czwartek, 18 sierpnia 2016

Rozdział 22

Hej!
Dotarłam jak widać. :D Miałam dobry dzień, a więc postanowiłam dodać rozdział. :3 Z telefonu, bo z telefonu, ale jest! 
Kolejny w przyszłym tygodniu. ♡
Betowała jak zwykle Dominika. :)
Zapraszam!

**********************************************************

Musiałam pozbierać się do kupy i podjąć w końcu jakąś decyzję. Chociaż zapadła ona już dawno temu, to tym razem nie zamierzałam odpuszczać. Postanowiłam sobie, że jeśli jest choć malutka nadzieja na to, że Snape faktycznie czuje coś do mnie… To zagram w to. Nie mogłam wiecznie uciekać i zwodzić samej siebie, bo ta metoda się nie sprawdzała. Musiałam wziąć to w końcu w swoje ręce i zobaczyć, co dobrego (lub niedobrego) wykluje się dalej.
No dobra, łatwo powiedzieć, ale już trochę ciężej zrobić.
Po pierwsze musiałam zacząć od pojednania wrogich obozów, które reprezentowaliśmy. Chciał mnie chronić? Proszę bardzo, spójrz, jaka jestem samotna i bezbronna! Poza tym musiałam sprawić, by w końcu dostrzegł we mnie kobietę, a nie dziecięcą buźkę.
Dlatego wyjątkowo starannie wyszczotkowałam włosy, które w końcu obcięłam powyżej ramion i wcisnęłam się w dżinsy zamiast w spodnie dresowe.
Co prawda nie przykładał większej wagi do wyglądu, ale w końcu to tylko mężczyzna… Nie ma co się spodziewać po nim cudów. Poza tym pamiętałam wciąż, jak patrzył na mnie na balu maskowym, gdy wystroiłam się niczym księżniczka.
Zadrżałam na wspomnienie jego ramion owiniętych wokół mnie i wiedziałam już, że jestem zgubiona. Wpadłam po uszy.
Musiałam też zdecydować, co dalej z Krumem. Wciąż kręcił się po domu i niby zachowywał normalnie (poza nudnym już komplementowaniem mnie), a Dumbledore nadal nie podjął żadnej inicjatywy w jego sprawie. Życie właściwie toczyło się wyjątkowo spokojnie i to było coś, co niepokoiło mnie najbardziej. Za dużo złych rzeczy przydarzało się wokół, żeby nas to mogło ominąć.
Teoretycznie mogłam pójść po radę do Tonks. Też długo walczyła, zanim Remus się jej poddał, ale myśl, że miałabym przed kimkolwiek odkryć swoje uczucia… O nie, nic z tego. Zresztą nie sądzę, że akurat w sprawie Snape’a mogła mi coś doradzić. Chociaż w sumie mogłabym po prostu robić wszystko odwrotnie do tego, co by mi poradziła i to byłoby już zwycięstwo.
Nie, tę walkę musiałam wygrać sama. Bez oszukiwania (no może troszkę…), bez wsparcia i w pełni to przemyśleć.
No chyba, że w grę wchodziła Hestia. Mogłabym jej przysmażyć to i owo, ale przecież miałam się trzymać z dala od kłopotów… Przynajmniej się starać.
- Coś zbyt promiennie dzisiaj wyglądasz – mruknęła Ginny, spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek.
- Ja? Coś ci się przywidziało. Śpij dalej – rzuciłam z uśmiechem, a ona opadła z powrotem na poduszki i mrucząc coś pod nosem, nakryła się kołdrą.
Zbiegłam na dół zaskoczona tak dobrym nastrojem. Nie wiem, czy to uporządkowanie całego bałaganu w mojej głowie tak na mnie wpływało, czy po prostu zapowiadał się dobry dzień.
Przystanęłam na dole schodów i zerknęłam w stronę drzwi do jedynej sypialni, którą chciałam odwiedzać w tym domu.
I co? I wypełzł przez nie karaluch o blond włosach.
Nosz kurwa.
Wypięła dumnie pierś, ale ja tylko uniosłam brew, gdy mnie minęła. Odliczyłam od dziesięciu w dół, starając się pohamować odruch sięgnięcia po różdżkę, ale ciężko zachować spokój, gdy przystanęła i odwróciła się do mnie powoli z tak paskudnym uśmiechem, że aż mnie świerzbiła ręka.
- Hermiona, ładnie wyglądasz – powiedziała, przeciągając każdą sylabę, a jej głos ociekał jadem.
Za to ty paskudnie jak zawsze.
- Dziękuję, w końcu mogłam się porządnie wyspać. Ostatnio tyle się działo, prawda? – Zamrugałam, uśmiechając się do niej promiennie.
W jej oczach zgasła radość i przysunęła się do mnie.
- Dobrze ci radzę - przemyśl to jeszcze. On złamie ci serce. – Odwróciła się i wyszła do ogrodu, zostawiając mnie osłupiałą.
Aha, czyli wiedziała już, że gra się rozpoczęła.
Zagryzłam wargę. Gdzieś głęboko czułam, że ma rację - wiedziałam, że on złamie mi serce, wyrwie z piersi, a potem pogniecie jak stary pergamin, a jednak moja determinacja wciąż nie spadła choćby o jeden stopień.
Wzruszyłam ramionami.
No cóż, ryzyko to mogłoby być moje drugie imię, gdyby rodzice nie ochrzcili mnie jako Jane.
Narodziła się nowa Hermiona – pełna rozwagi, powściągliwa i…
Ja pierdolę, dlaczego Wiktor siedzi na miejscu Snape’a?!
No i to by było na tyle, jeśli chodziło o moje nowe ja.
- Wiktor? – zapytałam, siadając na swoim krześle, tuż obok Kruma, który z gracją bułgarskiego byczka, nalewał sobie herbaty.
- Hermiona! – zawołał radośnie i odstawił dzbanek, nawet nie zwracając uwagi na to, że wylał połowę jego zawartości. – Jakoś inaczej dzisiaj wyglądasz. Obcięłaś włosy? Ładnie ci tak.
Och, proszę, bo zaraz zwrócę wczorajszą kolację…
Chociaż jakby się tak głębiej zastanowić to mogłam wykorzystać Wiktora… Snape mu nie ufał, a poza tym chyba był trochę… zazdrosny. Skoro ja miałam walczyć z Hestią, to chyba musiałam i jemu zapewnić jakąś rozrywkę, prawda?
Przywołałam na twarz zalotny uśmiech, co nieco zbiło go z tropu i zakrztusił się herbatą.
Oj, Wiktor, masz przechlapane.
- Dziękuję, cieszę się, że ci się podoba – powiedziałam, susząc zęby w uśmiechu. Och, błagam… - Wiesz, nie zapytałam cię nawet, jak ci się tutaj podoba. Pewnie tęsknisz za Bułgarią, co?
Sięgnęłam po sok i wlałam go do szklanki, podczas gdy on długo przetrawiał moje pytanie.
Naprawdę się z nim kiedyś umawiałam?
- No… Tu jest inaczej. Ja nie znam za dobrze waszych tradycji i waszej kuchni… Ale jest w porządku. – Wzruszył ramionami. – Musiałem tu przyjechać, nie było wyjścia. Dumbledore zaproponował mi schronienie.
- Dumbledore sam ci to zaproponował? – Spojrzałam na niego zdziwiona. Myślałam, że nadal jesteśmy w fazie „nikt nie wie, że żyję”. Czyżby coś mnie ominęło?
- Tak. – Sięgnął po półmisek. – Wykonywałem drobne sprawy dla Zakonu i… kiedy usłyszałem, że Snape – groźnie zmarszczył brwi – go zabił, to musiałem się ukryć. Karkarow już wtedy przystąpił do śmierciożerców. Dopiero miesiąc temu dostałem wiadomość od niego, że żyje. Znalazł mnie i zaproponował żebym się przeniósł tutaj po tym jak… - zamilkł i spojrzał na mnie badawczo.
A więc było coś więcej w tej historii.
Mogłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – wyciągnąć to z niego, a przy okazji wkurzyć Snape’a. Bardzo rozważne z mojej strony, prawda?
Położyłam swoją dłoń na jego i ścisnęłam lekko. Jego oczy rozszerzyły się w szoku.
No dalej, Wiktor, wykrztuś to…
- Tutaj nic ci nie grozi. Cokolwiek zrobiłeś… Nie martw się. – Uśmiechnęłam się lekko, mrugając przy tym.
Zagryzł wargę i westchnął.
- Ja nie chcę, żebyś ty o mnie źle myślała, Hermiona, bardzo cię lubię. Zrobiłem coś niezbyt…
- Krum, wydaje mi się, że zajmujesz moje krzesło.
Odskoczyłam od chłopaka jak oparzona, ale Snape musiał zauważyć nasze dłonie.
No… czy nie tego właśnie chciałam? Chciałam, ale za chwilę… Właśnie miałam usłyszeć, co takiego Dumbledore chciał od niego, ale akurat wtedy kochany Nietoperz zgłodniał!
- Jest tutaj dużo krzeseł – warknął Bułgar, wpatrując się w niego z pogardą. – Nie przeszkadzaj nam, rozmawiamy.
Snape uniósł brew i spojrzał na mnie.
- Rozmawiacie? No cóż, to chyba faktycznie nie będę wam przeszkadzał – powiedział spokojnie, a na jego twarzy nie było niczego, czym mogłabym się chwycić. Pięknie, po prostu wspaniale!
- Tak właśnie zrób, Snape – mruknął Wiktor, odwracając się od niego.
Westchnęłam. No to zaczynamy: trzy, dwa…
- Nie odwracaj się ode mnie, gdy do ciebie mówię – warknął, chwytając go za ramię.
Jeden.
- Nie dotykaj mnie! – Zerwał się z krzesła i gdybym miała oceniać po ich posturze to chyba byśmy zdrapywali Snape’a ze ściany. Ale to nie o niego martwiłam się w tym pojedynku.
- Co jest, Krum? Jakiś problem? Wydawało mi się, czy ty właśnie podniosłeś na mnie głos? – O Boże. Snape mówił tym chłodnym tonem, przy którym wolałam, żeby się wydzierał i rzucał we mnie wszystkim. Wszystko byleby nie ten ton.
- Nie wydawało ci się, Snape – syknął, zaciskając dłonie w pięści.
To chyba był dobry moment żeby zainterweniować.
- Eee, komuś soku? – Merlinie, czy naprawdę nie mogło mi przyjść nic lepszego do głowy?
Nawet na mnie nie spojrzeli. Westchnęłam – jak dzieci.
- Wiecie co, żebym musiała się podnosić przez was z krzesła to już przesada – mruknęłam, wstając, ale nie wyglądali, jakby do końca kontaktowali z tym światem. – Uspokójcie się oboje, przecież jesteśmy tu…
- Jesteś psem, Snape, niczym więcej. Idź do swojego pana, nie słyszysz jak na ciebie gwiżdże?
Ręce mi opadły. Snape zbladł, zrobił się czerwony i znowu zbladł, a na jego twarzy odmalowała się furia.
- Może pójdziesz ze mną i pokażesz wtedy, jaki z ciebie bohater, co Krum?
- Nikt nigdzie nie pójdzie – rzuciłam, ale jak grochem o ścianę. No dobra, czas na poważniejszą interwencję.
A tak swoją drogą to gdzie byli ci wszyscy aurorzy, gdy byli mi potrzebni?!
Wepchnęłam się pomiędzy nich i gdyby mogli zabijać wzrokiem, to chyba cała nasza trójka już leżałaby w ziemi. Położyłam dłoń na torsie jednego i drugiego.
- Uspokójcie się, bo to do niczego nie…
Wiktor chwycił mój nadgarstek i pchnął na ścianę. Coś strzeliło mi w plecach, ale nawet nie zdążyłam się skrzywić. Nie spodziewałam się tego, jednak mina Snape’a w tym momencie była czymś, co skutecznie odwróciła moją uwagę.
On go zabije.
Nie pomyliłam się za bardzo, gdy wyższy, drobniejszy mężczyzna wywlókł drugiego do ogrodu. Pobiegłam za nimi, ale już mierzyli w siebie różdżkami.
- Taki z ciebie bohater, co? – wypluł dosłownie z siebie te słowa, wpatrując się z nienawiścią w Kruma. – Atakujesz tylko słabszych od siebie? Kobiety?
Ach, więc jednak uważał mnie za kobietę? Zaskakujące. Poza tym, kto tu był słabszy, co?
Wiktor w odpowiedzi uśmiechnął się wrednie i odbił zaklęcie Snape’a. To nie mogło się dobrze skończyć.
- Przestańcie! – krzyknęłam, wyciągając własną różdżkę.
Ale gdybym zabrała teraz różdżkę Wiktora, to byłby bezbronny i Snape by go zabił. Gdybym zabrała Snape’a, to znowu byłoby odwrotnie. Nie mogłam dorwać się do nich jednocześnie. No i na co mi to wszystko było? Po cholerę wciągałam w to Wiktora, którego Snape nienawidził? Przyznaję – nie był to najlepszy plan w moim życiu.
Zaklęcia śmigały jedno za drugim i musiałam uskoczyć w bok, żeby nie oberwać klątwą Snape’a, którą odbił Wiktor.
Złość w jego oczach zapłonęła.
- Co tu się dzieje?! – ryknął Moody, wpadając do ogrodu razem z Malfoy’em. – Snape! Krum! Ma być…
Nie dokończył, bo sam oberwał zaklęciem.
Żesz ty…
Wyciągnął różdżkę i przyłączył się do pojedynku. No chyba to jakieś jaja… Stałam z Malfoy’em i oboje wpatrywaliśmy się z niedowierzaniem w trzech mężczyzn, pojedynkujących się jak małe dzieci.
Moody ciskał zaklęciami w Snape’a i Kruma na przemian, a tamci nie pozostawali w tyle. Miałam wrażenie, że zupełnie zapomnieli o tym, gdzie są i kim są, a ta walka toczyła się o ich życie. Albo męską dumę. Sama nie mogłam się zdecydować, co gorsze.
Snape uchylił się przed klątwą i poczułam ukłucie dumy. Górował nad nimi – to się rzucało w oczy. Zepchnęłam szybko tę myśl na bok – nie czas teraz na przechwałki.
Merlinie, miej nas w opiece, jeśli to są ludzie, którzy mają pokonać Voldemort’a…
- Bierz Kruma, ja się zajmę Snape’m – mruknęłam do otępiałego Draco, ale skinął i ruszył w stronę Bułgara.
Jedyne, co musiałam zrobić, to odbijać zaklęcia z nadzieją, że Szalonooki sam się opamięta.
- Snape! – zawołałam, gdy stanęłam kilka kroków od niego. – Snape, przestań! – warknęłam, ale on nawet nie zerknął na mnie.
No pięknie, po prostu wspaniale. Pewnie nie zauważyłby mnie nawet, gdybym przeparadowała przed nim nago.
Malfoy’owi wcale nie szło lepiej, bo właśnie zbierał swój tyłek z ziemi.
Przewróciłam oczami. Też mi się trafił partner.
Gorączkowo szukałam wyjścia, ale sytuacja była patowa, a nie miałam czasu gnać po pomoc. Powinnam była umieć ich sprowadzić do pionu, ale kto zwracałby uwagę na to chuchro plączące się pod nogami?
Na chwilę straciłam czujność i szybko pożałowałam. Zaklęcie Wiktora trafiło we mnie i teraz to ja leżałam na ziemi. Moje ciało eksplodowało bólem. Nie mogłam oddychać, a wnętrze płonęło, jakby ktoś wsadził mój tyłek w ogień.
Zaczęłam się krztusić i pluć krwią.
Klątwa tnąca. Czy to naprawdę musiało się przydarzać właśnie mnie?
Uniosłam różdżkę, zbierając się na kolana. Musiałam jakoś… Nie wiem nawet, co musiałam, ale leżenie na ziemi i wykrwawianie się nie było na liście rzeczy do zrobienia. Żaden z nich nawet nie zauważył kałuży krwi, która pojawiała się wokół mnie. Nie ma to jak czujność…
Złapałam się pod żebra, wypluwając kolejną porcję krwi. Spływała też po moich ramionach, a z wnętrzności musiałam mieć prawdziwą miazgę. Słabłam coraz bardziej i uświadomiłam sobie, że jęk wokół wydobywał się z moich ust.
Zaczęłam drżeć. Nie wiem czy z bólu, czy to moje ciało się broniło, ale powoli panika mnie ogarniała.
To Harry mnie zobaczył.
Stał przy drzwiach i jednocześnie ruszyli w moją stronę z Draconem.
Padłam na ziemię i wstrząsnął mną silny dreszcz.
Kurczę, czy ja umieram?
- Co wyjście jej zrobili! – ryknął, gdy poślizgnął się na mojej krwi.
Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, ale pojedynek w końcu ustał.
Super, chociaż tyle mi się udało…
- Jesteście poparani! – krzyczał i dalej coś się wydzierał, ale to już do mnie nie docierało.
Jęknęłam z bólu, zaciskając zęby. Tak bardzo starałam się nie okazać słabości, ale musiałam odpocząć. Zamknęłam oczy. Tylko na minutkę… Albo dwie.
- Granger? – usłyszałam łagodny głos i spojrzałam na niego spod rzęs.
Snape wisiał nade mną z przerażeniem na twarzy.
No dobra, warto było umrzeć dla takiego spojrzenia.
- I co? Sko… skopałeś mu tyłek? – wycharczałam i znowu zaczęłam kaszleć, a ból rozdzierał mnie od środka.
Coś działo się dalej, ale mało mnie już to obchodziło. Straciłam przytomność.
*
Nie wiem czy to jakaś sugestia, a może miało mi przynieść szczęście, ale leżałam w tym samym łóżku, w którym Snape dochodził do siebie w naszym prowizorycznym skrzydle szpitalnym.
- Hermiona? Obudziłaś się?
- Nie, Ginny, zostałam duchem i postanowiłam cię nawiedzić.
- Bardzo śmieszne – mruknęła.
Otworzyłam oczy i napotkałam jej nachmurzoną twarz.
- Rozumiem, że pani Pomfrey poskładała mnie do kupy? – zapytałam cicho. Merlinie, dlaczego byłam nadal taka słaba?
- Nie do końca. Snape cię połatał, ale Poppy była tak wściekła, że wywaliła i jego i do końca się tobą zajęła.
O kurczę.
- Co się stało?
- Po tym, czy przed tym, jak już zemdlałaś?
- Po tym.
- No cóż, z tego, co mówił Harry to wykrwawiałaś się na trawniku, a swoją drogą to świetny nawóz nam załatwiłaś, no a potem Snape zaczął cię sklejać. To chyba była Sectumsempra, nie wiem, skąd Wiktor ją znał. Potem wpadła Pomfrey z Dumbledorem i McGonagall, zrobili prawdziwy raban. Pomfrey kazała cię tu przynieść, a potem wywaliła wszystkich za drzwi. Snape prawie ją przeklął – zachichotała pod nosem – ale wtedy wkroczyła McGonagall. Poszli do gabinetu Dumbledore’a. Fred i George zdołali nieco podsłuchać… Dopóki Moody ich nie przyłapał. Och, jemu też się oberwało. Też mi auror – prychnęła, przewracając oczami. – W każdym razie, zmył Krumowi głowę i coś tam gadał o zasadach, bla, bla, bla, ale najbardziej oberwał Snape.
Tego mogłam się spodziewać. Z tej dwójki to w końcu on był dorosły i w końcu pracował jako nauczyciel i tajny szpieg, tymczasem dał się podejść nabuzowanemu hormonami byczkowi, który dostał tylko reprymendę.
- Co z nim?
- Z kim?
Westchnęłam i skrzywiłam się.
- No ze Snape’m.
Ginny uśmiechnęła się szeroko.
- Nic mu nie jest, poza tym, że para mu dymi z uszu i zatrzasnął drzwi do pokoju. Powiem ci tylko tyle, że nawet Hestia nie jest w stanie się do niego dostać. - Ach i że to niby miało mnie podnieść na duchu? – O co im tak właściwie poszło?
No właśnie, o co?
- Wiktor zajął jego miejsce przy stole – mruknęłam, a niedowierzanie pojawiło się w moim głosie.
Ginny wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
- Dobra, tego się nie spodziewałam. Coś jeszcze?
- No, nie wiem… Usiadłam obok i rozmawialiśmy. Chciał mi coś zdradzić, ale się blokował, no to złapałam go za rękę, żeby dodać mu otuchy… i wtedy wszedł Snape. – Westchnęłam, a Ginny wytrzeszczyła oczy. – Coś tam się poprztykali. Zwykłe wyzwiska. Chciałam ich rozdzielić, a Wiktor pchnął mnie na ścianę. Potem Snape wywlókł go do ogrodu no… i jakimś cudem to ja skończyłam z klątwą tnącą.
Ruda przez chwilę milczała, obserwując mnie tak intensywnie, że chyba jeszcze chwila i wypaliłaby mi dziurę w czole.
- Złapałaś Kruma za rękę? – Przytaknęłam. – A Snape się wściekł? – Znowu skinęłam. – I potem cię bronił? – Przewróciłam oczami, ale kiwnęłam. – No pięknie. Załatwiłaś go na szaro!
Klasnęła w dłonie, a ja zamknęłam oczy.
Naprawdę byłam głupia, jeśli sądziłam, że mogę go mieć. Bardzo, ale to bardzo głupia.
Po tym jak Ginny wyszła, kilka razy zajrzała do mnie pani Pomfrey. Oczywiście wygłosiła mi całą litanie na temat, jak to głupio jest wchodzić pomiędzy walczących czarodziejów, nie bronić się i właściwie to mogła przyprowadzić tu od razu Snape’a, żebym i od niego mogła tego wysłuchać. Poza tym dostałam jakieś proszki i po dokładnych oględzinach uznała, że mogę wracać do siebie. Jakoś przerażała mnie wizja wyjścia poza te drzwi, dlatego pozwoliła zostać mi do późnego wieczora i odczekać, aż większość osób pójdzie spać.
Chciałam zostać dłużej (niemożliwe!), ale stwierdziła, że skoro i tak jestem tak blisko to nie ma potrzeby gnieść się na niewygodnym łóżku. Nie mogłam się z nią nie zgodzić, chociaż to łóżko dało się znieść…
I tak właśnie skończyłam, wymykając się ze skrzydła szpitalnego o północy do własnego pokoju. Absurd.
Zamknęłam drzwi i mało nie wrzasnęłam, gdy zderzyłam się z czymś czarnym i twardym.
Musiałam wziąć kilka wdechów nim spojrzałam w czarne oczy właściciela tego skamieniałego ciała.
Ciekawe porównanie…
- Co ty wyprawiasz, Granger?
- Wracam do siebie, a co? – zapytałam cicho, niepewnie unosząc wzrok.
Zaraz, zaraz, dlaczego to ja się przy nim kuliłam? Powinnam stać dumnie jak królowa, a on całować moje stopy!
Wyprostowałam się i przywołałam obojętność na twarz.
No i proszę, od razu lepiej.
- Nie powinnaś jeszcze leżeć? – zapytał łagodnie. O nie, zmień ten ton! – Wyglądasz kiepsko, może poprosić Poppy? – Nie, nie, nie mów do mnie w ten sposób!
Roztapiał moją skorupę. Musiałam uciec.
- Pozwoliła mi wyjść. Powiedziała, że jeśli czuję się dobrze, to i tak jesteśmy blisko i nie muszę leżeć w łóżku. – Wzruszyłam ramionami i spróbowałam go wyminąć.
Ta, spróbowałam to odpowiednie słowo.
- Jesteś pewna, że nie chcesz jeszcze tu zostać?
Zamrugałam i westchnęłam.
- Snape, mieszkam piętro wyżej z pewną Weasley’ówną, więc raczej nie wykrwawię się tam na śmierć. Chociaż sądząc po tym, jak twardo śpi, to ciężko stwierdzić… - Rzucił mi gniewne spojrzenie. No dobra, tego mogłam nie mówić. – Wszystko dobrze. Mogę już iść?
Nic nie powiedział, więc z uporem przepchnęłam się przez niego, ale nim zdążyłam odejść, złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i zamknął w żelaznym uścisku.
Łapczywie chwytałam powietrze. Dusił mnie, gniotąc żebra, które wciąż były obolałe. Ale z drugiej strony, czy to nie piękna śmierć?
Nie, zdecydowanie nie.
- S-Snape… Du… duszę się.. – wyszeptałam, a on momentalnie odsunął się i spojrzał na mnie z troską.
- Przepraszam – mruknął i zobojętniał. – Nie ładuj się więcej, Granger, w pojedynek między czarodziejami! – Pięknie, wrócił Nietoperz… - Poza tym myślałem, że co jak co, ale bronić to ty się umiesz. Tak dać się podejść… Ta klątwa nawet nie była dla ciebie!
No jasne, zmyj mi głowę i ochrzań za to, że sam spieprzyłeś sprawę.
- Na drugi raz Snape, nie zachowuj się jak nastolatek i jeśli jesteś zazdrosny, to mi to powiedz nim zaczniesz wszczynać awanturę! – warknęłam w odpowiedzi i zaciskając pięści, weszłam po schodach. Bałam się obrócić i spojrzeć na niego, dlatego tego nie zrobiłam.
Ginny już spała, więc mogłam w ciemności i w milczeniu wyżywać się słownie na Snape’ie. Świetnie, po prostu cudnie. Dlaczego on był tak rozchwiany? No dlaczego?
*
Więcej nie usiądę na swoim miejscu. Choćbym miała siedzieć pomiędzy McGonagall a Moody’m, to tak właśnie zrobię.
Kilka głów skierowało się w moją stronę, ale mnie interesowała tylko jedna. Której oczywiście nie było.
Usiadłam obok Ginny, a pani Weasley podała mi kubek kawy.
- Masz, dziecko, to cię postawi na nogi.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko i starałam nie zwracać uwagi na spojrzenia rzucane ukradkiem.
Na szczęście po chwili wszyscy wrócili do rozmów prowadzonych między sobą i mogłam w spokoju zjeść śniadanie.
Ginny wesoło pochłaniała kolejną porcję kiełbasek, rozmawiając z Harrym o quidditchu. Co jakiś czas rzucali się sobie do gardeł, by za moment wybuchnąć śmiechem. Dlaczego ja tak nie umiałam?
Po drugiej stronie McGonagall żywo dyskutowała z Poppy, omawiając jakieś nowatorskie zaklęcia i ich działanie, a Neville opowiadał coś niezwykłego Lunie, co niesamowicie ją zachwycało. Pewnie podzielali podobne zainteresowania…
Dumbledore zerkał w moją stronę, posyłając mi znaczące uśmiechy. Nie miałam na to siły, nie dzisiaj. A może nigdy.
Moją sielankę zburzyło wkroczenie Kruma do kuchni.
Znowu zapadła cisza, a ja jak nigdy wcześniej pragnęłam stać się niewidzialna.
- Hermiona, robisz się czerwona – mruknęła Ginny.
- A nie przezroczysta przypadkiem?
Zachichotała i zajęła się swoim jedzeniem, które pod wpływem spojrzeń bliźniaków zaczęło się groźnie poruszać na talerzu.
Błagam, tylko nie podchodź do mnie, błagam, tylko nie podchodź do mnie…
- Hermiona? – No i podszedł. – Możemy porozmawiać?
Och, chociaż nie będzie płaszczenia się przy świadkach. Cudownie.
Wstałam gwałtownie i skinęłam głową.
- Jasne, chodźmy stąd.
Wyszliśmy na korytarz, a harmider w jadalni zapanował na nowo. Dobrze, przynajmniej nikt nas nie będzie słyszał, a wcale mi się nie uśmiechało znosić później Freda i Georga.
- Posłuchaj ja… Strasznie cię przepraszam – zaczął, gdy niedbale oparłam się o ścianę. Pozostało mi tylko go wysłuchać. – Nie chciałem, naprawdę! To było przeznaczone dla Snape’a i…
- To ma ci pomóc? – zapytałam oschle, unosząc brew.
Zmieszał się nieco.
- Nie. Przepraszam. Nie powinienem był wyprowadzać go z równowagi, ale zrozum… On sam…
- Krum? – Jęknęłam w duchu i obróciłam głowę w stronę Snape’a. – Odsuń się od panny Granger, chyba że chcesz powtórkę z wczoraj.
Wiktor zacisnął usta w wąską linię i widziałam, jak walczy ze sobą. Spojrzał na mnie przepraszająco i niezwykle sztywnym krokiem, jakby się do tego zmuszał, odszedł.
Oparłam głowę o ścianę, a moje oczy jakoś tak no same się zamknęły.
Miałam ochotę znowu zamknąć się i pobyć sama. Merlinie, jakim cudem ze strachu o życie przeszłam do etapu, w którym biło się o mnie dwóch facetów? Owszem, nieco mi to schlebiało, ale biorąc pod uwagę wszystko, co działo się wokół, to wydawał się niezbyt odpowiedni czas.
Ale dzień, w którym moje życie stanie się normalne, będzie dniem, kiedy umrę.
- Zrobił ci coś? – mruknął oburzony, zatrzymując się obok mnie. Uniosłam powieki. Musiałam się z nim skonfrontować.
- Chciał tylko porozmawiać. Nie musisz interweniować, gdy tylko ktoś otworzy do mnie buzię – mruknęłam.
Jego usta prawie zniknęły pod wąską linią, ale skinął głową.
Muszę przyznać – byłam mistrzynią subtelności i uosobieniem ponętności.
- Chcesz się ukryć, co Granger? – Zamrugałam zdziwiona, a on uśmiechnął się szyderczo. – Proszę, panna Granger, taka odważna Gryfonka, a chce się schować przed oczami wszystkich.
Zaśmiał się pod nosem, ale fakt – miał mnie. Jedyne, czego pragnęłam, to zaszyć się gdzieś z książką i mieć kilka chwil w spokoju.
- Być może – odpowiedziałam. – Nie liczę jednak na to. Ginny skutecznie zaburza moją wizję spokojnego popołudnia. – Uśmiechnęłam się lekko i zaczesałam włosy za ucho.
- Idź do mnie. Nie będzie mnie cały dzień, więc jeśli chcesz to możesz tam zostać. Tylko żadnego grzebania w książkach! – warknął na koniec.
Zaraz, Snape właśnie proponował mi wizytę u siebie? Kuszące, a zarazem bardzo podejrzane. Nie byłam taka naiwna, za jaką mnie miał i coś musiało się pod tym kryć.
- Dokąd idziesz? – zapytałam z lekkim niepokojem. Podobno byliśmy partnerami, a ja nic nie słyszałam o kolejnej wyprawie.
- Musimy iść do innej kwatery, odebrać plany dotyczące Hogwartu na nowy rok. Aurorzy nie chcą ryzykować podróży, dlatego razem z Jones i Lupinem ruszamy.
Hestia. No oczywiście, że Hestia.
Zagryzłam wargę.
- W porządku. Uważaj na siebie.
Skinął głową.
- Będę.
Zimny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Już raz to słyszałam. I skończył w Malfoy Manor.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zniknął w kuchni i tyle go widziałam.
Mogłam iść tam za nim, paść na kolana i błagać, by nigdzie nie szedł. Tylko, że i tak by mnie nie posłuchał, a ja już wystarczająco dużo razy przeżywałam upokorzenie. Poza tym to było nasze zadanie i musieliśmy robić, co do nas należy.
Westchnęłam i zdusiłam zalążek strachu, nim zdążył w pełni rozkwitnąć. Takie właśnie było moje życie. Ciągłe napięcie i strach wkradły się do niego nie wiadomo kiedy i zapuściły korzenie tak głęboko, że niezwykle ciężko było się ich pozbyć.
Ruszyłam do drzwi Snape’a. Skoro dostałam przyzwolenie, to czemu miałabym z niego nie skorzystać?
*
Długo starałam się skupić na lekturze, zwłaszcza gdy dotarłam do rozdziałów dotyczących magii, którą posiadałam. Wzmianka o patronusie skutecznie przyciągnęła moją uwagę, szybko się jednak okazało, że nie ma tam niczego wartościowego i ponownie moje myśli pognały do Wiktora. Mogłam wybrać przemyślenia na temat obecności Kruma albo nieobecności Snape’a, która przeciągała się już od kilku godzin. Słońce zaczęło powoli chylić się ku zachodowi, a ja siedziałam skulona w jego fotelu przy dużym oknie i wypatrywałam powrotu. Czekanie mnie zabijało, więc zmusiłam się, by pozostać przy tej pierwszej opcji.
Co takiego zrobił Wiktor, że bał się o tym mówić? Musiało to być coś istotnego, bo ochrona, jaką otoczył go Dumbledore nie była czymś codziennym. Owszem – troszczył się o członków Zakonu Feniksa, ale przecież Krum nim nie był, jedynie się sprzymierzył. A teraz? Mieszkał z nami pod jednym dachem, wtajemniczony we wszystkie plany i obecny przy spotkaniach. Co gorsza – spędzał czas z Harrym. Nie przestawałam go obserwować przez ostatnie dni w obawie, że może się na niego rzucić i chcieć pozbawić życia. Oczywiście Harry mógłby sobie poradzić, ale wolałam dmuchać na zimne. Zaufanie, jakim go obdarzył Dumbledore pozostawiało wiele do życzenia. Miałam wrażenie, że ja jedna jestem nieprzekonana, co do obecności Wiktora w tym domu. Musiało to być coś dużego, coś, co dyrektor wolał zatuszować i coś, co wystawiło Bułgara jako potencjalny cel. Nawet jeśli Karkarow był pod wpływem Imperiusa, to przecież Voldemort musiał mieć jakiś powód, by chcieć pochwycić chłopaka. Nie był jakimś istotnym pionkiem w całej tej rozgrywce. Kilka lat temu sam atakował uczestników Turnieju Trójmagicznego, ale wtedy to Barty Crouch Jr. go do tego zmusił. Nie mniej jednak, wciąż pozostawał tylko zawodnikiem quidditcha i zdolnym uczniem. Cóż takiego mógł posiadać, że był ścigany i co takiego Voldemort od niego chciał? Zamierzałam oczywiście dowiedzieć się, o co chodzi, ale to jednak nie było takie proste.
Podniosłam wzrok, by raz jeszcze spojrzeć przez okno. Duża, pomarańczowa kula zbliżała się już do krawędzi urwiska. Nadchodziła noc, a ich nadal nie było.
Odpędziłam od siebie złe przeczucia i wczytałam się w tekst przede mną, ignorując niepokój związany z Krumem i Snapem. Prawdę mówiąc, nie wiem, który z nich przerażał mnie w tamtej chwili bardziej.

Obróciłam się na bok, naciągając kołdrę na głowę. Cholerne słońce nie dawało człowiekowi spać, gdy tak intensywnie wkradało się przez okna. Dlaczego Ginny nie zaciągnęła zasłon na noc? Przecież zawsze to robiła. Czyżby była czymś tak rozkojarzona, że zapomniała? Ciekawe, kto tak skutecznie odwracał jej myśli…
- Możesz mi oddać tę cholerną kołdrę?
Zmarszczyłam czoło. Dlaczego, do cholery, śnił mi się Snape?
- Co za uparta baba… - usłyszałam i w tej samej chwili pościel zsunęła się z mojej głowy.
Otworzyłam oczy i zamrugałam.
- Dlaczego jesteś w moim łóżku? – zapytałam, wpatrując się w czarne włosy. Tak, to było nieco dziwne, ale jakoś nie mogłam się zmusić, żeby wyskoczyć stąd jak oparzona.
Nie, było mi zbyt wygodnie.
Głowa powoli przekręciła się w moją stronę. Snape obrzucił mnie pełnym oburzenia, choć zaspanym spojrzeniem.
- Granger, po pierwsze to ja jestem w swoim łóżku, a po drugie wynoś się, jeśli zamierzasz gderać.
Zagryzłam wargę i z dziwnym uczuciem, które się we mnie pojawiło, powoli rozejrzałam się po pokoju.
Nie swoim pokoju.
Zerwałam się na nogi i z ulgą zauważyłam, że jestem kompletnie ubrana.
- Snape, dlaczego ja tu jestem?
Mruknął coś pod nosem, westchnął i przekręcił się na plecy.
- Na Merlina, Granger! Naprawdę jestem zmęczony, a twoja paplanina nie pomaga – warknął i podniósł się na łokciach. Lubieżny uśmieszek na jego ustach mnie przeraził. – A jeśli musisz już wiedzieć, to kiedy wróciłem, spałaś sobie w najlepsze, śliniąc swoją książkę.
Spojrzałam automatycznie na fotel, gdzie leżała zatrzaśnięta księga.
- To jednak nie wyjaśnia, skąd się wzięłam w twoim łóżku – mruknęłam podejrzliwie, otulając się ramionami. Przyglądał mi się wyraźnie rozbawiony, a ja wcale się tak nie czułam.
- Wróciłem późno, a ty mało nie skręciłaś sobie karku wywijając szyją przez poręcz fotela. Naprawdę, Granger, powinnaś popracować nad pozycjami.
Zagryzłam policzki, starając się wytrzymać jego intensywne spojrzenie. Ten jeden gest zawierał więcej podtekstu, niż gdyby odstawił przede mną striptiz.
Przegrałam i wbiłam wzrok w podłogę.
- Mogłeś mnie obudzić – drążyłam dalej, chociaż nieco mojej pewności wyparowało. Przeniósł mnie do swojego łóżka. Spał u mojego boku.
Nic nie poradzę na to, że poczucie wygranej chwytało mnie za serce. Owszem, nie była to nasza pierwsza noc u swego boku, ale jednak… Świadomość, że nie był do tego zmuszony tylko zrobił to, BO TAK, była niczym wisienka na torcie.
- Tak jakbym nie próbował… - Powiedział i z powrotem opadł na poduszkę. – A teraz, jeśli jej wysokość pozwoli, chciałbym wreszcie odpocząć. To był ciężki dzień.
Aż bałam się zapytać, jak im poszło, ale widząc, że jest cały i zdrowy na resztę mogłam poczekać. Skinęłam głową i wyszłam z pokoju.
Całe szczęście, że o tej porze wszyscy spali, bo nie miałam ochoty odpowiadać na pytania w stylu „dlaczego wychodzisz nad ranem z sypialni swojego byłego nauczyciela?”. I tak już czekało na mnie przesłuchanie przez detektyw Ginny.

10 komentarzy:

  1. Czytam Twoje opowiadanie od niedawna i jestem pod MEGA wrażeniem!!
    Rozdział więcej niż świetny, no i uwielbiam zazdrosnego Snape'a <3 :)
    Życzę dużo, dużo weny i oczywiście dołączam do grona stałych czytelników ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jak cudownie! Nowa czytelniczka, bardzo mnie to cieszy. ♡
      Bardzo dziękuję za tak miłe słowa. :3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ah, cudownie! Tak bardzo kocham Twoje opowiadania. Wchłonęłam ten rozdział tak szybo, że aż mi go żal xD. Liczyłam na to, że troche dłużej się nim nacieszę. No, ale cóż.
    Wracając do sedna. Rozdział bardzo mi się podobał, a fakt że Snape przeniósł ją do łóżka.. ah! Tak jak napisałaś "wisienka na torcie".
    Co do pojedynku było genialnie! Zazdrosny Snape i ukrywający cos Krum? No powiem Ci, że zapowiada się cudownie. Aż się nie mogę doczekać, kochana!
    Twoja ulubiona Isa <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże!!! Spało w jednym łóżku ^^ :3 aww... :3 Rozdział jak zawsze świetny, a zazdrosny Sev był boski! Uwielbiam go takiego :* :3
    Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział! ^^ :*❤
    Pozdrawiam!
    -Darietta

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoja Hermiona jest przegenialna, jej narracja zawsze mnie powala i cholernie bawi, nawet w sytuacjach, które teoretycznie zabawne nie są. :D
    No tak, walczyć o kobietę i przez przypadek prawie tę kobietę zabić. Fuck logic ;D
    Swoją drogą, powód kłótni "Bo Wiktor zajął jego miejsce przy stole" najlepszy i wbrew pozorom bardzo życiowy, na ogół zaczyna się bowiem od jakichś bzdur.
    Hermiona chyba wolałaby w innych okolicznościach obudzić się w łóżku Snape'a, no ale dobre i to. ;D Na początek ;p
    Pozdrawiam i czekam na następny niecierpliwie. To, że nie zawsze zostawiam komentarz wynika bowiem tylko z tego, że jestem beznadziejna w kleceniu komentarzy, ale wiedz, że czytam regularnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudownie!!! Uwielbiam gdy Snape jest zazdrosny ;-) Super rozdział i chociaż był długi to dla mnie i tak za krótki
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam jednym tchem. I jest mi tak jakoś słodko-gorzko. Słodko, bo nowy rozdział, bo tyle się wydarzyło... i gorzko, bo już mi się skończyło i znów muszę czekać :( Dlaczego twoje rozdziały są zawsze zbyt krótkie, choćby nie wiem jak długie były?!

    Tekst cuuuuuudny jak zawsze. Sev powalający. I wreszcie wychodzi na jaw, że Snape - wbrew temu, co widać na zewnątrz - ma uczucia, jest człowiekiem. Jego zazdrość jest przeurocza <3 Chociaż jednego nie potrafię zrozumieć. Jakim cudem Krum nie wylądował w św. Mungu po potyczce z Mistrzem? W zasadzie powinna go powalić już pierwsza klątwa. Nie miał żadnych szans w starciu z Severusem. Czyżby jakiś durny rozkaz Dumbledore'a w stylu "nie krzywdźcie biednego Wiktorka"? To jest wielce podejrzane!

    Scena "łóżkowa" (znowu dopadło mnie ómarnięcie) domaga się kontynuacji w tym samym stylu!

    Czekam na szybkie WIĘCEJ. Może być nawet dzisiaj :D

    ILoveSnowCake

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ostatnio okropnego doła, więc wysilę się jedynie na : Super. :/

    Szach Mat (Lisiasta)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zawsze cudownie!!! Uwielbiam zazdrosnego Seva, jest wtedy taki cudowny :-)
    I jeszcze dodałaś tą cudowną scenę "łóżkową", nic tylko się rozpłynąć ze szczęścia (co nie zmienia faktu, że nie wolno tak tego przerywać...) Liczę na więcej takich scen i jeszcze lepszych ;-)
    Proszę Cię, wstaw szybko kolejny rozdział
    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny i czasu na pisanie :-)
    WampDam

    OdpowiedzUsuń
  9. Zazdrosny Snape <3 mam nadzieję, że plan Hermiony się powiedzie :) fajny, dosyć luźny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń