poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział 16

Cześć Kochani!
Tak jak obiecałam, tak dodaję nowy rozdział :) W kolejnych kilku postawiłam odrobinkę na akcje, żeby ich trochę rozruszać, oczywiście nie kosztem Sevmione - przeciwnie. :D
Spieszę się z pisaniem dla Was, bo za tydzień wyjeżdżam na praktyki na cały miesiąc i szczerze? Wątpię, że będę Was wtedy obsypywać rozdziałami, ale oczywiście postaram się i tam jakieś dodawać. :3
Nie ciągnę dalej tylko zapraszam do czytania!

PS. Kolejny rozdział w czwartek/piątek, a tymczasem nie zamordujcie mnie... *.*
****************************************************



Minęły dwa dni, a od pozostałych z Zakonu Feniksa wciąż nie było wieści.
Spojrzałam z oddali na Harrego, który wściekle kopał kamień – jeden za drugim i wrzucał je do wody. Musiałam przysłonić oczy dłonią, gdy słońce wyszło zza chmur. Cóż, chociaż tyle dobrego w ostatnich dobach.
Nie mogłam się mu dziwić, że zachowywał się jak totalny dupek, bo każdy z nas chodził rozdrażniony. No może za wyjątkiem Luny, która byciem sobą tak działała Snape’owi na nerwy, że chociażby za to zasługiwała na Order Merlina. Nie mniej jednak zabrakło mi już paznokci do obgryzania ze stresu.
Nikt nas nie ścigał. Nie żebym narzekała, ale to powodowało, że niepokój we mnie narastał, bo bezczynne siedzenie w miejscu, nie sprzyjało poprawie nastroju.
Neville wyszedł z pobliskiego lasu, niosąc stertę drewna na ognisko. Dni były ciepłe, ale ogień w nocy dodawał otuchy. No i mieliśmy jak gotować, chociaż nikt nie miał tak naprawdę apetytu.
Udawaliśmy przed sobą, że każdy się trzyma i ma jakiś plan na siebie, ale prawdę mówiąc, to byliśmy jak ślepcy i błądziliśmy po omacku. Zupełnie nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić, bo wciąż oczekiwaliśmy na wiadomość od kogokolwiek.
Snape już poprzedniego wieczoru zabrał mi pergamin i zarzucił, że niewłaściwie go trzymam i pewnie dlatego nic się na nim nie pojawia. To było tak absurdalne, że bez słowa oddałam mu papier. Skoro nawet on popadał w taką paranoję i był w stanie znieść własne głupoty, które plótł, to naprawdę nie było za wesoło.
Nie mogłam dłużej tak stać i obserwować rezygnacji na twarzach przyjaciół. Nie po tym wszystkim, co przeszłam żeby odnaleźć ten przeklęty Zakon!
- Dosyć tego – powiedziałam do siebie i ruszyłam w stronę jeziora, gdzie prócz Harrego siedział Snape, wpatrując się jak głupiec w taflę wody.
Odwrócił się do mnie. Nie mogłam uwierzyć, że i on się już poddał. Naprawdę?
Czterdzieści osiem godzin wystarczyło im, żeby uwierzyć w śmierć Zakonu albo jego rozpad. Czy tylko ja tutaj miałam jeszcze jakąś nadzieję?
- Snape, musimy porozmawiać – zaczęłam nim doszłam do niego, a on przewrócił oczami.
- Już to robiliśmy i chyba uzgodniliśmy, że siedzisz na tyłku.
- Posłuchaj, ja niczego nie ustalałam. Z góry narzuciłeś, co tam chciałeś. Zrobiliśmy tak, czekaliśmy i nic. Minęły dwa dni! Jak długo zamierzasz jeszcze nie robić nic, co? – Popatrzył na mnie tak, jakbym spadła z nieba i roześmiał się.
- W takim razie słucham. Oświeć mnie dzielna Gryfonko i powiedz, CO zrobimy?
- Po pierwsze, to zejdź trochę ze mnie, bo chcę tylko dobrze. A ty wolisz nie robić nic! – Skrzyżowałam ramiona na piersiach. – Wrócę do kwatery i rozejrzę się trochę. Wybiorę się do Nory, do Muszelki… Gdziekolwiek!
Prychnął i postukał się palcem w czoło.
- Odbiło ci do reszty? Pożyczyłaś mózg od Potter’a czy jakie licho? Dlaczego uważasz, że pozwolę ci tam iść?
Ach, więc martwił się o mnie?
- Snape, dam sobie radę – trochę spuściłam z tonu i podeszłam do niego bliżej. – Wiesz, że musimy zacząć ich szukać. Jeśli McGonagall albo Dumbledore nie żyją, to trzeba odnaleźć resztę.
Wzdrygnął się i spuścił wzrok. Powiedzenie na głos czegoś, o czym wszyscy myśleliśmy, ale nikt nie chciał w to wierzyć, spowodowało, że i na mnie wylał się kubeł zimnej wody.
- Nie pójdziesz tam sama – pokręcił głową. – Zginiesz, jeśli śmierciożercy są tam nadal, w co nie wątpię. Znam, Granger ich robotę, sam byłem jednym… z nich.
- To co proponujesz?
- Pójdziemy tam razem.
Serce zabiło mi mocniej. Prawda jest taka, że chociaż ufałam sobie bardziej, niż się przyznawałam, to gdy był obok, czułam się bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej.
Ale nie mogliśmy zostawić ich bez ochrony.
- Nie, nie pójdziemy razem. – Zmarszczył brwi i otwierał już usta, ale uciszyłam go ręką. – Posłuchaj, nie możemy iść oboje, bo ktoś tu musi zostać. Harry jest w stanie się obronić, ale jak długo? A Neville? Luna? Wiem, nikt nas nie atakował, ale może tylko na to czekają? Śmierciożercy i szmalcownicy wiedzą, że w starciu z tobą nie mają szans. Zresztą, ze mną też już się tego nauczyli.
Milczał, ale trybiki w jego głowie pracowały.
W końcu odwrócił się i wypuścił powoli powietrze z płuc, krzywiąc się jakby sprawiało mu to ból.
- W takim razie ty zostajesz, a ja idę. Wyruszę jutro z samego rana, dzisiaj jeszcze poczekamy na wieści. I to nie podlega dyskusji.
Zacisnęłam usta. Nie tak miało to wyglądać, ale sądząc po jego minie, nie było szans, żeby zmienił decyzję. Cóż, to już było chociaż coś.
- Niech ci będzie – westchnęłam. – Ale jeśli nie wrócisz do wieczora, to ruszam za tobą.
Gdy spojrzał na mnie, na jego ustach rozciągał się cwaniacki uśmiech, którym mnie uraczył.
- Czyżby panna Granger martwiła się o losy swojego nauczyciela?
- O ile dobrze pamiętam, to sam mówiłeś, że nie jesteś już nauczycielem. – Uniosłam brew, siląc się na uśmiech.
- Och, a to chyba ty przyznałaś mi dożywotni tytuł Mistrza Eliksirów, czy nie tak?
- Być może – mruknęłam – ale to nie zmienia faktu, że ja już nie jestem uczennicą.
Miałam wielką ochotę pokazać mu język, tyle że coś mi mówiło, że to by się dla mnie źle skończyło.
- Słusznie. – Przewrócił oczami. – Gdybyście musieli stąd znikać, to weź to – wcisnął mi pergamin w dłoń, a ja przełknęłam ślinę.
- Jak nas wtedy znajdziesz? – zapytałam cicho, w obawie, że usłyszy drżenie mojego głosu.
- Tak jak kiedyś. Poślę za tobą patronusa.
- Skąd wiesz, że to zadziała?
- Nie wiem, ale w dziwny sposób twoja magia go przyciąga, więc zakładam, że tak będzie i tym razem.
Miejmy nadzieję.

Przez resztę dnia miałam wrażenie, że mnie unika. Nie chwaliliśmy się naszym planem Harremu ani nikomu, bo przeczucie mówiło mi, że to może ich jeszcze bardziej przybić. Wystarczyło mi, że umartwialiśmy się za wszystkich.
Zmrok zapadł niezwykle szybko, a wiadomości wciąż do nas nie docierały. Nie byłam już taka pewna swojego pomysłu, co kilka godzin temu, ale nie mogłam przecież zachowywać się jak paranoiczka.
Snape siedział na dużym kamieniu obok jeziora, obracając w palcach swoją różdżkę, jakby miał coś z niej wydusić siłą.
Stanęłam obok niego.
- Czego Granger? – zapytał obojętnie, nie patrząc na mnie.
- Przyszłam zobaczyć, czy nic się nie zmieniło.
Uniósł brew i odwrócił do mnie głowę.
- Naprawdę uważasz, że gdyby pojawiły się jakieś wieści, nadal bym tu siedział? Poza tym tobie oddałem pergamin.
Zacisnęłam usta. Strasznie denerwowało mnie jego wyniosłe zachowanie, ale rozumiałam go, bo sama byłam zdenerwowana tą sytuacją i brakiem informacji.
- Masz rację, przepraszam – odparłam. Otuliłam się ramionami i ruszyłam w stronę namiotu, ale złapał mnie za rękę.
Zaskoczona spojrzałam na niego.
- Jeśli chcesz to możesz zostać. Nie zajmuję aż tyle miejsca.
Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam obok niego, gdy posunął się nieznacznie. Zrobiło mi się ciepło na sercu, bo pierwszy raz, od kiedy się znamy, wyraził jakąkolwiek chęć przebywania ze mną.
- Mogę cię o coś zapytać? – Zamrugałam, zerkając na niego w obawie, że jednak to nie on siedzi tuż obok.
- To chyba trauma tak na ciebie działa i dlatego jesteś zaskakująco miły… ale pytaj. – Wzruszyłam ramionami, a on spojrzał wymownie w niebo, ignorując mój przytyk.
- Co się stało z twoimi rodzicami?
Okej, o tym nie chciałam rozmawiać. Poruszyłam się niespokojnie i w końcu oparłam łokcie na kolanach.
- Nie żyją. Tylko tyle się stało. – Jego brwi wyskoczyły ku górze, a mina dokładnie mówiła: tak jasne, a ja jestem primą baleriną. Westchnęłam. – To nie jest coś, o czym łatwo mi mówić. Oni… byli pierwsi. Tuż przed tym jak śmierciożercy zaatakowali Hogwart, Dumbledore zaprosił mnie do swojego gabinetu. To było dziwne, bo… wypytywał o moją rodzinę, o to, co im przekazałam na temat Harrego, o czym pisałam w listach… - Zamknęłam na chwilę oczy. – Oczywiście było tego wiele… Nie zdradzałam im nigdy konkretnych szczegółów, bo już i tak panikowali, widząc, co się dzieje i nie chcieli, żebym wracała do Hogwartu… - Uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie ciepłych oczu ojca. – Wtedy mi powiedział. Że nie żyją. Ministerstwo odnotowało atak i gdy przybyli na miejsce… Śmierciożercy ich zamordowali. Moich rodziców. – Zacisnęłam usta, drżąc na wspomnienie chłodu, który wtedy poczułam, a cały ból momentalnie wrócił do mnie jakbym raz jeszcze przeżywała to, co wtedy. Nabrałam powietrza. – Zabili ich, bo byli mugolami, a ja ich szlamowatą córką. – Skrzywiłam, się i widziałam jak drgnął na to słowo. - Prosiłam go by nie informował… nikogo. Weasley’owie już wiedzieli i chcieli mnie zabrać do siebie na wakacje. Chociaż już byłam pełnoletnia, to nie miałam dokąd iść… Kilka dni później był atak na Hogwart i wtedy… wtedy zginął Ron. – Pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Uwierzysz w to? Przez sześć lat wywijaliśmy się ze wszystkich problemów, a moim zmartwieniem i boginem były nieodrobione prace domowe albo kiepskie oceny… Oczywiście uważam, że to ważne, ale nigdy… nigdy nie pomyślałam, że ta cała nauka, to wszystko, co wbiłam sobie do głowy… Nie pomyślałam, że to nikogo nie uratuje. – Parsknęłam wpatrując się przed siebie. - Byłam tak głupia, że nie chroniłam tego, co mi takie bliskie…
Snape milczał. Bałam się spojrzeć na niego i tak w sumie to wcale nie chciałam. Wtedy poczułam ciepło na swojej dłoni i spuściłam wzrok na jego rękę splecioną z moją.
Miałam ochotę rzucić jakiś kąśliwy komentarz i jednocześnie nie chciałam też tracić tej chwili, którą mi podarował. Tego ciepła, które mnie wypełniło, odganiając przykre wspomnienia.
- Moja matka umarła, gdy byłem na trzecim roku w Hogwarcie – zaczął spokojnie. – Była czarownicą, ale ojciec mugolem i nienawidził magii. Zresztą, on nienawidził wszystkiego. – Prychnął, zaciskając usta w wąską linię. – Nienawidziłem powrotów do domu. Nigdy nie miałem szczęśliwej rodziny, a po jej śmierci było tylko gorzej. Ale w końcu to ja stałem się potężny i nie musiałem się już więcej bać. – Pełen złości uśmiech na jego ustach nieco mnie przeraził, ale nawet nie drgnęłam. – Było mi przykro, gdy umarła moja matka, ale nigdy nie odczuwałem wielkiego żalu po stracie rodziców. Gdy ojciec umarł, był już dla mnie nikim i nawet nie byłem na jego pogrzebie. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Zbytnio pochłonęła mnie czarna magia i służba Czarnemu Panu. Tylko raz w życiu czułem żal po stracie…
- Kiedy zginęła mama Harrego – dokończyłam za niego, a on spojrzał na mnie i nasze oczy się spotkały.
- Czasami… Czasami nic nie możemy poradzić na śmierć, która nas otacza, Granger. Nie obwiniaj się, bo pewnie i tak niczego byś nie zmieniła, choćbyś chciała. Pamiętaj, że nie podjęcie decyzji też jest jakąś decyzją.
Przewróciłam oczami. Musiał być nauczycielem nawet poza murami Hogwartu, prawda?
- Wiesz co Snape? Nie jesteś taki straszny jak myślałam. – Uniósł brew, a ja zaśmiałam się wesoło. – Kiedy cię zobaczyłam wtedy w Norze… Chciałam cię zabić. Chociaż przez lata broniłam cię przed Harrym i Ronem, to wtedy… Och, pragnęłam tego jak niczego innego. Ale z czasem, gdy poznałam cię od innej strony… Da się z tobą wytrzymać.
Tym razem i on się zaśmiał, ale szybko zamaskował to grymasem.
- O niczym innym nie marzyłem jak o komplementach od ciebie, Granger.
- Wiem. To cudowne, że marzenia się spełniają, prawda? – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Uniósł brew.
- Skoro tak, to aż boję się pytać o twoje.
Hipnotyzował mnie tym spojrzeniem, ale gdy jego usta wygięły się w tak pociągającym uśmiechu… zarumieniłam się i spuściłam wzrok na nasze dłonie.
- C-chyba powinnam się położyć. Zmienię cię później, żebyś zdążył odpocząć – powiedziałam i odeszłam szybkim krokiem.

Zupełnie zapomniałam o tym, z kim mam do czynienia. Snape nie był człowiekiem, któremu się odmawia bez żadnych konsekwencji.
Wszedł za mną do namiotu i o dziwo nikogo więcej w nim nie było. Chwycił mnie mocno za ramiona i obrócił przodem do siebie. Nie spodziewałam się takiej agresji z jego strony.
- Co ty… - zaczęłam, ale przerwał mi, gdy jego język wtargnął do wnętrza moich ust, skutecznie mnie uciszając.
Jego ręce z pożądaniem błądziły po moich plecach i nie zawahał się, gdy dotarł do rąbka koszulki, która wylądowała zaraz potem na ziemi.
Nie potrzebowałam lepszego zaproszenia. Rozpięłam guziki czarnej koszuli, którą na nieszczęście wciąż miał na siebie, ale pospiesznie zmieniłam ten stan. Miał taki piękny tors… Dokładnie taki, jak go zapamiętałam. Ile razy miałam ochotę móc go dotykać bez poczucia winy, bez robienia z siebie idiotki?
- Pragnę cię – wyszeptał przy moim uchu i przygryzł płatek tak mocno, że mimowolnie jęknęłam.
Moje ręce, jakby sterowane przez kogoś innego, szarpnęły zamek przy jego spodniach, a on tylko uśmiechnął się tak seksownie, że zaparło mi dech w piersiach. Pchnął mnie w stronę łóżka i oboje wylądowaliśmy…

- Hermiona? Hermiona, obudź się!
Otworzyłam oczy i krzyknęłam, gdy twarz Harrego znalazła się niebezpiecznie blisko. Rozejrzałam się nerwowo. Wciąż byłam w łóżku… Sama.
- C-co się dzieje? – zapytałam, dysząc.
- Nic, po prostu twoja kolej na wartę. Spałaś jak zabita i nie mogłem cię obudzić, a Snape siedzi tam już którąś godzinę. Chciałem go zastąpić, ale mi nie pozwolił. – Skrzywił się i opadł na łóżko.
- D-dobrze, już idę. – Przeczesałam palcami włosy i podniosłam się.
Nie wierzyłam, ale faktycznie – była już trzecia nad ranem. Czy to wszystko… śniło mi się?
Przełknęłam nerwowo ślinę, gdy wyszłam na zewnątrz i praktycznie wpadłam na Snape’a.
Żesz kurwa.
- Dobrze się spało, Granger? – zapytał cicho, uśmiechając się do mnie jakoś inaczej niż zwykle.
Odchrząknęłam.
- W porządku, nie narzekam.
- Świetnie. W takim razie moja kolej. – Minął mnie, ale po chwili przystanął i obrócił głowę. – Swoją drogą, dziwi mnie fakt, że po tylu treningach nadal nie jesteś w stanie wyczuć, gdy ktoś wchodzi do twojej głowy.
Odszedł, a ja stałam wryta w ziemię i totalnie pobladłam.
Ja pierdolę – pomyślałam tylko i usiadłam, ukrywając twarz w dłoniach.
*
O poranku było dużo chłodniej, ale dreszcze, które ogarnęły moje ciało nie miały wiele wspólnego z temperaturą.
To świadomość tego, że Snape wyrusza w samotną podróż w poszukiwaniu członków Zakonu, doprowadzała mnie do paniki.
Pół nocy wyczekiwałam, aż ten cholerny pergamin się zmieni, ale nie było nadal żadnych wiadomości, więc z bólem odłożyłam go do kieszeni Harrego. Musiałam mu go oddać, bo oczy mnie już bolały od maniakalnego wpatrywania się w papier.
Usłyszałam za sobą ruch i odwróciłam się. Snape wyszedł właśnie z namiotu i przeciągnął. Wspomnienia minionej nocy powróciły do mnie i z trudem zwalczyłam rumieniec, który uparcie ładował się na moje policzki.
Wstałam i podeszłam do niego.
- Wyruszasz? – zapytałam cicho, a on skinął głową, zupełnie obojętnie zerkając na mnie.
Ulżyło mi, że chociaż nie nawiązywał do tego, co się wydarzyło (a raczej chciałam żeby się wydarzyło...).
- Tak. Gdybyście dostali wieści to natychmiast zabieraj tam Potter’a, jasne?
Kiwnęłam głową.
- Zrobię to. Ale pamiętaj, że jeśli do wieczora nie dasz znaku życia, albo nie wrócisz, to ruszam za tobą. – Wypuściłam powietrze z płuc. – Uważaj na siebie.
Uśmiechnął się krzywo.
- Będę – powiedział i już go nie było.

Jeśli wcześniej twierdziłam, że byłam zdenerwowana, to w tej chwili wyrywałam sobie włosy z nerwów. Minęło dopiero kilka godzin, a słońce radośnie wisiało nad nami i nie zamierzało zajść. To nie był spokojny czas dla mnie, ale musiałam tu siedzieć i czekać.
Teraz żałowałam swojego pomysłu. Wierzyłam w to, że Snape sobie poradzi, ale z drugiej strony wysłałam go właśnie na pole bitwy…
Westchnęłam i usiadłam nad brzegiem, wrzucając kamień do wody.
Daj spokój, przecież to Snape. Kto jak to, ale on umie zadbać o swój tyłek. Zresztą, jeśli on sobie nie poradzi, to ty byś dała radę? Sama byś zginęła, albo, co gorsza, trafiła do niewoli.
Przełknęłam ślinę na tę myśl. Tak, dużo bardziej wolałabym umrzeć, niż wylądować w lochu Malfoy’ów i być torturowaną. Nie wiem, czy byłabym w stanie nabrać wody w usta, gdybym była traktowana godzinami klątwą Cruciatus i wcale, ale to wcale nie chciałam się tego dowiedzieć.
- Hermiona? Wszystko w porządku?
Podniosłam głowę, a moje oczy napotkały zmartwioną twarz Harrego. Wyciągnął do mnie rękę, więc chwyciłam ją i podniosłam się z ziemi.
- Tak, po prostu irytuje mnie to czekanie. – Wzruszyłam ramionami.
- Gdzie się podział Snape? – zapytał, rozglądając się.
- Wrócił do kwatery. Sprawdzi też Norę i Muszelkę.
Starałam się by mój głos nie drżał, ale w środku czułam taką pustkę i jednocześnie zbierało mi się na wymioty.
- Dobry pomysł. Mam nadzieję, że nie wpadnie na śmierciożerców, chociaż pewnie sobie poradzi. – Wzruszył obojętnie ramionami, co mnie trochę zabolało. Myślałam, że Harry nawiązał z nim nieco bardziej pokojowe stosunki, tymczasem w rzeczywistości było mu zupełnie obojętne, co się stanie z Nietoperzem.
- Pewnie tak – mruknęłam pod nosem. – Gdzie Neville i Luna? – zmieniłam temat, ale on nawet tego nie zarejestrował.
Wskazał ręką na drugi brzeg.
- Tam są.
Zamarłam i uderzyłam się dłonią w czoło.
- Czemu do cholery zapuszczają się tak daleko?! – warknęłam i ruszyłam w ich stronę, ciągnąc za sobą Harrego.
Czy naprawdę tak ciężko było im zrozumieć, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy i trzymanie się razem faktycznie oznaczało TRZYMANIE SIĘ RAZEM?
Wychodzenie poza osłony to najgłupsza rzecz, jaką mogli zrobić, a co gorsza - nawet się nie zorientowali, że nie mogą wejść z powrotem!
Doszliśmy do miejsca, w którym krąg zabezpieczeń się kończył.
- Zostań tu – nakazałam mu i błagałam Merlina, żeby chociaż on mnie usłuchał.
Wyciągnęłam przed siebie różdżkę i podeszłam do tej dwójki, która najwyraźniej świetnie się bawiła, zbierając jakieś śmieci z ziemi.
- Czy wyście do kurwy nędzy do reszty stracili rozum?! – zawołałam, stając nad nimi.
Oczy Neville’a rozszerzyły się w szoku, a Luna spojrzała na mnie zgorszona, jakbym to ją wyzwała od najgorszych.
Ale jak miałam trzymać nerwy na wodzy, kiedy prosta prośba została zignorowana?
- H-Hermiona? – zapytał Neville, podnosząc się i rozejrzał wokół. – Gdzie H-Harry?
- Gdzie? Tam, gdzie i wy powinniście być! – warknęłam, wskazując ręką za siebie.
- Miona uspokój się, niepotrzebnie tak się gorączkujesz.
Odwróciłam się na pięcie, a moje serce przekoziołkowało i myślałam, że dostanę zawału.
- Harry? Harry błagam powiedz, że nie wyszedłeś poza osłonę…
- Niepotrzebnie wyżywasz się na nich! Poza tym umiem o siebie zadbać! – rzucił obrażony i podszedł bliżej.
Miałam ochotę rozpłakać się na ziemi, ale nie było na to czasu.
- Jesteście bandą idiotów, a ja nie zamierzam przez to ginąć!
- Co takiego się stało?! – warknął, wyrzucając ręce w górę.
- Co się stało? Co się stało?! To, że żadne z nas nie wróci tam, jeśli nikogo nie ma po drugiej stronie! Powiedz mi błagam, że masz chociaż ten przeklęty pergamin, który ci dałam.
Zaczął gorączkowo grzebać w kieszeniach, i gdy wyciągnął zwitek papieru, mało co nie zemdlałam z ulgi.
- Dobra, pal licho wszystkie rzeczy, które zostały. Musimy nałożyć nowe…
Przerwał mi głośny świst, a czarny dym przesłonił oczy.
Gorączkowo zaczęłam rozglądać się, ale w końcu skapitulowałam i ruszyłam w stronę Harrego.
- Harry?! Harry, gdzie jesteś?!
- Tutaj! – usłyszałam kilka kroków od siebie, ale potknęłam się i wylądowałam na twardej ziemi.
Dym rozwiał się, a wokół nas stał krąg śmierciożerców, obserwując nas w ciszy.
Serce waliło mi jak oszalałe, a adrenalina zaczęła buzować w żyłach. Zerwałam się na równe nogi i stanęłam obok przyjaciela, wyciągając przed siebie różdżkę.
Luna i Neville z przerażonymi minami dołączyli do nas w pośpiechu.
- Zabierz nas stąd Miona – szepnął Harry, a mi ścisnęło gardło.
- Nie mogę – powiedziałam, zaciskając palce na różdżce. - Zbyt duże ryzyko, że kogoś z nas trafią – dodałam i rozejrzałam się po maskach.
Cholera jasna! Stali tam patrząc na nas i żaden nawet nie drgnął. To była jedyna szansa na atak.
Miałam tylko nadzieję, że pozostali pójdą w moje ślady.
- Drętwota! – zawołałam w myślach i po chwili jeden z nich leżał bezwładnie.
Teraz i oni wyciągali swoje różdżki, a zaklęcia śmigały to z jednej, to z drugiej strony.
- Potter’a żywego! – ryknął ktoś z tłumu i rozbili swój krąg.
Wiedziałam tylko jedno – chronić Harrego. Co prawda, o niego nie musiałam się szczególnie martwić, bo to Neville i Luna nie radzili sobie, ale nie byłam w stanie chronić całej trójki naraz. Było ich zbyt wielu.
Jak nigdy wdzięczna byłam Snape’owi za jego treningi i bardzo żałowałam, że go tu nie ma.
Schyliłam się w ostatniej chwili, by po chwili odskoczyć w bok i odeprzeć atak przeciwników. Przestali się bawić w lekkie zaklęcia. Miotali klątwami na lewo i prawo, jakby całkowicie zatracili sens swojej misji. Nie obchodziło ich, czy Harry przeżyje.
- Hermiona, uważaj! – krzyknął nagle, odpychając mnie.
Sam przewrócił się na ziemię, ale poza kilkoma rozcięciami nic mu nie było.
- Wstawaj! – ryknęłam, a złość we mnie zapłonęła.
Nie patrząc dłużej na moralne strony swoich czynów, zaczęłam rzucać Avadą, nie zważając też na przerażenie i strach w oczach przyjaciół.
To nie był czas na roztrząsanie mojego złego ja, a na działanie.
Znowu zbiliśmy się w kupkę, a wściekłość mnie napędzała. Skoro byłam taka potężna, to czemu nie mogłam uratować ich wszystkich?!
Pchnęłam Lunę, która wpadła na Neville’a i sama odbiłam klątwę, która gnała w naszą stronę.
- Bierzcie go! – zawył tak dobrze znany mi głos i zamarłam na ułamek sekundy, gdy mignęła mi blond czupryna.
Lucjusz Malfoy najwyraźniej próbował wkraść się na powrót w łaski swojego pana. A jego syn razem z nim.
Czarny dym raz jeszcze przesłonił nam cały obraz i teraz na oślep rzucałam zaklęcia. Chwyciłam rękę Harrego i obiecałam sobie nie puszczać jej, dopóki nie będziemy bezpieczni.
Tylko, że nie spodziewałam się zobaczyć Luny i Neville’a z przytkniętymi do gardeł różdżkami, które boleśnie raniły im skórę.
- Teraz szlamo, odsuń się od Potter’a, a twoi przyjaciele będą bezpieczni.
- Nie rób tego! – zawołał Neville, czym zasłużył sobie na uderzenie w skroń.
Gorączkowo szukałam wyjścia, którego nie było.
Musiałam ich zostawić.
Spojrzałam z rozpaczą na Harrego, który wściekle starał się wyrwać mojego uścisku. Teraz była szansa. Nasza jedyna okazja do tego, by stąd uciec.
- Przepraszam – szepnęłam i ze łzami w oczach zabrałam naszą dwójkę z tego miejsca.

Rozejrzałam się i nim moja tama pękła, zaczęłam mruczeć zaklęcia ochronne, nie dopuszczając do siebie myśli o tym, co zrobiłam.
Harry stał kilka kroków ode mnie, wpatrując się bez słowa przed siebie.
Kiedy skończyłam, podeszłam do niego niepewnie, ale nawet nie uraczył mnie jednym spojrzeniem, tylko odwrócił się plecami.
- Jak mogłaś? Jak mogłaś to zrobić? – zapytał z takim wyrzutem, że ścisnęło mnie w gardle.
Sama siebie karałam w myślach za to, że ich tam zostawiłam, ale przecież nie mogłam postąpić inaczej…
- Harry, musisz zrozumieć…
- Co zrozumieć?! – krzyknął, obracając się przodem. – Kim się stałaś, co?! Jesteś zadowolona z siebie? Stałaś się takim samym potworem jak oni! Niczym się nie różnisz. Liczy się dla ciebie tylko cel i nieważne ,ile trupów po drodze zostawisz, co? Dawna Hermiona nie zrobiłaby tego. Dawna Hermiona wolałaby umrzeć, niż zostawić przyjaciół!
Po tych słowach wyminął mnie i odszedł.
Walczyłam ze łzami, starając się usprawiedliwić czyny, których się dopuściłam. Ale nie mogłam. Wiedziałam, że zrobiłam coś okropnego, ale sama przecież mówiłam, że nie da się uniknąć ofiar w tej wojnie… Krwi na moich rękach było już tak wiele, że co znaczyły dwa kolejne życia?
Nabrałam ze świstem powietrza, zaciskając dłonie.
Nie, nie mogłam się karać. Zrobiłam przecież, co należało, a na wyrzuty sumienia czas przyjdzie potem. Zostaliśmy sami. Snape’a nie było, a teraz Luny i Neville’a też nie…
Nie mieliśmy już nic. Namiotu, przyjaciół ani siebie nawzajem. Jedyne, co nam pozostało, to oczekiwanie, aż ten cholerny pergamin się zmieni…
Nie przeszkadzała mi twarda ziemia pod plecami, bo nie zamierzałam zasnąć choćby na minutę. Wciąż ściskałam w dłoni ostatni kawałek nadziei, czekając, aż upragniony adres w końcu się pojawi.
Harry leżał odwrócony do mnie plecami i nie odezwał się ani razu od swojego wybuchu. Ja zresztą też nie, bo nie potrafiłam znaleźć słów, które mogłyby usprawiedliwić mnie w jego oczach. Chociaż biłam się z własnymi myślami bez przerwy, to wciąż wygrywała ta strona, która mówiła mi, że dobrze postąpiłam.
Oczywiście, gdy to wszystko minie, gdy emocje opadną, spodziewałam się wyrzutów sumienia za porzucenia przyjaciół, ale z drugiej strony, nie zakładałam w rzeczywistości tego, że dożyję końca tej wojny. Poza tym zważywszy na wszystko, co zrobiłam po drodze… Moja psychika wisiała na włosku, a to był po prostu kolejny gwóźdź do trumny.
Krzyknęłam mimowolnie, gdy pergamin w mojej dłoni zrobił się ciepły.
- Harry! Harry, jest! – zawołałam, gdy podniosłam się do siadu i rozwinęłam papier.
- Co tam jest?! – zapytał, wstając i jakby zupełnie zapomniał o złości, którą odczuwał.

O'Brien's Tower,
Doolin,
Irlandia Zachodnia
Spal to.

Serce waliło mi jak oszalałe, gdy raz po razie czytałam tą krótką wiadomość.
- Jak ich tam znajdziemy? – wykrztusił z siebie Harry, gdy w końcu spaliłam wiadomość.
- Na pewno Dumbledore się postara o to, by dotarła do nich informacja o naszym przybyciu. Poza tym założę się, że ta wieża jest tylko jedna. Musimy się tam dostać.
Poczułam na sobie jego wzrok, więc podniosłam głowę.
- Naprawdę po nich nie wrócimy? Hermiona… To nasi przyjaciele.
Westchnęłam i wstałam.
- Posłuchaj Harry, nie możemy tego zrobić. Albo na nas tam czekają, albo…
Urwałam, gdy jasne światło rozbłysło przed nami. Szarpnęłam Harrego za ramię i wyciągnęłam różdżkę przed siebie.
Srebrna łania zamrugała, podchodząc bliżej.
Znalazł nas. Znalazł mnie.
- Przekaż mu wiadomość – powiedziałam i potworzyłam adres, na który miał się udać.
Wstyd mi było przyznać się przed sobą, że na wieść o tym, że Snape żyje, ulżyło mi tak bardzo. Chociaż to Neville i Luna zasługiwali na moją uwagę, nie potrafiłam skupić się na nich, gdy jego życie też było wielkim znakiem zapytania.
- To był Snape, prawda? – powiedział bardziej, niż zapytał Harry, gdy patronus rozpłynął się, jak gdyby nigdy go tu nie było.
Przytaknęłam.
- Tak. Udało mu się nas znaleźć.
- A-ale jak? Przecież patronusy tak nie działają!
- Nie wiem jak, Harry. Już raz tak zrobił, to tak odnalazł mnie i Ginny. Twierdzi, że moja magia przyciąga… patronusy – dokończyłam cicho, odwracając się w stronę pustej przestrzeni, którą przed chwilą zajmowała łania.
- Uważam, że powinniśmy chociaż sprawdzić Hermiona – naciskał, ale zignorowałam to.
- Harry, to nie jest zabawa, nie rozumiesz?! Twoje życie liczy się najbardziej. Pójdę sprawdzić, ale dopiero, gdy będziesz w Kwaterze. Poza tym nie sądzę, że oni jeszcze żyją – dodałam dobitnie, wpatrując się w niego twardo.
Nie spodziewał się tego i po jego twarzy przemknął cień strachu.
- Chyba sobie żartujesz?! Mogą być cali, a te minuty… Potrafię się bronić i walczyć! Nie zapominaj, kto was szkolił!
- Nie zapominam! – krzyknęłam, ale w środku miałam już serdecznie tej dyskusji, bo prowadziła do nikąd. – Nie pytałam cię o zdanie, więc proszę cię, nie mów nic więcej. Po prostu chodźmy.
Nie zważając na jego głośne protesty i zawodzenie, złapałam go za rękę. Było tylko jedno miejsce, gdzie musieliśmy teraz być i tam właśnie się udaliśmy, chociaż z każdą sekundą traciłam szansę na uratowanie Luny i Neville’a.

Wiedziałam, że mi tego nie wybaczy. Ale walczyliśmy o coś więcej niż przychylność Harrego, więc musiałam po prostu z tym żyć. Nie mówię, że to było łatwe, bo każdy człowiek potrzebuje w życiu kogoś, kto zawsze stanie za nim murem. Tyle, że ja już miałam dosyć liczenia na innych i nauczyłam się liczyć na siebie.
Rozejrzałam się uważnie, trzymając w pogotowiu uniesioną różdżkę. Nie wiem, czy to Dumbledore czy może ktoś inny, ale ktoś wyraźnie uwielbiał nadmorskie klimaty.
Harry stał oparty o wieżę i wpatrywał się z nienawiścią w ciemne niebo, które przechodziło we wzburzoną wodę.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc milczałam i oboje staliśmy tak, oczekując aż ktoś nas znajdzie. To nie było zbyt bezpieczne, ale skoro dostaliśmy ten adres, to musieliśmy czekać…
Moje myśli pogalopowały do Snape’a. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale w środku cała drżałam, zastanawiając się nad jego losem. Chciałam, żeby tu był. Ze wszystkich ludzi to właśnie on sprawił, że komuś zaufałam i znowu byłam bezpieczna. Miałam wrażenie, że przy nim jestem kimś innym, że znowu staję się miękką sobą… I lubiłam to uczucie. Lubiłam to, że przy nim nie musiałam być zawsze twarda, bo on potrafił i nie wahał się wziąć na barki odpowiedzialności za naszą dwójkę. Mogłam dać mu się prowadzić bez obawy, że zabłądzimy. W głębi serca czułam, że jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Dlatego teraz, gdy ja byłam tutaj, a on gdzieś tam (Merlin jeden wie, gdzie!), znowu musiałam walczyć za wszystkich i brakowało mi tego poczucia spokoju. Przywykłam do jego obecności, do jego gderania, przekomarzania się…
Usłyszałam kroki i natychmiast stanęłam przy Harrym, z wyciągniętą różdżką, zbierając w sobie całą siłę do walki.
- Harry? Hermiona? – zagrzmiał znajomy głos pana Weasley’a, ale wciąż nie opuszczałam różdżki.
- Kto tam? – zapytałam, ignorując szturchnięcie Harrego.
- Hermiona! Co ty wyrabiasz?! Przecież to pan Weasley! – zawołał, przepychając się przede mnie, gdy mężczyzna podszedł bliżej.
Opuścił różdżkę i uśmiechnął się lekko.
- Harry, Hermiona dobrze robi. Nie powinniście nikomu ufać. – Uśmiechnął się pokrzepiająco i zmarszczył brwi. – Co wam się przydarzyło? – Zmierzył wzrokiem nasze brudne ubrania, a ja znowu poczułam ciężar w brzuchu.
- Zaatakowali nas – powiedziałam cicho, a on zacisnął wargi i skinął.
- Chodźcie do środka, opowiecie nam wszystko.
Westchnęłam i posłusznie poszliśmy za nim. Wcale nie rwałam się do tego, żeby opowiedzieć naszą historię, ale coś musieliśmy powiedzieć… Nie wątpiłam jednak w to, że Harry ze szczegółami streści wszystko, co zaszło.
Szliśmy kilkanaście minut w ciszy, a w końcu naszym oczom ukazał się sporych rozmiarów, typowy wiejski domek. Chyba nie odbiegał zbytnio od pozostałych w tej okolicy, bo dziwnie idealnie komponował się z nadmorskim krajobrazem.
- Kto już wrócił? – zapytałam pana Weasley’a, zrównując się z nim.
- Jesteśmy my, Dumbledore, Minerwa razem z Hestią, Poppy i Moody’m. No i teraz wy. Brakuje jeszcze wiele osób, ale miejmy nadzieję, że wkrótce się zjawią…
Skinęłam głową i przemilczałam to.
Zakon został zdziesiątkowany i coś mi mówiło, że wcale nie popijają sobie herbaty na leśnym runie, odwlekając przybycie do kwatery.
We wszystkich oknach paliły się światła i nim doszliśmy, drzwi frontowe otworzyły się i wypadła przez nie Ginny, pani Weasley oraz Dumbledore.
- Jesteście nareszcie! – zawołała radośnie i wyściskała nas odrobinę za mocno jak na mój gust.
Ginny poszła w jej ślady i już po chwili siedzieliśmy przy stole kuchennym, popijając gorącą herbatę. Wciąż mieliśmy na sobie błoto i rozdarte ubrania.
- Hermiono, Harry, gdzie jest Severus? – zapytał Dumbledore, uśmiechając się lekko, chociaż na jego twarzy czaił się niepokój.
- Nie wiemy – odpowiedziałam. – Czekaliśmy na wiadomość, ale w końcu… wrócił do dawnej kwatery i sprawdzić inne miejsca, czy przypadkiem was tam nie ma… martwych. – Podniosłam wzrok, a moje oczy napotkały zatroskaną Hestię. – Zanim tu przybyliśmy zjawił się jego patronus i przekazałam mu adres, ale nie wiem, co z nim.
Westchnęłam przeciągle, a Dumbledore skinął głową, chociaż świdrował mnie, przeszywającym niczym promienie Roentgen’a, spojrzeniem.
- Zaskakuje mnie twoja umiejętność przyciągania jego patronusa. Czy w innych przypadkach też to działa?
- Nie wiem, nie próbowałam tego nigdy wcześniej.
- Harry? Czy nie było z wami Luny i Nevillea? – zapytała Ginny, siadając obok nas.
No to się zacznie.
Zagryzłam wargę, a wyrzuty sumienia powróciły do mnie ze zdwojoną mocą, gdy siedziałam sobie bezpieczna w kwaterze, otoczona członkami Zakonu.
- Oni… - poczułam na sobie wzrok Harrego, który po chwili odwrócił się i opowiedział wszystkim, co się zdarzyło.
Zapadła cisza, w której słychać było tylko tykanie zegara na ścianie i mogłam przysiąc, że kilka par oczy wpatruje się we mnie.
- Granger, nie spodziewałbym się tego po tobie – wyrzucił z siebie Moody. Spojrzałam na niego nie do końca rozumiejąc jego zarzuty, ale o dziwo uśmiechnął się do mnie. – Dobrze się spisałaś dziewczyno. Longbottom i panna Lovegood od początku wiedzieli, na co się piszą, a z tego, co opowiedział Potter, to sami są sobie winni. Powinieneś być wdzięczny Granger, że zachowała zimną krew i zabrała twoje dupsko stamtąd!
Zamrugałam i myślałam, że się przesłyszałam.
Nigdy nie byłam blisko z Szalonookim, ale teraz, gdy mnie poparł, miałam ochotę go wyściskać.
- Trochę się Harry zawiodłem – powiedział w końcu Dumbledore.
Spojrzałam na przyjaciela, ale ten wlepił wzrok w stół i wydawało mi się, że próbuje go spalić wzrokiem.
- Dobrze, wszyscy się zgadzamy z tym, że to tragiczne wydarzenia… Ale co dalej, Albusie? – Zapytała McGonagall, wzdychając przy tym.
Wyglądała na zmęczoną jak nigdy przedtem. Co im się przydarzyło?
- Musimy czekać Minerwo, nie pozostaje nam nic innego.
Przerwał mu dziwny dźwięk, na który wszyscy obrócili głowy.
- Ktoś się aportował! – Zawołała pani Weasley.
- To alarm, gdy ktoś się aportuje w pobliżu. Stąd wiedzieliśmy, że przybyliście – wyjaśniła Ginny, a mi serce momentalnie przyspieszyło.
Błagam, proszę niech to będzie Snape!
Razem z panem Weasley’em i Jones rzuciliśmy się do drogi. Każdy z nas miał chyba własne powody, żeby się tam znaleźć, ale coś mi podpowiadało, że z Hestią mogłyśmy sobie podać rękę w tym wypadku.
Zaparło mi dech, gdy w mroku mignęły mi śnieżnobiałe włosy.
- Kto tam?! – zawołał pan Weasley i w świetle naszych różdżek pojawiła się poturbowana i krwawiąca twarz Neville’a, a tuż za nim brudna Luna.
Nie mogłam w to uwierzyć. Merlinie, udało się im!
- Neville? Luna? – podbiegłam do nich i miałam ochotę wyściskać. – J-ja… Przepraszam was! Nie chciałam was zostawiać!
Neville uśmiechnął się smutno.
- Wiem Miona, dobrze zrobiłaś.
- Jak wam się udało? – zapytał pan Weasley, podchodząc bliżej z Hestią.
- Snape nam pomógł.
Musiałam zebrać w sobie wszystkie siły, by się nie przewrócić, bo nogi ugięły się pode mną.
- Gdzie on jest? – zapytała Jones, a jej głos drżał podobnie jak ja cała.
- Został tam – odpowiedział zgaszony. – Uciekaliśmy z Luną, a oni nas ciągle ścigali. W końcu zjawił się Snape i udało nam się ukryć. Wysłał swojego patronusa żeby się dowiedzieć, gdzie jest Hermiona z Harrym, ale ona tylko podała ten adres… Zmienił mojego buta w świstoklik i nas tu wysłał, a on sam… Zatrzymał ich i ostatnie, co widzieliśmy… Chyba nie żyje.
Nie potrafię nawet opisać tego, co poczułam w środku. Hestia zakryła twarz dłońmi i myślę, że płakała, ale ja tylko stałam wpatrując się w nich z niedowierzaniem.
Nie, przecież Snape nie mógł umrzeć. Nie on.
Przełknęłam ślinę.
- J-jesteś pewny…? – Mój głos był tak cichy i chłodny, że sama się ledwo słyszałam.
Neville spojrzał na mnie ze współczuciem i skinął.
- Tak. Nim zniknęliśmy dopadli do nas… Walczył, ale ich tylu było… Uratował nas Hermiona.

22 komentarze:

  1. Nie, nie mogłaś tego zrobić! Nawet się nie waż go uśmiercać...
    Gdzieś w głębi serca wiem, że tego nie zrobisz, bo jaki sens ma Sevmione bez głównego bohatera.
    Jednak umiesz budować napięcie i pozostawiłś dozę niepewności...
    Nie wiem jak wytrzymam te parę dni bez następnego rozdziału, bez dalszej części xD
    Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie więcej Seva i Hermiony (oczywiście Snape żyje i ma się dobrze... no może nie do końca dobrze, bo pewne jest w kiepskim stanie, ale na pewno pozostaje na tym świecie) :-)
    I liczę na to, że Hestia nie pojawi się przez najbliższe kilka rozdziałów (a najlepiej to niech się w ogóle nie pojawia; -) )
    No dobra, koniec mojego narzekania i snucia teorii spiskowych przeciwko Hestii...
    Powodzenia w dalszym pisaniu (jeszcze dłuższych części) ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. Nie pogniewam się jak postanowisz wstawić rozdział wcześniej ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bla, bla, bla, woda w usta i nic nie powiem! Może se umarł, a może nie - przekonasz się, ot co!
      A co do Hestii... No zobaczymy, zobaczymy! :D
      Dziękuję i również pozdrawiam!

      PS. Haha, liczy się, że chociaż spróbowałaś... XD

      Usuń
  3. JAK MOŻESZ UŚMIERCAĆ SEVCIA?!A tak na poważnie to mam nadzieję że jak zwykle wroci w najmniej oczekiwanym momencie i opowie historie życia z tym swoim nietoperzastym uśmieszek ;-) Była by możliwość wysyłania mi wiadomości o rozdziałach na maila? Czekam na następny
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak zrobi, a może nie - nic nie zdradzam! :D
      Oczywiście, podaj mi tylko swojego maila to będę informować. :)

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. martina2003@interia.pl
      Martyna

      Usuń
  4. Padłam ... przez Ciebie nie będę mogła spać !!! Jakby ktoś wszedł do mojego pokoju to zobaczyłby mnie z otwartą buzią, opadniętą szczęką do samej ziemi... Tyle emocji i napięcia .. jestem zachwycona <3 Severus żyć musi, obowiązkowo .. bo co to za Sevmione, bez naszego Nietoperza :)
    Hestia .. no kurde . zaczyna mi na nerwy działać, się pałęta .. może tak ona by gdzieś tajemniczo zniknęła ? ^^
    Czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że jakoś udało Ci się zasnąć! :D
      Może coś z nią zrobimy, chociaż pozbyć się takiej pozytywnej bohaterki? ♡
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ja czytałam po południu a i tak nie umiałam zasnąć
      Martyna

      Usuń
    3. Zasnąć zasnęłam .. ale i tak jedyna myśl w głowie, od tamtego wieczoru: "Następny rozdział..następny rozdział.. daj mi następny rozdział!!!" <3333

      Usuń
  5. Po pierwszej części wybuchałam niekontrolowanym śmiechem, im bliżej końca myślałam, że się rozpłacze...Sev wróci w glorii i chwale, nie może być inaczej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że doprowadzam Cię do tak skrajnych emocji... To chyba podchodzi pod jakąś psychoze maniakalno-depresyjną?xD
      Tak i zagrają mu fanfary :3

      Usuń
  6. Nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie !!!
    Nie i koniec !
    Ja tak czułam już po zapowiedzi na początku, że mamy Cie nie zabić!
    Czułam że coś się święci! :O
    Proszę szybciutko wyskoczyć z nowym rozdziałem :P

    Pozdrawiam,
    Kora

    ps co to za praktyki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaprzeczenie to jeden z etapów żałoby podobno! *.*
      Również pozdrawiam!

      Ps. Wykopaliska archeologiczne :)

      Usuń
  7. Chcę skomentować, ale jakoś odpowiednie słowa do głowy nie przychodzą...
    Ładnie? Trochę za mało... Wzruszające? Z pewnością. Chwyta za serce... Tak, chwyta... i ściska gardło...
    Cholera... Jakiś taki nieskładny ten komentarz. Podobało mi się, wzruszyło, chwyciło za serce i za gardło...

    P.S. A Severusa nie waż się nawet skaleczyć! On ma wrócić w całości!!! Bo jak nie, to... wiem, cała skrzynka gigantojęzycznych toffi wyląduje w Twoim obiadku, o!

    ILoveSnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, cudowny komentarz. ♡ Aż się miło na serduszku robi jak się czyta ile emocji udaje mi się wzbudzić. :3

      Och nie, chyba czas przestać jeść po takiej groźbie...*.*

      Pozdrawiam cieplutko! (Chociaż może to słabe przy 35 stopniach za oknem...)

      Usuń
  8. No to wstaję z grobu i światu martwego internetu, aby skomentować ten jakże zacny rozdział autorstwa jęczącej Marty. ;) U mnie zastój jak cholera... Yay! Wróćmy jednak do rozdziału. Czytając, powiedzmy ;), ,,rozmowę" w głowie Hermi i ,,przerwanie" ;'D. Geniusz. Zaraz potem siedzę jak na szpilkach, aby tylko wiedzieć, co z Sevem (Oj, Hermionko, Hermionko! Ładnie tak wysyłać go w drogę?!), a zaraz potem... Bam! Sev podobno jest martwy! Jak mi uśmiercisz Seva to kolejną uśmierconą postacią będziesz ty! XD Jak śmiesz! XD (I tak Cię wielbię, więc pomińmy to milczeniem. ;) <3)

    Pozdrawiam!
    Lisiasta.

    PS1: Człowieku, błagam, wstaw rozdział w czwartek, bo w piątek rano wyjeżdżam z powrotem do ,,grobu" w blogspocie i nie będzie mnie przez całe dwa tygodnie (Hell yeah! ;-;). Dlatego proszę, nie trzymaj mnie w niewiedzy przez (2-3?) tygodnie, bo ja się frugo pokrajam wreszcie żywcem. A potem to na Ciebie pójdzie człowieku niedobry! xD (Znaczy się dobry... Ale ten, wiesz. xD)

    PS2: MOŻE przed wyjazdem uda mi się napisać rozdział, jeden tak. Normalnie piszę rozdziały z prędkością zombie na godzinę. (Czyli gdzieś 1km/h xD) Ale, ale! ;D

    PS3: Przedtem zdążę tylko pokomentować, a potem idę dać się zeżreć krwiożerczym york'om na moim podwórku (Ty wiesz, że nawet mi buta o mało nie zeżarł, gad jeden? xD), bo nie chcę jechać przez 10/12 h na dobę w góry. (A teraz będę z moją wesołą familią (Już w piątek x.x) jechać jeszcze okrężną drogą ,,bo tam jest za duży ruch i toczymy się zamiast jechać...". Aha, a okrężnie (13h drogi, zdycham) niby lepiej???)

    PS4: Na tym zakończę ten przydługi komentarz, bo mi znaków zabraknie. xD Pozdrawiam raz jeszcze. (O ile to przeczytałaś xD) Pozdro! XD

    OdpowiedzUsuń
  9. C.D

    PS5: Coś tych PS'ów jest więcej niż komentarza xD, ale trudno! Muszę się wygadać, zanim stopię się w temperaturze (35-36 stopni podobno) podczas drogi, przejdę tajfuny wiatru na górach, które mają (1500 m.n.p.m zdycham x.x i moje nogi odlatują) wysokości za wysokie. xD Masło z masła jest maślane. I co tam. xD

    PS6: W górach MOŻE będę miała jakikolwiek internet to WYMUSZĘ na sobie cokolwiek, albo będę spamować Ci w komentarzach, aby wyżyć się na niesprawiedliwości tego świata jak robię to teraz. (Rodzice chcą zabrać nas następnie w czeskie/słowackie góry i będziemy podbijać najwyższe szczyty. YAY! Jak ja się cieszę normalnie będę ich uściskać drutem kolczastym z wrażenia (Albo nie bo niemiłe mi poprawczaki, a później jeszcze lata w więzieniu za zabójstwo. Ha.) albo przybiję high five krzesłem, ale w głowę.... Swoją... Albo ich...) .-. Więc jak widzisz moje perspektywy życiowe są genialne, a teraz wybacz, ale idę tnąć się frugo... Pozdrawiam. (Po raz 3, 4 i 5, a co!) x.x Idę umrzyć.

    OdpowiedzUsuń
  10. C.D (To napiszę do 10 PS'ów, a co! Temat mojej śmierci albo nagłego zniknięcia (Niezapowiedzianego oczywiście x.x), rzucenia się z dywanu na podłogę albo zmrożenia się w lodówce to ciekawostka normalna.)

    PS7: Będę dawać znaki życia (PRAWDOPODOBNIE, nie obiecuję) w takich formach jak teraz, albo jeszcze dłuższych, bo mnie trafia. Jak już wspomniałam chyba w PS (3-4???), nie ważne. Moja ukochana jednorożcowa siostra siedzi mi za ramieniem, a nie przepraszam. Teraz już leży w spazmach agonii (Miejmy nadzieję ;)) i zdycha ze śmiechu, albo niesprawiedliwości tego świata. (Ja też chyba zdechnę, albo ,,umarnę" jak to powiedziałam gdy wstałam o 3:54, żeby sprawdzić datę na kalendarzu i zasnąć w wannie...)

    PS8: Zaraz idę zaspamować Isness, aby wiedziała, że żyję, ale mi rąbnęło totalnie w głowę... (Rozdziały będą ciekawsze... xD) I mam ,,niedojebanie" mózgowe.

    PS9: Nie wiem po co to piszę. Nie pytaj się mnie. Nie mam frugo, aby się pociąć ani (Dziadkowie) nie mają mydła w płynie, aby wywalić sobie żyły. (A dosłownie to nie chcę.) Ani nawet nie mają azotu o temperaturze -190 stopni, abym mogła się zamrozić i sfajczyć żywcem przed tym.

    PS10: A więc pozdrawiam i idę wymieniać moje GENIALNE perspektywy życiowe. Pozdrawiam po raz 7, o ile dobrze liczę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. O mój Boże, Fox zabiłaś mnie, bo spowodowałaś niekontrolowany wybuch śmiechu i no cóż - udusiłam się. :C
      A tak serio to bardzo Ci współczuję tejże banicji i mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz miała jakiś kontakt z nami!
      Poza tym, grzecznie proszę - jak masz się ciąć to znajdź coś ostrzejszego niż frugo... Weź już lepiej butelkę po wódce xD
      Hmm, ja też jadę w góry w poniedziałek! Co prawda na wykopaliska, ale tuż przy Czeskiej granicy także może uda mi się jakieś szlaki poznać. :3
      Poza tym chyba nie nawiązałam do połowy Twoich komentarzy, ale cóż, musisz z tym żyć *.*
      Pozdrów kochaną siostrzyczkę!

      Dziękuję za cudowny spam. <3

      Usuń
  11. Nie bój się, ja cie nie zabiję... JA ZROBIĘ CI SERIĘ CRUCIO I SECTUM SEMPRE !!!!! Przez ciebie mało się nie popłakałam!!! Sevcio ma żyć, albo cię znajdę i sama zabiję!!! Oczywiście będzie żył, ale jeśli będzie:
    - Ciężko ranny
    - Obrzucony straszalną klątwą
    - Bez jakiejś części ciała
    To szykuj się na nocną wizytę Różowego dementora .... Rozdział bardzo szokujący i wywiera napięcie. Na szczęście nie musze czekać a następny 😁. A teraz przepraszam idę czytać dalej ...
    ❤Różowy dementor❤

    OdpowiedzUsuń