Tak jak obiecałam pojawia się nowy rozdział. :)
Nadal proszę o opinie na temat poniższej miniaturki. :D
Rozdział zbetowany ponownie przez Dominikę, której serdecznie dziękuję za pomoc!
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i zapraszam do czytania!
****************************************************************
Wpatrywałam się przed siebie przez chwilę, starając
opanować. Serce waliło w mojej piersi, jakby miało za sekundę z niej wyskoczyć
i uciec stąd dokładnie tak, jak ja miałam ochotę w tej chwili.
Ale musiałam się uspokoić. Wzięłam kilka głębszych wdechów, zamykając na chwilę oczy.
Jesteś na to za mądra! Pozbieraj się, macie zadanie do wykonania.
Z udawaną pewnością, jak gdyby nigdy nic się nie działo, podniosłam wzrok na Snape’a.
- Co robimy? – zapytałam, odwracając się tyłem do naszego obiektu.
- Musimy postarać się wyciągnąć z niego coś na początku, żeby wiedzieć, jak się za niego zabrać. – powiedział spokojnie i w końcu spojrzał na mnie przesycony obojętnością. – Obawiam się, że ty musisz to zrobić. Mnie mógł gdzieś widzieć i cała ta maskarada będzie na nic. – skrzywił się, a ja starałam zignorować przytyk do naszej obecności tutaj, do tych niesamowitych strojów, które przyodzialiśmy, do całej atmosfery i do tego, że prawie mnie pocałował.
- Zrobię to – skinęłam głową i z ulgą ruszyłam w stronę Grindelwald’a, który uśmiechał się zachęcająco.
Miałam wrażenie, że Snape wypali mi zaraz dziurę w plecach, ale musiałam się pozbyć tego uczucia. Roztrzepałam rozczochrane już loki na głowie i przybrałam najsympatyczniejszy wyraz twarzy, na jaki byłam w stanie się zdobyć.
Czas zacząć grę.
Stanęłam kilka kroków od niego, sięgając po lampkę wina, którą zaoferował kelner. Posłałam mu czarujący uśmiech i z nieudawaną chęcią i zachwytem, upiłam łyk. Momentalnie ciepło i odwaga pojawiły się, zastępując zażenowanie tym wieczorem. Chociaż nie musiałam dłużej ukrywać cholernych rumieńców. Tak blisko… Tak blisko był!
Odtrąciłam irytację na bok i z wdziękiem słoniątka przechyliłam kieliszek, a jego zawartość wylała się na moją sukienkę.
- O cholera! – zawołałam, a kilak głów obróciło się w moją stronę.
To również zwróciło uwagę Grindelwald’a, który zerknął, ale ja odwróciłam się tyłem do tłumu i sięgnęłam po czarną różdżkę ukrytą pod podwiązką na udzie.
Rozejrzałam się dyskretnie i machnęłam nią wzdłuż sukienki, a ciemna plama zniknęła, pozostawiając ją w nienaruszonym stanie.
Mogłam sobie spokojnie dać Wybitny za tak świetny występ, bo dostałam dokładnie to, czego chciałam.
- Przepraszam panienko, że przerywam ten jakże uroczy wieczór – usłyszałam ponad głową i odruchowo podniosłam ją, starając się wyglądać na przestraszoną i zaskoczoną – ale wygląda na to, że mamy coś wspólnego.
Skinął na moją sukienkę, a ja prychnęłam i odwróciłam się.
- Doprawdy, nie wiem, o czym pan mówi. – Odpowiedziałam obrażona, ale to go wcale nie zniechęciło.
- Ależ dobrze widziałem, cóż pani uczyniła i zapewniam panią, że niczym się nie różnimy.
Zmierzyłam go z wyższością i z nieudawanym obrzydzeniem, wykrzywiłam usta.
- Powtarzam raz jeszcze: nie wiem, o co panu chodzi, ale jestem więcej niż pewna, że jesteśmy zupełnie inni.
- Jest pani czarownicą, zupełnie tak jak ja.
Zamrugałam i spojrzałam na niego niepewnie.
- Na brodę Merlina, przepraszam pana najmocniej! – pokręciłam smutno głową. – Wzięłam pana za jakiegoś… natręta. Proszę o wybaczenie – rozciągnęłam usta w przepraszającym uśmiechu, a on roześmiał się cicho.
- Nic nie szkodzi. Nie dziwi mnie to wcale. To dość… nieoczywiste miejsce na takie spotkanie. Jest panienka z rodziną?
- Och nie, z przyjacielem, ale gdzieś się zapodział.
- Rozumiem. Czy on również…?
- Tak, też jest czarodziejem. Dość potężnym – dodałam cicho, a w jego oku pojawił się wyczekiwany błysk.
- Naprawdę? To ciekawe. Co was tutaj sprowadza w ten uroczy wieczór?
Wzruszyłam ramionami.
- Zabawa. Wie pan, te czasy nie są zbyt… rozrywkowe, a każdemu potrzeba odrobiny oderwania się od koszmaru, w jakim przyszło nam żyć – westchnęłam z nieudawanym zawodem, a on uśmiechnął się.
- Jestem pewien, że u boku kogoś tak potężnego jest pani bezpieczna. Poza tym nie wygląda mi pani na… nieczystej krwi i wydaje mi się, że nie ma się czego obawiać.
- Och, pozory mogą mylić – spojrzałam na niego, a w środku się gotowałam.
Więc jednak zależało mu na czystej krwi, tak?
- Proszę mnie źle nie zrozumieć – przysunął się i pochylił. – Nie mam nic przeciwko mugolakom i sam chętnie bym im pomógł, gdyby tylko istniała szansa.
- Widzę, że podziela pan poglądy świętej pamięci Albusa Dumbledore’a – powiedziałam nieśmiało.
Wyciągnięcie go podziałało na Grindelwald’a niczym porażenie prądem.
Cofnął się o krok, a po jego twarzy przez chwilę przelewało się wiele emocji. W końcu przybrał ten sam, neutralny wyraz.
- Zgadza się. Wiele wniósł do tego świata i jestem pewny, że gdyby mógł, to podalibyśmy sobie ręce.
Miałam wrażenie, że w jego głosie czai się nutka melancholii, ale nie znałam ich historii, więc nie zamierzałam wyciągać pochopnych wniosków.
- Może się przejdziemy?
- Chętnie – odparł i wyciągnął ramię do mnie.
Przemilczałam to, że nawet się nie przedstawił, chociaż tak czy siak doskonale wiedziałam, kim jest.
Podczas krótkiego spaceru miałam okazję się mu przyjrzeć.
Miał jasnobrązowe, sięgające ramion włosy, a jego twarz pokryta była licznymi zmarszczkami, chociaż wciąż wyglądała niezwykle dostojnie. Niebieskie, zmęczone oczy lustrowały korytarz, na który wyszliśmy. Był wyższy ode mnie, chyba wysokości Snape’a, ale nieco szerzej zbudowany.
Przed nami jak na zawołanie wyrósł młodszy, czarnowłosy mężczyzna i wydawało mi się, że jego wzrok zatrzymał się chwilę dłużej na mojej dłoni owiniętej wokół jego przegubu.
- Dobry wieczór – powiedział, podchodząc do nas.
Mój towarzysz uśmiechnął się lekko i skinął głową, odsuwając się ode mnie.
- Rozumiem, że to twój przyjaciel? – zwrócił się do mnie.
Nie wiem dlaczego, ale serce waliło mi jak oszalałe, a żołądek skręcał się w niepokoju.
Dwóch potężnych czarodziejów w jednym miejscu nie zapowiadało niczego dobrego.
- Tak. I oboje wiemy, że to ty jesteś Grindelwald. – powiedziałam, unosząc pewnie głowę.
Zaskoczony zamrugał.
- Kim jesteście?
- Nazywam się Severus Snape – podszedł do nas i stanął obok mnie. Oczy Grindelwald’a zrobiły się jeszcze większe, jakby się wystraszył. – I wygląda na to, że o mnie słyszałeś.
Nim się obejrzałam, oboje mierzyli w siebie różdżkami.
- Czego chcecie? – warknął, a ja uniosłam pokojowo ręce, obrzucając przy tym Snape’a wściekłym spojrzeniem.
- Chcemy porozmawiać. Jestem Hermiona Granger, przyjaciółka Harrego Potter’a, o którym pewnie pan słyszał. – zwróciło to jego uwagę, chociaż niewiele obeszło go wywołanie Chłopca, Który Przeżył. – Przysyła nas Dumbledore, bo chce się z panem spotkać.
Spodziewałam się różnych reakcji, ale na pewno nie wybuchu śmiechu z jego strony.
- Dumbledore? Macie mnie za głupca? – warknął, spoglądając to na mnie, to na Snape’a. – Dumbledore nie żyje i sama przed chwilą to powiedziałaś.
- Dumbledore nigdy nie umarł. To był podstęp, a teraz chce się z Toba spotkać – syknął Snape, całkowicie poirytowany.
- Niby dlaczego miałbym wam wierzyć? Sam by się pofatygował.
- Uznał, że nie będziesz chciał z nim rozmawiać i prosił, byśmy cię do tego przekonali.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie, a nagle wyprostował i opuścił różdżkę.
- Powiedzmy, że wam wierzę. Dlaczego jednak miałbym przystać na waszą prośbę?
Zaskoczył mnie i na to nie miałam przygotowanej odpowiedzi. Snape był szybszy.
- Bo tu chodzi o coś więcej niż twoje przekonania.
Roześmiał się ponownie.
- Doprawdy? Coś mi się nie wydaje i wciąż nie potrafię wam uwierzyć w zmartwychwstanie Albusa.
- Sprawdź moje myśli – rzuciłam nim to przemyślałam i pożałowałam, gdy jego chciwe oczy przesunęły się na mnie, a na ustach wykwitł szeroki uśmiech.
- Chcesz mnie wpuścić do swojej głowy panienko? Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś mistrzem oklumencji, hmm?
- Zaufaj mi, nie jest – mruknął Snape i prawie się uśmiechnęłam, słysząc rezygnację w jego głosie.
- Zrobimy tak – powiedział po krótkim zastanowieniu. – Nikomu nie będę grzebał w głowie i pójdę z wami, ale pod jednym warunkiem. – przebiegły uśmiech wcale nie zapowiadał niczego dobrego. – Jedno z was, wybierzcie, które, ma się ze mną zmierzyć. Jeśli wygra – idę z wami. Jeśli nie – no cóż… Żegnamy się raz na zawsze. Umowa stoi?
Spojrzałam niepewnie na Snape’a. Wiedziałam, że nie pozwoli mi się z nim zmierzyć i w duchu dziękowałam mu za to, ale z drugiej strony, czy on sam miał szansę przeciwko komuś takiemu?
Snape skinął głową i podszedł do niego.
- Stoi – powiedział tylko, a Grindewald z paskudnym uśmiechem wyciągnął do nas ręce i już po chwili staliśmy na piaszczystej plaży, a wokół otaczały nas jedynie skały i wzburzone morze.
Ale musiałam się uspokoić. Wzięłam kilka głębszych wdechów, zamykając na chwilę oczy.
Jesteś na to za mądra! Pozbieraj się, macie zadanie do wykonania.
Z udawaną pewnością, jak gdyby nigdy nic się nie działo, podniosłam wzrok na Snape’a.
- Co robimy? – zapytałam, odwracając się tyłem do naszego obiektu.
- Musimy postarać się wyciągnąć z niego coś na początku, żeby wiedzieć, jak się za niego zabrać. – powiedział spokojnie i w końcu spojrzał na mnie przesycony obojętnością. – Obawiam się, że ty musisz to zrobić. Mnie mógł gdzieś widzieć i cała ta maskarada będzie na nic. – skrzywił się, a ja starałam zignorować przytyk do naszej obecności tutaj, do tych niesamowitych strojów, które przyodzialiśmy, do całej atmosfery i do tego, że prawie mnie pocałował.
- Zrobię to – skinęłam głową i z ulgą ruszyłam w stronę Grindelwald’a, który uśmiechał się zachęcająco.
Miałam wrażenie, że Snape wypali mi zaraz dziurę w plecach, ale musiałam się pozbyć tego uczucia. Roztrzepałam rozczochrane już loki na głowie i przybrałam najsympatyczniejszy wyraz twarzy, na jaki byłam w stanie się zdobyć.
Czas zacząć grę.
Stanęłam kilka kroków od niego, sięgając po lampkę wina, którą zaoferował kelner. Posłałam mu czarujący uśmiech i z nieudawaną chęcią i zachwytem, upiłam łyk. Momentalnie ciepło i odwaga pojawiły się, zastępując zażenowanie tym wieczorem. Chociaż nie musiałam dłużej ukrywać cholernych rumieńców. Tak blisko… Tak blisko był!
Odtrąciłam irytację na bok i z wdziękiem słoniątka przechyliłam kieliszek, a jego zawartość wylała się na moją sukienkę.
- O cholera! – zawołałam, a kilak głów obróciło się w moją stronę.
To również zwróciło uwagę Grindelwald’a, który zerknął, ale ja odwróciłam się tyłem do tłumu i sięgnęłam po czarną różdżkę ukrytą pod podwiązką na udzie.
Rozejrzałam się dyskretnie i machnęłam nią wzdłuż sukienki, a ciemna plama zniknęła, pozostawiając ją w nienaruszonym stanie.
Mogłam sobie spokojnie dać Wybitny za tak świetny występ, bo dostałam dokładnie to, czego chciałam.
- Przepraszam panienko, że przerywam ten jakże uroczy wieczór – usłyszałam ponad głową i odruchowo podniosłam ją, starając się wyglądać na przestraszoną i zaskoczoną – ale wygląda na to, że mamy coś wspólnego.
Skinął na moją sukienkę, a ja prychnęłam i odwróciłam się.
- Doprawdy, nie wiem, o czym pan mówi. – Odpowiedziałam obrażona, ale to go wcale nie zniechęciło.
- Ależ dobrze widziałem, cóż pani uczyniła i zapewniam panią, że niczym się nie różnimy.
Zmierzyłam go z wyższością i z nieudawanym obrzydzeniem, wykrzywiłam usta.
- Powtarzam raz jeszcze: nie wiem, o co panu chodzi, ale jestem więcej niż pewna, że jesteśmy zupełnie inni.
- Jest pani czarownicą, zupełnie tak jak ja.
Zamrugałam i spojrzałam na niego niepewnie.
- Na brodę Merlina, przepraszam pana najmocniej! – pokręciłam smutno głową. – Wzięłam pana za jakiegoś… natręta. Proszę o wybaczenie – rozciągnęłam usta w przepraszającym uśmiechu, a on roześmiał się cicho.
- Nic nie szkodzi. Nie dziwi mnie to wcale. To dość… nieoczywiste miejsce na takie spotkanie. Jest panienka z rodziną?
- Och nie, z przyjacielem, ale gdzieś się zapodział.
- Rozumiem. Czy on również…?
- Tak, też jest czarodziejem. Dość potężnym – dodałam cicho, a w jego oku pojawił się wyczekiwany błysk.
- Naprawdę? To ciekawe. Co was tutaj sprowadza w ten uroczy wieczór?
Wzruszyłam ramionami.
- Zabawa. Wie pan, te czasy nie są zbyt… rozrywkowe, a każdemu potrzeba odrobiny oderwania się od koszmaru, w jakim przyszło nam żyć – westchnęłam z nieudawanym zawodem, a on uśmiechnął się.
- Jestem pewien, że u boku kogoś tak potężnego jest pani bezpieczna. Poza tym nie wygląda mi pani na… nieczystej krwi i wydaje mi się, że nie ma się czego obawiać.
- Och, pozory mogą mylić – spojrzałam na niego, a w środku się gotowałam.
Więc jednak zależało mu na czystej krwi, tak?
- Proszę mnie źle nie zrozumieć – przysunął się i pochylił. – Nie mam nic przeciwko mugolakom i sam chętnie bym im pomógł, gdyby tylko istniała szansa.
- Widzę, że podziela pan poglądy świętej pamięci Albusa Dumbledore’a – powiedziałam nieśmiało.
Wyciągnięcie go podziałało na Grindelwald’a niczym porażenie prądem.
Cofnął się o krok, a po jego twarzy przez chwilę przelewało się wiele emocji. W końcu przybrał ten sam, neutralny wyraz.
- Zgadza się. Wiele wniósł do tego świata i jestem pewny, że gdyby mógł, to podalibyśmy sobie ręce.
Miałam wrażenie, że w jego głosie czai się nutka melancholii, ale nie znałam ich historii, więc nie zamierzałam wyciągać pochopnych wniosków.
- Może się przejdziemy?
- Chętnie – odparł i wyciągnął ramię do mnie.
Przemilczałam to, że nawet się nie przedstawił, chociaż tak czy siak doskonale wiedziałam, kim jest.
Podczas krótkiego spaceru miałam okazję się mu przyjrzeć.
Miał jasnobrązowe, sięgające ramion włosy, a jego twarz pokryta była licznymi zmarszczkami, chociaż wciąż wyglądała niezwykle dostojnie. Niebieskie, zmęczone oczy lustrowały korytarz, na który wyszliśmy. Był wyższy ode mnie, chyba wysokości Snape’a, ale nieco szerzej zbudowany.
Przed nami jak na zawołanie wyrósł młodszy, czarnowłosy mężczyzna i wydawało mi się, że jego wzrok zatrzymał się chwilę dłużej na mojej dłoni owiniętej wokół jego przegubu.
- Dobry wieczór – powiedział, podchodząc do nas.
Mój towarzysz uśmiechnął się lekko i skinął głową, odsuwając się ode mnie.
- Rozumiem, że to twój przyjaciel? – zwrócił się do mnie.
Nie wiem dlaczego, ale serce waliło mi jak oszalałe, a żołądek skręcał się w niepokoju.
Dwóch potężnych czarodziejów w jednym miejscu nie zapowiadało niczego dobrego.
- Tak. I oboje wiemy, że to ty jesteś Grindelwald. – powiedziałam, unosząc pewnie głowę.
Zaskoczony zamrugał.
- Kim jesteście?
- Nazywam się Severus Snape – podszedł do nas i stanął obok mnie. Oczy Grindelwald’a zrobiły się jeszcze większe, jakby się wystraszył. – I wygląda na to, że o mnie słyszałeś.
Nim się obejrzałam, oboje mierzyli w siebie różdżkami.
- Czego chcecie? – warknął, a ja uniosłam pokojowo ręce, obrzucając przy tym Snape’a wściekłym spojrzeniem.
- Chcemy porozmawiać. Jestem Hermiona Granger, przyjaciółka Harrego Potter’a, o którym pewnie pan słyszał. – zwróciło to jego uwagę, chociaż niewiele obeszło go wywołanie Chłopca, Który Przeżył. – Przysyła nas Dumbledore, bo chce się z panem spotkać.
Spodziewałam się różnych reakcji, ale na pewno nie wybuchu śmiechu z jego strony.
- Dumbledore? Macie mnie za głupca? – warknął, spoglądając to na mnie, to na Snape’a. – Dumbledore nie żyje i sama przed chwilą to powiedziałaś.
- Dumbledore nigdy nie umarł. To był podstęp, a teraz chce się z Toba spotkać – syknął Snape, całkowicie poirytowany.
- Niby dlaczego miałbym wam wierzyć? Sam by się pofatygował.
- Uznał, że nie będziesz chciał z nim rozmawiać i prosił, byśmy cię do tego przekonali.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie, a nagle wyprostował i opuścił różdżkę.
- Powiedzmy, że wam wierzę. Dlaczego jednak miałbym przystać na waszą prośbę?
Zaskoczył mnie i na to nie miałam przygotowanej odpowiedzi. Snape był szybszy.
- Bo tu chodzi o coś więcej niż twoje przekonania.
Roześmiał się ponownie.
- Doprawdy? Coś mi się nie wydaje i wciąż nie potrafię wam uwierzyć w zmartwychwstanie Albusa.
- Sprawdź moje myśli – rzuciłam nim to przemyślałam i pożałowałam, gdy jego chciwe oczy przesunęły się na mnie, a na ustach wykwitł szeroki uśmiech.
- Chcesz mnie wpuścić do swojej głowy panienko? Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś mistrzem oklumencji, hmm?
- Zaufaj mi, nie jest – mruknął Snape i prawie się uśmiechnęłam, słysząc rezygnację w jego głosie.
- Zrobimy tak – powiedział po krótkim zastanowieniu. – Nikomu nie będę grzebał w głowie i pójdę z wami, ale pod jednym warunkiem. – przebiegły uśmiech wcale nie zapowiadał niczego dobrego. – Jedno z was, wybierzcie, które, ma się ze mną zmierzyć. Jeśli wygra – idę z wami. Jeśli nie – no cóż… Żegnamy się raz na zawsze. Umowa stoi?
Spojrzałam niepewnie na Snape’a. Wiedziałam, że nie pozwoli mi się z nim zmierzyć i w duchu dziękowałam mu za to, ale z drugiej strony, czy on sam miał szansę przeciwko komuś takiemu?
Snape skinął głową i podszedł do niego.
- Stoi – powiedział tylko, a Grindewald z paskudnym uśmiechem wyciągnął do nas ręce i już po chwili staliśmy na piaszczystej plaży, a wokół otaczały nas jedynie skały i wzburzone morze.
Nie musiałam być wróżbitką, żeby wiedzieć, że ten
pojedynek nie skończy się dobrze.
Snape i starszy mężczyzna stali naprzeciwko siebie z wyciągniętymi różdżkami, a ja walczyłam z chęcią wejścia pomiędzy nich. Chociaż Snape wyglądał, jakby sam jego wiek dawał mu przewagę, to gdy zaczęły śmigać zaklęcia jedno za drugim, wiedziałam już, że lata dodawały tylko siły przeciwnikowi.
Wiatr rozwiewał moją suknię i nieznośnie szarpał włosy, a ja stałam pod klifem wpatrując się z przerażeniem w Snape’a, który raz po raz odbijał klątwy. Przegrywał. Nikt nie musiał mi tego mówić, bo bronił się i nie miał choćby jednej, tak potrzebnej sekundy na atak.
Grindelwald był niezwykle silny, ale też opanowany i wciąż się uśmiechając, miotając zaklęciami, zbliżał się niebezpiecznie szybko w stronę Snape’a.
Zatkałam dłonią usta, gdy chciał się z nich wyrwać krzyk. Mężczyzna stanął zaledwie kilka kroków od niego, a czysta wściekłość malowała się na jego twarzy.
Nie wiem, kiedy sięgnęłam po różdżkę, ale w tej samej chwili Snape deportował się i aportował tuż za plecami Grindewald’a.
Ich pojedynek był niesamowity. Nigdy nie miałam okazji oglądać czegoś tak energicznego, a moc iskrzyła w powietrzu.
Niczego jednak tak nie pragnęłam, jak żeby ta pieprzona walka się zakończyła, bo napięcie i niepokój szarpały wszystkie nerwy w moim ciele.
Rzuciłam się w ich stronę, gdy Snape w końcu oberwał zaklęciem i opadł bezwładnie na ziemię. Nie spodziewałam się tego, w końcu to był… no Snape! Mistrz pojedynków, mistrz walki, mistrz wszystkiego… A teraz leżał na ziemi, a wokół niego pojawiła się krew.
Opadłam obok niego i spojrzałam pełna nienawiści na Grinelwald’a, a moja ręka bezwiednie powędrowała w górę, ściskając czarną różdżkę.
- Wystarczy! – krzyknęłam przez wiatr, nie opuszczając dłoni.
Mierzyliśmy się wściekle i żadne z nas nie odpuszczało, ale gdy z gardła Snape’a wyrwał się cichy jęk, miałam wrażenie, że moje nerwy są na skraju wytrzymałości.
- Wygrałeś, teraz pozwól nam odejść – powiedziałam po chwili, ale wciąż trzymałam wyciągniętą w pogotowiu różdżkę. Nie mogłam pozwolić mu go zabić. Nie mogłam.
W końcu uśmiechnął się, prychnął i tak jak stał, tak zniknął.
Nie czekając ani chwili dłużej, złapałam Snape’a za rękę i deportowałam nas.
Snape i starszy mężczyzna stali naprzeciwko siebie z wyciągniętymi różdżkami, a ja walczyłam z chęcią wejścia pomiędzy nich. Chociaż Snape wyglądał, jakby sam jego wiek dawał mu przewagę, to gdy zaczęły śmigać zaklęcia jedno za drugim, wiedziałam już, że lata dodawały tylko siły przeciwnikowi.
Wiatr rozwiewał moją suknię i nieznośnie szarpał włosy, a ja stałam pod klifem wpatrując się z przerażeniem w Snape’a, który raz po raz odbijał klątwy. Przegrywał. Nikt nie musiał mi tego mówić, bo bronił się i nie miał choćby jednej, tak potrzebnej sekundy na atak.
Grindelwald był niezwykle silny, ale też opanowany i wciąż się uśmiechając, miotając zaklęciami, zbliżał się niebezpiecznie szybko w stronę Snape’a.
Zatkałam dłonią usta, gdy chciał się z nich wyrwać krzyk. Mężczyzna stanął zaledwie kilka kroków od niego, a czysta wściekłość malowała się na jego twarzy.
Nie wiem, kiedy sięgnęłam po różdżkę, ale w tej samej chwili Snape deportował się i aportował tuż za plecami Grindewald’a.
Ich pojedynek był niesamowity. Nigdy nie miałam okazji oglądać czegoś tak energicznego, a moc iskrzyła w powietrzu.
Niczego jednak tak nie pragnęłam, jak żeby ta pieprzona walka się zakończyła, bo napięcie i niepokój szarpały wszystkie nerwy w moim ciele.
Rzuciłam się w ich stronę, gdy Snape w końcu oberwał zaklęciem i opadł bezwładnie na ziemię. Nie spodziewałam się tego, w końcu to był… no Snape! Mistrz pojedynków, mistrz walki, mistrz wszystkiego… A teraz leżał na ziemi, a wokół niego pojawiła się krew.
Opadłam obok niego i spojrzałam pełna nienawiści na Grinelwald’a, a moja ręka bezwiednie powędrowała w górę, ściskając czarną różdżkę.
- Wystarczy! – krzyknęłam przez wiatr, nie opuszczając dłoni.
Mierzyliśmy się wściekle i żadne z nas nie odpuszczało, ale gdy z gardła Snape’a wyrwał się cichy jęk, miałam wrażenie, że moje nerwy są na skraju wytrzymałości.
- Wygrałeś, teraz pozwól nam odejść – powiedziałam po chwili, ale wciąż trzymałam wyciągniętą w pogotowiu różdżkę. Nie mogłam pozwolić mu go zabić. Nie mogłam.
W końcu uśmiechnął się, prychnął i tak jak stał, tak zniknął.
Nie czekając ani chwili dłużej, złapałam Snape’a za rękę i deportowałam nas.
Nie wyglądał za dobrze. Pierwszy raz od dawna
paraliżował mnie tak bardzo strach, gdy stałam nad jego bezwładnym ciałem,
które spoczywało na miękkim łóżku w pokoju hotelowym.
Weź się w garść dziewczyno! No dalej! Nie raz sama sobą musiałaś się zająć, a teraz przeraża cie kilka ran Snape'a?
Zacisnęłam dłonie w pięść i po kilku wdechach wyciągnęłam z powrotem różdżkę i klęknęłam przy nim.
Wciąż miał na sobie białą koszulę, chociaż teraz przesiąknięta krwią, nie wyglądała tak dostojnie.
Sięgnęłam do pierwszego guzika, ale szybko zrezygnowałam z pomysłu rozpinania ich ręcznie. Czasami dziwiło mnie, jak łatwo powracałam do bycia mugolem.
Jednym, szybkim ruchem rozpięłam ją różdżką i pozbyłam się jej. Na szczęście udało mi się utrzymać z dala myśli, które nadciągały niczym sztorm, gdy dotknęłam jego torsu.
Rany na klatce i brzuchu wyglądały paskudnie. Spojrzałam na jego twarz.
Wciąż był nieprzytomny, ale lekki grymas wykrzywił mu usta.
- No już, będzie dobrze - szepnęłam pokrzepiająco po części do niego, a po części do siebie.
Nie bardzo wiedziałam, jak zabrać się za wciąż krwawiące rany. Nie znałam przeciwzaklęcia, a jeśli chodziło o leczenie, to umiałam podstawy i tyle, ile zdołałam wypracować na sobie.
Musiałam jednak spróbować. Nie mogliśmy wrócić jeszcze do kwatery, a myśl, że mogłoby mu się coś stać, przerażała mnie bardziej, niż mogłam się do tego przyznać.
Przywołałam do siebie niewielką miskę wypełnioną wodą i najdelikatniej jak potrafiłam, zaczęłam przemywać rany. Krwawienie nie ustawało, ale miałam wrażenie, że jakby trochę zelżało.
Przejechałam palcem po długiej bliźnie na boku, która ciągnęła się chyba aż do uda. Nie chciałam nawet myśleć o tym, co musiał przeżyć, bo każdy centymetr jego ciała pokryty był śladami walki.
Po oczyszczeniu ran, starałam się je opatrzyć zaklęciami, które znałam, ale nie do końca był skuteczne.
Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam gryźć wściekle wargę.
Przecież musiałam coś zrobić!
Dlaczego zgodził się na ten cholerny pojedynek?!
Bo wierzył, że mu pomożesz.
I miał rację. Przecież Snape ufał mi i staliśmy się partnerami. Wiedział, że przegra a mimo to próbował. Musiałam zrobić to samo.
Raz jeszcze wyciągnęłam różdżkę nad jego ciało, skupiając swoje myśli w jednym miejscu, błagając, by poskładał się do kupy.
- No dalej...- mruknęłam, zamykając powieki.
Przed oczami stanęła mi jego twarz, na której malował się złośliwy uśmieszek, jakby rzucał mi wyzwanie. Nie miałam pojęcia, jakiej klątwy użył Grindelwald, ale skoro byłam taka potężna, to musiałam to jakoś zwalczyć!
I faktycznie, gdy otworzyłam oczy, nie krwawił. Nie wyglądał nadal za dobrze, a rany wciąż były świeże i widoczne, ale po krwotoku pozostała jedynie zakrzepła krew.
Odetchnęłam z ulgą, pozwalając sobie na drobny uśmiech i ponownie zaczęłam go myć, tym razem pozwalając sobie na więcej czułości w tym geście.
Mokra szmatka pozostawiała wilgotne ślady na jego bladej skórze. Była tak jasna i cienka, że mogłam dostrzec większe naczynia pod nią. Nie był topornej budowy, a pomimo to był naprawdę świetnie zbudowany. Lata pojedynków i ważenia eliksirów odbiły na nim swoje piętno. Miał ładnie zarysowane mięśnie i zadbane ciało. Nigdy bym sobie nie pozwoliła na takie przypuszczenia, gdy patrzyłam na niego w klasie w tych obszernych szatach, ale teraz, gdy leżał przede mną półnagi, pozbawiony wszelkiej ochrony, skazany na moją łaskę...
Serce przyspieszyło w mojej piersi i pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się tak ważna. Zaufał mi. Severus Snape ze wszystkich ludzi zaufał właśnie mnie. To ja byłam obok niego tu i teraz, gdy ledwo żywy potrzebował opieki. To ze mną poszedł ratować Hestię. To mną się opiekował, gdy to ja go potrzebowałam. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam, przypominając jego początkowy dystans i teraz miałam jasny, klarowny obraz tego, że jesteśmy partnerami. Współpracował ze mną i obdarzył zaufaniem. Czemu więc mi to nie wystarczało?
Niepewnie przeniosłam wzrok ze swojej dłoni, rozłożonej na jego brzuchu, na twarz i mało nie wrzasnęłam, gdy napotkałam czarne oczy wpatrzone we mnie.
Odzyskał przytomność. Ciekawe jak dawno temu... Merlinie, obmacywałam go w najlepsze, nawet nie myśląc, że mógł już wrócić do żywych.
- I co, umarłem? - zapytał cicho.
- Tak i trafiłeś do piekła - mruknęłam, czerwieniąc się lekko.
- Tak właśnie myślałem, gdy cię zobaczyłem - powiedział, wykrzywiając kąciki ust.
Przewróciłam oczami, ale w duszy byłam mu wdzięczna, że nie skomentował mojego zachowania.
- Jesteś chyba najgorszym uzdrowicielem, jakiego spotkałem - dodał po chwili, gdy próbował usiąść, ale moje ręce na ramionach szybko go powstrzymały.
- Ładna mi wdzięczność za poskładanie twojego tyłka Snape.
- Poskładanie? Nie nazwałbym tak tego - spojrzał znacząco na otwarte rany, które chociaż już nie krwawiły. - Pomyślałby kto, że panna Granger nie jest doskonała we wszystkim, co robi. -westchnął i podciągnął się do pozycji siedzącej. - Czym mnie potraktował?
- Nie wiem.
- To jak zatrzymałaś krwawienie? - uniósł brwi, spoglądając to na mnie, to na swoje ciało.
- Po prostu. Ładnie poprosiłam i stało się. - wzruszyłam ramionami nieco zbyt mechanicznie, ale nic nie powiedział.
Samą mnie przerażała moc, która drzemała uśpiona głęboko w środku.
- Długo tu jesteśmy? Co z Grindelwaldem?
- Koło trzech godzin. Nie wiem, co z nim, rozpłynął się zaraz po tym jak straciłeś przytomność. Teleportowałam nas z powrotem do hotelu.
-Czemu nie wróciłaś do kwatery? – warknął obrażony, jakbym niepotrzebnie narażała jego niezwykle cenne życie, chociaż nie zabrzmiało to groźnie jak zwykle.
- Nie chciałam znowu wracać z pustymi rękami i wiem, że ty też nie - powiedziałam cicho, spuszczając wzrok.
Tak właśnie było. Myśl, że znowu miałam przekazać niepowodzenie odrzucała mnie i nie potrafiłam pozwolić sobie na kolejną porażkę.
Reakcja Snape'a była tak niespodziewana, że niemal spadłam z łóżka.
Spojrzałam zaskoczona na jego dłoń, która przykryła moją. Zamrugałam i gdy otworzyłam oczy nie było śladu po tym krótkim geście, ale wciąż czułam ciepło jego ręki.
- Dobrze zrobiłaś - rzucił obojętnie, ale gdy przeniosłam wzrok na jego twarz widziałam wszystkie uczucia, których nie próbował przez moment ukryć.
Z otchłani wspomnień powróciła chwila, w której zakończyliśmy nasz wspólny wieczór i poczułam raz jeszcze to ukłucie zawodu, gdy odskoczył ode mnie tak bliski pocałunku.
- Musisz się sam opatrzyć, nie umiem zrobić nic więcej - przerwałam ciężką ciszę, która zapadła między nami.
Kiwnął głową i znowu uśmiechał się wrednie.
- Po powrocie nieco poszerzymy twój trening. Musisz umieć wszystko, co niezbędne.
Zaśmiałam się, ale nie potrafiłam wyrazić wdzięczności. Naprawdę mnie lubił. Merlinie, ponownie proponował mi własne nauki!
- Jeśli chcesz... A teraz odpocznij, przyniosę coś do jedzenia. - wstałam i podeszłam do drzwi, ale nim wyszłam usłyszałam, jak mnie woła.
- Dobrze się spisałaś - rzucił cicho, a mi serce raz jeszcze tej nocy przyspieszyło.
Skinęłam zauroczona jego osobą, ale tego już nie widział, bo ułożył się na boku tyłem do mnie i zamknął oczy.
Weź się w garść dziewczyno! No dalej! Nie raz sama sobą musiałaś się zająć, a teraz przeraża cie kilka ran Snape'a?
Zacisnęłam dłonie w pięść i po kilku wdechach wyciągnęłam z powrotem różdżkę i klęknęłam przy nim.
Wciąż miał na sobie białą koszulę, chociaż teraz przesiąknięta krwią, nie wyglądała tak dostojnie.
Sięgnęłam do pierwszego guzika, ale szybko zrezygnowałam z pomysłu rozpinania ich ręcznie. Czasami dziwiło mnie, jak łatwo powracałam do bycia mugolem.
Jednym, szybkim ruchem rozpięłam ją różdżką i pozbyłam się jej. Na szczęście udało mi się utrzymać z dala myśli, które nadciągały niczym sztorm, gdy dotknęłam jego torsu.
Rany na klatce i brzuchu wyglądały paskudnie. Spojrzałam na jego twarz.
Wciąż był nieprzytomny, ale lekki grymas wykrzywił mu usta.
- No już, będzie dobrze - szepnęłam pokrzepiająco po części do niego, a po części do siebie.
Nie bardzo wiedziałam, jak zabrać się za wciąż krwawiące rany. Nie znałam przeciwzaklęcia, a jeśli chodziło o leczenie, to umiałam podstawy i tyle, ile zdołałam wypracować na sobie.
Musiałam jednak spróbować. Nie mogliśmy wrócić jeszcze do kwatery, a myśl, że mogłoby mu się coś stać, przerażała mnie bardziej, niż mogłam się do tego przyznać.
Przywołałam do siebie niewielką miskę wypełnioną wodą i najdelikatniej jak potrafiłam, zaczęłam przemywać rany. Krwawienie nie ustawało, ale miałam wrażenie, że jakby trochę zelżało.
Przejechałam palcem po długiej bliźnie na boku, która ciągnęła się chyba aż do uda. Nie chciałam nawet myśleć o tym, co musiał przeżyć, bo każdy centymetr jego ciała pokryty był śladami walki.
Po oczyszczeniu ran, starałam się je opatrzyć zaklęciami, które znałam, ale nie do końca był skuteczne.
Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam gryźć wściekle wargę.
Przecież musiałam coś zrobić!
Dlaczego zgodził się na ten cholerny pojedynek?!
Bo wierzył, że mu pomożesz.
I miał rację. Przecież Snape ufał mi i staliśmy się partnerami. Wiedział, że przegra a mimo to próbował. Musiałam zrobić to samo.
Raz jeszcze wyciągnęłam różdżkę nad jego ciało, skupiając swoje myśli w jednym miejscu, błagając, by poskładał się do kupy.
- No dalej...- mruknęłam, zamykając powieki.
Przed oczami stanęła mi jego twarz, na której malował się złośliwy uśmieszek, jakby rzucał mi wyzwanie. Nie miałam pojęcia, jakiej klątwy użył Grindelwald, ale skoro byłam taka potężna, to musiałam to jakoś zwalczyć!
I faktycznie, gdy otworzyłam oczy, nie krwawił. Nie wyglądał nadal za dobrze, a rany wciąż były świeże i widoczne, ale po krwotoku pozostała jedynie zakrzepła krew.
Odetchnęłam z ulgą, pozwalając sobie na drobny uśmiech i ponownie zaczęłam go myć, tym razem pozwalając sobie na więcej czułości w tym geście.
Mokra szmatka pozostawiała wilgotne ślady na jego bladej skórze. Była tak jasna i cienka, że mogłam dostrzec większe naczynia pod nią. Nie był topornej budowy, a pomimo to był naprawdę świetnie zbudowany. Lata pojedynków i ważenia eliksirów odbiły na nim swoje piętno. Miał ładnie zarysowane mięśnie i zadbane ciało. Nigdy bym sobie nie pozwoliła na takie przypuszczenia, gdy patrzyłam na niego w klasie w tych obszernych szatach, ale teraz, gdy leżał przede mną półnagi, pozbawiony wszelkiej ochrony, skazany na moją łaskę...
Serce przyspieszyło w mojej piersi i pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się tak ważna. Zaufał mi. Severus Snape ze wszystkich ludzi zaufał właśnie mnie. To ja byłam obok niego tu i teraz, gdy ledwo żywy potrzebował opieki. To ze mną poszedł ratować Hestię. To mną się opiekował, gdy to ja go potrzebowałam. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam, przypominając jego początkowy dystans i teraz miałam jasny, klarowny obraz tego, że jesteśmy partnerami. Współpracował ze mną i obdarzył zaufaniem. Czemu więc mi to nie wystarczało?
Niepewnie przeniosłam wzrok ze swojej dłoni, rozłożonej na jego brzuchu, na twarz i mało nie wrzasnęłam, gdy napotkałam czarne oczy wpatrzone we mnie.
Odzyskał przytomność. Ciekawe jak dawno temu... Merlinie, obmacywałam go w najlepsze, nawet nie myśląc, że mógł już wrócić do żywych.
- I co, umarłem? - zapytał cicho.
- Tak i trafiłeś do piekła - mruknęłam, czerwieniąc się lekko.
- Tak właśnie myślałem, gdy cię zobaczyłem - powiedział, wykrzywiając kąciki ust.
Przewróciłam oczami, ale w duszy byłam mu wdzięczna, że nie skomentował mojego zachowania.
- Jesteś chyba najgorszym uzdrowicielem, jakiego spotkałem - dodał po chwili, gdy próbował usiąść, ale moje ręce na ramionach szybko go powstrzymały.
- Ładna mi wdzięczność za poskładanie twojego tyłka Snape.
- Poskładanie? Nie nazwałbym tak tego - spojrzał znacząco na otwarte rany, które chociaż już nie krwawiły. - Pomyślałby kto, że panna Granger nie jest doskonała we wszystkim, co robi. -westchnął i podciągnął się do pozycji siedzącej. - Czym mnie potraktował?
- Nie wiem.
- To jak zatrzymałaś krwawienie? - uniósł brwi, spoglądając to na mnie, to na swoje ciało.
- Po prostu. Ładnie poprosiłam i stało się. - wzruszyłam ramionami nieco zbyt mechanicznie, ale nic nie powiedział.
Samą mnie przerażała moc, która drzemała uśpiona głęboko w środku.
- Długo tu jesteśmy? Co z Grindelwaldem?
- Koło trzech godzin. Nie wiem, co z nim, rozpłynął się zaraz po tym jak straciłeś przytomność. Teleportowałam nas z powrotem do hotelu.
-Czemu nie wróciłaś do kwatery? – warknął obrażony, jakbym niepotrzebnie narażała jego niezwykle cenne życie, chociaż nie zabrzmiało to groźnie jak zwykle.
- Nie chciałam znowu wracać z pustymi rękami i wiem, że ty też nie - powiedziałam cicho, spuszczając wzrok.
Tak właśnie było. Myśl, że znowu miałam przekazać niepowodzenie odrzucała mnie i nie potrafiłam pozwolić sobie na kolejną porażkę.
Reakcja Snape'a była tak niespodziewana, że niemal spadłam z łóżka.
Spojrzałam zaskoczona na jego dłoń, która przykryła moją. Zamrugałam i gdy otworzyłam oczy nie było śladu po tym krótkim geście, ale wciąż czułam ciepło jego ręki.
- Dobrze zrobiłaś - rzucił obojętnie, ale gdy przeniosłam wzrok na jego twarz widziałam wszystkie uczucia, których nie próbował przez moment ukryć.
Z otchłani wspomnień powróciła chwila, w której zakończyliśmy nasz wspólny wieczór i poczułam raz jeszcze to ukłucie zawodu, gdy odskoczył ode mnie tak bliski pocałunku.
- Musisz się sam opatrzyć, nie umiem zrobić nic więcej - przerwałam ciężką ciszę, która zapadła między nami.
Kiwnął głową i znowu uśmiechał się wrednie.
- Po powrocie nieco poszerzymy twój trening. Musisz umieć wszystko, co niezbędne.
Zaśmiałam się, ale nie potrafiłam wyrazić wdzięczności. Naprawdę mnie lubił. Merlinie, ponownie proponował mi własne nauki!
- Jeśli chcesz... A teraz odpocznij, przyniosę coś do jedzenia. - wstałam i podeszłam do drzwi, ale nim wyszłam usłyszałam, jak mnie woła.
- Dobrze się spisałaś - rzucił cicho, a mi serce raz jeszcze tej nocy przyspieszyło.
Skinęłam zauroczona jego osobą, ale tego już nie widział, bo ułożył się na boku tyłem do mnie i zamknął oczy.
Kiedy wracałam na korytarzu zgasło światło. Jęknęłam
w duchu i po omacku zaczęłam szukać włącznika na ścianie. Trochę przerażała
mnie ta nagła ciemność, więc kierowana złymi przeczuciami sięgnęłam po
różdżkę.
- Lumos - szepnęłam, a na jej końcu rozbłysło światło.
Rozejrzałam się niespokojnie, ale niczego nie widziałam. Podniosłam z ziemi przekąski, które niosłam i niepewnie ruszyłam przed siebie.
- Tak właśnie myślałem - usłyszałam za sobą, a zimny dreszcz przebiegł po kręgosłupie.
Obróciłam się trzymając różdżkę w pogotowiu, a taca z jedzeniem wylądowała na ziemi.
Nie spodziewałam się go zobaczyć. Czyżby Grindelwald postanowił wykończyć Snape'a? Nie zamierzałam mu na to pozwolić.
- Czego chcesz? - syknęłam, ale on z zaciekawieniem przyglądał się czarnej różdżce w mojej dłoni.
- Zastanawiałem się właśnie - postukał palcem w brodę przenosząc wzrok na mnie - czemu ten stary dureń, zakładając oczywiście, że żyje, wysłał swojego oddanego sługę i młodą czarownicę. Teraz jednak rozumiem - dodał i skinął głową na różdżkę, wokół której ciasno zaciskałam palce.
- Nie wiem, o czym mówisz, ale daj nam spokój. Wygrałeś, więc nie musisz iść z nami.
- Odniosłem wrażenie, że nie zamierzasz odpuścić swojego zadania, a tymczasem sama mnie wyganiasz? - zrobił krok w moją stronę, a ja odruchowo cofnęłam się pod ścianę. - Rodzi się we mnie dziwne odczucie, że bronisz swojego nauczyciela, zgada się?
Jak to możliwe, że tak dobrze i szybko mnie rozgryzł? Oczywiście prędzej oddałabym mu różdżkę, niż się przyznała do tego.
- Już od dawna nie jest moim nauczycielem i nikogo poza sobą nie chronię - warknęłam, starając się by zabrzmiało to przekonująco.
Zaśmiał się, ale nie spuścił ze mnie wzroku choćby na sekundę.
- Nie rób ze mnie głupca, dziecko. Nie jedno widziałem na tym świecie i bardzo niewiele obchodzą mnie romanse. A teraz posłuchaj mnie uważnie - przechylił głowę, zbliżając się do mnie. Uderzyłam plecami w ścianę, ale to nie powstrzymało go od zrobienia jeszcze kilku kroków. - Zafascynowaliście mnie oboje swoim oddaniem i wytrwałością. Jestem gotów spotkać się ze starym przyjacielem, ale jest coś, co chciałbym dostać w zamian.
-Co? – wypaliłam, nim w ogóle to przemyślałam. Miał dziwną manię stawiania warunków i układania sobie interesów.
Uśmiechnął się tajemniczo, jakby właśnie takiej reakcji oczekiwał.
Jego wzrok przywodził mi na myśl drapieżnika, który czaił się na swoją ofiarę. Co gorsza - wyglądało na to, że ja byłam tą ofiarą.
-Ach, nic takiego - przesunął palcem po brodzie i odsunął się - chciałbym mieć z twojej strony dług. Spłaty mogę zażądać w każdej chwili.
Zamilkł, wpatrując się we mnie wyczekująco.
Następny - pomyślałam gorzko, przypominając sobie niewykorzystane życzenie Snape'a.
Sekundy mijały, a ja wciąż stałam na korytarzu, przyparta do ściany i pogrążona w ciemności, zastanawiając się nad tym, czy gra jest warta świeczki.
Ale skoro Snape ryzykował życiem, żeby go sprowadzić... Skoro Dumbledore wysłał nas na tę misję, to jak mogłam stawiać siebie ponad to wszystko?
Zagryzłam wargę i niepewnie podniosłam wzrok.
Śledził każdy mój ruch, a na jego ustach wciąż błądził uśmiech, który dodawał mu pewności. Czułam się tak, jakbym wpatrywała się w oczy śmierci, jakbym właśnie podpisywała wyrok na samą siebie.
Ale czy miałam inne wyjście?
Skinęłam głową z cichą nadzieją, że może tego nie zauważy.
- Niech będzie. Przyjmuję twoje warunki.
Zdziwił mnie dźwięk własnego głosu, bo był wyższy niż zwykle.
Wyraz jego twarzy nie zmienił się, ale cofnął się o kilka kroków.
- Pamiętaj młoda przyjaciółko, że danego słowa się nie łamie. Zatem jutro w południe zjawię się, aby wam towarzyszyć.
Mówił donośnie, ale to nie zagłuszyło dźwięku otwieranych drzwi.
Oboje spojrzeliśmy w stronę pokoju i zamarłam widząc Snape'a, trzymającego się pod żebra. Furia malowała się na jego twarzy i nawet nie wiem, kiedy wycelował różdżką w Grindelwald’a.
-Czego chcesz? - warknął i otworzył szerzej drzwi.
Światło padło na starszego mężczyznę i dopiero teraz dostrzegłam, że wciąż był w wyjściowym stroju.
-Nie musisz się martwić o swoją podopieczną. Już skończyliśmy - spojrzał na mnie z błyskiem w oku, skłonił się lekko i nim zdążyłam zareagować - zniknął.
Przez chwilę stałam w miejscu, próbując uspokoić walące serce. Ciepła dłoń na ramieniu sprowadziła mnie na ziemię.
- Granger? W porządku?
Uniosłam wzrok i napotkałam zmartwione oczy Snape'a. Nie mogłam się oprzeć ciepłu, które we mnie wywołał.
- Tak. Nic mi nie jest. Tylko rozmawialiśmy.
- Właź do środka - dodał już zupełnie obojętnie, jakbym była znowu nic niewartą uczennicą.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, opadł na łóżko.
- O co chodziło?
- Spotka się z Dumbledore'm. Tylko tyle chciał przekazać.
- Co?! Jak go do tego nakłoniłaś? - uniósł brwi, a zarzut w jego głosie wcale mi się nie podobał.
- Do niczego go nie namawiałam! - odparłam, zaciskając dłonie. - Powiedział, że go zafascynowaliśmy i z tego powodu się z nim spotka, to wszystko!
Kłamstwo gładko przeszło mi przez gardło, ale coś mi podpowiadało, że nie spodoba się mu moja obietnica, więc ją przemilczałam.
Nic nie powiedział tylko westchnął i spiorunował mnie wzrokiem. Niemożliwe było, żeby odczytał moje myśli, chociaż przez chwilę miałam wrażenie, że tego próbuje.
- Powinnaś była mnie powiadomić. Grindelwald to nie zabawa, a ty próbujesz zgrywać bohaterkę. Zagranie istnie godne Pottera!
Uniosłam lewą brew i skrzyżowałam ramiona.
- Dobrze wiem, kim on jest i wcale nie próbowałam niczego. Sam przyszedł, a ja nawet nie miałam czasu, żeby zareagować! Poza tym Harrego w to nie mieszaj - dodałam, widząc, że szykuje się na kolejny atak.
- Granger zacznij się zachowywać jak na dorosłą czarownicę przystało, bo zaczyna mnie męczyć niańczenie cię jak dziecka.
Otworzyłam usta, czując się tak jakby wymierzył mi policzek. A więc Hestia miała rację? Jednak wypłakuje oczy po nocach, a to wszystko to tylko jakaś chora gra?
A co z tymi chwilami, gdy wydawało mi się, że coś jest między nami? Tak wiele zwierzeń, tak bardzo się otworzył... A teraz właśnie oznajmił mi, że jestem dla niego dzieckiem. Szkoda, że nie myślał o tym, gdy trzymał mnie w swoich ramionach i prawie pocałował!
Przełknęłam łzy, które niewiadomo skąd, ale niebezpiecznie zbliżały się do moich oczu.
- W takim razie nie męcz się dłużej - syknęłam przez zęby. - I wiesz, co? Zdecyduj się, o co ci chodzi, bo ja nie zamierzam cie rozgryzać. Jeśli mamy współpracować i być partnerami nawet ten ostatni raz, to przestań być wywyższającym się dupkiem!
- Uważaj, do kogo mówisz – warknął i podniósł się z łóżka z gracją, o jaką nie posądziłabym rannego człowieka.
-Och tak? Bo co mi zrobisz? - podeszłam do niego zdecydowanym krokiem, ale on tylko wpatrywał się pełen złości we mnie.
- Weź się w garść dziewucho!
- I kto to mówi?! Masz chyba rozdwojenie jaźni, wiesz? A tak w ogóle, to gdybyś czasami pozwolił sobie na okazanie uczuć, a nie ciągle zgrywał obojętnego, to może trochę emocji by z ciebie zeszło i nie chodziłbyś zachowując się jak kobieta w ciąży! - krzyknęłam, a on zamrugał i przez chwilę miałam wrażenie, że się roześmieje.
Jego reakcja była zupełnie niespodziewana i nie wiedziałam, gdzie podziać ręce ani mózg, gdy podszedł do mnie, szarpnął za włosy i pocałował tak gwałtownie, że zaparło mi dech i chwilę przed tym mówiąc:
- Już kiedyś ci mówiłem żebyś uważała, czego sobie życzysz.
- Lumos - szepnęłam, a na jej końcu rozbłysło światło.
Rozejrzałam się niespokojnie, ale niczego nie widziałam. Podniosłam z ziemi przekąski, które niosłam i niepewnie ruszyłam przed siebie.
- Tak właśnie myślałem - usłyszałam za sobą, a zimny dreszcz przebiegł po kręgosłupie.
Obróciłam się trzymając różdżkę w pogotowiu, a taca z jedzeniem wylądowała na ziemi.
Nie spodziewałam się go zobaczyć. Czyżby Grindelwald postanowił wykończyć Snape'a? Nie zamierzałam mu na to pozwolić.
- Czego chcesz? - syknęłam, ale on z zaciekawieniem przyglądał się czarnej różdżce w mojej dłoni.
- Zastanawiałem się właśnie - postukał palcem w brodę przenosząc wzrok na mnie - czemu ten stary dureń, zakładając oczywiście, że żyje, wysłał swojego oddanego sługę i młodą czarownicę. Teraz jednak rozumiem - dodał i skinął głową na różdżkę, wokół której ciasno zaciskałam palce.
- Nie wiem, o czym mówisz, ale daj nam spokój. Wygrałeś, więc nie musisz iść z nami.
- Odniosłem wrażenie, że nie zamierzasz odpuścić swojego zadania, a tymczasem sama mnie wyganiasz? - zrobił krok w moją stronę, a ja odruchowo cofnęłam się pod ścianę. - Rodzi się we mnie dziwne odczucie, że bronisz swojego nauczyciela, zgada się?
Jak to możliwe, że tak dobrze i szybko mnie rozgryzł? Oczywiście prędzej oddałabym mu różdżkę, niż się przyznała do tego.
- Już od dawna nie jest moim nauczycielem i nikogo poza sobą nie chronię - warknęłam, starając się by zabrzmiało to przekonująco.
Zaśmiał się, ale nie spuścił ze mnie wzroku choćby na sekundę.
- Nie rób ze mnie głupca, dziecko. Nie jedno widziałem na tym świecie i bardzo niewiele obchodzą mnie romanse. A teraz posłuchaj mnie uważnie - przechylił głowę, zbliżając się do mnie. Uderzyłam plecami w ścianę, ale to nie powstrzymało go od zrobienia jeszcze kilku kroków. - Zafascynowaliście mnie oboje swoim oddaniem i wytrwałością. Jestem gotów spotkać się ze starym przyjacielem, ale jest coś, co chciałbym dostać w zamian.
-Co? – wypaliłam, nim w ogóle to przemyślałam. Miał dziwną manię stawiania warunków i układania sobie interesów.
Uśmiechnął się tajemniczo, jakby właśnie takiej reakcji oczekiwał.
Jego wzrok przywodził mi na myśl drapieżnika, który czaił się na swoją ofiarę. Co gorsza - wyglądało na to, że ja byłam tą ofiarą.
-Ach, nic takiego - przesunął palcem po brodzie i odsunął się - chciałbym mieć z twojej strony dług. Spłaty mogę zażądać w każdej chwili.
Zamilkł, wpatrując się we mnie wyczekująco.
Następny - pomyślałam gorzko, przypominając sobie niewykorzystane życzenie Snape'a.
Sekundy mijały, a ja wciąż stałam na korytarzu, przyparta do ściany i pogrążona w ciemności, zastanawiając się nad tym, czy gra jest warta świeczki.
Ale skoro Snape ryzykował życiem, żeby go sprowadzić... Skoro Dumbledore wysłał nas na tę misję, to jak mogłam stawiać siebie ponad to wszystko?
Zagryzłam wargę i niepewnie podniosłam wzrok.
Śledził każdy mój ruch, a na jego ustach wciąż błądził uśmiech, który dodawał mu pewności. Czułam się tak, jakbym wpatrywała się w oczy śmierci, jakbym właśnie podpisywała wyrok na samą siebie.
Ale czy miałam inne wyjście?
Skinęłam głową z cichą nadzieją, że może tego nie zauważy.
- Niech będzie. Przyjmuję twoje warunki.
Zdziwił mnie dźwięk własnego głosu, bo był wyższy niż zwykle.
Wyraz jego twarzy nie zmienił się, ale cofnął się o kilka kroków.
- Pamiętaj młoda przyjaciółko, że danego słowa się nie łamie. Zatem jutro w południe zjawię się, aby wam towarzyszyć.
Mówił donośnie, ale to nie zagłuszyło dźwięku otwieranych drzwi.
Oboje spojrzeliśmy w stronę pokoju i zamarłam widząc Snape'a, trzymającego się pod żebra. Furia malowała się na jego twarzy i nawet nie wiem, kiedy wycelował różdżką w Grindelwald’a.
-Czego chcesz? - warknął i otworzył szerzej drzwi.
Światło padło na starszego mężczyznę i dopiero teraz dostrzegłam, że wciąż był w wyjściowym stroju.
-Nie musisz się martwić o swoją podopieczną. Już skończyliśmy - spojrzał na mnie z błyskiem w oku, skłonił się lekko i nim zdążyłam zareagować - zniknął.
Przez chwilę stałam w miejscu, próbując uspokoić walące serce. Ciepła dłoń na ramieniu sprowadziła mnie na ziemię.
- Granger? W porządku?
Uniosłam wzrok i napotkałam zmartwione oczy Snape'a. Nie mogłam się oprzeć ciepłu, które we mnie wywołał.
- Tak. Nic mi nie jest. Tylko rozmawialiśmy.
- Właź do środka - dodał już zupełnie obojętnie, jakbym była znowu nic niewartą uczennicą.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, opadł na łóżko.
- O co chodziło?
- Spotka się z Dumbledore'm. Tylko tyle chciał przekazać.
- Co?! Jak go do tego nakłoniłaś? - uniósł brwi, a zarzut w jego głosie wcale mi się nie podobał.
- Do niczego go nie namawiałam! - odparłam, zaciskając dłonie. - Powiedział, że go zafascynowaliśmy i z tego powodu się z nim spotka, to wszystko!
Kłamstwo gładko przeszło mi przez gardło, ale coś mi podpowiadało, że nie spodoba się mu moja obietnica, więc ją przemilczałam.
Nic nie powiedział tylko westchnął i spiorunował mnie wzrokiem. Niemożliwe było, żeby odczytał moje myśli, chociaż przez chwilę miałam wrażenie, że tego próbuje.
- Powinnaś była mnie powiadomić. Grindelwald to nie zabawa, a ty próbujesz zgrywać bohaterkę. Zagranie istnie godne Pottera!
Uniosłam lewą brew i skrzyżowałam ramiona.
- Dobrze wiem, kim on jest i wcale nie próbowałam niczego. Sam przyszedł, a ja nawet nie miałam czasu, żeby zareagować! Poza tym Harrego w to nie mieszaj - dodałam, widząc, że szykuje się na kolejny atak.
- Granger zacznij się zachowywać jak na dorosłą czarownicę przystało, bo zaczyna mnie męczyć niańczenie cię jak dziecka.
Otworzyłam usta, czując się tak jakby wymierzył mi policzek. A więc Hestia miała rację? Jednak wypłakuje oczy po nocach, a to wszystko to tylko jakaś chora gra?
A co z tymi chwilami, gdy wydawało mi się, że coś jest między nami? Tak wiele zwierzeń, tak bardzo się otworzył... A teraz właśnie oznajmił mi, że jestem dla niego dzieckiem. Szkoda, że nie myślał o tym, gdy trzymał mnie w swoich ramionach i prawie pocałował!
Przełknęłam łzy, które niewiadomo skąd, ale niebezpiecznie zbliżały się do moich oczu.
- W takim razie nie męcz się dłużej - syknęłam przez zęby. - I wiesz, co? Zdecyduj się, o co ci chodzi, bo ja nie zamierzam cie rozgryzać. Jeśli mamy współpracować i być partnerami nawet ten ostatni raz, to przestań być wywyższającym się dupkiem!
- Uważaj, do kogo mówisz – warknął i podniósł się z łóżka z gracją, o jaką nie posądziłabym rannego człowieka.
-Och tak? Bo co mi zrobisz? - podeszłam do niego zdecydowanym krokiem, ale on tylko wpatrywał się pełen złości we mnie.
- Weź się w garść dziewucho!
- I kto to mówi?! Masz chyba rozdwojenie jaźni, wiesz? A tak w ogóle, to gdybyś czasami pozwolił sobie na okazanie uczuć, a nie ciągle zgrywał obojętnego, to może trochę emocji by z ciebie zeszło i nie chodziłbyś zachowując się jak kobieta w ciąży! - krzyknęłam, a on zamrugał i przez chwilę miałam wrażenie, że się roześmieje.
Jego reakcja była zupełnie niespodziewana i nie wiedziałam, gdzie podziać ręce ani mózg, gdy podszedł do mnie, szarpnął za włosy i pocałował tak gwałtownie, że zaparło mi dech i chwilę przed tym mówiąc:
- Już kiedyś ci mówiłem żebyś uważała, czego sobie życzysz.
*
Siedziałam w fotelu, podskakując na każdy,
najmniejszy dźwięk. Snape za to krążył po pokoju i chciałam mu już powiedzieć,
że wydepta zaraz dziurę w podłodze, ale nie odważyłam się. Nie po tym jak
wczoraj mnie pocałował.
W myślach odtańczyłam sambę przepełniona triumfem, ale jednocześnie czułam się teraz bardzo niepewnie. Tak jakbym kiedykolwiek czuła się przy nim normalnie…
Wpatrywał się przed siebie i intensywnie myślał nad czymś, a mi pozostawało śledzić jego harmoniczne kroki.
W myślach odtańczyłam sambę przepełniona triumfem, ale jednocześnie czułam się teraz bardzo niepewnie. Tak jakbym kiedykolwiek czuła się przy nim normalnie…
Wpatrywał się przed siebie i intensywnie myślał nad czymś, a mi pozostawało śledzić jego harmoniczne kroki.
-
Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam cicho, gdy odsunął się ode mnie zdecydowanie
za szybko.
- Myślałem, że tego właśnie chcesz - mruknął, nie patrząc w moją stronę, a w ścianę, wyraźnie zainteresowany jej kolorem.
Milczałam, gorączkowo szukając i dobierając słowa, które chciały wylać się ze mnie potokiem.
- Bo chciałam - zagryzłam policzki w oczekiwaniu na jego reakcje. Dawno już nie czułam się taka mała w obliczu wyzwania, które stało przede mną. - Pytaniem jest raczej to czy ty tego chciałeś.
Wyprostowałam się i zdumiona własną pewnością zrobiłam krok w jego stronę.
Zamknęłam oczy, gdy się wycofał do drzwi i jedyne, co usłyszałam to ich zatrzaśnięcie, kiedy wyszedł, a ja zostałam sama pogrążona w myślach.
- Myślałem, że tego właśnie chcesz - mruknął, nie patrząc w moją stronę, a w ścianę, wyraźnie zainteresowany jej kolorem.
Milczałam, gorączkowo szukając i dobierając słowa, które chciały wylać się ze mnie potokiem.
- Bo chciałam - zagryzłam policzki w oczekiwaniu na jego reakcje. Dawno już nie czułam się taka mała w obliczu wyzwania, które stało przede mną. - Pytaniem jest raczej to czy ty tego chciałeś.
Wyprostowałam się i zdumiona własną pewnością zrobiłam krok w jego stronę.
Zamknęłam oczy, gdy się wycofał do drzwi i jedyne, co usłyszałam to ich zatrzaśnięcie, kiedy wyszedł, a ja zostałam sama pogrążona w myślach.
Po tym jak zjawił się rano, nie wspomniał choćby
jednym słowem o tym, co się stało (właściwie to wcale się nie odezwał), więc i
ja milczałam, udając, że nie ślinię się na wspomnienie ciepłych ust.
Odwrócił głowę sekundę przed tym jak rozległo się pukanie.
- Otwórz - polecił, wpatrując się w okno.
Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nie chciałam pogarszać naszej sytuacji, więc posłusznie spełniłam jego żądanie.
- Przyszedłeś - lekkie niedowierzanie zabrzmiało w moim głosie, gdy do środka wszedł Grindelwald powiewając długą, granatową szatą.
- Mówiłem ci panienko - nie łamie się raz danego słowa.
Jego spojrzenie zawierało więcej słów, niż mógł wypowiedzieć. Skinęłam niepewnie głową i dopiero odwróciłam ją w stronę Snape'a, który w skupieniu przypatrywał się nam.
- Powinienem być zaszczycony twoją obecnością? - zapytał niezbyt grzecznie.
Gellert uśmiechnął się krzywo i obrócił z gracją do niego.
- Drogi Severusie, nieco grzeczniej skoro mamy zostać... przyjaciółmi.
Snape prychnął i założył ramiona na pierś. Nawet nie jęknął, chociaż wiem, że wciąż go wszystko bolało.
- Możemy ruszać? - rzuciłam niecierpliwie, wchodząc między nich w obawie, że znowu rzucą się sobie do gardeł.
- Prowadź - powiedział, nie spuszczając wzroku z Nietoperza.
Westchnęłam i wyciągnęłam do niego rękę. To samo zrobiłam z drugą, ale Snape nie zamierzał korzystać i tak jak stał, tak deportował się sam.
Zagryzłam wargę, ale musiałam odsunąć nasze problemy na bok. Grindelwald chwycił moją dłoń, a po jego ustach wciąż błądził uśmiech, który napawał mnie prawdziwym niepokojem.
Odwrócił głowę sekundę przed tym jak rozległo się pukanie.
- Otwórz - polecił, wpatrując się w okno.
Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nie chciałam pogarszać naszej sytuacji, więc posłusznie spełniłam jego żądanie.
- Przyszedłeś - lekkie niedowierzanie zabrzmiało w moim głosie, gdy do środka wszedł Grindelwald powiewając długą, granatową szatą.
- Mówiłem ci panienko - nie łamie się raz danego słowa.
Jego spojrzenie zawierało więcej słów, niż mógł wypowiedzieć. Skinęłam niepewnie głową i dopiero odwróciłam ją w stronę Snape'a, który w skupieniu przypatrywał się nam.
- Powinienem być zaszczycony twoją obecnością? - zapytał niezbyt grzecznie.
Gellert uśmiechnął się krzywo i obrócił z gracją do niego.
- Drogi Severusie, nieco grzeczniej skoro mamy zostać... przyjaciółmi.
Snape prychnął i założył ramiona na pierś. Nawet nie jęknął, chociaż wiem, że wciąż go wszystko bolało.
- Możemy ruszać? - rzuciłam niecierpliwie, wchodząc między nich w obawie, że znowu rzucą się sobie do gardeł.
- Prowadź - powiedział, nie spuszczając wzroku z Nietoperza.
Westchnęłam i wyciągnęłam do niego rękę. To samo zrobiłam z drugą, ale Snape nie zamierzał korzystać i tak jak stał, tak deportował się sam.
Zagryzłam wargę, ale musiałam odsunąć nasze problemy na bok. Grindelwald chwycił moją dłoń, a po jego ustach wciąż błądził uśmiech, który napawał mnie prawdziwym niepokojem.
Teleportowaliśmy się przed zabezpieczeniami, gdzie
czekał na nas Snape. Nie dziwił mnie już fakt, że to on był Strażnikiem
Tajemnicy ani to, że zagrodził mu drogę, trzymając w pogotowiu różdżkę u boku.
- Nie wejdziesz tam. Dumbledore zaraz się zjawi.
- Och, to trochę nie w jego stylu, taki brak wychowania. Ale skoro tak... – Teraz to on sięgnął po różdżkę i nim zdążyłam się obejrzeć, stałam za plecami Snape'a, a on sam mierzył w przeciwnika. Grindelwald roześmiał się, machnął dłonią i pojawił się stół a wokół niego krzesła. - Chciałem jedynie odrobinę ugoszczenia, ale widzę, że sam muszę o to zadbać – dodał, widząc zgorszoną minę Snape'a i zajął miejsce.
Ja natomiast stałam wciąż za nim, nie wiedząc, czy powinnam się cieszyć, że chciał mnie chronić, czy też wściekać się albo martwić.
Gdy obrócił się do mnie, widząc jego znudzony wzrok szybko podjęłam decyzję.
- Umiem o siebie zadbać – warknęłam z nieudawaną irytacja, niechętnie odsuwając się od niego.
Wzruszył ramionami i otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili zjawił się Dumbledore.
Stanął przed dawnym przyjacielem i wydawało mi się, że cała gama emocji się przez niego przelewa, gdy tamten wstał i mierzyli się wzrokiem.
- Wiele lat minęło przyjacielu. Zbyt wiele - powiedział Grindelwald z nieznaną mi wcześniej mieszanką uczuć.
- Oboje wiemy, czemu to zawdzięczamy - odpowiedział, ale uśmiechnął się lekko. - Nie mniej jednak przyszedł czas, byśmy raz jeszcze połączyli swoje siły. Zgodzisz się ze mną?
- Albusie, znasz moje zdanie i doprawdy nie wiem, co miałoby się wydarzyć, abym zmienił decyzję.
- Gellercie mój drogi, usiądźmy i pomówmy. Nie próbuj mnie oszukać, wiem dobrze, że nieco zmieniłeś poglądy.
- Spodziewałem się po tylu latach nieco milszego przywitania - spojrzał znacząco na mnie i Snape'a. - Chociaż przyznam, że niezwykły dobór świty powitalnej.
- Wiesz dobrze, że nie mogłem zaprosić cię do środka - spojrzał na nas i skinął głową. - A jeśli chodzi o tę dwójkę... Tak, są niezastąpieni. Ale przejdźmy do rzeczy - machnął ręką i stanęła przed nimi taca z kubkami i dzbankiem herbaty. - A wy dwoje zostawcie nas samych - dodał, nie patrząc w naszą stronę i choć jego głos był uprzejmy, to czaiła się w nim nuta rozkazu.
- Nie wejdziesz tam. Dumbledore zaraz się zjawi.
- Och, to trochę nie w jego stylu, taki brak wychowania. Ale skoro tak... – Teraz to on sięgnął po różdżkę i nim zdążyłam się obejrzeć, stałam za plecami Snape'a, a on sam mierzył w przeciwnika. Grindelwald roześmiał się, machnął dłonią i pojawił się stół a wokół niego krzesła. - Chciałem jedynie odrobinę ugoszczenia, ale widzę, że sam muszę o to zadbać – dodał, widząc zgorszoną minę Snape'a i zajął miejsce.
Ja natomiast stałam wciąż za nim, nie wiedząc, czy powinnam się cieszyć, że chciał mnie chronić, czy też wściekać się albo martwić.
Gdy obrócił się do mnie, widząc jego znudzony wzrok szybko podjęłam decyzję.
- Umiem o siebie zadbać – warknęłam z nieudawaną irytacja, niechętnie odsuwając się od niego.
Wzruszył ramionami i otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili zjawił się Dumbledore.
Stanął przed dawnym przyjacielem i wydawało mi się, że cała gama emocji się przez niego przelewa, gdy tamten wstał i mierzyli się wzrokiem.
- Wiele lat minęło przyjacielu. Zbyt wiele - powiedział Grindelwald z nieznaną mi wcześniej mieszanką uczuć.
- Oboje wiemy, czemu to zawdzięczamy - odpowiedział, ale uśmiechnął się lekko. - Nie mniej jednak przyszedł czas, byśmy raz jeszcze połączyli swoje siły. Zgodzisz się ze mną?
- Albusie, znasz moje zdanie i doprawdy nie wiem, co miałoby się wydarzyć, abym zmienił decyzję.
- Gellercie mój drogi, usiądźmy i pomówmy. Nie próbuj mnie oszukać, wiem dobrze, że nieco zmieniłeś poglądy.
- Spodziewałem się po tylu latach nieco milszego przywitania - spojrzał znacząco na mnie i Snape'a. - Chociaż przyznam, że niezwykły dobór świty powitalnej.
- Wiesz dobrze, że nie mogłem zaprosić cię do środka - spojrzał na nas i skinął głową. - A jeśli chodzi o tę dwójkę... Tak, są niezastąpieni. Ale przejdźmy do rzeczy - machnął ręką i stanęła przed nimi taca z kubkami i dzbankiem herbaty. - A wy dwoje zostawcie nas samych - dodał, nie patrząc w naszą stronę i choć jego głos był uprzejmy, to czaiła się w nim nuta rozkazu.
Bomba :3
OdpowiedzUsuńDziękuję! :3
UsuńJestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kontynuację, szczególnie ciekawa dalszych relacji Hermiony i Severusa :-)
Oraz tego co Grindenwald zarząda od Hermiony...
Cieszę się ogromnie, że Ci się podobało. :3 Ach, coś tam ciekawego wymyślimy jej do zrobienia... xD
UsuńNaprawdę świetny rozdział! Jestem bardzo ciekawa, jak Grindenwald wykorzysta dług. Na pewno wymyślisz coś zaskakującego xD Zagadką jest dla mnie również relacja Severusa i Hermiony oczywiście! Czekam na rozwój wydarzeń! Mam nadzieję, że dodasz szybko nowy rozdzialik ;) Pozdrawiam, Kate
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! <3
UsuńHaha, postaram się w jakiś cudowny sposób Was zaskoczyć xD
Pozdrawiam również!
Cudowny! Ah! Rozmarzyłam się czytając kolejny Twój rozdział i chcę więcej. Moja reakcja była niezastąpiona: Koniec, ale jak to?!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko dodasz następny, o już tak bardzo chcę ciąg dalszy!
Jestem ciekawa co do tych życzeń Snape'cia i Grindelwaldzia xD. Poza tym.. intrygujący jest umysł Pana Nietoperza. Chciałabym tam wejść, pobuszować i wyjść, czyli tak jak u Ciebie. Ty też musisz mieć bardzo intrygujący umysł.
Ale wracając do rzeczy.. Rozdział miły, cudowny, idealny, przyjemny i oczywiście ZA KRÓTKI! To już chyba standard, że Ci to wytykam (mimo, że rozdział jest całkiem dłuugi). W końcu to ja i raczej już tak pozostanie XD.
Ah, ciekawi mnie jeszcze relacja Hestii i Sevcia. A co ważniejsze! Co on z tym zrobi? Niby wszyscy wiemy, że wybierze Hermionę, ale kiedy? Oto jest pytanie xD.
Jeszcze jedno nasunęło mi się na myśl. Jak i kiedy Grindzio wpędzi Dumbledorka w pułapkę? No bo bądźmy szczerzy... Coś tu się święci ;>. Coś się zepsuje i jeden drugiego zakopie żywcem,co swoją drogą mogłoby być pięknym widowiskiem! :3
Nie przynudzam Ci tu dalej moimi teoriami spiskowymi tylko dodam, iż życzę Ci odpoczynku i weny :3
Twoja "żebrząca o szybszy rozdział" Isa <3
A idź Ty się wypchaj może, co?! ZA KRÓTKI... Człowiek sobie żył wypruwa, a potem usłyszy ZA KRÓTKI...
UsuńMasz szczęście, że tak Cię lubię. :3
Ty i te Twoje teorie... Może chcesz zostać współautorką? xD
"Żebrząca o szybszy rozdział"... Ach <3
Ah, ale to tylko dlatego, że tak dobrze piszesz! <3
UsuńTak, wiem. To wielkie szczęście :3
Nic dobrego by z tego nie wyszło, a teorie spiskowe... hm... Lubię zgadywać co się może wydarzyć. A nóż trafię! *-*
Wiem, wiem. Urzeka Cię moja żebrząca postawa
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńTeraz pytanie co Grindenwald bedzie sobie życzył...
Czekam na nastepny;)
Pozdrawiam
Nikola
Wszystko się okaże. *.*
UsuńDziękuję i również pozdrawiam!
Uwielbiam to opowiadanie! Każdy rozdział jest ciekawy i zaskakujący! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńAch, dziękuję bardzo!
UsuńCudowny rozdzial jak każdy �� czytam od jakiegoś czasu tylko komentowanie mi nie wychodzi:( jestem strasznie ciekawa dalszego ciagu. Uwielbiam Twoj styl pisania:) zycze duzo weny i nie torturuj nas dlugim oczekiwaniem na rozdzialik. Pozdrawiam goraco
OdpowiedzUsuńTo nic, grunt, że czytasz i podążasz za nowymi przygodami tej dwójki!
UsuńOgromnie mnie cieszą Twoje słowa i bardzo za nie dziękuję. :)
Również pozdrawiam!
Hej i tak jak obiecałam sobie, przeczytałam do końca. Nie wiem czy zauważyłaś, ale w 2 rozdziale zostawiłam komentarz ;). Jak już wspomniałam podoba mi się twoja historia, ale mam dokładnie 2 zastrzeżenia, ale zanim do nich przejdę powiem, że fajnie, że wreszcie postanowiłaś zbetować tekst. Co prawda w poprzednim rozdziale widziałam jeszcze kilka błędów takich jak np. "dłużysz się w nim", ale już nie ma tych nieszczęsnych dwóch kropek ;).
OdpowiedzUsuńPierwszym zastrzeżeniem są myśli głównej bohaterki. Opisujesz ją jako dojrzałą kobietę - wojowniczkę, która straciła rodziców, przyjaciela i krążyła przez rok po świecie ukrywając się przed szmalcownikami i śmiercożercami, a ja czytając to mam wrażenie, jakbym miała do czynienia z nastolatką, której buzują hormony. Ciągle się irytuje, jest zazdrosna, nie potrafi trzymać emocji na wodzy. Ok, rozumiem jej zauroczenie i zazdrość, ale na miłość boską, gdybym nie przeczytała pierwszych rozdziałów, to w życiu bym nie powiedziała, że ona tyle przeszła. Według mnie powinna być nieco spokojniejsza, bardziej zrównoważona, umieć połączyć tę siłę wojowniczki z kobiecym wdziękiem ;).
Drugie co mi się nie podoba to to, że ciągle wspomina o tym jak to jest zadurzona w Snapie. Niemal w każdym akapicie ona o tym wspomni przynajmniej raz. To nie jest potrzebne, naprawdę.
Chociaż ten rozdział jest jednym z lepszych, nie licząc tych pierwszych.
To jest oczywiście moja własna opinia (wybacz, jak coś mnie razi muszę to po prostu napisać :)) i możesz się z nią nie zgadzać, chociaż jestem ciekawa twojego zdania, więc liczę na odpowiedź. Mam zamiar nadal to czytać, bo widzę, że warto i wierzę, że jeszcze wiele świetnych historii wyjdzie spod twojego pióra (klawiatury).
Pozdrawiam cię serdecznie i życzę weny :)
Faktycznie, dopiero teraz go przeczytałam!
UsuńTak, postanowiłam poprawiać błędy, a to wszystko dzięki Dominice, która zresztą sama mi to zaproponowała :) Nie jestem mistrzem jeśli chodzi zwłaszcza o interpunkcję, wolę przedmioty ścisłe. :D
Hmmmm, tak po głębszym zastanowieniu to może i masz rację jeśli chodzi o jej osobowość. Aczkolwiek nie zapominajmy, że mimo wszystko nadal jest nastolatką własnie z burzą hormonów i wydaje mi się, że sam fakt jak wiele przeszła jest dobrym powodem do tego by była lekko... rozchwiana.
Tak czy siak, dziękuję za Twoją opinię i przemyślę jej dalsze poczynania. :D
Mam nadzieję, że jakoś przebrniesz do końca!
Dzięki raz jeszcze i również pozdrawiam. :)
Tak jak napisałam to tylko moje zdanie. Nie pasuje mi jej zachowanie. Staram się zawsze patrzeć na sytuację z perspektywy bohatera. Wyobrażam sobie, że to ja jestem na jego miejscu i stąd te przemyślenia. Oczywiście będę czytać na bieżąco i starać się tak nie wymądrzać :P.
UsuńAch, ależ nie mam nic przeciwko! Czasami krytyka sprzyja twórczości. Inne spojrzenie daje taki świeży powiew i oczywiście wezmę sobie do serca Twoją opinię. :)
UsuńSuper rozdział,bardzo mi się podoba moja reakcja też była niczego sobie: o nie to już koniec?! I co teraz mam czekać na następny rozdział?! Proszę o info kiedy będzie następny rozdział by Martyna
OdpowiedzUsuńAch, moja imienniczka, jak cudnie!
UsuńDziękuję bardzo i cieszę się, że Ci się podobał :3
Kolejny postaram się dodać jutro albo w piątek. :)
Pozdrawiam cieplutko :3
Super nie mogę się doczekać
UsuńCzekam na dalszą część i zapraszam Cię do siebie. Rozdział świetny! :D
OdpowiedzUsuńJak to szło... Chodził Lisek koło drogi, nie miał ręki ani nogi... *.* :3
UsuńDziękuję FP <3
A oto ja! Ujawniam się po tak wielce długim czasie. Zdążyłam przeczytać twojego poprzedniego bloga i mnie po prostu zachwycił *.*. Masz po prostu niesamowity styl pisania. Jest to będę z lepszych blogów ( a uwierz mi, trochę tego było ). Ten blog jest po prostu zarąbisty i codziennie czekam na kolejny rozdział. Ciekawi mnie o co chodziło Grinewald'owi choć mam domysł lecz nie jestem ich pewna. Mam nadzieję że kolejny rozdział ukarze się szybko. Dużo weny życzę ❤ Różowy dementor ❤
OdpowiedzUsuńO jej, masz po prostu powalający nick! XD Wybacz, musiałam o nim wspomnieć, bo aż się uśmiechnęłam widząc go! :D
UsuńBardzo Ci dziękuję za tak miłe słowa i przyznam, że takie pochwały ciągle stawiają mi poprzeczkę wyżej... xD Bardzo mnie motywują do pracy, a więc dziękuję. :3
Dzisiaj powinien pojawić się kolejny. :)
Pozdrawiam!
Wiedziałam, że Sev wymięknie xd humor i to jak budujesz napięcie, jest świetne, wszystko jest przemyślane, kolejne wątki stopniowo dodajesz, podsycasz naszą ciekawość, mistrzostwo :D zdecydowanie potrzebujemy więcej *.*
OdpowiedzUsuńHaha, bo on tylko zgrywa takiego groźnego i wrednego, a w rzeczywistości to typowy facet!
UsuńDziękuję bardzo :3 Dzisiaj dodam kolejny rozdział :)