czwartek, 20 października 2016

Rozdział 31

Cześć!
Miał być wczoraj, ale nie zdążyłam... Dzisiaj szybciutko przed wykładem dokańczam, bo sama już nie mogę wysiedzieć, ze świadomością, ze tyle mnie tu nie było. :(
Postaram się kolejny rozdział zamieścić szybciej, ale niczego nie obiecuję. Nawał obowiązków odbiera mi wszystkie wolne chwile i sami widzicie jaki jest tego skutek.
Nie zamierzam jednak zawieszać bloga - będę walczyć z czasem. ;) Po prostu zaglądajcie tutaj nieco rzadziej.
Dziękuję, że nadal śledzicie i nie poddajecie się. <3 Nawet nie wiecie jaką radość sprawia mi świadomość, że wciąż mam dla kogo pisać!
Trochę postanowiłam namieszać w życiu Mionki i Sevcia. Wcielę to "mieszadło" chyba w następnym rozdziale, także obiecuję, że nudno nie będzie!
Tymczasem macie trochę Hesmione :D
Enjoy! 
*******************************************************
Nigdy nie bałam się wyzwań, które stawiała przede mną codzienność. Gdy byłam dzieckiem, moje życie wcale nie było sielankowe i proste. Od zawsze byłam inna. Nie interesowały mnie lalki i kolorowe domki dla nich. Nie interesowałam się zabawami na podwórku. Wolałam przesiedzieć cały dzień z książką w ręce i utonąć w świecie, w którym mnie nie było. To nie tak, że miałam osiem lat i czytałam o fizyce kwantowej. Właściwie to nigdy mnie nie interesowała szczególnie i niewiele czasu jej poświęciłam. Oczywiście starałam się w czasie wakacji nadrabiać materiał ze szkół mugolskich. Nigdy nie wiadomo co może się przydać, prawda? Moi rodzice tolerowali to jaka byłam. Sami należeli do ludzi dobrze wykształconych i rozumieli mój pociąg do wiedzy, choć przerażały ich rzeczy dziejące się wokół mnie. Oboje byli mugolami i nie spodziewali się nawet, że coś takiego jak magia istnieje. Każdego dnia mierzyłam się z wrednymi dzieciakami i z przerażonymi spojrzeniami rodziców, do chwili gdy w naszym domu zjawiła się profesor McGonagall. Do dzisiaj pamiętam jak osobiście wręczała mi list z Hogwartu i jakie rozczarowanie mnie ogarnęło na wieść, że muszę czekać rok aby rozpocząć życie w świecie magii. Moim rodzicom wiele czasu zajęło przeskoczenie nad tym. Mnie było o wiele łatwiej, ale oni? Długo nie mogli zrozumieć tego co się stało, ale byli prawdziwym wsparciem. Zawsze mogłam na nich liczyć, choćbym nie wiem co zrobiła, co by się nie działo. Byli przy mnie.
Dlatego teraz, gdy kolejne zadanie, nie zbyt łatwe stanęło przede mną, nie skuliłam się i nie schowałam pod łóżkiem, tylko pewnie spojrzałam w czarne oczy Severusa i zaprzeczyłam.
- Nie. Nie zgadzam się żebyś szedł ze mną i wydaje mi się, że to zostało ustalone. – Założę się, że gdyby mógł, to odjąłby mi w tym momencie wszystkie punkty jakie zdobył Gryffindor. Zamiast tego zazgrzytał zębami i wyrzucił ręce w górę.
- Dlaczego musisz być tak uparta, do cholery jasnej?! – Warknął i zamknął oczy.
Odczekałam chwilę by dać mu się uspokoić. Skrzydełka jego nosa poruszały się jak oszalałe, a zaciśnięte wargi podpowiadały, żebym dała mu jeszcze trochę czasu.
Nie spodziewałam się niczego innego, po tym jak praktycznie wywlókł mnie z gabinetu Dumbledore’a. Sama nie wiem czy to co widziałam na twarzy Hestii to współczucie, czy też triumf, ale chyba wszyscy wiedzieli jak skończy się to spotkanie.
Ale wiecie co nurtowało mnie najbardziej?
Tak strasznie chciałam mu wytknąć, że zwrócił się do mnie po imieniu… Ale w tym momencie mogłoby go to przyprawić o zawał, więc w trosce o jego stare serce, nie atakowałam.
Przykładna i opiekuńcza ze mnie osoba.
- Se… Snape. – Westchnęłam, gdy spojrzał na mnie złowrogo. – Nic mi nie będzie. Umiem o siebie zadbać, a poza tym nie będę sama, no nie?
- I co? Mam tak po prostu uwierzyć, że Jones nagle zależy na twoim bezpieczeństwie?
Teraz to moje brwi powędrowały po samą linię włosów.
Ach, więc jednak nie ufał jej tak bardzo? No kto by pomyślał?
- Przecież wiesz, że nie zrobi mi krzywdy! – Zawołałam z lekkim niedowierzaniem. Czy ja właśnie broniłam Hestię? Tak. Właśnie to robiłam. – Sam mówiłeś, że musimy rozróżniać życie prywatne od naszych zadań. Hestia jest odpowiedzialna i wie co ma robić. Jeszcze niedawno stawiałeś ją za przykład, a teraz…
- A teraz w jej rękach jest twoje życie. – Dokończył posępnie i chwycił mnie za ramiona. – Nie mówię tego, bo nie ufam jej. Tak dla zasady nie ufam nikomu, ale wiem z czym się mierzycie. Grindelwald to nie jest jakiś tam sobie pierwszy lepszy czarodziej, a ty wracasz wprost w jego łapska. Wiesz, że teraz nie odpuści tak łatwo, prawda? Masz świadomość, że być może wcale ci nie pomoże, a wręcz zaszkodzi?
Przetrawiłam spokojnie jego słowa, uświadamiając sobie jednocześnie, że czekałam na nie. Utwierdziły mnie tylko w tym co tak dobrze wiedziałam. Ale jednak warto było przeczekać tę burzę, na rzecz troski jaką okazywał. Jednak miałam ściągać ciężar z jego barków, tymczasem go dokładałam.
Chyba jednak nie byłam najlepszym materiałem na partnerkę dla kogoś kto powinien mieć mniej stresujące życie.
- Doskonale wiem w co się pakuję. – Powiedziałam twardo, ściągając jego dłonie z moich barków. – Zaufaj mi, dobrze? Zrób to samo co ja. Wiesz, ze mnie nie zatrzymasz. Musisz przeskoczyć nad własnym strachem i pozwolić mi działać. – Zbiłam go z tropu i przez chwilę miałam ochotę rzucić to wszystko i po prostu go objąć, tak bezbronny miał wyraz twarzy.
Wiem, że to był cios poniżej pasa. Podważyłam jego wiarę we mnie. Podważyłam jego szczerość i jego twardą skorupę, pod którą ukrywał wszelkie uczucia. Rzadko pozwalał im wypłynąć, a ja właśnie rzuciłam mu nimi w twarz.
Brawo Hermiona! Tak trzymaj…
- Dobra. – Rzucił po chwili i znowu przybrał swoją maskę. – Ale masz uważać na siebie. Jeśli nie będzie chciał pomóc – zjeżdżasz stamtąd. Jeśli będzie chciał cię zatrzymać – masz go zabić. Jeśli Jones choć przez ułamek sekundy się zawaha albo oberwie – zostawiasz ją. Zrozumiałaś?
Nie wyglądał na kogoś kto przyjmuje sprzeciwy. Wręcz ochoczo przytaknęłabym mu na to wszystko, ale wiedziałam, że nie zostawiłabym Hestii. Podstępna żmija czyhała tylko na moje miejsce, jednak moja chora intuicja upewniała mnie w przekonaniu, że mnie nie zdradzi. Zbyt była zdeterminowana żeby wygrać tę wojnę. Tak bardzo, że wolała mnie chronić niż zabić.
No cóż, marne pocieszenie, ale zawsze jakieś.
Uśmiechnęłam się cwanie i skinęłam.
- Oczywiście, że zrozumiałam. – Odpowiedziałam,  bijąc się w myślach, za to kłamstwo.
*
Jeżeli myślałam, że podróże ze Snapem są wyczerpujące i wymagające, to bardzo teraz tego żałowałam. Stokroć razy bardziej wolałabym być teraz z nim, niż ze średniego wzrostu blondyną o kurewsko irytującym sposobie bycia.
- Rusz się Granger, nie mamy całego dnia. – Warknęła nade mną, gdy wstawałam z ziemi po jej marnej teleportacji. Oczywiście, że wpadła na mnie zupełnie przypadkiem. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że doszło do tego celowo.
- A mnie się zdawało, że mamy. – Odpowiedziałam, mozolnie otrzepując spodnie z brudu. – Teleportacja pod sam nos Grindewalda nie jest dobrym pomysłem tak więc musimy dotrzeć to jego domu tradycyjnymi metodami. – Wytknęłam jej, ale prychnęła tylko i spięła włosy w wysoką kitkę.
- Nie wątpię, że masz rację. – Rzuciła, krzywo się uśmiechając. – Zatem prowadź, Hermiono.
Zacisnęłam dłonie w pieści.
Nie przywalisz jej, nie przywalisz jej, nie przywalisz jej…
Powtarzanie sobie takiej mantry niespecjalnie było pomocne, ale jednak zignorowałam skurcze w mięśniach i zatrzymałam ręce przy sobie.
Dlaczego jej osoba aż tak bardzo mnie irytowała? Mój Boże, nie wiem! Być może miało to związek ze Snapem albo po prostu z jej irytującym sposobem bycia. A może to ja byłam przewrażliwiona?
Nie, to na pewno nie moja wina.
Zabawnym wydał mi się fakt, że Grindelwald mieszkał na przedmieściach Londynu. Kto jak kto, ale nie wydawało mi się, że on chce się rzucać w oczy. Tymczasem jego sielankowy domek stał tak blisko potęgi Ministerstwa. Jak to mówią: pod latarnią najciemniej.
Dziwnie się czułam w ciele słodkiej blondynki. Tuż przed wyjściem wypiłam Eliksir Wieloskokowy z włosem należącym do jednej z mieszkanek miasteczka obok, którego stacjonowaliśmy. Jednogłośnie zostałam w tej kwestii przegłosowana. Przecież jestem równie poszukiwana co Harry, nagrody za moją głowę, bla, bla bla...
Spojrzałam na swoje odbicie w witrynie sklepowej. Nie mogłam przywyknąć do dużych, niebieskich oczu, które ciepłym spojrzeniem przyciągały wzrok innych. Blond włosy sięgały mi pasa, a jasna karnacja dodawała delikatności całemu wyglądowi. Właściwie to kojarzyła mi się z aniołem. Gdyby istniały to chyba właśnie tak by wyglądały. Zazdrościłam tej dziewczynie tak nieziemskiej urody, ale z drugiej strony brakowało jej czegoś. Gdzie się podział mój błysk w oku i falujące włosy do ramion? Chyba przywykłam za mocno do bycia sobą.
Zresztą, sądząc po minie jaką miał Snape, gdy mnie zobaczył, chyba też wolał oryginalną wersję. Nie powiem, że nie sprawiło mi to ogromnej radości. Byłabym okropnym kłamcą.
Biorąc pod uwagę fakt, że z Hestią wyglądałyśmy jak siostry, pocieszeniem było dla mnie to, że Snape’owi taka się nie podobałam.
Punkt dla Granger!
Dlaczego szwędałyśmy się popołudniem po londyńskich ulicach? No cóż, wszyscy zgodzili się co do tego, że Grindelwald zabezpieczył się na wypadek, gdybyśmy chcieli wrócić. Nie mogliśmy ryzykować, że złapie nas w sidła nim rozeznamy się w terenie. Dzięki teleportacji wprost w serce Londynu, miałyśmy wystarczająco dużo czasu aby złapać autobus. Tak, autobus. Reakcja Hestii na ten pomysł była wisienką na torcie. Jechać śmierdzącym, zatłoczonym, mugolskim autobusem? Ależ oczywiście! Frajda życia!
 Po dwóch godzinach dotarłyśmy do celu, ale na moje nieszczęście, zaistniało opóźnienie spowodowane zakorkowanymi ulicami i miałyśmy co najmniej do zabicia godzinę czasu. Miejmy nadzieję, że tylko czasu…
- Wejdźmy tutaj – zaproponowałam, zatrzymując się przez niewielką kawiarnią. Wyglądała dość zachęcająco, a wolałam spędzić czas przy kubku kawy niż na zewnątrz, gdzie zaczął właśnie padać deszcz.
Hestia nie wydawała się być przekonana, ale zgodziła się i tak właśnie skończyłyśmy przy jednym stoliku, popijając gorące cappuccino. Żadna z nas się nie odzywała. Niestety do czasu.
- Czemu tak się uparłaś, Granger? Dlaczego właśnie Severus?
O Boże, chyba marzyła o tym żeby mieć sposobność i zadać mi to pytanie.
Nim odpowiedziałam, przyjrzałam się jej uważnie. Niewysoka blondynka o ładnych niebieskich oczach. Miała ładną, kobiecą twarz, pełne usta i prosty nos. Kilka drobnych blizn widniało na jej policzku, ale tylko dodawało jej to uroku.
Pytanie powinno brzmieć raczej dlaczego to ona uparła się tak bardzo na niego.
- Nie wiem. – Odpowiedziałam szczerze. Nie miałam nic do ukrycia, a skoro i tak chciała walczyć o niego… - Nienawidziłam go. Bardzo długo i bardzo dużo się tego we mnie nagromadziło. Ale przez ostanie miesiące stał mi się bardzo bliski. Rozumie mnie jak nikt inny i wydaje mi się, że wzajemnie sobie pomagamy.
Upiłam łyk kawy żeby nie musieć patrzeć jej w oczy. No dobra, może i jej nie lubiłam, ale jednocześnie nie chciałam być też powodem dla którego ktoś tracił swoje szczęście. Natomiast to, że znalazła je tam gdzie ja, a ja byłam pierwsza to już nie mój problem.
- Któregoś dnia ta wojna się skończy. I co wtedy zrobisz? – Pierwszy raz brzmiała tak neutralnie, jakby męczyła ją już ta sytuacja. – Wrócisz do Hogwartu? Zostaniesz z Weasley’ami? Sama nie wiesz, prawda?
- Nie wiem. Ale to nie znaczy, że moje przyszłe wybory mają decydować o tym co tu i teraz. Ja nawet nie wiem czy przeżyję do jutra, dlaczego więc mam rezygnować z czegokolwiek?
- A dlaczego ja mam rezygnować? Czekałam bardzo długo na dzień, w którym Severus będzie gotowy na związek, a ty wcisnęłaś się między nas bardzo zgrabnie. Nie po to latami pracowałam na jego zaufanie. Poza tym, już raz przyszedł do mnie. Zrobi to znowu.
Odstawiłam gwałtownie kubek, starając się utrzymać swoje emocje na wodzy. Nie potrzebowałam teraz wybuchu magii, który niepotrzebnie zwróciłby na nas uwagę.
- Jak to mówią: dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki Hestia. Poza tym, ja nigdzie się nie wciskałam. Zaufaj mi, że wcale tego nie chciałam. Ale stało się i nie zamierzam przepraszać za to, że jestem szczęśliwa. Niech to w końcu do ciebie dotrze. Czemu się tak na niego uwzięłaś, co? Ty też jesteś młoda, ładna, mądra. Co takiego ma Snape, że zrobisz wszystko byleby go dostać?
Zamrugała zdziwiona i spuściła wzrok. Tak, to było pytanie, które powinna dawno temu usłyszeć. Czyżby sama nie znała na nie odpowiedzi?
- Był czas kiedy zostałam sama tak samo jak ty. Pomógł mi przywrócić ład w moim życiu i zwrócił mi kogoś. – Westchnęła przeciągle i spojrzała na mnie smutno. Poczułam lekkie ukłucie i szybko zepchnęłam to uczucie na bok, nim pojawiło się współczucie. – Potrzebowałam go i był przy mnie, tak samo jak ja przy nim. Byłam wtedy w twoim wieku, a on te kilka lat starszy… Od początku wiedziałam, że złamie mi serce, a jednak pozwoliłam sobie go pokochać. – Uśmiechnęła się lekko i zaczesała włosy za ucho. Ja za to chwyciłam za kubek i nie zważając na to czy się poparzę czy nie, wypiłam spory haust. – Mówią, że pierwsza miłość nie rdzewieje. Jego nie żyje więc jest miejsce na nową. Chcę być przy nim Hermiono, tak jak on był przy mnie. Dlatego poczekam. Mogę czekać jeszcze długo, a zaufaj mi – przyjdzie taki dzień, że on zrozumie i wróci do mnie.
Dosłownie żuchwa mi odpadła i zderzyła się z podłogą. Nie wiem co dziwiło mnie bardziej – jej wiara w uczuciowość Snape’a, czy jej sielankowe marzenia. Pomyślałby kto, że doświadczony auror, kobieta, która przeżyła tak wiele, patrzy na świat przez różowe okulary? Słuchając jej miałam wrażenie, że mówi o kimś zupełnie innym. A może poznała Severusa z innej strony? Może mnie nie było dane zobaczyć go takim?
Z drugiej strony nie raz doświadczyłam jego opiekuńczości, jego troski… Potrafił być naprawdę ideałem mężczyzny, choć działo się to przez ułamki sekund. Czasami nim zdążyłam mrugnąć okiem, zamieniał się z powrotem w tego przeraźliwego dupka.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie wiedziałam czy powinnam niszczyć jej marzenia (o ile w ogóle byłam w stanie), czy uświadomić, że nie oddam go bez walki. Wyglądało na to, że ona też się łatwo nie podda i faktycznie – wykorzysta każdą okazję.
- Powinnyśmy iść. Zaraz przyjedzie nasz autobus. – Powiedziałam w końcu i wstałam od stolika.
Rzuciłam na ladę mugolskie pieniądze i wyszłam pospiesznie, nie oglądając się za sobą.
Jeśli chciała namieszać mi w głowie to trzeba jej przyznać - udało się.

Podczas jazdy żadna z nas nie odezwała się więcej. Jeśli o mnie chodzi, to nawet lepiej, że milczałyśmy. Chciałam się skupić na swoim zadaniu, a nie zawracać głowę myślami o naszym radosnym trójkącie. Faktem było to, że Grindelwald nie da się podejść tak łatwo. Nie mogłam już zagrać zagubionej czarownicy, bo tę wersję już widział. Nie miałam też nic do zaoferowania. Nie zamierzałam znowu kłamać i składać marnych obietnic bez pokrycia. Myślę, że on tez się nauczył już, aby mi nie ufać. No i tak wróciliśmy do punktu wyjścia. Jak przekonać Grindelwadla żeby pomógł mi odnaleźć horkruksa i nie zginąć przy tym?
No cóż, wygląda na to, że czekała mnie wielka improwizacja.
Po godzinie przeciskania się między zakorkowanymi ulicami, dotarłyśmy na miejsce. Na naszą prośbę kierowca wysadził nas na początku ulicy, skąd spokojnie mogłyśmy obserwować dom Grindelwalda.
Odczekałyśmy jeszcze chwilę aż w końcu Eliksir Wielosokowy przestał działać i znowu byłam sobą.
- Masz pomysł jak się do niego dostać? – Zapytała Hestia, odzywając się pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Chyba po prostu trzeba zapukać. – Odparłam po chwili zrezygnowana.
Nic lepszego nie przyszło mi do głowy.
- Czekaj! – Zawołała, ale byłam już w połowie drogi.
Nie było sensu go atakować czy zaskakiwać. Zakon uważał, że na pewno zabezpieczy się przed nami i pierwsze co zrobi to zaatakuje. Ja miałam nieco odmienne zdanie.
Gellert należał to ludzi, którzy nie przyjmowali porażki. A przegrał ze mną i ze Snapem, zatem będzie chciał odbić piłeczkę. Do tego potrzebował wygranej, a nie podstępu.
Dlatego wbrew wszystkim naszym zasadom bezpieczeństwa, wspięłam się po schodkach i zapukałam do drzwi.
Hestia dopadła mnie za późno i całkiem pozieleniała.
- Ty kretynko, co ty sobie…
Urwała, gdy drzwi otworzyły się i przywitał nas starszy mężczyzna. Uśmiechnął się promiennie na mój widok i rozłożył ręce.
- Ach, wiedziałem, że do mnie wrócisz mój ptaszku – powiedział radośnie, po czym przeniósł wzrok na Jones. – Nowa opiekunka?
Miałam ochotę przybić mu piątkę, ale zamiast tego wzruszyłam ramionami i wykrzywiłam usta w nikłym uśmiechu.
- Z ostatnim nie poradziłeś sobie za dobrze więc trochę słabszy kaliber. – Rzuciłam, na co on zaśmiał się.
- No moja droga, przyznam, że masz tupet. Zjawiasz się tutaj po tym wszystkim… - Westchnął i wyciągnął różdżkę, która zapewne była nowa. – Nie boisz się?
- A powinnam?
Tak naprawdę serce waliło mi jak oszalałe, a ręka wędrowała w pobliżu kieszeni, gdzie czaiła się moja różdżka. Hestia nie była tak ufna i już dawno wyciągnęła swoją.
- Przy mnie? Ależ skąd. Nadal uważam, że bylibyśmy wspaniałymi partnerami. – Zmierzył mnie wzrokiem i przybrał neutralny wyraz. – Powiedz mi, co cię sprowadza w moje skromne progi?
- Potrzebuję twojej pomocy.
Nie było sensu kłamać.
Oczy Gellerta rozbłysły jakby właśnie ktoś przyniósł mu kawałek tak długo wyczekiwanego tortu.
- Zatem zapraszam – skłonił się lekko i zrobił gest ręką.
Spojrzałyśmy po sobie z Hestią i chociaż widziałam, że się waha, weszła za mną prosto w paszczę lwa.
Zachowując wszystkie zasady dobrego wychowania, Grindelwald zaprowadził nas do salonu, gdzie poczęstował herbatą i talerzem ciasteczek korzennych. Nauczona doświadczeniem, nawet nie tknęłam tego co nam przyniósł. Hestia nie odrywała podejrzliwego spojrzenia od czarnoksiężnika i muszę jej przyznać, że świetnie spisywała się w roli ochroniarza. Może i nie wyglądała na groźną, ale lekceważenie jej mogło źle się skończyć.
- Cóż mogę zrobić dla tak uroczych, dwóch pań? – Zapytał, siadając w fotelu naprzeciwko.
Pochyliłam się nad stołem i wyciągnęłam w jego stronę kielich. Ten sam puchar, który mu ukradłam, po tym jak on oszukał mnie i go zabrał z sierocińca.
Zwęził niebezpiecznie oczy i oderwał wzrok od przedmiotu, przenosząc go na mnie.
- Potrzebuję pomocy w namierzeniu kolejnego horkruksa.
Uniósł brwi i złączył dłonie na kolanach.
- I dlaczego uważasz, że to zrobię dla ciebie? – Wciąż był opanowany, jednak w jego głosie zabrzmiała nutka czegoś, co kazało mi drążyć ten temat.
- Ponieważ ty też chcesz powstrzymać Voldemort’a i wierzysz, że zajmiesz jego miejsce.
Grindelwald roześmiał się i pogroził mi palcem.
- Ach, brakowało mi twojego pazurka. – Powiedział, starając się zapanować nad swoim rechotem. Przewróciłam oczami i schowałam kielich do torebki. – Już ci mówiłem, że są dużo skuteczniejsze sposoby żeby go pokonać, ale ty to odrzuciłaś. Taką potęgę, taką moc…
No i się zaczyna.
Westchnęłam przeciągle i zrobiłam znudzoną minę.
- Posłuchaj, nie obchodzi mnie żadna moc, żadna potęga i to jak niesamowicie mogę kopać tyłki komu zechcę. Obchodzi mnie to jak znaleźć kolejnego horkruksa i pomóc Harremu wypełnić jego przeznaczenie. – I przy okazji swoje… - Zatem jeśli zamierzasz ponownie wciskać mi ten chłam, to dziękuję za herbatę i wychodzę.
Podniosłam się z kanapy. Wydawało mi się, że usłyszałam zgrzytanie zębami, ale Hestia poszła w moje ślady i obie skierowałyśmy się do drzwi.
- Zgoda. – Usłyszałyśmy, gdy byłyśmy już przy drzwiach. – Ale mam swoje warunki.
Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam w stronę czarnoksiężnika.
- Teraz możemy rozmawiać.
*
Mówi się, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Co innego w przypadku, gdy ten koń to jeden z największych czarnoksiężników, podstępny i chciwy człowiek. Tak, wtedy wręcz wskazany jest bliższy przegląd dentystyczny.
- Jesteś pewna, że możemy mu zaufać? – Szepnęła Hestia, pochylając się nade mną.
Zirytowana oderwałam (kolejny raz) wzrok od księgi zaklęć i spojrzałam na nią.
- Nie, ale co to zmienia? Nie mamy innej opcji, chyba że wpadłaś właśnie na jakiś genialny plan.
Zacisnęła wargi i urażona odwróciła się do okna, ignorując moją dalszą obecność u jej boku. Trzeba jej przyznać – można na nią liczyć. Jeśli chodziło o sprawy Zakonu? Na sto procent. Jeśli chodziło o osobiste urazy? Boże, miej nas wszystkich w opiece!
Grindelwald bardzo szybko poszedł na współpracę. Właściwie wyglądał tak, jakby tylko czekał na moje przybycie. Żadnych przytyków, żadnych gróźb, żadnej nienawiści… Nie żebym go dobrze znała, ale nie wyglądał na człowieka bezinteresownego, o dobrym sercu. Ale kim byłam żeby go oceniać, co?
Nie wystawił żadnych żądań. Stwierdził, że spłaca dług zaciągnięty kiedyś u Dumbledore, a któregoś dnia to on przyjdzie poprosić o pomoc. Nie omieszkałam wspomnieć tego jak wyglądały jego ostatnie „prośby” o spłatę długu. Tym razem byłam jednak mądrzejsza i na pewno nie było szans żeby dać mu się tak podejść.
Już sobie tak nie wlewaj. Pożyjemy, zobaczymy.
Czasami wewnętrzny dialog, który toczył się w mojej głowie nieprzerwanie, doprowadzał mnie do szaleństwa. Bo niby jakim cudem sama potrafiłam siebie tak krytykować, a jeszcze do tego się kłócić?
Paranoja.
Ale wracając do tematu… No właśnie, Gellert wyruszył w poszukiwaniu składników do eliksiru. Przyznaję - dobrze byłoby mieć go za sojusznika. Nawet bardzo dobrze, ale nie byłam aż tak naiwna.
Doskonale pamiętałam już co robić, więc odłożyłam książkę i usiadłam na blacie stołu, wyglądając przez okno. Zerknęłam ukradkiem na długie, jasne włosy Hestii, związane w kucyk i ścisnęła mnie lekka zazdrość. Odruchowo dotknęłam swoich krótkich, nie sięgających nawet ramion, brązowych. Nigdy nie były jakoś szczególnie piękne. Zwykle wyglądały jak totalne gniazdo i dopiero, gdy je obcięłam nieco się uspokoiły. Ale nie wyglądały tak… ładnie. Gdy patrzyło się na jej włosy, chciało się ich dotknąć. Były puszyste, lśniące i zasługiwały na chwilę uwagi.
No dobra, może nie czułam się komfortowo jako seksowna, słodka blondynka, ale trzeba przyznać Hestii, że była naprawdę ładna. Trzydziestoletnia, dojrzała, piękna kobieta. I ja. A Snape wciąż wolał mnie. Może jednak nie chodziło o coś poważnego? Może faktycznie byłam dla niego zabawką, odskocznią w chwilach rozpaczy? Nigdy nie powiedział, że mnie kocha, że chce być ze mną, bo tak… Powtarzał wciąż, że mu na mnie zależy, że chce się mną opiekować, ale przecież mi wcale nie o to chodziło. Miał nawet problem z traktowaniem mnie na równi z sobą. Gotów był poświęcić za mnie swoje życie, ale prawdę mówiąc - za kogo nie był?
- Dlaczego nie pozwoliłaś mu iść? Czemu ty się zgłosiłaś? Nienawidzisz mnie przecież. – Te pytania wypłynęły z moich ust nim zdążyłam ugryźć się w język. Ale może to i dobrze? Może to ja powinnam odpuścić i podświadomie sprawdzam jej przywiązanie i uczucie, jakim darzy Snape’a?
Hestia obróciła głowę w moją stronę i wzruszyła lekko ramionami.
- Bo mi na nim zależy. Wiem, że tobie też i dlatego sama nie pozwoliłaś mu tu przyjść. – Cień uśmiechu przemknął przez jej twarz. – Nie podważam twoich nastoletnich miłostek, po prostu staram się uchronić ciebie przed cierpieniem, a jego przed wyrzutami sumienia. Tak będzie Hermiona, zobaczysz. – Westchnęła, odwracając głowę, a ja przełknęłam nerwowo ślinę. – Severus jest typem „tu i teraz”. Nie liczy się dla niego jutro, bo może go nie być. Jest gotów poświęcić się za każdego, chociaż prędzej by się udławił niż powiedział to na głos. A ja chcę mu pokazać, że jest tak samo ważny jak wszyscy. – Umilkła na chwilę, w której słychać było tylko moje dudniące serce, po czym stanęła twarzą do mnie. – Chociaż starasz się za wszelką cenę zniszczyć to co wypracowałam, wcale cię nie nienawidzę. Jesteś jeszcze zagubionym dzieckiem, a ja członkinią Zakonu Feniksa. To moje zadanie, a ja wkładam w swoje obowiązki całą siebie. Gdybym miała umrzeć, chroniąc cię… Nie zawahałabym się. Ale jeśli mogę wybrać między ochroną ciebie, a Severusa… Cóż – wybiorę jego. Wiem, że on byłby lepszą opiekunką dla ciebie, ale jeśli mam być szczera, to wolę abyśmy zginęły obie, niż pozwolić mu poświęcić się na darmo.
Jej słowa rozbrzmiewały w mojej głowie, odbijając się od jednego ucha do drugiego. Nie mogłam się zdecydować, które zdanie wprowadziło mnie w taki stan, ale chyba każde.
Po pierwsze przeraziła mnie świadomość, że ona wcale nie jest zła. To znaczy jest, ale nie dla mężczyzny, którego kochałam. Naprawdę chciała dla niego dobrze i chociaż jej obecność działała mi na nerwy, cieszyłam się, że w momencie, w którym mnie zabraknie, on nie zostanie całkiem sam.
Po drugie strasznie wkurwiał mnie fakt, że Hestia uważała się za Bóg wie kogo. W kółko powtarzała, że jestem dzieckiem, chociaż dobrze wiedziała jak daleka jestem od tego stanu. Może żyłam krócej, może przeżyłam o wiele mniej… Ale jednak – nie miała prawa. Nie miała też prawa sądzić, że zależy jej bardziej na Severusie niż mnie.
Po trzecie… Wkurzała mnie. Po prostu. Swoją pewnością siebie, swoim poczuciem wyższości, swoimi durnymi przekonaniami.
Zeskoczyłam ze stołu i podeszłam do niej. Chociaż górowała nade mną wysokością, to w tej chwili poczułam tak ogromny przypływ siły, że patrzyłam na nią z czubkiem głowy wysoko zadartym.
- Nie masz prawa mówić mi co czuję i o co walczę. Nie próbuję zniszczyć niczego na co pracowałaś. Snape wybrał mnie i wiesz co? W dupie mam to co sobie o tym myślisz. Przestań biegać wokół i użalać się nad sobą, bo nikogo to nie obchodzi. Przez chwilę myślałam, że może nie jesteś taka zepsuta, a jednak. Cieszę się, że chcesz go chronić… Nie przerywaj mi, teraz ja mówię. Cieszę się, że chcesz go chronić, ale pozwolę ci na to dopiero po moim trupie. Może to będzie niedługo, ale jednak – musisz poczekać. – Zrobiłam krótką pauzę i zmierzyłam ją z iście nietoparzastym uśmieszkiem. – Poza tym ja też go chronię i uwierz mi – robię to równie dobrze. Jeśli będzie chciał odejść to śmiało. Ale ja go ze swojego życia nie wyrzucę. Więc zajmij się swoją pracą. I jeśli sądzisz, że zawaham się między wyborem swojego życia a twojego… To jesteś w ogromnym błędzie.
Jones przyglądała mi się z morderczymi zamiarami i już otwierała usta, ale w tej samej chwili ktoś wszedł do kuchni.
Obróciłam gwałtownie głowę, obrzucając Grindelwalda wściekłym spojrzeniem.
- Cholera, a robiło się tak ciekawie. Mogłem zaczekać… - Westchnął, odkładając torbę na stół i klasnął w dłonie. – Ale skoro już tu jestem, to może wystarczy tych dramatów i weźmiemy się do roboty?
- Wyjąłeś mi to z ust. – Rzuciłam oschle i zupełnie ignorując już obecność blondynki, podeszłam do niego.
- Gotowa?
Prychnęłam i strzeliłam palcami.
- Jak nigdy wcześniej.
*
Kolejną minutę siedziałam w fotelu, wpatrując się z niedowierzaniem w skrawek pergaminu. Wyglądał tak niewinne, spoczywając delikatnie w mojej dłoni. I pomyśleć, że krył taką tajemnicę… Tak przerażająco oczywistą prawdę, o której nikt nawet nie pomyślał.
Westchnęłam po raz piąty i spojrzałam na Grindelwalda i Jones. Ta łypała na niego groźnie spode łba, chociaż widziałam, że i nią wstrząsnęła ta informacja. On natomiast wyglądał jakby wygrał na loterii i jego uśmiechom nie było końca.
Komentarze o „głupcu Albusie” na szczęście już mu się znudziły i nie musiałam dłużej słuchać tego kłapania paszczą, które ogromnie mnie irytowało.
- Czas na nas, Granger. – Powiedziała Hestia, przerywając błogą ciszę.
Już dawno powinnyśmy były wracać, ale wciąż nie mogłam uwierzyć w informację, którą trzymałam przed sobą w dłoni.
- Tak… Chyba tak. – Mruknęłam, podnosząc się z fotela. – Dzięki za pomoc. – Rzuciłam w powietrze, dobrze wiedząc jak ego rozsadza Gellerta od środka.
- Nie ma za co moja droga. Moje drzwi są dla ciebie i twojej potęgi zawsze otwarte.
Spojrzałam na niego przez ramię i prychnęłam.
- To lepiej je zamknij, bo jeszcze zaprosisz wilka w owczej skórze.
Roześmiał się tylko głośno, chociaż wywołało to we mnie dreszcz.
Łatwo było zapomnieć, patrząc na niego, z kim ma się do czynienia. Ale ja pamiętałam i nie musiałam się nawet upominać.
Hestia pierwsza wyszła na zewnątrz i rozejrzała się, wyciągając różdżkę przed siebie. Po naszej ostatniej rozmowie nie było śladu, ale byłam pewna, że teraz na bank jej nie zaufam.
Przeszłyśmy na ulicę i ruszyłyśmy do zaułku by się deportować niespostrzeżenie.
Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie i zdążyłam wyciągnąć różdżkę na sekundę przed tym, jak klątwa ugodziła Hestię w bok.
- Zjeżdżaj stąd! – Ryknęła, krzywiąc się z bólu.
Ta jasne, już się ulatniam.
- Chodź – warknęłam, łapiąc ją pod ramię. – Skąd to… - Nim dokończyłam i ja padłam na ziemię, jęcząc.
- Granger! Podnoś tyłek!
Musiałam zebrać resztki sił, chociaż tępy ból skutecznie wyłączał wszelkie procesy myślowe.
Łapczywie łykałam powietrze, podnosząc się do pozycji stojącej.
Podnieś różdżkę.
Idź przed siebie.
Broń się.
Deportuj się.
Wróć do Kwatery.
Zacisnęłam palce wokół różdżki i dogoniłam Hestię.
- Deportujmy się, już! – Zawołała i chwyciła moją dłoń.
W naszą stronę śmignęło kilka zaklęć jednocześnie. Totalnie zdezorientowane odbijałyśmy je, starając się odszukać ich źródło. Nasi oprawcy skutecznie się maskowali. Nie widziałam nic poza ciemnością i rozbłyskami magii.
Nie mogłyśmy się deportować. Gdyby coś nas ugodziło nim byśmy zniknęły, wciąż działało by tak samo.
Więc stałyśmy dociśnięte do siebie plecami, odbijając klątwy niewidocznych wrogów. Obie traciłyśmy siły, a czarna magia rozprzestrzeniała się w nas coraz bardziej.
Cholera. Zrób coś!
- Avada kedavra! – wyrzuciłam na oślep, ze łzami w oczach.
Nie było łatwo walczyć, gdy ból rozsadzał cię od środka.
- Osłonię cię, uciekaj! – Wycharczała Hestia, dysząc ciężko.
Mogłam się deportować. Mogłam wrócić bezpiecznie do Zakonu. Ale do cholery – nie mogłam przecież pozwolić jej się poświęcić! Jeszcze tego mi brakowało, żeby okrzyknąć ją bohaterem!
- Nie. Zrobimy to razem. – Złapałam ją za dłoń i zerknęłam w oczy. – Na trzy Jones.
Raz…
Kolejne odbite zaklęcie.
Dwa…
Śmierciożerca padł na ziemię kilka kroków od nas, a zza jego pleców wyłoniło się jeszcze czterech.
Trzy…
Ostatni raz uniosłyśmy różdżki i zacisnęłam oczy, błagając Merlina o pomoc.
Ssanie w brzuchu wciągnęło mnie całą w otchłań. Otworzyłam powieki, niepewna czy żyję i odetchnęłam na widok znajomej latarni.
- Granger? – Podniosłam się do pozycji siedzącej i zerknęłam z uśmiechem na Hestię.
- Żyję. A ty?
- Też. – Jęknęła, gdy próbowała wstać. – Jesteś straszną idiotką. Ale dziękuję, że mnie nie zostawiłaś.
Zdziwiła mnie neutralność w jej głosie i jedyne co zrobiłam to skinęłam głową z wyrazem uznania.
A potem zemdlałam.

9 komentarzy:

  1. Przecudne! A pomyśleć że jak zapomniałam wyciszyć telefon w szkole to nie byłam jakoś szczególnie zadowolona z wiadomości w środku lekcji. Hermiona w końcu wszystko ładnie wygarnęła Hesti, jestem tylko ciekawa czy śmierciożercy sami je znaleźli czy ktoś na nie podkablował. No cóż, więcej nie napiszę bo muszę siadać do lekcji. A więc życzę więcej czasu wolnego i tyyyle weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajajaj, dobrze, że Ci go nikt nie zabrał! xD
      Dziękuję Ci bardzo i powodzenia w lekcjach. <3

      Usuń
  2. Miałam zamiar dzisiaj dłużej pospać, ale nie dało się. Obowiązki. W rezultacie pobudka o 6. Ale mimo raczej przygnębiającego początku dnia, mam świetny humor. Nowy rozdział był lepszy niż duże śniadanie i kubek kawy (a ja wielbię bałwochwalczo kawę!).

    Przeczytałam jednym tchem i bardzo chcę skomentować, ale, uwierz lub nie, nie wiem, co mam napisać. Jeżeli powiem, że mi się podobało, to będzie mało. Jestem zupełnie oczarowana ideą rozdziału, jego klimatem, tematyką...

    Hermiona i Hestia razem. Mieszanka wybuchowa. Aż dziw bierze, że się za kudły nie wzięły! Ale nie przypuszczałam, że Blondi będzie tak romantyczna („wiedziałam, że złamie mi serce, a jednak pozwoliłam sobie go pokochać”), wow! A Hermiona? Związek z Severusem jest dla niej trudny. I może właśnie dlatego, że jest prawie zakazany, będzie o niego walczyć. Do końca, jak lwica.

    No i Snape… Fragmenty z Severusem są jak smaczki, zawsze czytam je z wielkim rozmarzonym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Właściwie wciąż szczerzę się jak głupia do monitora. Całe szczęście, że jestem sama w domu xD. No więc Sev… Cudowny, wredny, sarkastyczny, nieobliczalny, idealny, ...umarłam. Taki jest mój Snape! Nic dodać, nic ująć.

    Jednym słowem - gratulacje!
    I dziękuję, że mogłam przeczytać.
    I czekam na kolejne perełki.

    ILoveSnowCake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siedzę w pracy i czytam Twój komentarz, to od razu jakoś się weselej robi człowiekowi! xD
      Dziękuję Ci bardzo za te wszystkie milusie słowa, działają naprawdę motywująco na mnie. :3

      Fakt, związek Hermiony i Sevcia z założenia nie może być łatwy. A co do Hestii... No z jakiegoś powodu KIEDYŚ Sevcio się na nią skusił, więc nie róbmy z niej już takiej pustogłowej. :D Chociaż też jej nie lubię *.*

      Dziękuję raz jeszcze i życzę cierpliwości. <3

      Usuń
  3. Jej! Następny rozdział! *-* Normalnie boskie! Kibicować będę Snape'owi i Hermionie i mam nadzieję ze Hestia nie będzie miała racji i Severus do niej nie wróci a coraz bardziej będzie czuł coś do Granger :3 Mimo ze Hestia wydaje się być naprawdę zakochana w Snape nie mogłabym się pogodzić z tym. W tym opowiadaniu strasznie mnie irytuje i wnerwia. Jestem przekonana żE chce odbić Hermionie Severusa i nie podoba mi sie to XD Będę się kłócić! :D Cieszę się ze mogłam przeczytać kolejny rozdział. Czekam na ciąg dalszy. Życzę weny. Pozdrawiam
    -Darietta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no cóż taka właśnie miała być rola Hestii. :d Też jej nie lubię jeśli mam być szczera, ale dobrze, że to chociaż raz Mioncia jest zazdrosna, a nie zawsze biedny Severus. :3
      Spokojnie, jeszcze trochę komplikacji przed nami. ;)
      Dziękuję i również pozdrawiam! <3

      Usuń
  4. Jak zwykle super, ale również jak zwykle rozdział skończył się zbyt szybko :)
    Szczerze mówiąc to myślałam że Hestia zacznie coś kombinować żeby pozbyć się Hermiony, a tu takie zaskoczenie! Już nie mogę się doczekać żeby zobaczyć co szykujesz w dalszych rozdziałach ;)
    Tradycyjnie uwielbiam fragmenty z Sevem, są po prostu mistrzowskie <3
    Pozdrawiam i czekam na kolejne arcydzieło w Twoim wykonaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam. :( Staram się żeby były długie, no ale co poradzisz... xD
      Ach, nie taki diabeł zły jak go malują. ;)
      No... Będzie wesoło (albo i nie...), obiecuję!
      Dziękuję i pozdrawiam gorąco. :3

      Usuń
  5. No, cóż. Dawno mnie tu nie było, a zdecydowanie stwierdzam, że we wszystkich komentarzach to najbardziej brakuje tutaj mojej osoby. Cóż... Codzienność i koszmarna rutyna jednak pochłonęła mnie tak bardzo, że ledwo znajduję czas, aby nadrobić rozdziały tutaj - na panaceum. Już sporo myślałam jak się ponownie zabrać do komentowania i wrócić do świata magii - wprost do blogosfery. Ostatnio wiele się dzieje, ogólnie jest nieciekawie. Jak to w każdą jesień dopadła mnie długa choroba i już od prawie trzech tygodni siedzę w domu mogąc ledwo wyjrzeć przez okno pomiędzy stosem zeszytów i książek z materiałem do nadrobienia. Dodatkowo trafiłam na babę z wiecznym okresem jako polonistkę, która ponownie czepia się tylko i wyłącznie mnie. A dlaczego? Bo jako jedyna nie robię, piszę ani nie myślę według instrukcji z podręcznika. No, ale cóż. Mam nadzieję, że chociaż u Ciebie jest w porządku i, że odnalazłaś się w rzeczywistości.

    Pozdrawiam,
    HaTer. (SzachMat)

    OdpowiedzUsuń