niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 10

Uwaga!
Powróciłam odrodzona niczym Feniks z popiołów, a razem ze mną całe wiadra weny, dlatego dodaję kolejny rozdział! Rozpędziłam się niczym torpeda i dosyć długi mi wyszedł, ale mam nadzieję, że Was urzeknie :3
Ładnie proszę o komentarze co sądzicie o takiej wersji Sevmione, trochę weselszej. :D
Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział i na pewno pojawi się w tygodniu!
Zapraszam! <3
**********************************************************************************


Kolejne dni wypełnione były drogą powrotną i napięciem, które zgromadziło się między nami. Nie wiem jakie było jego źródło, ale miałam wrażenie, ze nie tylko ja czuję się zupełnie inaczej, gdy spoglądaliśmy na siebie z ukosa, rozmawiając jak wcześniej. Jednak te spojrzenia kryły w sobie dużo więcej niż którekolwiek z nas by przyznało. Bynajmniej ja tak właśnie czułam, a to napawało mnie obrzydzeniem do samej siebie. 

Jak mogłam patrzeć na Snape’a w TEN sposób? Przecież to był Nietoperz z lochów, który uprzykrzał nam wszystkim życie, który był prawie dwadzieścia lat starszy ode mnie i właściwie to mógłby być moim ojcem, gdyby nie fakt, że wyglądem byliśmy tak różni, że to było niemożliwe.
A jednak za każdym razem, gdy uśmiechał się w ten swój nietoperzasty, pełen pogardy sposób, w moim brzuchu fruwało stado motylków, które miałam ochotę zwrócić razem z wczorajszą kolacją. Wcale nie podobało mi się tu uczucie i im więcej się nad tym zastanawiałam, tym przybierało na sile.
Więc musiałam zrobić wszystko aby zminimalizować nasz kontakt i wyprzeć z głowy te głupoty, bo były ważniejsze rzeczy.
Chociażby wojna z Voldemorte’m i to, że musieliśmy jeszcze jakoś wrócić do Anglii.


Trzeciego wieczoru zatrzymaliśmy się w jaskini, która była naszym schronieniem na początku drogi. Na całe szczęście powrót był dużo szybszy. Pewnie to dlatego, że znaliśmy już drogę no i nie musieliśmy się zastanawiać nad tym gdzie są olbrzymy, bo chociaż znaleźliśmy je, to nasza misja okazała się być totalnym fiaskiem i tak naprawdę straciliśmy dwa tygodnie z życia.

Weszliśmy do środka i uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie burzy, która dopadła nas w tym miejscu. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że Snape starał się mnie wtedy chronić. Ale przecież miałam nie wracać do tego starego gbura, a tymczasem sama wywoływałam wspomnienia związane z nim.
Westchnęłam przeciągle i wyciągnęłam z torebki namiot. Skoro magia już nie była naszą przeszkodą, Snape powiększył nasz namiot do ogromnych wygód i dzięki temu nie musiałam chociaż sypiać obok niego i nawet miałam okazję się umyć, a uwierzcie, że to było pierwsze na mojej liście.
Poza tym życie generalnie stało się łatwiejsze, gdy w końcu mogliśmy czarować, chociaż wciąż zabraniał robić to mi, bo twierdził, że zostawiam za sobą zbyt duży ślad. Pomijam porównanie mojej magii do śluzu, a mnie do ślimaka, ale to cały urok kochanego Nietoperza.
Dodatkowo jego paranoja czasami działała mi na nerwy. 
Za każdym razem rzucał zaklęcia ochronne jakie tylko świat znał, a potem i tak ustalał nam warty. 
- Naprawdę musimy tu siedzieć i marznąć? – zapytałam, gdy słońce już zaszło, a on jak co wieczór rozsiadł się wygodnie przy wejściu, głęboko się nad czymś zastanawiając. 
Mokre włosy przykleiły się do mojej szyi, ale ulga jaką odczułam, gdy w końcu mogłam być czysta, była naprawdę ogromna.
Powoli podniósł głowę i obrócił ją w moją stronę, po czym westchnął ciężko i zacisnął wargi.
- Granger czy naprawdę musisz być wiecznie taką idiotką?
Przewróciłam teatralnie oczami, zakładając ręce na pierś.
- A ty musisz mnie wiecznie wyzywać? Nie wiem skąd w tobie tyle… nietoperza.
Uniósł wyzywająco lewą brew, a kąciki jego ust wygięły się w lekkim uśmieszku, który wcale nie zapowiadał niczego dobrego.
- Ja za to nie wiem skąd w tobie tyle… kretynizmu. – Idealnie naśladował ton jakim do niego mówiłam. 
Przechyliłam lekko głowę, starając się utrzymać swoje poirytowanie na wodzy. Zmusiłam się do podobnego uśmiechu i wzruszyłam ramionami.
- No cóż, jak to mówią: z kim przystajesz takim się stajesz – rzuciłam z pełną powagą i zdecydowanie warto było.
Zmarszczył czoło i zacisnął zęby, po czym odwrócił głowę ode mnie.
- Zjeżdżaj stąd Granger, bo działasz mi na nerwy – powiedział ze złością w głosie, a to mnie nieco zaintrygowało.
Co go tak rozzłościło? Zwykle nasze przekomarzanki trwały bez końca, tymczasem on odpuścił po krótkiej wymianie zdań?
Chciałam podejść, zapytać o co chodzi, dowiedzieć się co dręczy jego poczerniałą duszę, ale nie mogłam zmusić nóg by ruszyły się z miejsca. 
- Jak chcesz – mruknęłam niezadowolona z takiego obrotu spraw no i chociażby dlatego, że nie uzyskałam odpowiedzi na swoje pierwsze pytanie, po czym weszłam do namiotu i wspięłam się na łóżko.
Zdecydowanie to było o wiele wygodniejsze niż twarda ziemia i  cienki śpiwór, ale gdy zamknęłam oczy wcale nie było mi tak przyjemnie. O wiele lepiej i bezpieczniej było mi, gdy czułam go tuż obok za swoimi plecami, słysząc jego miarowy oddech…
Usiadłam gwałtownie, ukrywając twarz w dłoniach. 
Co się ze mną dzieje do cholery? Przecież to niemożliwe żebym poczuła coś, cokolwiek do niego. Merlinie, to jest… niemożliwe! 
Opadłam zrezygnowana na łóżko, zarzucając ręce za głowę.
- No i co ja mam z tym zrobić, co? – pytałam siebie, wpatrując się w sufit namiotu. 
Miałam do tego nie wracać, a jednak moje myśli same gnały w stronę mojej zguby.

*
- Nauczysz mnie walczyć, gdy wrócimy? – Zapytałam, gdy pakował namiot następnego ranka. 

Nie wiem dlaczego te słowa się wyrwały ze mnie, ale nie mogłam znieść dłużej tej ciszy, która tworzyła wyraźny mur między nami.
Czy zrobiłam coś nie tak? Nie mam pojęcia skąd to jego nagłe odrzucenie, a tym bardziej nie wiem czemu się tym przejmowałam. No dobra, może gdzieś tam podświadomie wiem dlaczego, ale wcale tego nie chciałam więc spychałam to na dno umysłu, nie dopuszczając do siebie możliwości, że mogłam go polubić.
Usłyszałam tylko jego mamrotanie, ale w końcu odwrócił się do mnie i zmierzył pełnym odrzucenia wzrokiem.
- Myślałem, że panna Wiem-Wszystko-Najlepiej jest samowystarczalna i książki są odpowiednim nauczycielem?
Zagryzłam wargę i starałam się zignorować, że jego chłodny ton zakłuł mnie w środku.
- Sam mówiłeś, że moja technika jest do bani, ale w porządku, poproszę o to Lupina.
Chyba zaskoczyłam go swoim opanowaniem. Nie wiem czy liczył na wybuch z mojej strony, ale zdziwienie przelało się po jego twarzy, a ja odwróciłam się, zarzucając torebkę przez ramię i nie czekając dłużej, ruszyłam w drogę.

Ani trochę nie odpowiadało mi napięcie między nami, ale nie zamierzałam dłużej robić z siebie kretynki i prosić go o uwagę. Nie to nie! Przecież to wcale nie tak, ze go potrzebuję. W moim życiu miałam już przyjaciół, a Severus Snape nawet nie był bliski tego stanu, dlatego powinnam się skupić właśnie na tych, którzy czekali w Anglii!

Dreszcz mnie przebiegł, gdy uświadomiłam sobie, że ja wcale… nie tęsknie za nimi. Owszem, brakowało mi towarzystwa innego niż Snape, ale w ostatnich dniach nawet nie poświęcałam im myśli. On wypełniał je skutecznie. Poza tym Hestia… Ach, jak ta tleniona blondynka działa mi na nerwy! I to dla niej narażałam swoje życie?! Wcale nie okazała się być niewiadomo jak potrzebna i skuteczna, powinna była sobie siedzieć w tych lochach, a tymczasem to tylko ja nosiłam ślad jej obecności tam.
Zazgrzytałam zębami i poczułam ciepłą dłoń na ramieniu.
Podniosłam zaskoczona głowę, napotykając czarne oczy, które wpatrywały się we mnie niepewnie.
- Granger, opanuj się – powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi do cholery?
- Co ty gadasz? – zapytałam poirytowana, a on tylko skinął głową w dół. 
Mało nie wrzasnęłam, gdy zobaczyłam, że moje palce zaciśnięte są na czarnej różdżce tak mocno, że aż mi knykcie zbielały. 
Wsunęłam ją szybko do kieszeni, ale zdążył zalać mnie strach. Merlinie, nie byłam w stanie kontrolować nawet samej siebie!
- O czym myślałaś? – zapytał, wciąż wpatrując się we mnie.
Och, o tym, że wyrywam kudły tej pieprzonej blondynce.
- O niczym – odpowiedziałam zamiast tego, wyrywając się spod jego uścisku.
- Posłuchaj mnie idiotko, chcę ci tylko pomóc, nie dociera to do ciebie?
- Jakoś niespecjalnie, bo chwilę temu prosiłam cię o pomoc, a ty mnie zignorowałeś. Więc jak mam ci ufać, co? Jak mam liczyć na ciebie kiedy wcale nie mogę! 
Nie wiem gdzie leżało źródło mojej złości, ale on tylko westchnął i ruszył za mną, doganiając mnie kilkoma krokami.
- Granger po powrocie osobiście się tobą zajmę, tylko przestań zachowywać się jak rozwydrzony bachor!– warknął niezbyt zadowolony, ale same jego słowa wywołały we mnie dziką satysfakcję jakbym właśnie na to czekała.
- Jak chcesz – mruknęłam – mam to gdzieś. – Dodałam tylko, ale nie mogłam powstrzymać lekkiego, pełnego triumfu uśmiechu.
- Ale żeby to zrobić muszę wiedzieć co cię dręczy – powiedział po krótkim zastanowieniu, a jego głos zadrżał lekko.
Spojrzałam na niego pełna wątpliwości w jego intencje, bo przez chwilę miałam wrażenie, że próbował się wśliznąć do mojej głowy. Zdecydowanie nie chciałam żeby zobaczył tam tego co ukrywałam bardzo głęboko.
Na szczęście oklumencja była czymś co szło mi gładko, jak większość rzeczy zresztą. Może jednak nie byłam tak beznadziejna i nieopanowana jak ciągle mi to wmawiał? W końcu ochrona własnego umysłu wymagała ogromnego zaufania do samej siebie.
- Snape, nie zamierzam ci się zwierzać, dobra? Wiesz doskonale co rozdarło moją duszę i nie muszę mówić ci o tym raz jeszcze – odparłam oschle, a on prychnął tylko.
- Dlaczego ciągle się zachowujesz jakby świat był wrogiem dla ciebie, co? Czemu boisz się zaufać komukolwiek?
Zamrugałam wpatrując się w niego krzywo. On sobie żartował, prawda? Czy naprawdę Severus Snape pytał mnie dlaczego boję się zaufać ludziom? On? Ze wszystkich ludzi właśnie ON zadał mi to pytanie? 
- Wiesz co Snape, czasami mam wrażenie, że robiłeś pewne rzeczy i zupełnie o nich nie pamiętasz – powiedziałam tylko z wyrzutem i przyspieszyłam kroku.
Pamiętam aż za dobrze dzień, w którym zabił Dumbledore’a. Wtedy nie wiedziałam, że to tylko podstęp, a przed oczy wciąż wracał mi obraz pustego wzroku dyrektora, nienawiści w głosie nietoperza, gdy wypowiadał śmiercionośne zaklęcie… A potem ciało Rona i tych wszystkich uczniów.
Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tamtych chwil. Kto by pomyślał, że minął rok, a ja wciąż odtwarzałam te wydarzenia jakby dopiero co wczoraj miały miejsce?

Dalej szliśmy w ciszy. Trochę byłam zła na siebie, że w ciągu kilku chwil zburzyliśmy cos co zbudowaliśmy przez ten tydzień, gdy ramię w ramię musieliśmy zmierzyć się z niebezpieczeństwem i przeszkodami, które stały nam na drodze. Dziwnie czułam się z myślą, że wracamy do Anglii, do domu, bo było mi tutaj zaskakująco… dobrze.

Bałam się w rzeczywistości trochę tego powrotu, bo nie wiedziałam jak będą wyglądały nasze relacje, a jak widać nie zapowiadało się zbyt kolorowo. Poza tym nie chciałam znowu siedzieć i zajmować się łapaniem gnomów ogrodowych. Chciałam robić coś, cokolwiek! Być przydatna, potrzebna, móc wykorzystać moc jaką zostałam obdarzona.
Obejrzałam się tęsknie za szczytami, które tak skrupulatnie zwiedzaliśmy przez ostatnie dni. Kto by pomyślał, że mi się tu spodoba? Byłam tak zła i pełna goryczy, że nie doceniłam chwil spędzonych w tym miejscu.
Przygryzłam lekko wargę, spoglądając kątem oka na Snape’a. 
Jak zawsze szedł niewzruszony, z zupełną pustką na twarzy. Jego oczy uważnie obserwowały okolicę. Westchnęłam cicho, odwracając wzrok od niego.
To dziwne, ale zaczęłam go odrobinę rozumieć. Zawsze zastanawiało mnie skąd w nim tyle zgorzknienia, tyle złości. A teraz, gdy sama odczuwałam w sobie to wszystko, rozumiałam go aż za dobrze. Polubiłam nasze rozmowy, chociaż przeplatane wyzwiskami, ale naprawdę dobrze mi się z nim dyskutowało. Był tak niesamowicie mądry i przepełniony wiedzą, a ja pragnęłam zadać mu tyle pytań… Tylko co z tego, że prędzej by mnie wyśmiał niż udzielił mi wywiadu.

Niesamowite w jak krótkim czasie dostaliśmy się do drogi, na której porzuciliśmy ciała dwóch śmierciożerców. Poczułam niepokój widząc, ze ich terenówka stoi wciąż w tym samym miejscu. 
- Myślisz, że ktoś wie o ich śmierci? – zapytałam cicho, gdy przystanął. Całe jego ciało napięło się niczym struna, wypatrując zagrożenia.
I jak tu nie czuć się przy tym przeklętym nietoperzu bezpiecznie, co? 
Sięgnęłam do kieszeni, zaciskając palce na różdżce. Jak to mówią: lepiej dmuchać na zimne.
- Nie sądzę. Wydaje mi się, że nikogo tu nie było, ale nie możemy być pewni.
Rozejrzałam się wokół, przełykając ślinę. Ostatnie czego chciałam w tej chwili to zostać otoczoną przez zgraję śmierciożerców.
- Rzuć na siebie zaklęcie kameleona i tarczę. Ja zaraz wracam – powiedział, nie patrząc na mnie i ruszył przed siebie.
- Snape! – syknęłam za nim poirytowana. I znowu to robił! Pieprzony ważniak!
Wyciągnęłam różdżkę i zaciskając ze złością zęby przytknęłam różdżkę do swojej piersi.
Nie mam zielonego pojęcia gdzie zniknął. Jedyne co widziałam tu pusta drogę, a tuż obok przepaść, w którą zrzuciliśmy ciała śmierciożerców.
Szczyty otaczały nas stanowiąc kryjówkę, ale zarazem zagrożenie, bo potencjalny wróg mógł się skryć gdzieś w okolicy.
Usunęłam się w cień, mając nadzieje, że mimo wszystko jesteśmy tu sami. 
Nagle poczułam gdzieś w pobliżu falę energii, która napierała na mnie. Zacisnęłam palce na różdżce, nie pozwalając sobie na strach. Czyjaś magia wciągała mnie, jakby próbowała przeniknąć przez osłony, które nałożyłam, ale jednocześnie kusiła niczym woda na pustyni. Pragnęłam jej dosięgnąć, a zarazem drżałam przed nią, czując jak przesiąka powoli do mnie. Nie wiem, czy się bałam, czy chciałam jej więcej, ale przyjemne ciepło pojawiło się we mnie, wypełniając powoli całe ciało. 
Zmrużyłam oczy i westchnęłam cicho, gdy poczułam coś jeszcze cieplejszego na swojej dłoni.
- Granger – usłyszałam gdzieś w oddali. Merlinie, to uczucie było tak przyjemne, że nie chciałam aby minęło.
- Granger! – otworzyłam oczy słysząc głos raz jeszcze i zamrugałam zdziwiona, gdy zobaczyłam Snape’a stojącego niebezpiecznie blisko.
- Co to było? – zapytałam zdezorientowana, rozglądając się w poszukiwaniu źródła.
Spojrzałam na niego i uderzył mnie ten wredny uśmieszek wymalowany na jego ustach.
- Wygląda na to, że kogoś tutaj przyciąga silna magia – powiedział spokojnie, chociaż jego głos przesiąknięty był czymś czego nie potrafiłam określić.
- Nie rozumiem – odpowiedziałam cicho i spojrzałam w dół. To on trzymał moją dłoń w uścisku, a ja obejmowałam jego. Przełknęłam ślinę.
- To, że jesteś silna i przebicie się przez twoją obronę nie było łatwe. Zdejmij swoje zaklęcia, nikogo tu nie ma. – Odsunął się o krok, a ja wykonałam jego polecenie, wciąż drżąc lekko od tego co przed chwilą się stało. -  A teraz chodź. – Rzucił i odwrócił się na pięcie, kierując w stronę terenówki.
Gdy odszedł poczułam dziwną pustkę, która zastąpiła to przyjemne ciepło.
Ale ignorując popaprane uczucia w sobie, pobiegłam za nim.
- Czekaj, ty chcesz tym jechać? – zapytałam, stojąc z otwartą buzią, gdy wsiadał za kierownicę.
- A wolisz iść na spacer? – rzucił ironicznie, wychylając się zza szyby. – Właź i nie marudź.
Posłusznie usiadłam po stronie pasażera i spojrzałam na niego niepewnie.
- Umiesz w ogóle prowadzić?
Przez chwilę miałam wrażenie, że mnie zamorduje jednym spojrzeniem, ale nagle uśmiechnął się szeroko i wzruszył ramionami.
- Wątpisz we mnie odważna Gryfonko? 
Puściłam mimo uszu ten przytyk i kiwnęłam głową.
- Drżę o swoje życie – rzuciłam z przekąsem gdy odpalił silnik.
- A wydawało mi się, że kiedyś mówiłaś, że niewiele cię ono obchodzi. No to świetnie się składa – dodał z przekąsem i ruszył, a ja w myślach zmówiłam szybką modlitwę.

*
Przenajświętszy Merlin chyba się na mnie nie obraził, że moja magia była równie potężna co jego, bo jakimś cudem uchował nas przy życiu i dotarliśmy bezpiecznie do miasteczka, od którego rozpoczęła się nasza wyprawa.

Zapadł już zmrok, ale w gospodzie wciąż paliły się światła. Widać życie przy alkoholu rozpoczynało się w wieczornych porach – nie wcześniej. 
Niewiele się tutaj zmieniło przez te dwa tygodnie, gdy nas nie było i wcale nie poczułam się lepiej ani bezpieczniej. Chyba wolałam nasze jaskinie niż to obskurne miejsce…
- Zaczekasz przy barze, ja muszę porozmawiać z Dimitrim. – Powiedział Snape, wysiadając z auta. 
Wyskoczyłam za nim i złapałam go za rękaw kurtki. Obejrzał się poirytowany i znacząco spojrzał na moją dłoń.
- Hej! Znowu zamierzasz mnie zostawić tam?!
- Granger, chyba nie powiesz mi, że masz cykora, co? – Uniósł wyzywająco brew, a ja cofnęłam się lekko zmieszana.
- Oczywiście, że nie! Tylko nie rozumiem co takiego zamierzasz ukryć, że…
- Nie twój biznes. Czekasz przy barze, na nim, gdziekolwiek chcesz. Potem cię znajdę. – Rzucił tylko i odszedł, zupełnie ignorując moje sprzeciwy.
Stałam przez chwilę w miejscu, mrugając na jego plecy, jakbym chciała go zmusić aby zawrócił, ale oczywiście nie zrobił tego.
Pięknie! Po prostu cudownie! Dlaczego ja?! Dlaczego ja musiałam znosić tego durnego człowieka, co?!
Skrzyżowałam ramiona na piersiach i z uniesioną głową weszłam do obskurnego baru, gdzie było dużo tłoczniej niż ostatnim razem. Widać ocieplenie klimatu działało na korzyść biznesu.
Usiadłam przy barze na chyboczącym krzesełku, wpatrując się uporczywie w blat. A niech go diabli wezmą! Cholerny Nietoperz i te jego pomysły!
- Coś podać panience? – Zapytał barman, uśmiechając się lekko.
Spojrzałam na niego i nie mogłam być niemiła, słysząc ojczysty język.
- Znasz angielski? – Zapytałam wesoło, szczęśliwa, że mogę otworzyć usta do kogoś innego niż tego tłusowłosego dupka.
- Tak jest. Kiedyś moja kuzynka próbowała nauczyć tutaj część ludzi, ale cóż… Nie są zbyt skorzy do nauki. – Wzruszył ramionami i odstawił szklankę, którą polerował.
- Dobrze ci idzie. Skąd wiedziałeś, że nie jestem tutejsza?
Roześmiał się i pochylił, kiwając na mnie palcem.
- Przyjrzyj się tym tutaj wokół i zastanów się nad swoim pytaniem – powiedział cicho, a ja zachichotałam jak dwunastolatka. – Poza tym w tym miejscu wszyscy się znają. – Wzruszył ramionami, biorąc kolejną szklankę do ręki. – Jesteś z tym czarnowłosym? 
Skinęłam głową.
- Tak, czekam tu na niego.
- Nierozważnie zostawiać w takim miejscu samotną kobietę, zwłaszcza taką młodą i piękna. – Dodał, a ja poczułam, że lekko się rumienię. – Podać ci coś słoneczko?
- Szklankę wody jeśli mogę.
- Nie ma problemu! – Sięgnął po czystą szklankę i wlał do niej zawartość szklanej butelki, po czym postawił przede mną, uśmiechając się słodko. – Proszę bardzo.
- Dziękuję. – Przechyliłam szklankę, z ulgą przyjmując chłodną wodę, która spłynęła po moim gardle.
Czułam na sobie jego wzrok, ale nie odzywał się więcej. Nie mniej jednak nieco się rozluźniłam, bo wydawało mi się, że należy do ludzi, przy których nie muszę się obawiać o swoje życie. Poza tym zawsze miałam różdżkę.
Przyjrzałam mu się i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Chociaż był wyraźnie starszy to całkiem przystojny… Wywierał na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Ziewnęłam przeciągle zaskoczona własnym zmęczeniem, ale wyprostowałam się, próbując zachować trzeźwość.
- Dobrze się czujesz moja mała? – Zapytał, uśmiechając się do mnie, a ja skinęłam.
- Tak, trochę mi się kręci w głowie, ale to pewnie ze zmęczenia. – Odpowiedziałam starając się zachowywać normalnie, ale poczułam się dużo gorzej niż chwilę temu. 
- Może jeszcze wody? – postawił szklankę przede mną, a ja wypiłam zawartość i podziękowałam mu.
Tyle, że wcale mi to nie pomogło. Niech mnie diabli jeśli nie zrobiło mi się niedobrze, a senność ogarniała mnie już całą mocą…
- Może chcesz się położyć, co? Na zapleczu mamy małą kanciapę i jeśli…
- Granger! 
Momentalnie poderwałam głowę, a ulga spłynęła po mnie niczym strumień wody.
Snape stanął obok mnie i obrzucił wściekłym spojrzeniem barmana, który się speszył i wrócił do polerowania szklanek.
- Granger, co się z tobą dzieje do cholery? – Warknął, gdy przechyliłam się niebezpiecznie w bok, ale przytrzymał mnie.
Zachichotałam wpatrując się w niego z lubością. Przed kim ja próbowałam ukryć, że mi się podobał, co? Przecież Severus Snape to najprzystojniejszy człowiek jakiego poznałam… Cholera, miał tak wyraźne i seksowne kości jarzmowe, że aż mnie skręcało.
Poczułam jego dłoń na swoim policzku i zaciągnęłam się gwałtownie powietrzem, na co lekko się skrzywił, ale jego usta… Och, jego usta wyglądały tak zachęcająco, gdy rozchylał je tak jak teraz…
Nie wiem dlaczego, ale przesunął palce po mojej twarzy i otworzył mi oczy, chociaż to było takie przyjemne…
- Ja pierdolę – mruknął, a ja zachichotałam znowu, bo to brzmiało tak… perwersyjnie w jego ustach. – Zabieram cię stąd. – Warknął, chwytając mnie w tali.
Z uwielbieniem wpadłam w jego ramiona i miałam nadzieję, że pozwoli mi tak zostać, ale od odsunął się i szarpnął mnie pod ramię.
W sumie to chciało mi się spać. Tak, sen to było dobre wyjście, bo moja głowa sama opadała na bok. Pewnie jeszcze trochę i przypominałabym Prawie Bezgłowego Nicka… Ale wtedy poczułam coś miękkiego pod uchem. Trochę mnie nadal mdliło i czułam się… dziwnie. 
- Śpij idiotko – usłyszałam nad sobą i otworzyłam oczy. Snape wpatrywał się we mnie, ale był tak blisko… Wystarczyło żebym wyciągnęła rękę, przyciągnęła go do siebie...
- Niedobrze mi – jęknęłam i podniosłam się z łóżka. Runęłabym na ziemie, gdyby nie to, że nagle nauczyłam się latać i jakimś cudem siedziałam właśnie na ziemi z głową utkwioną nad muszą toaletową. Jak ja się tu znalazłam?
- Przysięgam Granger, dojdziesz do siebie to zabiję cię – mruknął przy moim uchu, a ja poczułam się jakoś niekomfortowo z myślą, że wymiotuję w najlepsze, a Severus Snape stoi za mną i trzyma mi włosy.
Dobra, to było bardzo dziwne, ale kiedy mój żołądek był opróżniony, ułożyłam się na podłodze w pozycji embrionalnej i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

*
Przysięgam, że nie wiem czy kiedykolwiek w życiu miałam takiego kaca jak w tym momencie… Nawet wtedy, gdy na święta Ginny i chłopcy namówili mnie byśmy wykradli Ognistą z zapasów państwa Weasleyów. Och, jaki był raban na drugi dzień! Chociaż ból głowy był tak nieznośny, że niewiele pamiętam z krzyków Molly i podejrzewam, że Ginny też nie. Muszę przyznać, że to był pierwszy raz kiedy upiłam się. I zdecydowanie ostatni.

Tylko, że nie mogłam sobie przypomnieć dlaczego właściwie teraz leżałam umierająca, a głowie mi huczało. Ostatnie co pamiętam, to że siedziałam w tym przeklętym barze. Ale chyba nie piłam, prawda? Zaraz… Woda. Ale przecież to tylko woda…
Otworzyłam niechętnie oczy. Na szczęście w pokoju było ciemno. Podniosłam się i zastanowiło mnie skąd w sumie się wzięłam tutaj i przede wszystkim to gdzie jest to tutaj.
- Obudziłaś się. Nareszcie – dobiegł mnie głos Snape’a i momentalnie oblał mnie dziwny lęk, że stało się coś złego. Zwłaszcza, gdy spojrzałam w dół, a miałam na sobie tylko koszulkę. Za dużą i zdecydowanie nie należała ona do mnie.
Przełknęłam ślinę, a serce waliło mi w piersi, gdy podszedł do mnie z tak pustym wzrokiem, że chyba nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Snape… C-czy my…? – zapytałam cicho, ale nawet nie umiało mi to przejść przez gardło.
Dostrzegłam, że jego usta wykrzywiły się lekko, ale to zdecydowanie nie miało nawet pokrewieństwa z uśmiechem.
- Doprawdy Granger, tak cię przeraża ta myśl? – Powiedział, przechylając głowę, a moje serce zabiło jeszcze mocniej.
Merlinie czy on wiedział? Dowiedział się o moim śnie? Czy my naprawdę...? O mój Boże. Nie przecież to niemożliwe…
Westchnął i usiadł na skraju łóżka.
- Nie Granger, MY nie, ale muszę przyznać, że gdybym pozwolił ci robić co chcesz to nie mógłbym siebie winić. – Dodał po chwili, a mnie zalała fala ulgi.
- Dobra… Nie wiem o czym mówisz ani dlaczego jestem w… Właściwie to jest twoja koszulka? – Zapytałam, chwytając rąbek materiału w palce a on skinął. – Możesz przestać być taki tajemniczy? To wcale nie jest fajne.
- Kilka godzin temu mruczałaś zupełnie inaczej – uśmiechnął się wrednie, a moje policzki pokryły się szkarłatem. Nie wiem czy robił to specjalnie czy naprawdę zrobiłam coś bardzo głupiego…
- Snape… - syknęłam, a on znowu westchnął.
- Piłaś w tym cholernym barze coś? – przytaknęłam, a on pokręcił głową. – Naprawdę musisz być tak głupia? Czemu nie mogłem dostać kogoś innego do współpracy, co?
- Na przykład Hestii? – wyrwało się mi nim zdążyłam ugryźć się w język. 
Zamrugał i uniósł brew. Cholera! Faktycznie byłam idiotką! Że też nie mogłam czasami pomyśleć nim powiedziałam…
- Tak, na przykład Hestii. Ona nie byłaby na tyle naiwna żeby pić coś co podaje barman w jakimś obskurnym miejscu. Tym bardziej gdyby była nastolatką, na którą ślini się pół miasta.
Przełknęłam ślinę.
- On… podał mi coś, tak? – Zapytałam, czując się teraz naprawdę głupio. Miał rację. Zrobiłam coś tak… Merlinie, przecież powinnam była się domyślić! Cholera!
- Tak, tabletka gwałtu z domieszką jakiejś nowej substancji. Widzisz, nie potrzeba magii żeby zniewolić czarownicę. 
Powoli docierały do mnie te informacje, ale na myśl jak blisko byłam… Zrobiło mi się niedobrze.
- Dziękuję – szepnęłam, naprawdę wdzięczna. Gdybym była tutaj sama na pewnie nie skończyłoby się w łóżku obok Snape’a – jakkolwiek to nie brzmi.
- Nie dziękuj mi tylko pilnuj się na drugi raz. Nie zamierzam więcej robić za twoją niańkę kiedy cię zemdli. – Mruknął, a ja nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu.
- Wybacz. Mam nadzieję, że zbytnio nie ucierpiała na tym twoja godność.
- Och, moja nie, ale twoje ubranie owszem – uśmiechnął się wrednie, a ja prychnęłam.
To wyjaśniało czemu miałam jego rzeczy na sobie, chociaż nie do końca, bo mógł transmutować moje własne, ale coś czułam, że wytknięcie mu tego będzie kosztować mnie o życie.
- Która godzina?
- Trzecia rano. Szybko się pozbierałaś. Na szczęście eliksir pomógł znieść skutki tego świństwa, bo nie chcę wiedzieć do czego byłaś zdolna. Już wystarczająco widziałem – rzucił, wstając z łóżka. – Rano wracamy do Anglii. Gdyby nie twoja mała przygoda już byśmy tam byli. – Dodał z wyrzutem, a mi ścisnęło żołądek.
No tak, spieszył się do swojej Hestii.
- Nie powinniśmy kogoś powiadomić? Gdyby tu była jakaś inna…
- Nie musisz się martwić tym barmanem. Dostał nauczkę, a Dimitrii następnym razem sprawdzi lepiej kogo zatrudnia – warknął, a ja wzdrygnęłam się słysząc chłód w jego głosie.
Skinęłam tylko głową. Cholera, Snape, który mnie bronił? Niewiarygodne. I chociaż byłam zła, że tak tęsknie wypatruje tej tlenionej blondynki, to satysfakcja pozwoliła mi lekko odetchnąć.
- Odpocznij teraz, a rano cię obudzę. – Powiedział i usiadł przy biurku, gdzie zapalił lampkę i pogrążył się w lekturze. 
Przez chwilę patrzyłam jak światło rzuca cień na połowę jego twarzy, a oczy spokojnie wędrują po stronicach, jakby muskał je delikatnie, z szacunkiem poświęcając im nieskończoną ilość czasu.
Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy, rumieniąc się lekko na myśl o tym co mogłam wyrabiać. Dobrze, że miałam na co to zrzucić, bo coś mi podpowiadało, że wcale nie było w tym nic czego nie zrobiłabym normalnie…

*

Dziwnie było wrócić. Rozbijające się o klif fale stanowiły teraz zupełnie inny obraz niż wcześniej. Przywykłam już do rozciągających się szczytów, a teraz pokryty zielenią teren różnił się bardzo…

Przyspieszyłam, ściągając kurtkę i zrównałam się ze Snape’m. Na szczęście nie wspominał już mojej przygody, chociaż miałam dziwne uczucie, że zerka na mnie inaczej.
Tyle, że pewnie to moja paranoja dawała się we znaki.
- Kwatera stoi, świat się nie zawalił – mruknęłam, a on spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- A co Granger, bałaś się, że gdy odejdziesz nie będzie miał kto ich obronić? Wychodzi, że byłem najbezpieczniejszym człowiekiem na tym świecie. – Powiedział, a ja prychnęłam, kręcąc głową.
- Ugryź się Snape – rzuciłam wesoło, a on uniósł tylko brew jakby powstrzymywał się od skomentowania tego.
Doszliśmy już prawie do posiadłości, gdy drzwi otworzyły się i ze środka wysypała się cała chmara ludzi.
Uśmiechnęłam się szeroko na ich widok, chociaż ukłuło mnie w piersi, gdy blond kudły też pojawiły się w zasięgu rażenia.
- Hermiona! – Ginny rzuciła mi się na szyję, a Harry zaraz za nią.
- Dobrze, że już jesteście! – Powiedział, ciągnąc mnie do domu. – Pani Weasley przygotowała mnóstwo jedzenia. Pewnie umierasz z głodu, co? Swoją drogą chyba trochę schudłaś…
Wyłączyłam się i obejrzałam za siebie, pozwalając sobie ostatni raz spojrzeć na Snape’a takiego jakiego poznałam przez te dwa tygodnie. Zagryzłam wargę, gdy nasze oczy się spotkały i gdy skinął lekko głową, odwzajemniłam to, po czym weszłam do ciepłego wnętrza. Towarzyszyło mi dziwne przeczucie, że teraz wszystko się zmieni, chociaż nie bardzo wiedziałam czego dotyczy się to wszystko.

12 komentarzy:

  1. No i rozdział się skończył! Zdążyłam zdać Ci relację na żywo i wytknąć Twój błąd, jaki było rzucenie zaklęcia kurczącego, ale cóż!
    Fakt faktem rozdział był powalający! Szczerzyłam się jak idiotka do laptopa (który o dziwo nie odwzajemnił uśmiechu ;-;). Zdążyłam zakochać się w opowiadaniu i w tym jakie lekkie, cudowne i z humorkiem jest pisane! Z pewnością stało się moim uzależnieniem i żądam więcej!
    Ten Sevio! Ah! I scena, w której Hermiona prawie zaciągnęła go do łóżka (na pewno próbowała! No bo kto by nie próbował?) no to było coś! Zdecydowanie zacznę Ci spamować o więcej, bo przecież taka perełka musi być kontynuowana niezwłocznie :3
    Jestem bardzo zaintrygowana blond kudłami (Hestią XD) i jej relacją ze Snape'em. Mam nadzieję, że pan nietoperz pogoni ją i wpadnie w ramiona Hermionie XD. Ale nie dosłownie - to nie byłoby w jego stylu! <3
    Na koniec dodam tylko, iż życzę Ci wypoczynku, chęci i czasu do pisania - Twoja Isa <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha Isness jak zawsze powala długością komentarza dorównującą rozdziałowi!
      Blond kudły to taka odmiana, choć raz niech Mionke skręca z zazdrości, a ich relacje... No wszystko się wyjaśni! :D
      Dziękuję bardzo i przesyłam całuski! ♡

      Usuń
  2. Hermiona, Hermiona... :D Ta tleniona blondyna ma imię. Cx
    Rozdział geniusz, ale nie dam rady nic innego wykrzesać... 0:04 na zegarku. x.x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Who cares... xD Tleniona blondyna, kudły - dużo lepiej to brzmi xD
      Późna pora, nie mniej jednak dziękuję za komentarz :3

      Usuń
    2. No widzisz jak ja się poświęcam. ;) Zaraz lecę z siostrą do Gimbazy świadectwo dać. No, mam nadzieję, że nie będzie źle. :/

      Usuń
  3. Perfekcyjny rozdział :-) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! Weny, weny i jeszcze raz weny :-) Liczę, że szybko wstawisz kolejny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Postaram się dzisiaj, a maksymalnie jutro wstawić :3

      Usuń
  4. Genialny i wciągający :) Jak zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mężczyzna trzymający dziewczynie włosy, gdy ta wymiotuje - szczyt oddania! <3
    Ciekawe, jak to teraz będzie... Może trzeba ich wysłać na kolejną misję z dala od blond kudłów?:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha tak właśnie, Snape=mężczyzna idealny! <3
      Może, może... Nigdy nie wiadomo co tak dalej im się uroi! xD

      Usuń
  6. Hahaha czytając ten rozdział uśmiech nie schodził mi z twarzy :D Sevciu jak na prawdziwego mężczyzne przystało zachował się z klasą ;)

    OdpowiedzUsuń