niedziela, 11 września 2016

Rozdział 26

Dzień dobry Kochani!
Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem. :3 Tak marudziliście, że przerywam im zawsze to macie tutaj trochę pikanterii! :D Mam nadzieję, że się Wam spodoba. :)
Kolejny rozdział postaram się dodać jakoś pewnie koło środy/czwartku. Powroty do domu z pracy po północy nie sprzyjają pisaniu. :c
No nic, zapraszam!

*************************************************************

Nigdy nie widziałam w nim mężczyzny. Zawsze wydawało mi się, że Severus Snape jest niezwykle inteligentnym, wyrachowanym, niezbyt cierpliwym nauczycielem. Nie przypuszczałam, że on też może mieć jakieś potrzeby, które sięgają nieco dalej, niż gnębienie uczniów. Od kiedy pamiętam, imponował mi swoją wiedzą, ale dostatecznie usuwał ze mnie zalążki sympatii, będąc sobą. Teraz? Byłam gotowa oddać wszystko za jego wredne komentarze i przekomarzanie się, kto jest lepszy. Oczywiście nie żebym miała powiedzieć to na głos, bo chyba obrósłby w piórka aż zanadto. Mogłam mu tylko pokazać, że traktuję go poważnie i to, co jest między nami, to nie tylko dziecięce zauroczenie.
Dlatego właśnie stałam w tej chwili, czerwieniąc się lekko, podczas gdy on oceniał mnie, jak zwierzę na wybiegu. Nie musiał mówić nic, bo głód w jego oczach wyrażał więcej niż tysiąc słów.
Nie pozostawałam mu winna. Czarna koszula leżała na podłodze tuż obok mojej bluzki, a ja (starając się nie ślinić) lustrowałam go od stóp do głowy. Dzisiaj nie byłam pijana i zabrakło mu wymówek, żeby mnie odsunąć. Nie musiałby użyć nawet siły, aby mnie odepchnąć, ale najwyraźniej pragnął mnie tak samo jak ja jego.
Nim się obejrzałam, złapał mnie za ramiona i pocałował głęboko. Nie chciałam już dłużej czekać, oj nie.
Namiętny pocałunek przerodził się w dziki i chaotyczny podczas, gdy próbowałam rozpiąć ten przeklęty pasek. Dłonie Snape’a błądziły po moich plecach i tym razem nie zawahał się tylko ściągnął mój sportowy stanik i dorzucił go do sterty ubrań.
Pierwszy raz stałam tak naga przed mężczyzną. I szczerze? To nie miałam z tym żadnego problemu. Albo jutro będę płonąć ze wstydu, albo stało mi się to już zupełnie obojętne.
Dawaj, Miona, dawaj!
Ten cichy doping w mojej głowie przypomniał mi, czym się zajmowałam, więc kiedy on zajął się badaniem mojego ciała, udało mi się wreszcie rozpiąć te cholerne spodnie.
Nie oczekiwałam, że nagle zjadą mu do kostek, jak to bywa w amerykańskich filmach, ale przyznam, że nieco ułatwiłoby to mi zadanie.
- Pomóc ci? – zapytał, uśmiechając się lubieżnie.
- Masz po prostu za gruby tyłek – mruknęłam w odpowiedzi i cofnęłam się, by zrobić mu trochę miejsca.
Odruchowo moje ramiona powędrowały w górę i jakoś tak niefortunnie starałam się zasłonić swoją nagość. A może by tak zgasić światło?
Uporał się ze spodniami znacznie szybciej, niż zapewne ja bym to zrobiła. Przełknęłam nerwowo ślinę, gdy mój wzrok przypadkiem zsunął się poniżej linii bioder.
Cholera jasna.
Był wyraźnie, a nawet bardzo wyraźnie pobudzony.
Snape natomiast zdawał się nie przejmować niczym, bo znowu podszedł do mnie, rozplątał supeł z moich kończyn i pokręcił głową.
- Kto by pomyślał, że panna Granger jest taka wstydliwa. – Zaśmiał się cicho i znowu pocałował.
No właśnie, kto by pomyślał, że będę chciała uciec, gdy tylko zostanę rozebrana?
Na całe szczęście (a może i nie…) pożądanie rosnące w podbrzuszu wygrało z chęcią ewakuacji. Objął mnie ciasno, a drugą dłoń wplótł w krótkie włosy tak, bym nie mogła się odsunąć.
Właściwie gdybym chciała uciec, to nie miałabym najmniejszych szans.
Przylgnęłam do niego ciałem, pozwalając sobie na odrobinę odwagi. Merlinie, gdzie ta niezwyciężona suka, którą podobno się stałam, co?
Jego rosnąca erekcja wbijała mi się w brzuch, ale muszę przyznać, że to właśnie pobudziło mnie bardziej niż jakiekolwiek pocałunki.
Wypuściłam powoli powietrze z płuc i dopiero zdałam sobie sprawę, jak ociężale oddycham. Zresztą nie tylko ja.
Snape przesunął usta na moją szyję. Jęknęłam cicho, ale nie przerywał. Kurczowo przytrzymywałam się jego ramion, gdy dłonie błądziły po moich pośladkach. Przesunął je do przodu i nim się zorientowałam, stałam ze spodniami do połowy kolan.
Odsunął głowę i uśmiechnął się, po czym pchnął mnie do tyłu i wylądowałam bezwładnie na łóżku. Miałam wrażenie, że wszystko spowiła mgła, ale to chyba działo się tylko w mojej głowie.
Ściągnął mi spodnie i tak właśnie leżałam na jego łóżku w samych majtkach. On też miał na sobie niewiele więcej.
Wpatrywałam się w jego rozluźnioną twarz. Wyglądał, jakby odmłodniał o kilka lat, a tak beztroskiego nigdy wcześniej go nie widziałam. Uśmiechał się łobuzersko jak nastolatek. Ściągnął mi skarpetki ze stóp z taką dozą seksapilu, jakby była to co najmniej gra wstępna.
Parsknęłam śmiechem, gdy skacząc na jednej nodze zaczął zdejmować własne, ale śmiech ugrzązł mi w gardle, kiedy klęknął nade mną.
Przyłożyłam dłonie do jego torsu i teraz on przestał się uśmiechać. Wlepił we mnie czarne oczy, a jego twarz była lekko napięta. Wahał się.
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak uznałam, że słowa są tu zbędne. Po prostu złapałam go za szyję i przyciągnęłam do swoich ust.
Nie potrzebował więcej zachęty. Nie pocałował mnie jednak. Nie, jego wargi zsunęły się na mój dekolt.
Zaciągnęłam się gwałtownie powietrzem, gdy zamknął w ustach sutek, a drugi zaczął pieścić palcami.
Zamknęłam oczy. Moje ciało żyło własnym życiem. Przez chwilę bałam się, że dostanę arytmii, bo serce waliło mi jak oszalałe. Ale, na Merlina, ogień, który płynął w moim wnętrzu był najsłodszą torturą świata.
Nie wiem, jak długo zajmował się piersiami, ale dla mnie to była wieczność. Wieczność, w której płonęłam, a napięcie w lędźwiach stawało się nie do zniesienia.
Ugryzł mnie nagle. Ten cholerny dupek ugryzł mnie, a ja krzyknęłam z rozkoszy. A może to nie byłam wcale ja? Zresztą czy to ważne?
Ssał i przygryzał mi sutki, jakby to była najpilniejsza rzecz, jaką musi zrobić w życiu. Myślałam, że nie zniosę już więcej, ale wtedy uwolnił jedną pierś z uścisku i przesunął dłoń na moje udo. Dobra, jednak mogłam znieść jeszcze trochę.
Zaczął gładzić moją nogę, ale zdecydowanie za daleko od miejsca, w którym chciałam go poczuć.
Podniósł głowę, więc otworzyłam oczy. Boże, zdecydowanie było to dla mnie za wiele, a gdy spojrzał na mnie przepełniony pożądaniem, nie mogłam już wytrzymać.
Z dziką fascynacją wpiłam się w jego usta, a moje ręce, jakby kierowane przez kogoś innego (dużo bardziej sprośnego!), zsunęły się na jego pośladki. Normalnie płonęłabym ze wstydu, ale teraz moja żądza górowała nad wszelkimi emocjami.
- Proszę… - jęknęłam, nie wiem, kiedy, gdzieś między szalonymi pocałunkami.
Zaśmiał się gardłowo i w końcu przesunął dłoń na mokrą bieliznę. Jęknęłam z rozkoszy, ściskając mocno jego pośladek.
W tym momencie obchodziło mnie jedynie to, co działo się tam na dole i pragnęłam poczuć go w końcu w sobie.
Snape jednak miał nieco inne zamiary. Chwycił mnie za biodra i przesunął dalej na łóżku, a sam zsunął się w dół. Nie wiedziałam, o co mu chodzi do momentu, w którym nie ściągnął resztek mojej bielizny i nie zaczął całował wewnętrznej strony ud.
Ja pierdolę.
- Eeee, Snape…? – sapnęłam, zachrypniętym głosem.
Momentalnie podniósł głowę i chociaż widziałam, że nie jest w stanie się powstrzymać już dłużej, odsunął się odrobinę.
- Wszystko w porządku? – zapytał w napięciu.
No jak miałam mu wytłumaczyć to, że jakoś mnie krępuje myśl o jego ustach w TAMTYM miejscu i chyba nie powinniśmy tego robić?
- Ja no… eee, jesteś pewny?
A o to i kwiat inteligencji Hogwartu, przyszła wybawczyni i ta, która ma pokonać Voldemorta!
Snape zamrugał i z rozbawieniem pokręcił głową. Bez słowa powrócił do przerwanej czynności, a ja przegrana opadłam na poduszki. No dobra, przegrana tylko chwilę.
Przejechał gorącym językiem po mojej kobiecości. Zupełnie nie spodziewałam się ognia, który poczułam i krzyknęłam, zaciskając dłonie na pościeli.
Na Merlina, chciałam więcej!
Jakby słysząc moje myśli, powtórzył to raz, a potem kolejny i kiedy myślałam, że tym razem naprawdę nie jestem w stanie znieść więcej, wsunął we mnie palec.
Rozsunęłam nogi, wyginając plecy w łuk. Otworzyłam oczy, by spojrzeć na niego i to było chyba i dla niego zbyt wiele.
Warknął coś, ściągając z siebie bokserki i nakrył moje ciało własnym.
Czułam jego męskość, która delikatnie wbijała się do mojego wnętrza, ale czekał. Wpatrywał się we mnie, czekając na przyzwolenie.
Boże, miałam ochotę płakać. Naprawdę. Nie dość, że doprowadził mnie i siebie do stanu takiego podniecenia, to teraz mimo wszystko dawał mi szansę, żeby się wycofać.
No dobra, trochę mnie to przerażało, ale cholera jasna, kim bym była, gdybym uciekła? Poza tym naprawdę tego chciałam. Pragnęłam mu podarować ten kawałek siebie.
- Na co czekasz? – żachnęłam się, zachowując wizerunek twardej Granger.
Nie pocałował mnie. Podniósł się jedynie na rękach i pchnął biodra, patrząc mi przy tym w oczy.
Chyba nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś tak niesamowicie intymnego jak ta chwila.
Pchnął znowu, ale tym razem poczułam lekki ból. Skrzywiłam się, a Snape pochylił się tylko i zaczął składać krótkie pocałunki na wypełnionej grymasem twarzy. Gładził delikatnie moje włosy, gdy kolejny raz wsuwał się we mnie.
Nie spodziewałam się tego bólu, ale nie trwał długo. W końcu pojawiła się wyczekiwana przyjemność i muszę przyznać, że to było uczucie, którego nie zapomnę do końca życia.
- W porządku? – sapnął, dysząc z podniecenia.
Kiwnęłam tylko głową, a on znowu podniósł się na rękach i zaczął szybciej poruszać biodrami.
Nie mogłam uwierzyć, że ta istota chwytająca łapczywie powietrze to nadal ja. Nie wiem, czy jęczałam, czy krzyczałam, ale przyjemność rozsadzała mnie od środka. Snape zamknął oczy i przyspieszył. W końcu mógł przestać się kontrolować. Odrzuciłam głowę w tył. Budujące się napięcie w moim podbrzuszu stawało się coraz wyraźniejsze. Chciałam więcej i jeszcze więcej.
Opadł ustami na moje piersi i zaczął ssać. Drugą dłoń wplótł w moje włosy i szarpnął lekko. Zaskoczyło mnie, jak wiele naraz rejestruje mój mózg, ale wiedziałam, że nie potrwa to długo. Przyjemność, ogień i rozkosz wybuchły w moim wnętrzu.
Wbiłam paznokcie głęboko w jego skórę, napinając się od upragnionego orgazmu. W tym samym momencie Snape jęknął głośno i pchnął mocno, po czym opadł na mnie, dysząc ciężko.
Gwiazdy wirowały mi przed oczami i bałam się je otworzyć. Nie miałam pojęcia, gdzie zaczynam się ja, a gdzie kończy Snape, ale niewiele mnie to obchodziło.
Oddychał coraz spokojniej, gdy ja leżałam bezwładnie, zastanawiając się, czy poruszę jeszcze którąkolwiek z nóg.
Nagle zrobiło się dziwnie lekko na moim ciele i dopiero, gdy poczułam ciepłe wargi na swoich, zrozumiałam, że to Snape zszedł ze mnie i leży obok.
- Zamierasz teraz zapalić papierosa? – To były chyba najgłupsze słowa, jakie przyszły mi do głowy, ale zaśmiał się gardłowo i objął mnie ramieniem.
- Nie, zamierzam raz jeszcze doprowadzić cię do takiego stanu. A potem jeszcze raz.
Oho!
Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na niego zaniepokojona. No dobra, nie wyglądał jakby żartował.
*
Powiedzieć, że ta noc była wręcz niesamowita, byłoby ogromnym niedopowiedzeniem z mojej strony. Właściwie to nie wiem, do czego mogłabym porównać doświadczenie tak niesamowite jak to, które podarował mi Snape. Nie wiem, czy pierwsza wizyta w hogwarckiej bibliotece sprawiła mi tyle radości i satysfakcji, co mój pierwszy raz z mężczyzną, który ukradł mi właśnie całą kołdrę.
Moje oczy były na wysokości jego łopatek, ale nie musiałam patrzeć na niego, żeby wiedzieć jak daleko zaszły te relacje. Nie miejcie mnie za jakąś słodką dziewuszkę, która przespała się ze starszym facetem i teraz zechce zostać jego żoną i matką piątki dzieci. Oczywiście nigdy w życiu nie odważyłabym się przyznać przed nim, jak wiele znaczyły dla mnie te chwile. Wersja dla Snape’a? Było w porządku. Co by sobie nie pomyślał zbyt wiele. Zresztą, nie chciałam być jedną z tych kobiet zależnych od mężczyzny ani taką, która spłonie pod lubieżnym spojrzeniem swojego kochanka. Było super, ale teraz wróćmy do rzeczywistości.
Wersja w mojej głowie?
O BOŻE, ZROBIŁAM TO!
Mniej więcej tak właśnie to wyglądało. Nie wiem, co nas łączyło – nie była to miłość. Myślę, że daleko nam do czegoś tak głębokiego, ale zauroczenie? Zadłużenie? Oddanie? Współpraca? Przyjaźń? Tak, to są słowa, które opisywały ten stan najlepiej.
Nie mniej jednak, nie potrafiłam się oprzeć składaniu pocałunków na jego bladych plecach, pokrytych niezliczoną ilością blizn. Wyglądały jak plątanina nici i nie sądzę, bym była w stanie poznać historię każdej z nich. Coś mi jednak podpowiadało, że nie wzięły się one od nadgorliwego głaskania przez matkę.
Tak poza tym to bałam się ruszyć w którąkolwiek stronę, bo niezwykle długo zajęło mi poskładanie swojego ciała do stanu wyjściowego.
- Muszę wyjechać – powiedział nagle, wyrywając mnie z letargu.
Byłam przekonana, że śpi, ale cóż – to był Snape – pan nieprzewidywalny.
- Dokąd? – zapytałam, ukrywając swoje zaskoczenie.
Przekręcił się na plecy i zamrugał.
Ach, wyglądał olśniewająco. Czarne włosy luzem rozrzucone na poduszce, tworzyły piękną aureolę nad surową twarzą. Wciąż miał zaspany wzrok, ale jego wargi były wyjątkowo żywe i czerwone.
Oblałam się rumieńcem na wspomnienie tego, co robiły jeszcze kilka godzin temu.
Musiał to zauważyć, bo uśmiechnął się złośliwie i zarzucił część kołdry na moje nagie ciało.
No właśnie – NAGIE!
- Do Dimitra. Wczoraj Dumbledore przekazał mi wiadomość od niego. Ma… kłopoty i muszę mu pomóc. – Westchnął przeciągle i zmrużył oczy.
Kiedy je otworzył, płonęły. Przełknęłam nerwowo ślinę, jednocześnie czując rosnące podniecenie. Podparł się na łokciu, a jego dłoń wylądowała na moim biodrze. Zaczął delikatnie przesuwać po nim swoimi długimi palcami, a ja nie mogłam zebrać myśli w jedną konkretną.
Weź się w garść, no już, idiotko!
- Kiedy musisz jechać? – wydukałam w końcu. Merlinie, naprawdę muszę popracować nad swoją rozwiązłością!
- Jeszcze dzisiaj. Prosił, bym zjawił się jak najszybciej. Chodzi o jego syna.
- To on ma syna?
Snape uniósł brew, ale przytaknął.
-  Vladimir. Nie mam pojęcia, ile może mieć teraz lat, ale jest chyba niewiele starszy od ciebie. Nie wiem jeszcze, o co chodzi, ale ten dzieciak jest źródłem wszelkich problemów. – Skrzywił się i zaczesał włosy za ucho. – Zdaje się więc, że będziesz musiała poradzić sobie sama.
- Zabierz mnie ze sobą – powiedziałam szybciej, niż pomyślałam.
Prawdę mówiąc, to naprawdę chciałam z nim jechać. Po pierwsze nie chciałam, żeby wyruszał gdziekolwiek sam, bo… bałam się. We dwójkę mogliśmy zdziałać o wiele więcej i mogłam mieć oko na niego. Po drugie pozostawianie mnie samej w paszczy lwa, gdy już wszyscy się o nas dowiedzieli… Cóż, to nie było na mojej liście rzeczy do zrobienia.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. To może być niebezpieczne, a…
- Nie chrzań, Snape. Najpierw gadałeś, że tutaj nie jestem bezpieczna, a teraz i tam? Jesteśmy partnerami czy nie? Bo nie zamierzam być twoim współpracownikiem tylko wtedy, kiedy jest ci to na rękę.
Zbiłam go z tropu tymi słowami. Zachował jednak swój neutralny wyraz, ale zadrżały mu wargi i to go właśnie zdradziło.
Stawałam się naprawdę coraz lepsza w odczytywaniu jego humorków.
- Zgoda. Ale nie wchodzisz mi w drogę, robisz, co ci każę i nie zgrywasz bohaterki, jasne? Nie wiem, co nas tam czeka, a nie mogę sobie pozwolić na zamartwianie się tym, czy twój tyłek jest bezpieczny. Zrozumiałaś?
Kiwnęłam ochoczo głową, a on w zamian pocałował mnie pożądliwie. Gorąco rozlało się po moim ciele i zapragnęłam, żeby tylko dłoń na moim biodrze nieco się przesunęła, ale wtedy Snape ją zabrał i wstał z łóżka.
Sapnęłam poirytowana i niezaspokojona, na co wybuchł śmiechem.
- Jesteś niemożliwa, Granger – mruknął i ruszył w kierunku łazienki.
O tak, miałam miejsce w pierwszym rzędzie na oglądanie jego umięśnionych pośladków i nóg. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że pod tymi obszernymi szatami, które nosił w Hogwarcie, kryje się takie ciało. Nie był atletą. Raczej drobny i wysoki, ale miał ładnie zarysowane mięśnie, a blizny pokrywające większą powierzchnię skóry dodawały mu pazura.
Podniosłam się do siadu, a kołdra zsunęła się na moje nogi. Rozejrzałam się za swoimi ubraniami i zlokalizowałam je kilka kroków dalej, rozrzucone na podłodze. Dobra, nie tak planowałam zaczynać ten dzień, ale czy mogłam narzekać? Nigdy w życiu!
Właściwie to musiałam się co chwila upominać, żeby moja twarz nie przypominała idealnie zakrzywionego banana, bo to nieco mogło uszczknąć mojemu image’owi dorosłej, silnej, niezależnej czarownicy.
Szum wody za drzwiami dostatecznie poinformował mnie o zamiarach Snape’a, więc nie zamierzałam czekać na niego.
Wyskoczyłam z łóżka i czym prędzej wciągnęłam na siebie spodnie i koszulkę. Cholera, gdyby mój ojciec mnie teraz widział… Tak, z pewnością skakałby ze szczęścia na myśl o jego małej córeczce w łóżku z dorosłym mężczyzną. A gdyby się poznali? Katastrofa murowana.
Odetchnęłam. Ale nigdy się nie spotkają. Bo moi rodzice nie żyli i choć przywykłam już do tego, to rażąca pustka każdego dnia migotała w moim umyśle. Boże, tak wiele straciłam przez ostatnie kilkanaście miesięcy… Powinnam być dumna z siebie, że jeszcze nie złamałam się jak spalona zapałka. Niestety nie potrafiłam. Wciąż miałam poczucie, że mogłam im pomóc, choć ta bardziej racjonalna część mnie biła się w pierś i nazywała idiotką, bo nic nie mogłam zrobić.
Szklanka do połowy pełna, ta?
No właśnie. Gdzie się podziało moje pozytywne myślenie? Musiałam się zebrać do kupy, bo teraz czekała na mnie prawdziwa batalia.
Zmierzyć się z Voldemortem? Ależ żaden problem.
Spojrzeć w oczy Ginny, Harry'emu, państwu Weasley’om i całej reszcie? Zabijcie mnie i zakopcie głęboko pod ziemią.
Zerknęłam przelotnie na zegar, który wskazywał siódmą trzydzieści i zmówiłam szybką modlitwę, aby na nikogo nie wpaść. Zdecydowanie wolałam się nie tłumaczyć z wychodzenia od Snape’a nad ranem.
Niczym zwinny kociak przemknęłam przez korytarz i popędziłam schodami do swojego pokoju, który na swoje nieszczęście dzieliłam z Ginny.
Zamknęłam cicho drzwi, ale niestety to nic nie dało, bo ruda wcale nie spała. Siedziała na łóżku ubrana w krótką piżamę, ozdobioną złotymi zniczami, a spojrzenie, jakie mi posłała, gdy stanęłam w progu, nie zapowiadało miłej pogawędki.
- Siadaj – warknęła, marszcząc gniewnie czoło.
Merlinie, miej mnie w opiece!
Z miną zbitego psa podeszłam do swojego posłania i posłusznie usiadłam, starając się wyglądać na najbardziej skruszoną, jak tylko umiałam.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? W ogóle planowałaś to zrobić?
Podniosłam wzrok i zamrugałam. Cholera, przecież nie miała prawa się gniewać na mnie! Owszem, byłyśmy przyjaciółkami od wielu lat, ale to… To było coś mojego.
- Ginny, daj spokój. Sama wiedziałaś, że coś się święci. Niczego nie planowałam, to po prostu tak wyszło… Nie było o czym mówić.
- Ty tak na poważnie, Hermiona? Naprawdę uważasz, że NIE MA o CZYM mówić? – Prychnęła, odrzucając długie włosy na plecy. – Bo ja nie zaliczyłabym związku ze Snape’m do niczego!
- Ginny, proszę cię… Już wiesz, nie wystarczy ci to?
- Nie, bo nie wiem tego od ciebie.
Sapnęłam zirytowana.
Boże, dlaczego ciągle ktoś miał do mnie jakieś pretensje? Czemu nie mogłam być panią swojego życia i tylko z sobą dzielić się jego sekretami?
Przestań zrzędzić jak stara baba, tylko zażegnaj ten kryzys…
Naprawdę powinnam się zastanowić nad jakąś chorobą psychiczną, bo ten wewnętrzny głos doprowadzał mnie momentami do obłędu.
Ale trzeba było mu przyznać rację.
- Przepraszam, dobra? Nie będę już nic przed tobą ukrywać. – Skrzyżowałam za plecami palce, ale nie musiała o tym wiedzieć. Hej, ktoś tu mówił o byciu szczerym?!
Jeszcze chwilę się dąsała, ale w końcu przewróciła oczami i skrzyżowała ramiona.
- Rozpętaliście wczoraj niezłą burzę, a potem się usunęliście. Świetne zagranie, nie ma co.
- Opowiadaj, co się działo.
Ta część interesowała mnie najbardziej. Chciałam poznać reakcję ludzi, ale przede wszystkim wiedzieć, czy powinnam chodzić z różdżką przyklejoną do tyłka, czy jednak do dłoni.
- A więc, zaraz po tym jak wyszliście, kilku z tych aurorów, których wcześniej nie widziałyśmy, naskoczyło na Dumbledore’a jak może trzymać Snape’a w tym domu, skoro był zdrajcą. – Odruchowo zacisnęłam dłonie w pięści, ale nie przerwałam Ginny. – Moi rodzice w tym czasie wciąż przeżywali szok związany z waszym… związkiem. To i tak nic w porównaniu z Harrym i Hestią. – Zachichotała, na co uniosłam brew. Faktycznie, musiało być zabawnie… - Malfoy tylko szczerzył się jak głupek, co nie odbiega zbytnio od normy. Ale to Lupin w końcu przekonał wszystkich, żeby nie wchodzili ci w drogę, bo wasze groźby to wcale nie był żart. Kilku czarodziejów się burzyło, no bo jak to nastolatka ma czelność im grozić i bla, bla, bla, ale Moody i Kingsley też cię poprali. Powiedzieli, że jeśli sami zobaczą kogoś w tej okolicy albo w twoim pobliżu bez wyraźnego powodu, to sami go zlikwidują.
Umilkła, a ja powoli przetwarzałam jej słowa. Merlinie, oni wszyscy postanowili stanąć w mojej obronie. Snape’a rozumiałam, ale Moody? Lupin? Kingsley? Weasley’owie też stali po mojej stronie.
I wtedy w końcu to do mnie dotarło.
To właśnie oni stali się moją rodziną. Ci wszyscy ludzie, na których patrzyłam krzywo, którzy od kilku lat walczyli za nasze bezpieczeństwo, teraz stali za mną murem. Chociaż byłam pewnym zagrożeniem i sami też mogliby skorzystać na dostarczeniu mnie Voldemortowi, to wciąż woleli chronić mnie za cenę własnego życia.
Ścisnęło mnie w gardle. Zerwałam się z łóżka i wpadłam do łazienki.
- Hermiona?! Wszystko w porządku? – zawołała Ginny zza drzwi. Musiałam odchrząknąć kilka razy, żeby być w stanie jej odpowiedzieć.
- Tak, potrzebuję chwili. Muszę… eee… wziąć prysznic – rzuciłam, otwierając oczy.
- Dobra, widzimy się na śniadaniu.
Usłyszałam jak po chwili wychodzi z pokoju i usiadłam na ziemi.
Zbyt wiele emocji jak na moje niewielkich rozmiarów ciało. Nie chciałam płakać, nie mogłam. Musiałam się uspokoić i zapanować nad wulkanem uczuć, który wyrzucał z siebie coraz to nowsze doznania.
*
Śniadanie przebiegło nienaturalnie, nadzwyczajnie zwyczajnie. Nikt nie spoglądał w naszą stronę, nikt nie komentował naszej obecności. Wszyscy rozmawiali między sobą, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Z jednej strony cieszył mnie ten brak uwagi, ale z drugiej obawiałam się, że to może być dopiero cisza przed burzą. Nie mniej jednak zamierzałam celebrować chwilową utratę statusu gwiazdy i zjeść spokojnie śniadanie.
To może wydać się nieco absurdalne, ale najbardziej bałam się teraz reakcji Hestii. Zwłaszcza że nie pojawiła się przy stole, co odbiegało wyraźnie od normy.
Snape natomiast, zachowywał się opryskliwie jak zawsze. Nie pokazał po sobie ani jednej emocji, ani nie poruszył tematu ostatniej nocy. Nie żebym chciała rozmawiać o tym przy stole, ale iskierka niepokoju zapłonęła we mnie.
To Snape, czego ty się spodziewałaś?
No właśnie, czego?
Idąc do swojego pokoju, pożałowałam, że nie zostałam przy stole nieco dłużej. Właśnie ziścił się mój najgorszy koszmar: pojawiła się Hestia. Jak spod ziemi wyrosła przede mną i nie wyglądała na kogoś, kto mnie wyminie i z podniesioną głową pójdzie dalej.
Wyglądała raczej na kogoś, kto natrze na mnie i zostawi z obitą twarzą.
- Hermiona – przywitała się słodko, zatrzymując zdecydowanie zbyt blisko.
No chodź! Pokaż, co tam masz, blondyneczko!
- Hestia – powiedziałam spokojnie i chcąc uniknąć najgorszego, starałam się ją obejść. Nie martwiłam się o siebie. Raczej o jej piękną buźkę.
- Mam nadzieję, że spałaś spokojnie? Ja bym była na twoim miejscu przerażona, ale przy takiej ochronie nie masz kogo się obawiać, prawda? – Aż mnie ręka świerzbiła żeby zmyć jej ten uśmieszek z ust, ale z drugiej strony trochę ją rozumiałam. Ostatecznie to ja wygrałam, a ona nie potrafiła odpuścić.
- Faktycznie, noc minęła mi niezwykle przyjemnie. – Zamrugałam niewinnie, na co ona zmrużyła powieki.
No to zaczynajmy.
- Nie myśl sobie, że jestem głupia, dziewucho. Dostałaś to, czego chciałaś i mam nadzieję, że jesteś zadowolona – syknęła przez zęby, pochylając się do mnie. – Nie rób sobie jednak nadziei. Niedługo zobaczy, że jesteś niczym więcej jak dzieckiem i odejdzie od ciebie. Teraz stanowisz dla niego wyzwanie, ale za kilka miesięcy, kiedy to wszystko się skończy? Będziesz znowu uczennicą, wrócisz do Hogwartu i zajmiesz się swoimi nastoletnimi sprawami. A kto będzie przy nim, gdy postanowi założyć rodzinę, co? – Założyła ramiona na piersi, obserwując moją otwartą buzię. – Rodzinę. Dobrze słyszałaś, moja mała. Widzisz, ma już swoje lata i w momencie, gdy świat się uspokoi, nawet Severus zechce się ustatkować. Tobie chyba nieśpieszno do tego, prawda? Więc sama widzisz. Prędzej czy później przyjdzie do mnie, a ja jestem cierpliwa. Potrafię ocenić, co mi się opłaca. A na niego warto zaczekać.
Wiele chciałam jej w tej chwili powiedzieć. I niewiele było w tym cenzuralnych słów. Wiedziałam, że mój wybuch złości tylko ją usatysfakcjonuje, bo wyraz jej twarzy mówił mi, że już wygrała. Uderzała tam, gdzie tylko mogła.
Nie wiedziała tylko, że nie trafiła na bezbronną owieczkę.
- Wiesz, Hestia, może i masz rację. Ale istnieje też opcja, że wcale nie zwyciężymy, a za kilka miesięcy wszyscy będziemy martwi. Wtedy to ja spędzę ostatnie dni w ramionach Snape’a, a ty będziesz żałować czasu, który straciłaś, czekając na niego. A jeśli będzie tak, jak mówisz, to cóż, nie będę cierpieć, bo moja młodość tak szybko nie przeminie. Twoja już chyba za tobą, prawda? – O tak, Granger – jeden, Jones – zero!
- Uważaj, Hermiona, nie każdy w tym miejscu jest tak przyjaźnie nastawiony, jak twierdzi. – Och, no co do ciebie to nie mam wątpliwości. – To trochę smutne, że związałaś się z mężczyzną, a nawet nie potrafisz zwrócić się do niego po imieniu ani on do ciebie.
Z tymi słowami zostawiła mnie samą i kręcąc tyłkiem przeszła do jadalni.
Trzeba jej przyznać – wiedziała, gdzie walić.
Złość zawrzała w moim wnętrzu. Zamknęłam na chwilę oczy i nabrałam powietrza do płuc. Po chwili wypuściłam je powoli i rozchyliłam powieki. Mało nie wrzasnęłam, gdy przed sobą zobaczyłam długą, szarą brodę i pomarszczoną twarz.
- Wystraszyłem cię? – zapytał Dumbledore, uśmiechając się w swój zwykły sposób.
Uniosłam brew, ale pokręciłam przecząco głową.
- Nie. Przepraszam, zamyśliłam się – mruknęłam pod nosem, a on spojrzał wymownie w stronę jadalni, gdzie przed chwilą zniknęła Jones.
- Mogę cię prosić na słówko, Hermiono?
A mam jakieś wyjście?
- Oczywiście – odpowiedziałam i weszłam za nim do gabinetu.
Bez zaproszenia usiadłam na krześle. Dumbledore nie oponował, tylko zajął swoje miejsce za biurkiem i wyciągnął w moją stronę miseczkę landrynek. Odmówiłam, co przyjął bez najmniejszej urazy.
- Jak się czujesz po wczorajszych wydarzeniach?
- W porządku. Nie sądzę, że jestem w jakimś dużym zagrożeniu.
- To dobrze. Chcę, abyś wiedziała, że jesteś tutaj bezpieczna. – Spojrzał na mnie znad swoich połówek i złączył dłonie na biurku. – Muszę się przyznać, że zaskoczyliście mnie z Severusem. – Dumbledore najwyraźniej nie należał do ludzi, którzy owijali w bawełnę. – Wiedziałem od dłuższego czasu, że waszą dwójkę łączą specyficzne relacje, ale nie sądziłem, że zajdą one tak daleko. Gdybyśmy byli w Hogwarcie, to coś takiego nie miałoby prawa zajść, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Miałam ochotę zsunąć się na krześle i ukryć twarz w dłoniach, ale zamiast tego wyprostowałam się i spojrzałam mu prosto w oczy.
Nikt nie będzie mnie nigdy więcej emocjonalnie szantażował. Ani decydował o moim życiu.
- Zdaję sobie sprawę, panie dyrektorze, ale nie jesteśmy w Hogwarcie. Mnie i Snape’a nie łączą relacje uczennica-nauczyciel, tak więc nie sądzę, że istnieje powód, aby wyciągać jakiekolwiek konsekwencje.
Przez chwilę Dumbledore przyglądał mi się z uwagą, a ja analizowałam, jak szybko uda mi się zabrać swoją zmniejszająco-zwiększająco torebkę i nawiać ze Snapem.
- Ależ, Hermiono, nikt nie zamierza wyciągać konsekwencji.
- Nie?  - zapytałam nieufnie, a on pokręcił głową.
- Przeciwnie. Cieszę się, bo Severus zasługuje na więcej, niż jestem w stanie mu ofiarować. Stracił w tej wojnie więcej niż ktokolwiek inny. Włączając w to jego życie osobiste i zdrowie zarówno psychiczne, jak i fizyczne. – Przesunął dłonią po brodzie i uśmiechnął się ciepło. – Myślę, że wasza dwójka może wiele zdziałać wspólnie.
- Być może ma pan rację, panie dyrektorze, ale wydaje mi się, że Snape nie byłby zadowolony z tego, że omawiamy jego życie za plecami – powiedziałam dobitnie, dumna ze swojej stanowczości.
Widzicie? Walczyłam jak lwica!
- Oczywiście. Nie chciałem, aby tak to zabrzmiało. W każdym razie, wspominał ci zapewne o wyprawie do naszego przyjaciela na wschodzie?
- Tak i zamierzam wyruszyć razem z nim.
- Wspaniale. Myślę, że to dobry pomysł. Mam tylko nadzieję, że wieści o twojej potędze nie dotarły aż tak daleko. – Westchnął, wbijając wzrok w blat stołu.
- Panie dyrektorze? Jak pan myśli, po co Voldemortowi moja moc?
Uniósł wzrok i spojrzał na mnie pustymi oczami.
Zadrżałam. Błysk w oku nie zapowiadał niczego dobrego.
- Nie wiem, dziecko, ale obyśmy się nigdy nie dowiedzieli.

12 komentarzy:

  1. Super rozdział:D
    Na starcie Hermiony i Hestii zdecydowanie czekałam :))
    Jestem ciekawa jak będzie na misji z Severusem...

    Czekam z niecierpliwością na następny!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, ten rozdział jest tak cudowny! <3
    Opisałaś wszystko tak pięknie, że aż chyba wydrukuje sobie ten rozdział i obije w platyne! Czekam na więcej i w tym czasie spróbuje jakoś nadgonić z moimi rozdziałami.
    Chciałabym się tu jakoś rozpisać i w ogóle, ale nie znalazłabym słów, które oddałyby w tym momencie moje uczucia jak i świetność tego co napisałaś, tak więc pozostaje mi tylko być z Ciebie dumną :3
    Twoja Isa

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo! No to jak się przywitała to mogę iść dalej. A więc: rozdział świetny,wszystko ładnie ujęte. Podobało mi się to, że cały rozdział nie był 18+ bo takich nie lubię. Bardzo mi się podoba rozwijająca się akcja. Nie mogę się doczekać następnego
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
  4. No i w końcu się doczekaliśmy! Uwielbiam <3
    O i nowa misja się szykuje, ciekawe co tym razem się wydarzy ;)
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Pozdrawiam i jak zwykle życzę ogromnej ilości weny :)




    PS: W wolnej chwili zapraszam na moją wersję Sevmione: http://hgss-magic-is-everywhere.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. MARTAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA xD. Zabiję Cię za to ,,- Ja no… eee, jesteś pewny?
    A o to i kwiat inteligencji Hogwartu, przyszła wybawczyni i ta, która ma pokonać Voldemorta!" HHAHAHAHHHAHAH. Aktualnie leżę na podłodze i staram się opanować śmiech. xDDDDDDDDDD Przepraszam, ale z braku lepszego określenia powiem: ZAJEBISTE !!!

    Szach Mat (Nadal zwijająca się ze śmiechu i jak to skomentowała moja ukochana siostra, brzmiąca jak hiena...)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział jak zwykle ale brakuje mi tu reakcji zakonu na związek Hermiony i Severusą. szykan, kłótni i tego wszystkiego co sprawia, że jest to tak bardzo nieodpowiednie. Wiem też, że nie było okazji ale mam nadzieje,ze nie przyjdzie im to wszystko tak łatwo :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ughhhh.. jak mnie denerwuje ta Hestia!
    Mam nadzieję ze ze Severus i Hermiona będą dalej razem i wrescie poczują do siebie miłość ;3 Życzę Ci weny ! ^^ Pozdrawiam
    -Darietta

    OdpowiedzUsuń
  8. OH! MY! GOD! Oh my God, oh my God, oh my God!!! Nie wierzę własnym oczom! Miona zdobyła Seva! A już myślałam, że Blond Kudły wymyśli jakiś zawał serca, żeby przerwać romantyczne chwile...

    Ach!!! Miodzio!
    I początek.
    I środek też.
    Koniec takoż.
    Całe jest świetne!

    Ale nasza autorka nie byłaby sobą, gdyby nie wrzuciła jakichś paru perełek. "Nie wiem, czy pierwsza wizyta w hogwarckiej bibliotece sprawiła mi tyle radości i satysfakcji, co mój pierwszy raz z mężczyzną" - Kwiik!! i jeszcze raz kwiik!! Ten fragment zwalił mnie z nóg. Biorę się za głowę skąd ludzie biorą takie świetne pomysły. No, ale fakt, porównać pierwszy orgazm do wizyty w bibliotece mogła tylko Hermiona.

    I na zakończenie prośba - więcej takich małych perełek bym prosiła, na zbliżającą się jesienną depresję - jak znalazł.

    ILoveSnowCake

    OdpowiedzUsuń
  9. "- Masz po prostu za gruby tyłek." - mój ulubiony tekst w tym rozdziale ;D
    No nareszcie się zaspokoili. ;D
    Masakra, jak mnie ta Hestia irytuje, no zadźgałabym!

    OdpowiedzUsuń
  10. Spokojny wpis spokojny ale za to jest Hestia jej !!! ( Skacze jak mała dziewczynka) Uwielbiam ją ale mam nadzieję że zacznie działać a nie tylko gadać , swoją drogą ciekawi mnie skąd u niej to uczucie jak ono zakwitło Sevcio ją uratował? Była przetrzymywana dawno temu u Voldemorta a on pod przykrywką podtrzymywał ją przy życiu i nadziei ? Mam nadzieje że wyjaśnisz to w kolejnej świetnej notce

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam ten rozdział! <3
    Kocham scenę między Severusem, a Hermioną. Ciekawi mnie co wymyślisz im na najbliższą misję. Nie mogę się doczekać :-)
    Ale Hestię to bym zamordowała, może by tam szybka śmierć (wcale źle jej nie życzę ;-) ). Wymyśl jej coś ciekawego np. niech spadnie z wysoka albo bliskie spotkanie ze śmierciożercą (lub jego różdzką). Taka mała podpowiedź
    Życzę weny i szybkiego powrotu z kolejnym rozdziałem

    OdpowiedzUsuń
  12. <3 Hermiona jest po prostu nie możliwa xd Hestia sobie chyba dłuuggoo poczeka :p

    OdpowiedzUsuń