nigdzie nie będziesz niuchać. Koniec i kropka.
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Chyba zapomniałeś o jednej kwestii. Nigdy nie będziesz mi mówił, co mam robić, bo jesteśmy sobie równi, jasne? Nie zachowuj się jak szowinistyczna świnia.
Zgromił mnie wzrokiem, ale wytrzymałam tę złość w jego oczach.
- To jest troska, Granger – mruknął przez zęby. – Ale zgoda. Pod warunkiem, że niczego nie robisz sama, a jeśli tylko coś nie gra, przychodzisz do mnie, jasne?
Nie wydawało mi się, że ta kwestia podlega negocjacjom.
Ale nikt nie powiedział, że nie wolno ci kłamać.
- Dobrze.
- Świetnie. Swoją drogą, naprawdę nie… obrzydza cię to, że jestem stary?
Roześmiałam się, widząc grymas na jego ustach.
- Ty tak naprawdę? Snape, wiesz dobrze, że w świecie czarodziejów to tak nie działa. Wcale nie jesteś AŻ tak stary. Ja jestem pełnoletnia, a moi rodzice nie żyją. Nie jesteś moim nauczycielem. Nie ma powodów ani przeszkód ku temu związkowi.
- Chyba długo nad tym myślałaś, co?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiedziałam i utonęłam w jego oczach, gdy znowu mnie pocałował.
"Jesteś najbardziej stukniętą, pokręconą, zarozumiałą osobą, jaką znam. Ale najwidoczniej nie mieli nic lepszego na stanie."- cudo!
OdpowiedzUsuńGertrealine
Dziękować. <3
UsuńO jejciu...O jeju,o jeju,o jeju!To jest cudowne!!!Nareszcie do tego pustego(ale pięknego)łba Seva dotarło że nie ma żadnych przeszkód do zwiazku. Rozdział cudowny. Zamurowało mnie. Koniec kropka.Nic więcej nie jestem w stanie dodać.
OdpowiedzUsuńMartyna
Ach, dziękuję bardzo! W końcu dojrzałam do ich związku. :D
UsuńJestem zachwycona! <3
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział, jest NAJLEPSZY... Sev w końcu poszedł po rozum do głowy i zdecydował się na związek z Hermioną.
Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego zakończenia dnia, niż Twoja dzisiejsza notka :-)
Mam nadzieje, że szybko wrócisz do Nas z kolejną genialną częścią...
Życzę weny I czasu :-)
WampDam
Bardzo się cieszę, że tak miło zakończyłam Twój dzień. :D Czy ja wiem czy bycie z Mionką jest mądre i rozważne... Ale w końcu to Sevcio - niczego się nie boi! xD
UsuńCudowny rozdział! Nareszcie Sev wziął się w garść!:) No i w końcu wyjaśniło się co tak naprawdę łączy z nim Hestię ;) Uwielbiam i czekam na ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż, Hestia jeszcze się pojawi, co do tego nie mam wątpliwości. :) Ale dajmy im chwilę wytchnienia... :D
UsuńOmg omg omg omg! Nareszcie! AWWW..��❤ Jak się cieszę ze z ta Hestia nic hi nie łączyło! :3 :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny na ciąg dalszy! ^^
Pozdrawiam
-Darietta
Nie tak do końca NIC, ale wiadomo - nieważne co było. :>
UsuńDziękuję i również pozdrawiam. :3
Jak mogłaś zła kobieto , dlaczego ?! Hestia i Snape mogło być tak pięknie i tak ciekawie a teraz po prostu nic ich nie łączy chlip chlip dlaczego? chlip . A tak naprawde fajny rozdział ( gdyby tylko była Hestia byłbym spełniony ) wreszcie Sevcio się otwiera . Jeszcze taka mała rada , jak zabijaniem chcesz wzbudzić emocje musi zginąć ktoś kogo znamy dłużej niż 3 rozdziały , dlatego śmierć rona działała bo go znaliśmy , a jak giną anonimy pare razy wspomniane nie wzbudzi w nas to takich uczuć, np. Hestie już nakreśliłaś ( niczego nie sugeruje. )Jakby zgineła poczulibyśmy większy ból czy zmiane
OdpowiedzUsuńHmmm, spokojnie, to jeszcze nie koniec tej historii, a jak wszyscy wiemy kobiety bywają naprawdę paskudne. :D
UsuńPrawdę mówiąc to obiecałam stworzyć to opowiadanie nieco weselsze niż poprzednie i dlatego nie przywiązuję zbytniej uwagi do przyjaźni z bohaterami, którzy giną. :) Oczywiście nie mówię, że tak będzie do końca, bo sama nie wiem jeszcze co pojawi się dalej. :3 Nie mniej jednak dziękuję za opinię i postaram się sprostać i Twoim wymaganiom. <3
Nie musisz się starać już piszesz bardzo dobrze , narzekam ale tylko dlatego że wyobrażałem sobie że historia pobiegnie inaczej ( co nie oznacza że twoja wersja jest zła przeciwnie jest bardzo dobra ) a po za tym bardzo polubiłem Blond Kudły i zależy mi na jej szczęściu
UsuńJesteś niesamowita dziewczyno! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc nowy rozdział :) dziękuję, że dzięki Tobie na chwile mogę oderwać się w zupełnie inny świat. Pisz dla nas więcej bo piszesz tak dobrze, tak lekko i genialnie, że wciągasz w tekst już jednym zdaniem. Marta.
OdpowiedzUsuńJeju, to są najpiękniejsze słowa jakie mogę przeczytać. <3 Ogromną przyjemność sprawia mi fakt, że komuś moje opowiadanie pozwala się oderwać. :3
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam!
Czytałam rozdział o 1 w nocy .. I teraz mogę w końcu napisać komentarz ^^ no po prostu no nie, no nie ... Merlinie czy Ty to widzisz? Doczekaliśmy się "zielonego światła" dla ich związku ♡ jestem zachwycona ^.^ temat Hestii się w końcu wyjaśnił .. no jest po prostu pięknie, wzruszająco i szczeka normalnie opada z zachwytu *.* czekamy na ciąg dalszy, weny, uśmiechu ;) pozdrowionka ;*
OdpowiedzUsuńAch, bardzo dziękuję! Obiecuję, że ciąg dalszy będzie równie "dobry", a może i nawet lepszy - postaram się z całych sił!
UsuńPozdrawiam! <3
Marta! Nominuję Cię do Liebster Blog Award, po pytania zajrzyj tutaj: http://hgsstajemnicazdarzen.blogspot.com.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Szach Mat.
Och nie, nawet nie wiem jak się za to zabrać!
UsuńAle dziękuję i postaram się odpowiedzieć. :3
Kłaniam się w pas i czekam na odpowiedzi. ;)
UsuńCzytałam 8 razy! I aż nie wiem co powiedzieć!
OdpowiedzUsuńGenialny! Cudowny...
wiesz, że uwielbiam takie momenty <3
~DeMonique
Ahahaha, szalejesz! Dziękuję bardzo. :3
UsuńPozdrawiam. <3
Przeczytałam jeszcze ze 30 razy i no nie mogę się ogarnąć <3 Wiesz, że jestem uzależniona od tego opowiadania ale jeśli Sev się rozmyśli w przyszłym odcinku czy coś... cokolwiek... to skoczę z mostu! a chyba nie chcesz mieć mnie na sumieniu :D
UsuńNie wiem jak to robisz ale dokładnie wbijasz się w mój gust jeśli chodzi o to opowiadanie :D Poprzednie było świetne! Aaaaale Panaceum to już jest dla mnie mistrzostwo. Serio- jesteś świetna. A to opowiadanie to ostatnio jedyna rzecz która poprawia mi humor więc masz je ciągnąć jeszcze przez 100 rozdziałów i ma być happy end :D
~DeMonique
Nie no nie chcę Ci za bardzo słodzić bo ja mam taki charakter Snape'owski :D !!!
UsuńAle właśnie to opowiadanie, cały Severusowy sarkazm w nim zawarty (!) - o ironio! W tym opowiadaniu widzę miłość ze swoich młodzieńczych marzeń :D POMIMO TEGO ŻE ZA STARA JESTEM I ZA MĄŻ BĘDĘ WYCHODZIĆ !!! :D -
- to taki Snape z Twojego opowiadania... echhh :D <3 Ideał!
~DeMonique po raz trzeci!
Och, serio?! No to moje gratulacje! Ja do ślubu się nie palę, ale to fakt -ten Snape to taki ideał mężczyzny. *.*
UsuńCieszę się ogromnie, że aż tak wstrzeliłam się w Twój gust i spełniam niespełnione pragnienia xD Bardzo Ci dziękuję, chyba potrzebowałam takiej zachęty, bo ciężko mi wrócić do pisania po miesiącu lenistwa. :C Ale już się biorę i kończę kolejny rozdział!
mi też się do ślubu nie spieszy, ANI TROCHĘ! :P :D no ale dziękuję ;d
Usuńto kiedy nowy rozdział? :D
~DeMonique
Będę zwięzła....
OdpowiedzUsuńNo najleeeepiej nooo! <3
W końcu związeczek. ;D
Gdyby to była inna para, rzekłabym "nuuuda", ale podejrzewam, że w ich przypadku teraz to się dopiero będzie działo.
Po raz kolejny chyba to napiszę, ale uwielbiam narrację Hermiony. Jest przezabawna.
Obiecuję, że nie będzie tęczy i nie będzie nudno! W końcu to Sevcio. ♡
UsuńDziękuję, starałam się zrobić z niej nieco sarkastyczną i z dystansem. Trochę wzorowana na mnie, łatwiej pisać xD
Dziękuję!
Matko Boska i wszyscy święci genialny rozdział! Pozostałe również są świetne, ale to chyba najlepszy rozdział jaki czytałam, teksty Seva - mistrzostwo :D
OdpowiedzUsuńDziękować. ♡ Bardzo mnie to cieszy!
UsuńNa Merlina! Nareszcie! Ja cię Marta kocham za ten tekst!!!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozdział chyba ze sto razy: a nuż za kolejnym razem dojdę do wniosku, że się myliłam i tekst naprawdę nie jest taki wspaniały, jak myślałam? Ale nie miałam racji - jest nawet wspanialszy. Moim zdaniem jest wręcz genialny.
I ten fragment: " Jesteś najbardziej stukniętą, pokręconą, zarozumiałą osobą, jaką znam. Ale najwidoczniej nie mieli nic lepszego na stanie". Jejciu, już widzę Irytka układającego o tym odę. Oda Do Prychającego Wyznanie Miłosne Severusa. Oj, źlej mi wieczorami.
Dzięki za chwile uchachania i do przeczytania w następnym rozdziale! Mam chrapkę na większe Co-Nieco :D
ILoveSnowCake