piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 15

Ta dam, oglądając Harrego Potter'a po razy miliard pierwszy wstawiam Wam nowy rozdział. :3
Kolejny pojawi się chyba w poniedziałek. :D
Nie ma co gderać, więc zapraszam serdecznie!

********************************************************
Wieść o przybyciu Grindelwald'a szybko się rozniosła po całym Zakonie. Snape ignorował mnie bardziej niż zwykle co było jasnym znakiem, że jednak coś wydarzyło się między nami. Albo chciał po prostu żebym się odczepiła.
Dumbledore na wieczornym spotkaniu opowiedział o swojej rozmowie ze starym druhem, chociaż byłam więcej niż pewna, że coś zataił. Teraz nie miałam się nawet z kim podzielić swoimi wątpliwościami. Harry bezgranicznie ufał staruszkowi, a Ginny chodziła z głową w chmurach, zupełnie ignorując świat poza murami tego domu.
W każdym razie nagły pokój i uzyskanie zwolennika ze strony Grindelwald’a wydawały mi się nieco naciągane, ale musiałam to zaakceptować i udawać, że wszystko w porządku.
Na szczęście nie zamieszkał z nami w tym sielankowym świecie, ale kilka razy widziałam jak znikał za drzwiami gabinetu Dumbledore'a, a i on sam częściej wychodził.
Członkowie Zakonu wciąż wykonywali swoje zadania i każdego wieczoru w napięciu oczekiwaliśmy ich powrotu. Póki co wszyscy byli cali, ale niepokój narastał we mnie razem z przeczuciem, że niedługo coś się posypie.

Siedziałam właśnie nad skrajem klifu ze świadomością jaki uroczy widok z okna ma Snape, gdy podszedł Harry i bez słowa przysiadł się.
Dawno nie rozmawialiśmy i tak w sumie to zauważyłam, że unikał wszystkich w ostatnim czasie.
- Cześć Harry, co tam? - zagadnęłam z uśmiechem, a on tylko wzruszył ramionami i wlepił wzrok we wzburzone fale, rozbijające się z hukiem o klif.
- Wiesz jaki dziś dzień?
Gorączkowo szukałam w głowie tej daty, ale nic nie wypływało na wierzch.
Spojrzał na mnie smutno, a mi przebiegły ciarki po plecach.
- Mija rok od śmierci Rona. - Powiedział tylko, a ja wstrzymałam oddech, spuszczając wzrok na dłonie.
Faktycznie - rok temu patrzyłam w jego martwe oczy, rozpaczając nad zimnym, zastygłym ciałem. Rok temu byłam też nikim. I zapomniałam… W całej gonitwie za Snape'm, za odwagą, za pomocą innym zapomniałam o tym co mnie zmieniło i o kimś tak ważnym…
Zamrugałam zaskoczona łzami, które wezbrały w moich oczach i gotowe były spłynąć, nie przejmując się moimi protestami.
- Tęsknię za nim, wiesz? – Wyrzucił z siebie cicho. - Był moim przyjacielem od pierwszego dnia w Hogwarcie i chociaż czasami się kłóciliśmy zawsze mogłem na niego liczyć... – Przerwał i pociągnął nosem. – Nie umiem przywyknąć do tego, że go tu nie ma. Nic nie jest takie samo odkąd odszedł. - Westchnął, odwracając ode mnie wzrok. - Ja wiem Hermiona – kontynuował po krótkiej chwili - wiem, że on czuł do ciebie coś więcej, a nie mieliście szansy tego wykorzystać… Przykro mi, bo ty też straciłaś tak wiele, ale podziwiam twoją siłę i determinację, bo wciąż walczysz. Walczyłaś od początku, gdy ja siedziałem tutaj bezpieczny, zamknięty w czterech ścianach i moim jedynym zmartwieniem było to co dzisiaj zjem na śniadanie…. - Dodał, a ja nie mogłam dłużej powstrzymać łez.
- Harry... Nie wiem co... Och mi też go brakuje i wcale, ale to wcale sobie z tym nie radzę! – Zacisnęłam dłonie w pięść, boleśnie wbijając sobie paznokcie w skórę. – Czasami… czasami ciężko mi, bo boję się… boję się, że o nim zapomnę, że… że jego wspomnienie rozmyje się… Nie chcę tego, nie chcę… nie chcę zapomnieć o Ronie. – Załkałam i wtuliłam się w jego szyję, gdy otoczył mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
Dawno nie czułam tego ciepła i wsparcia, którego tak potrzebowałam. W tej jednej chwili mogłam płakać i być znowu słabą sobą - bez konsekwencji.
Wyciekał ze mnie cały żal, zmęczenie, strach i wydawało mi się, że Harry czuje to samo, gdy jego ramiona nieustannie drżały a dłoń błądziła po moich plecach jakby jej ciepło miało dodać nam obojgu sił.
Płakałam, bo tęskniłam za Ronem. Płakałam, bo ta wojna odebrała mi mężczyznę, którego kochałam, odebrała rodziców, szczęście, a przede wszystkim odebrała mi samą siebie. W zamian rzuciła w ramiona rozpaczy, strachu i... Snape'a. Och, on był również powodem moich rozterek, moich bezsennych nocy i części łez, które spływały właśnie po policzkach.
Dlaczego zalazł mi za skórę tak bardzo? Czemu właśnie on? Bawił się, igrał jakbym była zwykłą zabawką i zupełnie nie zwracał uwagi na moje uczucia. Traktował mnie z uwagą tylko wtedy kiedy byłam mu potrzebna. Niczym ingrediencje do swojego eliksiru. Nie chciałam tego, nie potrzebowałam uczuć, które mnie raniły. Chciałam świętego spokoju i śmierci Voldemort’a, tymczasem dostałam coś przed czym uciekałam.

Siedzieliśmy milcząc i chłonąć własne towarzystwo. Oboje się w końcu uspokoiliśmy, ale żadne nie ważyło się odezwać. To była chwila, którą powinniśmy zatrzymać dla siebie. I dla Rona.
Czułam się trochę żałośnie, że tak łatwo się rozkleiłam. Chociaż muszę przyznać, że po wylaniu wiadra łez czułam się o kilka kilogramów nieszczęść lżejsza.
Szukałam w głowie jakiegoś punktu zaczepienia, byleby nie powracać do tej maszynki rozpaczy.
- Harry? – zapytałam w końcu, spoglądając na niego. Uśmiechnął się lekko. – Co z tobą i Ginny?
Zmieszał się trochę i gorączkowo szukał dobrej odpowiedzi, ale w końcu westchnął.
- Nie wiem Hermiona. Ona… dużo czasu spędza z Malfoy’em. – Skrzywił się ku mojej radości. – Kiedy was nie było, strasznie się bałem. O nią, o ciebie. Ale od kiedy wróciła… Nie zrozum mnie źle, jestem szczęśliwy, że tu jest, bo jest dla mnie bardzo ważna, ale zmieniła się. Jest jakaś taka… oschła. Mam wrażenie, że jest sobą tylko przy nim, jakby w jakiś dziwny sposób zabrał jej ten kawałek starej Ginny.
Tego się nie spodziewałam. Przez te tygodnie, gdy Malfoy panoszył się po domu myślałam, że się zaprzyjaźnili, tymczasem Harry wciąż traktował go z dystansem, a to dawało mi nadzieję, że jednak nie zwariował do końca.
- Myślisz, że coś jej zrobił?
- Nie wydaje mi się… Obawiam się, że po prostu porzuciła swoje uczucia do mnie.
Spuścił wzrok, a mi zrobiło się strasznie głupio. Co miałam powiedzieć? Nie martw się – znajdziesz inną? Ginny była niepowtarzalna, ale z drugiej strony ja też myślałam, że to koniec, że moje życie bez Rona się zawali. A jednak – dawałam radę. Chociaż czasami nie radziłam sobie sama ze sobą i rozmnażałam problemy na zawołanie, to jednak żyłam i moje serce każdego dnia biło mocniej.
Harry spojrzał ponad moją głową i uśmiechnął się niezbyt przekonywująco.
- Snape tu idzie. – Powiedział tylko, a ja jęknęłam w duchu.
Odwróciłam się i faktycznie – szedł w naszą stronę, a minę miał nietęgą. Czyżby nie spodobało mu się to co widzi?
- Granger – syknął, zatrzymując się przed nami. Może gdyby rzadziej był taki paskudny to robiłoby to na mnie wrażenie. – Świetnie, że urządzasz sobie pogawędki i schadzki z Potter’em, ale chyba zapomniałaś o treningu. Nie zamierzam chodzić za tobą. – Warknął.
Cholera, całkowicie straciłam poczucie czasu.
- Przepraszam Harry, muszę lecieć. – Rzuciłam do chłopaka, a on posłał mi pełne współczucia spojrzenie. Wstałam z ziemi, otrzepałam spodnie i dumnie wypięłam pierś, uśmiechając się niewinnie do Snape’a. – Trochę ruchu dobrze ci zrobi. W tym wieku trzeba dbać o stawy. – Wyminęłam go i uśmiechając się pod nosem, powędrowałam do ogrodu.

Rzecz jasna moja zniewaga nie została pominięta przez niego o czym boleśnie dał mi odczuć, gdy tylko się zjawił, a ja zawisłam głową w dół.
- Postaw mnie! – Wrzasnęłam, wyciągając różdżkę z kieszeni.
- Myślałem, że panna Granger jest nieco bardziej wytrenowana – powiedział, paskudnie się szczerząc.
- Masz mnie natychmiast odstawić! – Wymierzyłam w niego, gotując się ze złości.
- Jak sobie życzysz.
Pożałowałam, bo chwilę po tym rąbnęłam w ziemię z impetem. Roztarłam ramię, krzywiąc się z bólu i podniosłam, obrzucając go najgorszymi obelgami jakie mi przyszły do głowy (oczywiście tylko w myślach!).
- Jesteś strasznym dupkiem, wiesz?
- Nie robi to na mnie żadnego wrażenia, a już na pewno nie obchodzi co sobie o mnie myślisz. – Podszedł do mnie i przewrócił oczami. – Niech to będzie nauczka dla ciebie. Teraz bierzmy się do roboty. Magomedycynę już jako tako opanowałaś, chociaż nadal jesteś beznadziejna, ale dzisiaj wracamy do naszej starej zabawy. Wchodzę do głowy, a ty masz odwrócić wszystko na swoją korzyść, jasne?
Nie byłam przekonana co do tej metody, ale skinęłam, widząc, że nie ma sensu się z nim kłócić i nagle ogarnęła mnie ciemność.

Znowu byłam w jakimś pomieszczeniu, a mrok otaczał mnie z każdej strony. Tym razem nie było łóżka ani stolika. Stałam po środku pustki z walącym sercem. Obszukałam się pospiesznie, ale tak jak mogłam się domyślić, różdżki nigdzie nie było.
Dalej Hermiona, myśl! Wiesz co masz robić, nie poddawaj się temu co widzisz. To twój umysł, wywal go z niego!
- Pamiętasz co masz robić? – Zabrzmiał głos tuż za mną.
Zamknęłam oczy. Czemu musiałam na niego tak reagować? Jego szept przy moim uchu paraliżował mnie całkowicie i chociaż byłam na niego wściekła, to niczego nie pragnęłam tak bardzo jak tego żeby mnie w tej chwili pocałował.
- Pamiętam. Pozwól mi się skupić. – Powiedziałam cicho.
Wydawało mi się, że jego długie, chłodne palce suną po moich ramionach w górę, by po chwili zjechać w dół.
Robi to naprawdę czy tylko mi się wydaje?
I niby jak miałam zebrać myśli i oczyścić umysł, gdy stał tak blisko… Za blisko. Odczuwałam jego obecność każdym zmysłem, a on chyba zdawał sobie z tego sprawę.
- Wyrzuć to wszystko Granger – szepnął przy moim uchu i zahaczył o nie wargą, a ja odruchowo odchyliłam głowę, gdy ciepłe powietrze owiało moją szyję.
No nie, tego było za wiele! Serce waliło mi w piersi tak mocno, że słyszałam je w tej ciszy. Odwróciłam się do niego przodem, ale oczywiście nie byłam w stanie go dostrzec.
Chcę cię – pomyślałam tylko, wyciągając przed siebie ręce, ale wyczułam jedynie pustkę.
Przestań, nie pokazuj mu, że trzyma cię w garści. Nie bądź uległa!
Wypuściłam powoli powietrze, zamiatając na dno pożądanie, które we mnie rozbudził i zrobiłam jak kazał – zamknęłam się i pozbyłam wszystkiego.
Tym razem nie myślałam o Hestii obmacującej Snape’a, nie myślałam też o Ronie, który umarł ani o Ginny, która świrowała… Skupiłam się na sobie. Na tym czego pragnęłam i jak miałam tego dosięgnąć. Nic nigdy nie stało mi na przeszkodzie do pragnień - zawsze walczyłam tak długo aż wszystkie kłody pod nogami przeskakiwałam. Co się niby zmieniło? Nic. Chciałam wygrać. Dostać swoją nagrodę.
Pokaż mu jaka jesteś naprawdę. Pokaż, że stałaś się silną kobietą, a nie bezbronną uczennicą.
Wyobraziłam sobie, że to ja przejmuję kontrolę. Że pokój jest oświetlony, ma drzwi przez które mogę bezpiecznie wyjść. Myślałam o swojej niezawodnej różdżce tak pasującej do mojej dłoni. O tym żeby unieszkodliwić przeciwnika.
Otworzyłam oczy i miałam ochotę zawyć ze szczęścia.
Wisiała nade mną goła żarówka, która zalewała jasnym światłem pokój, a po prawej stronie czerwone drzwi odznaczały się wyraźnie na białej ścianie.
Udało mi się!
Jeszcze bardziej zaskoczył mnie widok Snape’a stojącego na końcu pomieszczenia. Nie ruszał się tylko wpatrywał we mnie, a na jego twarzy dostrzegłam dumę. Tak, to właśnie była moja nagroda.
Podeszłam do niego z szerokim uśmiechem, a on tylko skinął głową.
- Dobrze ci poszło. Teraz mnie wypuść.
- Co?
- Nie widzisz tego? Nie mogę się ruszyć, jestem uwięziony we własnym ciele.
Ach, milion pomysłów przetoczyło się po mojej głowie. Tyle mogłabym z nim zrobić, gdy był kolejny raz zdany na moją łaskę, ale tym razem przytomny… Odpędziłam te zgubne myśli.
- Czemu miałabym to zrobić? – Zapytałam, zalotnie przechylając głowę na bok. – Dałeś mi nieźle w kość przez ostatnie tygodnie, wiesz? A skoro razem utknęliśmy w mojej głowie…
- Granger nie wydurniaj się tylko wypuść mnie – warknął, ale po jego ustach błądził wredny uśmieszek. – No chyba, że lubisz takie zabawy.
Prychnęłam, maskując blady rumieniec, gdy ten wypłynął na moje policzki.
- Zaraz, ale najpierw muszę się czegoś dowiedzieć. – Teraz albo nigdy, pomyślałam. - Dlaczego mnie pocałowałeś? – Zapytałam najbardziej neutralnie jak tylko byłam w stanie, zupełnie tak jakbym pytała o to dlaczego padał deszcz.
Jak się okazało, rzucanie prosto z mostu to nie było coś na co był gotowy.
Zbiłam go z tropu.
- A ty znowu swoje – żachnął się, ale nie brzmiał już tak pewnie jak chwilę temu.
- Odpowiedz.
- Granger daj sobie spokój. Nie było żadnego powodu. Czego nie rozumiesz?
Trochę mnie to zabolało.
- Rozumiem – powiedziałam spokojnie, chociaż miałam ochotę rzucić się na niego i wytłuc z niego odpowiedź. – Skoro tak to wszystko jasne między nami.
Westchnął, spuścił wzrok, ale po chwili spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo.
- Granger, coś takiego jak MIĘDZY NAMI nie istnieje. Do tego zaczynam odnosić dziwne wrażenie, że chcesz to powtórzyć. Mam rację?
Marzyłam żeby światło zgasło i zalała nas ciemność, bo za nic w świecie nie chciałam by patrzył mi teraz w oczy. Te słowa uderzyły we mnie, jakbym dostała pięścią w brzuch, a potem została skopana po plecach.
Więc uroiłam sobie wszystko. Świetnie. W takim razie nie było powodu by robić z siebie dłużej idiotkę i jedyne co mi pozostało to zgrywać niewiniątko.
Odbił piłeczkę i to bardzo zwinnie, a ja zamiast się obronić to dostałam nią prosto w twarz.
- W twoich snach, Snape – syknęłam i skupiłam się na tym żeby go uwolnić i wydostać nas z mojego koszmaru.
Po chwili staliśmy znowu w ogrodzie. Usiadłam na trawie by złapać oddech. Tego było za wiele. Ten trening okazał się być o wiele męczący niż ten, gdy musiałam się z nim pojedynkować.
Niepewnie spojrzałam w jego stronę, gdy podszedł z diabelskim uśmieszkiem jakby właśnie wygrał na loterii. No dobra, pokonał mnie moją własną bronią, ale co z tego? Wcale nie zależało mi aż tak bardzo.
- Spróbuj następnym razem – szepnął mi do ucha, gdy wstałam i celowo czy nie, ale jego usta musnęły moja szyję w tak znaczący sposób, że znowu wywołał mi mętlik w głowie.
Odszedł, a ja stałam z rozdziawioną buzią obserwując jak wchodzi do domu.
*
Po kolacji w domu panował prawdziwy harmider. Zbiegłam po schodach tuż za Ginny, która wyglądała na niezwykle zaniepokojoną. Chciałam ją zapytać co się dzieje, ale nie zdążyłam, bo wpadła do salonu i zginęła mi w tłumie ludzi, którzy głośno dyskutowali.
- Co się dzieje? – zagadnęłam pierwszą osobę, którą spotkałam i okazała się nią być Tonks.
Spojrzała na mnie niepewnie, a jej włosy zmieniły kolor na granatowy.
- Ktoś zaatakował.
Ciężki kamień spadł na dno mojego brzucha. Zaatakował? Jak to możliwe?
Rozejrzałam się w poszukiwaniu Harrego. Lata wpajania, że to on jest najważniejszy zrodziły we mnie instynkt. Musiałam go chronić.
Zaczęłam przeciskać się między ludźmi, gdy wpadłam na Snape’a, który pomimo obecnej paniki, był wyjątkowo opanowany. No tak – szpieg doskonały. Tak w sumie to były szpieg.
- Granger, gdzie jest do cholery Potter?
- Nie wiem, nie przykleiłam go sobie do pleców – warknęłam, odsuwając się od niego.
- Przestań pieprzyć tylko znajdź go i spotkamy się u mnie.
Nie wahając się skinęłam mu głową i ruszyłam w dalsze poszukiwania.
Co tu się do cholery działo? Zapanował prawdziwy chaos. Ginny stała razem z rodzicami i rozglądali się za bliźniakami, McGonagall razem z Jones i panią Pomfrey machały do Lupina i Tonks, którzy już gnali w ich stronę, a Moody i Dumbledore rozmawiali o czymś cicho, rzucając niespokojne spojrzenia na tłum ludzi.
W momencie, w którym dopadłam ramienia Harrego, Dumbledore zaklaskał głośno czym zdobył uwagę zgromadzonych ludzi.
- Cisza! – Zawołał i momentalnie zrobiło się tak cicho, że słychać było walące głośno serca. – Posłuchajcie mnie uważnie. Podczas jednego zadania, trzech członków Zakonu zostało złapanych. Pan Malfoy zdołał nam przekazać tylko, że poznali naszą lokalizację i za chwilę mogą zaatakować.
Wymieniłam z Harrym niespokojne spojrzenia.
- Ale przecież kwatera jest chroniona Zaklęciem Fideliusa! – zawołał czarnowłosy mężczyzna, którego imienia nie miałam okazji poznać.
- Tak Alexandrze, to prawda jednak zważywszy na moc Voldemort’a nie możemy ryzykować. Podzielcie się na niewielkie grupy lub pary i waszym zadaniem jest zaszyć się gdzieś na kilka dni, potem dostaniecie informacje gdzie się udać. Minerwa rozda wam kawałki pergaminu, na których pojawi się adres, gdy znajdziemy bezpieczne miejsce.
Nie mogłam nie znaleźć powiązania z monetami, których używaliśmy w Gwardii Dumbledore’a, ale nie miałam czasu zbić sobie piątki za tak świetny pomysł.
Osoby, które otrzymały pergamin wybiegały z domu by chwilę potem się deportować. Zaciągnęłam Harrego do Weasley’ów.
- Harry, Hermiona, chodźcie z nami! – Krzyknęła Molly, ściskając nerwowo Ginny za ramię.
- Powinniśmy się rozdzielić. Za dużo nas. – Powiedziałam ku jej irytacji i już zamierzała protestować, gdy u naszego boku zjawił się Dumbledore i Snape.
- Czego nie rozumiesz w krótkim poleceniu? – Warknął, ale zignorowałam go i spojrzałam na dyrektora, który przyglądał się to mi to Harremu i wcisnął mi do ręki pergamin.
- Molly, panna Granger ma rację. Zabierzcie rodzinę. – Weasley’owie wyglądali tak jakby chcieli zaprotestować, ale twarde spojrzenie Dumbledore’a zmusiło ich by ustąpili. Zwrócił się po chwili do nas. – Wasza dwójka idzie razem. Severusie, chciałbym abyś im towarzyszył.
Mina Snape’a była wręcz nie do opisania, ale w tej chwili załączyłam tryb „albo oni, albo ja” i zepchnęłam na sam spód uczucia z nim związane.
Nie oponował jednak tylko chwycił Harrego za ramię i pokierował ku wyjściu, a ja wyciągnęłam różdżkę i pomaszerowałam za nimi.
- Czekajcie! – zawołałam i nim zdołał mnie zatrzymać, wbiegłam po schodach i wpadłam do pokoju.
Złapałam małą torebkę, która spoczywała pod łóżkiem i nim się obejrzałam stałam znowu w korytarzu, ale Snape i Harry zniknęli.
Wyszłam na dwór mocno zaniepokojona, ale na szczęście byli tam w towarzystwie Luny i Neville’a.
- Bez nich nie idę! – Krzyknął Harry, wpatrując się ze złością w Snape’a.
Czyżby stare relacje dawały o sobie znać?
- Potter, nie pytałem cię o zdanie!
- Hermiona! Nie zostawimy ich, wiesz, że sobie nie…
- Harry nie chcemy być problemem. Idźcie, damy sobie radę z Luną. – Powiedział spokojnie Neville, uśmiechając się niepewnie.
Szybko omiotłam ich wzrokiem i jak cholera wiedziałam, że żadne z nich nie przetrwa choćby godziny poza kwaterą. Nie było w planie zabierać ich ze sobą, ale w końcu mieliśmy chronić wszystkich… Poza tym jak mogłabym pozwolić im tu zostać?
Podeszłam pewnie do Snape’a.
- Idą z nami. Nie ma opcji, że zostawiamy swoich za sobą.
Zacisnął wargi i widziałam jak walczy ze sobą, ale w końcu odpuścił.
- Ale nie zamierzam ich niańczyć. A teraz ruszać się!
Dumna z siebie ruszyłam szybkim krokiem, a momentami musiałam biec by przegonić jego długie kończyny.
Wyszliśmy poza bariery i w tej samej sekundzie, gdy nasza piątka złapała się za ręce, rozległ się trzask i czarny dym przesłonił rozgwieżdżone niebo.
- Znikamy! – Zawołał i z walącym sercem złapałam jego dłoń, po czym rozpłynęliśmy się.

Wylądowaliśmy w gęstym lesie. Nie wiem czy kiedykolwiek tu byłam, ale wydawał się być dobrą kryjówką.
Spojrzałam po twarzach małej grupki przyjaciół i odetchnęłam widząc, że wszystkim się nam udało. Teraz wystarczyło przetrwać te kilka dni i odnaleźć resztę. Bułka z masłem, prawda?
Miałam to dziwne uczucie deja vu, bo dokładnie rok temu byłam w takim samym położeniu jak teraz. Tylko, że wtedy musiałam chronić własny tyłek, a teraz miałam na głowie humorki Snape’a i troje przyjaciół do obrony.
- Granger pomóż mi z osłonami, a reszta siadać i zamknąć jadaczki. – Mruknął Snape i nie wyglądał już na tak opanowanego jak wcześniej. Czyżby nerwy go zżerały?
- Harry w mojej torebce jest namiot. Rozstawcie go. – Zignorowałam wściekłe spojrzenie Nietoperza, którym raczył mnie obdarzyć.
- Namiot? W torebce? – Harry parsknął, gdy rzuciłam w niego niewielką torebką przewieszoną przez moje ramie.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. – Wzruszyłam ramionami, uśmiechnęłam się i zerknęłam w stronę Snape’a, który przyglądał mi się z dziwnym wyrazem twarzy.
Odwróciłam się od niego, jednocześnie upominając się w myślach. Miałam teraz ważniejsze rzeczy do roboty niż jego humorki i nasze dziwne relacje, które NIE ISTNIAŁY. Musieliśmy utrzymać się przy życiu. A to stanowiło nie lada wyzwanie.
Snape kilka kroków ode mnie mamrotał już zaklęcia więc i ja wyciągnęłam przed siebie różdżkę i machnęłam nią, recytując cicho pod nosem.
Zapadła noc, ale żadne z nas nie spało i chyba byliśmy od tego tak daleko jak stąd do Chicago. Tak prawdę mówiąc to nie miałam pojęcia o naszym położeniu i mogłam tylko wnioskować, że to bardzo daleko.
Usiadłam u boku Harrego, Luny i Neville’a wokół ogniska przy którym się ogrzewali.
- Myślicie, że innym się udało? – zapytał Harry, marszcząc brwi.
- Na pewno. Przecież byli tam sami członkowie Zakonu. Poradzą sobie. – Neville wcale nie wyglądał na przekonanego własnymi słowami.
- A mi tam się wydaje, że wszystko będzie dobrze. Przecież Harry jest bezpieczny, a to chyba najważniejsze, prawda?
Zerknęłam na przyjaciela, który wpatrywał się ze złością w Lunę. Westchnęłam.
Żadne z nas nie było winne sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, ale wydawało mi się, że to nie był dobry moment na to aby roztrząsać jak się miewają pozostali. W tej chwili musieliśmy sami przetrwać i nie dać się zabić.
- Dajcie spokój, jestem tylko jak pieprzona kula u nogi!
No i się zaczyna.
- Harry nie mów tak! – warknął Neville, co mnie nieco zaskoczyło.
- Ale taka jest prawda. To po mnie przyszli!
- Potter przestań zgrywać zranioną księżniczkę. Zachowujesz się bardziej jak Chłopiec-Który-Się-Mazał. – Syknął Snape, stając nad nim. Podniosłam głowę i mimowolnie wygięłam usta w lekkim uśmiechu. – Granger, czego się szczerzysz? Biorę pierwszą wartę, a wy włazić do środka.
Odwrócił się i odszedł.
Brakuje mu tylko tej nietoperzastej peleryny – pomyślałam cierpko, ale wstałam i machnęłam różdżką by ugasić ogień.
- Nie martw się Harry. Będzie dobrze tylko zaufaj nam. Jesteśmy w tym razem. – Posłałam mu szczery uśmiech, który odwzajemnił i weszłam do namiotu, a cała reszta poszła w moje ślady.


Kręciłam się przez godzinę, a sen wciąż nie przychodził. Spojrzałam w stronę łóżek, na których spała reszta moich przyjaciół. Byli tak spokojni jakby wciąż znajdowali się w kwaterze Zakonu. Ja za to znowu czułam niepokój, a moje zmysły nastawione były na dwustu procentowe czuwanie.
Wyszłam z namiotu i westchnęłam na widok skąpanego w blasku księżyca Snape’a. Siedział kilka metrów dalej na przewróconym drzewie, wpatrując się przed siebie.
Podeszłam do niego i dopiero, gdy usiadłam spojrzał na mnie, nieco się krzywiąc.
- Koszmary dają o sobie znać? – Zapytał, zupełnie neutralnie, na co pokręciłam głową.
- Raczej chrapanie Neville’a.
Odwrócił głowę, a cała jego twarz napięła się jakby powstrzymywał się by nie wybuchnąć śmiechem.
- Rozumiem, że przyszłaś po pomoc by temu jakoś zaradzić?
Wygięłam usta w lekkim uśmiechu.
- Tak właśnie, podejrzewam, że Mistrz Eliksirów ma coś w zanadrzu.
Zacisnął usta i podparł łokcie na kolanach.
- Nie przysługuje mi już ten tytuł.
Zamrugałam zaskoczona. Czy to smutek zabrzmiał w jego głosie?
- Jak to? Dlaczego?
- Nie jestem dłużej nauczycielem. Jakbyś nie zauważyła siedzę właśnie w lesie z bandą nastolatków i pilnuję by nikt nie dorwał się do nich. To nieco odbiega od obowiązków belfra z Hogwartu.
- Czy ja wiem? Tam też musiałeś pilnować całej chmary nastolatków i pilnować by panował porządek. Swoją drogą to chyba wszyscy bardziej pilnowali siebie nawzajem przed tobą, ale to już inna strona medalu. - Podniósł wzrok i obrzucił mnie oburzonym spojrzeniem. – W każdym razie chodzi mi o to – kontynuowałam, ignorując go gdy chciał mi przerwać – że nadal jesteś nauczycielem, prawda? Dumbledore też nie jest w Hogwarcie, a wciąż wszyscy zwracają się do niego per dyrektorze. Jeśli zamierzasz nauczać po tym wszystkim dalej to oficjalnie nadaję ci odwieczny tytuł Mistrza Eliksirów.
Nie spodziewałam się wybuchu śmiechu z jego strony, ale był to naprawdę przyjemny dźwięk dla moich uszu i dużo bardziej wolałam patrzeć na jego uśmiech niż udręczanie się.
- Granger, jesteś chyba najbardziej nieobliczalną czarownicą jaką spotkałem. Powinienem teraz wyrazić wdzięczność, uklęknąć czy może zasalutować?
- Jak chcesz, chociaż przyznam, że masaż stóp byłby odpowiednią podzięką.
Skrzywił się i uniósł brew, ale w jego oczach wciąż migotało rozbawienie.
- To ja już wolę pozostać bezrobotnym starcem. – Skwitował, po czym westchnął i znowu spuścił wzrok. – Twoja dziecięca naiwność może cię zgubić któregoś dnia.
- Dlaczego uważasz, że jestem naiwna? – zapytałam lekko urażona.
Ponownie westchnął i spojrzał na księżyc, który rozpościerał nad nami swój blask.
- Naprawdę wierzysz, że będzie dla nas cokolwiek „po tym wszystkim”? Za bardzo ufasz w to, że mamy szanse przeciwko Czarnemu Panu i że nie będzie żadnych ofiar.
- Wcale nie myślę, że każdy z nas z tego wyjdzie. – Zaprzeczyłam, wpatrując się w jego profil. – Ale co innego nam pozostało niż nadzieja, co? Wierzę, że go pokonamy. Muszę wierzyć, bo jak inaczej miałabym wstawać każdego dnia i na nowo szykować się do walki? Wątpiłam w to, że przeżyję ostatni rok, a jednak jestem tu teraz z tobą całkowicie żywa, ale gotowa też na rychłą śmierć. – Spojrzał w końcu na mnie z pustką w oczach. – Chodzi mi tylko o to, że nawet jeśli umrę albo umrą setki innych osób to wciąż… Dla kogoś budujemy tą przyszłość, prawda?
Wpatrywał się we mnie bez wyrazu, a ja nie mogłam zdecydować co zrobić: wstać i odejść czy czekać na jakąkolwiek reakcje z jego strony.
- Wiesz Granger – powiedział nim zdążyłam podjąć decyzję – czasami zachowujesz się jak typowa nastolatka, przeładowana hormonami i dziewczęcymi rozterkami, a zaraz potem stajesz się kimś zupełnie innym i odnoszę wtedy wrażenie, że "gniazdo na głowie", które siedziało przy stole Gryfonów, a Hermiona Granger to zupełnie dwie osoby. I zdecydowanie nie mam problemu w wybraniu, którą z nich wolę mieć za partnerkę w zbrodni.
Nie wierzyłam w to co powiedział i w jednej chwili miałam ochotę paść mu w ramiona, ale jego osąd, jego wiara w moją dojrzałość spowodowała, że powściągnęłam pierwotne odruchy i pozwoliłam sobie jedynie na szczery uśmiech.
- Świat się zatrzymał, piekło zamarzło, a Severus Snape powiedział mi właśnie komplement. – Rzuciłam nadal się szczerząc i serce zabiło mi mocniej, gdy jego wargi wygięły się w przyjemnym uśmiechu.
Byłam przerażona dniami, które nas czekały. Ale teraz siedząc obok niego zaczęłam wierzyć, że może nam się udać, że potrafimy działać razem – jak partnerzy – i nieważne co nas łączyło, a co nie, nieważne co do niego czułam albo wydawało mi się, że czuję. Tkwiliśmy w tym razem i musieliśmy połączyć siły. Razem z Harrym, Luną i Nevillem.
- Skoro nie zamierzasz spać to twoja kolej na wartę. – Wstał i otrzepał czarne spodnie, a uśmiech zastąpiła obojętność, ale wiedziałam, że gdzieś w środku nadal się czai. – Dobranoc Granger. – Odwrócił się i odszedł, po czym zniknął za połami namiotu.
- Dobranoc Snape – mruknęłam już do siebie, wyciągając w pogotowiu różdżkę i przygotowałam się na nocną wartę, którą musiałam pełnić.

10 komentarzy:

  1. Rewelacja!!!
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału xD
    Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy, jak będzie wyglądało te kilka dni, które będą musieli razem wytrwać w lesie... I czy Snape "przeżyje" w towarzystwie trójki "ukochanych" uczniów.
    A co do relacji Hermiony i Severusa, to coraz więcej się dzieje, ale czekam na jeszcze większe emocje. Może coś się wydarzy przez te parę dni... :-)
    Życzę weny i czasu na pisanie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wydarzy się, wydarzy - obiecuję! *.*
      Dziękuję i również pozdrawiam. <3

      Usuń
  2. Super rozdział, fajny pomysł z "leśną przygodą "czekam na następny
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
  3. O bosz *_*. Kolejny powalający ( podobnie jak według ciebie mój nick ^.^ ) rozdział, który doprowadza mnie do uśmiechu i jeszcze większej miłości do Seva ❤ . Rozdział bardzo pomysłowy ( tak jak zawsze ). Miałaś bardzo fajny pomysł z tym lasem. Mam tylko obawy, że Severus nie wytrzyma towarzystwa swoich "przyjaciół" i klub przyjaciół Severuska Snape na tym ucierpi. Mam nadzieje, że nikt nie umrze i że nie spadnie tam niespodziewanie jakaś asteroida rozwalając wszystko na około. Życzę weny i idę się modlić, o to abyś dodała szybko kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ❤ Różowy Dementor ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha o asteroidzie nie myślałam, ale być może uwzględnię ją w kolejnych rozdziałach! xD
      Dziękuję bardzo. <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Na gacie Salazara! Wracam z wakacji, zamiast odpocząć po dłuuuuuugiej podróży zaglądam na stronkę, a tu TRZY rozdziały do przeczytania! Więc czytam... i...
    Severus całkowicie idealny, niemalże do bólu, ze swoimi cudownymi ripostami, specyficznym sposobem myślenia i całym ... No nie, koniec rozpływania się, bo tak do rana mogę! Uroczy, po prostu <3 Tak, wiem, wiem... ale snaperyzm to choroba nieuleczalna :)
    Hermiona jako wulkan emocji. Poplątanych, nieskładnych i jakże prawdziwych.
    Jednym słowem, bez zbędnego słodzenia - CUUUUUUUDNIE.
    Ja błagam o jeszczeeeee... I żeby było dłuuuuuuugoooooo...

    ILoveSnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak miło. :3
      To fakt, snaperyzm jest nieuleczalny, ale kto o zdrowych zmysłach chciałby się z niego wyleczyć?
      Cieszę się, że podobają Ci się obie postacie, to dla mnie dużo znaczy. :3

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Cudne! ^^ :3 Czekam na kolejny rozdział :*
    Życzę weny! :)
    Pozdrawiam
    -Darietta

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozpieszczasz nas :D kolejny cudowny rozdział, jak tu nie kochać naszej dwójki bohaterów, ich rozmowa była taka hmm...pozytywną, dająca poczucie, że są dla siebie ważni i mam nadzieję, że już niedługo zaczną bardziej to sobie okazywać ;)

    OdpowiedzUsuń