poniedziałek, 14 listopada 2016

Rozdział 34

Dobry wieczór kochani!
Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem, wysiedzianym o docackanym w każdej wolnej chwili. Naprawdę się starałam żeby trochę rozruszać naszych bohaterów i dać każdego po trochę. Nieco znudził mi się melodramat pt. "Ja i moja miłość" więc nieco zepchnęłam ją na drugi plan. Oczywiście nie skreślam tutaj Sevmione, ale skupiłam się na różnych kwestiach. :) Mam nadzieję, że spodoba się Wam mimo to.
W moim życiu właśnie rozpoczyna się okres: nie mam czasu oddychać. Dziwne, no nie? Zważywszy na to, że wcześniej nie miałam na nic czasu... Teraz dochodzi mi milion zaliczeń i uwierzcie - nie jest łatwo połączyć naukę x1000000 ze studiami, pracą i jeszcze mieć życie. *.* Ale nie po to tu jestem żeby wylewać swoje żale. :D
W między czasie postanowiłam dodatkowo zabrać się za poprawki "Tam gdzie miłość...". Chcę dopracować rozdziały, a potem w formie pdf udostępnić na chomiku, czy gdzie tam popadnie. Pewnie trochę czasu mi to zajmie, ale co poradzić, że jestem ambitna xD
Co z kolejnym rozdziałem tego nie wiem... (zaglądajcie na panel po lewej stronie - tam dodaję informacje). Dzisiaj naszła mnie wena (szok!) i dlatego udało mi się napisać i dopracować ten. Pewnie pojawi się w przeciągu dwóch tygodni jak znajdę chwilkę. :)
No nic, pozdrawiam Was gorąco i zapraszam do czytania!

PS. Wybaczcie, że nie odpowiadam ostatnio na komentarze. Oczywiście czytam każdy jeden i szczerzę się głupkowato wtedy, ale po prostu nie mam czasu na odpisywanie. Mimo to proszę o więcej, bo kocham je czytać!
**************************************************************

Spojrzałam na szarą, pomarszczoną twarz McGonagall, która miała łzy w oczach, patrząc na unoszącą się makietę Hogwartu. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak bardzo nam wszystkim brakowało szkoły. W końcu była naszym domem, stała się ostoją na całe lata, a teraz ktoś próbował nam ją odebrać. Jakby niewystarczająco dużo szkód wyrządzili swoją działalnością.
Przeniosłam wzrok na znienawidzony artykuł Rity Skeeter. Z pierwszej strony spoglądała na mnie blondynka w okularach, uśmiechając się złośliwie. Nie mogłam się powstrzymać i ponownie sięgnęłam po Proroka Codziennego. Niedbale otworzyłam go na stronie szóstej, gdzie wizerunek Hogwartu spowodował ucisk w moim podbrzuszu, a nagłówek nad nim wywoływał mdłości:

„Czy to już koniec dla wielkiej szkoły?
Na to pytanie odpowie wam Rita Skeeter!

W odpowiedzi na listy moich czytelników postanowiłam przeprowadzić małe śledztwo w sprawie wyżej wspomnianego Hogwartu. Jak wszyscy wiemy, po śmierci Albusa Dumbledore’a (który wcale nie był tak święty jak się nam wszystkim wydawało, ale o tym w mojej niedawno wydanej książce - „Życie i kłamstwa Albusa Dumbledore’a), miejsce dyrektora zajęła Dolores Umbridge – starszy podsekretarz samego Ministra Magii. Uprzednio nie poradziła sobie z uczniami tak jakby sobie tego życzyła, ale doskonale wiemy kto postarał się o zniewagę tak ważnej osobistości. Udało mi się dotrzeć do wyżej wspomnianej pani Podsekretarz, tuż po tym jak wychodziła ze swojego uroczego domu na przedmieściach Londynu. Kilka kocich głów wyglądało przez uchylone okno, co nasuwa na myśl, czy aby na pewno szanowna Pani Umbridge jest do końca odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu… Pytam ją co sądziła o systemie w jakim szkoła funkcjonowała, na co ona z oburzeniem wybucha histerycznym śmiechem i odpowiada: „Funkcjonowała? TA szkoła przestała być odpowiednim miejscem dla młodych ludzi już lata temu! Śmiem twierdzić, że śmierć Dumbledore’a była wręcz wybawieniem dla uczniów! Hogwart potrzebuje reformy, zmian! Osobiście głosowałam za zamknięciem tego siedliska zła!”. Po tych słowach odchodzi, prychając.
A więc czy to oznacza koniec Hogwartu? Niestety na to pytanie nikt nie chciał udzielić mi odpowiedzi wprost, ale sądząc po niedawnych zmianach jakie zaszły… Pożegnajmy się ze słynnymi domami, bo być może nie będzie ku temu więcej okazji. Poza tym odpowiedź nasuwa się sama. Dlaczego? W tym roku Hogwart został zamknięty „tymczasowo”, ale jak wiadomo z przeprowadzonego śledztwa (więcej na s. 23) szkoła jest niebezpiecznym miejscem dla tak młodych osób. Mnóstwo tajemnych przejść, magicznych pokoi, groźne duchy i ta bijąca wierzba… Kto chciałby posyłać swoje dzieci do miejsca, gdzie śmierciożercy mogą zakraść się bez najmniejszych problemów, zaatakować uczniów i zabić dyrektora, który podobno miał być NIEPOKONANY?
Od lat powtarzałam, że ta szkoła jest wylęgarnią gorszej części społeczeństwa! Cofnijmy się chociażby do Turnieju Trójmagicznego! Dlaczego zginął wtedy jeden z uczniów? Dlaczego Harry Potter nie został ukarany? Dlaczego panna Granger spiskowała z uczniami z Durmstrangu? To wszystko nie pozostawia żadnych wątpliwości! Dumbledore wcale nie był tak zatroskany losem swoich uczniów. Byli równi i równiejsi, podczas, gdy ona sam głosił swoje mądrości na temat równouprawnienia. Aż dziwo, że panna Granger – mugolaczka – wkradła się w jego łaski. To zapewne dzięki przyjaźni z panem Potterem, który od najmłodszych lat był oczkiem w głowie Dumbledore’a.
Mój cichy informator przekazał mi także, że Ministerstwo rozmyśla nad zburzeniem Hogwartu. To by dopiero było! Pytanie tylko: jak tego dokonać? Szkoła stoi już całe tysiąclecie i nic nie zdołało jej „zranić”. Nie wątpię jednak w pomysłowość nowych władz.
Co z rodzicami, którzy chcą mimo wszystko wyedukować swoje dzieci? Cóż, tutaj z rozwiązaniem przychodzą do nas państwo Lestrange. Część uczniów już pobiera nauki w ich nowo otwartej szkole. Wszelkie spekulacje jakoby państwo Lestrange i Malfoy mieli coś wspólnego z osadzoną w Azkabanie Bellatrix Lestrange, zostały uciszone. Dlaczego? Czyżby Ministerstwo chciało zamieść coś pod dywan? A może faktycznie nic nie łączy ich ze śmierciożerczynią? (więcej na temat szkoły s. 35)
Wracając do Hogwartu…”

- TO wszystko to jeden wielki stek bzdur! – Warknęłam, odrzucając od siebie artykuł.
Kilka par oczu uniosło wzrok znad „Hogwartu” i spojrzało w moją stronę z takim samym politowaniem jak patrzyli na McGonagall.
- Hermiono, my o tym wiemy, ty o tym wiesz… Mnóstwo ludzi o tym wie. Rita Skeeter nie jest znana z bycia prawdomówną. – Odpowiedział spokojnie Lupin.
- Ale są tam tez miliony ludzi, którzy wierzą w to co pisze! Choćby ze strachu. Co jeśli naprawdę zburzą Hogwart?
- Nie dojdzie do tego. Czarny Pan nie pozwoli na to, jeśli faktycznie ukrył tam horkruksa. – Wtrącił Snape, nie odrywając wzroku od makiety. – Poza tym Hogwart jest nie do ruszenia. Myślisz, że nikt wcześniej nie próbował dorwać się do murów?
- Severus ma rację. – Odparł pan Wesley, marszcząc brwi. – Zajmijmy się jednym problemem naraz.
Westchnęłam i próbując uwierzyć w ich słowa, usiadłam z powrotem na krześle.
Musieliśmy się spieszyć. Traciliśmy powoli czas, który nam pozostał, a było go naprawdę niewiele. Czekało nas zniszczenie horkruksa, dorwanie węża, zabicie Voldemorta… Tyle do zrobienia, ale było dosłownie za pięć dwunasta dla świata czarodziejów.
- Skupmy się na tym co możemy zrobić. – Powiedział Moody, pochylając się nad „Hogwartem”. – Granger, twierdzisz zatem, że jest w pokoju życzeń, tak? – Przytaknęłam po raz osiemdziesiąty, gdy znowu zadał to samo pytanie. – Dobrze, a ty Potter w nim byłeś, tak?
- Nie tylko ja. Hermiona, Ron, Neville, Luna, Cho, Ginny… Wszyscy tam byliśmy, gdy działo GD.
Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc ciche prychnięcie ze strony Severusa. Och, jemu też Umbridge dała się we znaki.
- Świetnie, ale nie sądzę by pan Longbottom przydał nam się w poszukiwaniach horkruksa.
- Neville ma więcej zdolności niż by ci się wydawało – burknęła w obronie McGonagall, patrząc spod byka na Alastora.
- Mam to gdzieś Minerwo, naprawdę nie to jest celem tego spotkania. – Rozejrzał się po pomieszczeniu. Dumbledore’a wciąż nie było i nie zapowiadało się na jego nagłe pojawienie. – Nie czekajmy dłużej. Najwyraźniej Albusowi zeszło dłużej niż przypuszczał.
No właśnie… Ciekawe czym dyrektor był tak zajęty, że nagle zniknął?
- Pozwólcie mi iść po niego. Wyczuję go, tak jak pozostałe jeśli będę wystarczająco blisko.
Zaprzeczenie rwało mi się do ust, ale to pan Weasley zareagował jako pierwszy.
- A kto inny niby to zrobi? – Zaperzył się Harry. – Tylko ja go odnajdę!
- Nie możesz iść sam, Harry. – Powiedział cicho Lupin.
Czyżby mi coś umknęło?
Harry obrzucił go wściekłym spojrzeniem. Najwyraźniej miał do niego o coś żal. Nie od dzisiaj go znałam.
- My możemy z nim iść. Ja i Hermiona.
Słowa Rona skutecznie odwróciły moją uwagę. Serce zatrzepotało mi niewinnie, gdy nasze oczy na ułamek sekundy się spotkały.
Nie sądziłam, że przyjdzie. Nie po tym jak spotkał mnie wychodzącą z pokoju Snape’a, roześmianą i rumianą. Na Merlina, to była chyba najbardziej żenująca sytuacja w moim życiu. Znowu zrobiło mi się gorąco na samo wspomnienie wyrzutu i obrzydzenia, które widziałam w  jego wyrazie twarzy.
Nie rozumiał tego, ale jakby mógł? Poza tym, sama chyba nie poczułabym się lepiej. Ledwo co wyznał mi miłość, którą odrzuciłam, a chwilę później widzi mnie wychodzącą od Severusa Snape’a – naczelnego władcy nietoperzy – i już wiedział co się tak naprawdę wydarzyło.
Zamknął za sobą drzwi i usiadł u boku Harrego, zupełnie ignorując moją obecność. Snape jeszcze nie wiedział, że Ron wie, ale sądząc po jego badawczym spojrzeniu, już się dowiedział.
I weź tu spróbuj coś ukryć przed mistrzem kłamstwa…
- Nie wydaje mi się, żeby…
- Cicho bądź Minerwo! – Warknął Moody, wyraźnie podirytowany. – Kończy nam się czas, do cholery! Przestańcie wszyscy patrzeć na tę trójkę jak na bandę dzieciaków. Ja wiem, że są młodzi, ale potrafią więcej niż co niektórzy z nas. – Wymownie zerknął w stronę Lupina, który prychnął. – Potter jest świetny w obronie, poza tym nie jeden pojedynek już stoczył. Granger jest chodzącą śmiercią, a Weasley zdołał przetrwać miesiące samemu. Nadal ktoś ma jakieś wątpliwości? Mają wejść do szkoły, którą doskonale znają, a nie do umysłu Voldemort’a! Trochę wiary! Zresztą, wszyscy weźmiemy w tym udział, ale będziemy kryć ich tyły w razie zagrożenia.
Zapadło milczenie. Wydawało mi się, że Snape siedział niezwykle spięty, ale ku mojemu zaskoczeniu nie wstał i nie zaczął wykrzykiwać „Granger nigdzie nie idzie! Granger jest moim pluszaczkiem i bez niego nie mogę spać!”. Zamiast tego wpatrywał się pustym wzrokiem przed siebie i mogę przysiąc, że słyszałam jak trybiki w jego głowie pracują.
- Dla mnie pasuje. – Powiedziałam, żeby przerwać tę niepokojącą ciszę. – Pójdziemy z Harrym, znajdziemy horkruksa, a potem wracamy i go zniszczymy.
- A co jeśli zaatakują was śmierciożercy? – Zapytała McGonagall.
Wzruszyłam ramionami, lekko poirytowana już tą matczyną troska, którą próbowali nas otoczyć.
- Wtedy my zaatakujemy ich i będziemy czekać na wasze wsparcie. – Odparłam, wzdychając. – Moody ma racje. To nie jest pierwszy raz. Poradzimy sobie.
Znowu cisza wypełniła pokój. Dopiero Lupin, który zgodził się ze mną, ją przerwał. W jego ślady poszła reszta i już wiedziałam, że prócz Snape’a nie ma żadnych przeszkód. On natomiast nie powiedział już ani słowa więcej, co było ogromnie niepokojące. Bynajmniej dla mnie…
- Świetnie. W takim razie skoro mamy już zarys planu, czas go doprecyzować. – Zarządził Moody, z czym zgodziliśmy się bez oporów.
- Będziecie musieli deportować się poza terenem szkoły. Na nią nadal są nałożone zaklęcia ochronne, a to zbyt wielkie ryzyko posyłać z wami Albusa. – Powiedziała McGonagall, przełączając się na tryb nauczycielski.
- Hogsmade? – Zapytałam jednocześnie z Harrym, który w skupieniu przypatrywał się drodze prowadzącej od bramy szkoły.
- Hogsmade może być pod obserwacją. – Skwitował krótko Snape. – Ale chyba nie mamy innej opcji.
Kątem oka zerknęłam na niego z dumą. Pokonał swoje własne obawy, bo wiedział, że jest coś ważniejszego niż mój tyłek cały zdrowy i bezpieczny.
Brawo nietoperzu!
- Możemy przedostać się przez las do szkoły.
- To jest wystawianie się na patelni! – Zaprotestował Lupin i postukał palcem w brodę. – Może przez Wrzeszczącą Chatę?
Zamyśliłam się. To mogło być dobre wyjście, ale z drugiej strony, gdyby zjawili się śmierciożercy, nie mielibyśmy szans się wcześniej o tym zorientować. Dopiero po wyjściu na błonia dowiedzielibyśmy się o ich obecności.
- Nie, bylibyśmy zamknięci w pułapce, gdyby ktoś się zjawił. – Powiedziałam, wskazując na bijącą wierzbę. – Lot też jest zbyt niebezpieczny. Mogą obserwować teren. Chyba najlepszą opcją jest Hogsmade. Możemy użyć peleryny niewidki. Harry?
- Wciąż ją mam, ale nie zmieścimy się pod nią we trójkę.
- W takim razie pójdę ja, a wy się schowacie. – Uniosłam głowę zaskoczona. Słowa Rona zwróciły uwagę wszystkich. – No co? Wiedzą, że Harry i Hermiona się ukrywają. Ja byłem sam i może uznają, że nadal szukam rodziny. – Wzruszył ramionami, rumieniąc się lekko.
- Sam nie wierzę, że to mówię, ale Weasley może mieć rację. – Mruknął równie zdziwiony Severus i posłał mu krótkie spojrzenie.
Wcale nie podobał mi się ten pomysł. Wystawiać Rona?
Zmierzyłam go wzrokiem. Z drugiej strony kim byłam żeby dyktować mu co może, a czego nie? Był dorosły. Wszyscy byliśmy. Podejmowaliśmy własne decyzje i znaliśmy ryzyko z jakim się wiązały.
- Świetnie. W takim razie my pójdziemy pierwsi. – Powiedział Kingsley, wskazując dłonią na siebie, Moodyego i Snape’a. – Jeśli coś się zdarzy, nie zjawiajcie się.
- Najlepiej będzie jeśli pokażecie się gdzieś indziej. – Zaproponował pan Weasley, spoglądając niespokojnie na syna. – Wtedy śmierciożercy pójdą za wami i nie będą się spodziewali waszej obecności w Hogsmade.
- To byłby dobry plan Arturze, gdyby nie jeden problem. Jak im przekażemy informację o tym co się dzieje, jeśli nie będziemy wiedzieli gdzie są? A podejrzewam, że tak właśnie będzie. – Minerwa uniosła brew, wyraźnie zadowolona z dziury w całym, którą znalazła.
- A Hermiona? – Zapytał Harry.
- Co z Granger?
- Ma na myśli mojego patronusa. – Mruknął Snape, wyraźnie niezadowolony z tego, że wszyscy wiedzą o naszej dziwnej przypadłości. – On ją znajdzie i przekaże informacje.
Zacisnęłam usta, bo uśmiech cisnął się na nie z całej siły. Za to Ron odchrząknął zbyt nienaturalnie żeby to było autentyczne.
- Możemy udać się na Grimmuald Place albo do Nory. To będzie dość oczywiste, że się tam zjawiamy. Ron ukryje się pod peleryną, a my z Harrym pokażemy się im. A potem wyślesz patronusa, jeśli wszystko będzie dobrze. – Powiedziałam do Snape'a, który skinął głową.
- To może się udać. – Skwitował Moody, ignorując grymas na twarzy Severusa. – Wiem, że się wam to nie podoba. Mnie również, ale nie mamy innego wyjścia.
Kilka godzin później zegar wybił czwartą nad ranem. No i kolejną noc miałam z głowy… Nie sądziłam, że tyle czasu zajmie spieranie się z dorosłymi - upartymi - ludźmi. Półgębkiem pożegnałam się, gdy skończyliśmy i czmychnęłam na górę nim dorwał mnie Severus albo co gorsza Ron… Nie miałam ochoty na wykłócanie się z nimi o tej godzinie. Pragnęłam tylko złapać chwilę snu. Ale muszę przyznać, że podobało mi się ponowne bycie w akcji. Boże, jak bardzo brakowało mi tego poczucia zagrożenia, obowiązku… Ciągłego zmęczenia i nafaszerowania adrenaliną. Mówią, że stres jest niezdrowy, ale chwilowe zastrzyki hormonów dobrze wpływają na człowieka. Nie żeby przewlekły stres był mi nieznany, ale jednak… Potrzebowałam tego. Potrzebowałam działania!
Granger - łowca śmierciożerców wraca do gry!
*
W kolejnych dniach mieliśmy ręce urobione po same łokcie. Moody i pozostali jednogłośnie zdecydowali, że potrzebujemy „doszkolenia” w walce, bo ostatnio nic nie robiliśmy. Molly uznała, że bez treningu nigdzie nie pozwoli nam iść. Jakże ogromne było ich zdziwienie, widząc mnie w akcji. Nie mówię, że jestem alfą i omegą, ale po łomocie, który kilka razy zafundował mi Snape, nauczyłam się pojedynkować lepiej niż kiedykolwiek. Mogłam przysiąc, że duma go rozpierała, gdy rozkładałam na łopatki bardziej doświadczonych od siebie czarodziejów. Druga sprawa, że miałam nieco podrasowaną różdżkę, ale w końcu to podobno moja zasługa, prawda?
Ron wciąż mnie unikał. Nie żebym sama szukała jego towarzystwa, ale już nawet Vlad zauważył naglą zmianę w naszych relacjach. Nie wyglądał jakby mu było żal Rona – przeciwnie. Tryskał zaskakującą energią i radością, doprowadzając mnie tym do szału. Chociaż z drugiej strony myśl, że Snape jednak nie jest tak samotny jak sądziłam była dla mnie ogromnym pocieszeniem. No i Hestia odwaliła się od niego na dobre. Miałam wrażenie, że wręcz boi się spojrzeć w jego stronę, a mnie omijała szerokim łukiem.
To zabawne, bo kiedyś czułam się odrzucona, gdy ludzie mnie tak traktowali. Teraz czułam się dobrze ze swoim odrzuceniem i samotnością. Znowu liczyłam na siebie, chociaż podświadomie liczyłam na Severusa bardziej niż kogokolwiek innego. Nie wiem nawet kiedy to uczucie zrodziło się między nami, ale dodawało mi sił, gdy miałam ochotę usiąść na ziemi i krzyknąć „pieprzyć to!”.
Malfoy starał się nam przekazywać informacje, które podsłuchał w związku z Hogwartem, ale nie było tego wiele. Właściwie to jakby zupełnie zapomnieli o szkole, co rodziło we mnie pewne obawy. Albo zorientowali się o zdradzie Malfoy’a (nie tylko ja to rozważałam), albo szykowali coś o wiele gorszego. Niestety nie było dla nas odwrotu. Machina ruszyła i musieliśmy się przygotować.
Pomimo tego, że nie czułam się winna relacji pomiędzy mną a Ronem, nie chciałam tak tego zostawiać. No jakby nie patrzeć, czekało nas wspólne zadanie i naprawdę nie chciałabym żeby nasze spory stały się przyczyną katastrofy.
Najwyraźniej los chciał żebym jak najszybciej uporała się ze swoimi problemami, bo wchodząc do kuchni, wpadłam na Rona, który nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu. Zderzyliśmy się z impetem.
Jeszcze tylko wielkiego limo pod okiem ci brakuje…
- Przepraszam – burknął pod nosem i próbował mnie wyminąć.
- Zaczekaj – powiedziałam, łapiąc go za nadgarstek. Raz się żyje! – Posłuchaj, nie chciałam żeby tak wyszło, dobra?
Mięśnie jego twarzy napięły się, a zęby zacisnęły nienaturalnie.
- Ron… Proszę cię. Naprawdę chcesz żeby to przekreśliło tyle wspólnych lat? Poza tym mamy zadanie i…
- Przestań. To jest obrzydliwe, wiesz? – Spojrzał na mnie z wyrzutem. Sposób w jaki wypowiadał każde słowo… Tak, mogłam się założyć z butelką Ognistej, że mnie nienawidzi. I wygrałabym ten zakład. – Jak mogłaś, Hermiona? To już nawet nie chodzi o to, że to jest Snape! Ale tyle lat… Hermiona, on ma prawie dwa razy tyle lat co ty!
- Mówisz o tym jakby to było coś dziwnego w świecie czarodziejów. – Rzuciłam w swojej obronie. Doskonale wiedziałam, że chodzi mu właśnie o to, że to jest SNAPE.
- Tylko, że ty nie wychowałaś się w świecie czarodziejów. – Przypomniał mi dobitnie, cedząc każde słowo przez zaciśnięte zęby. – Chyba jesteś ślepa jeśli coś widzisz w tym… potworze.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Poczułam się tak jakby właśnie wymierzył mi policzek. Wiele określeń można było przypisać Snape’owi, ale na pewno nie to, że jest potworem. Człowiek, który latami ryzykował własnym życiem żeby nas chronić. Człowiek, który poświęcił swoją wolność dla dobra sprawy. Człowiek, który kłaniał się do nóg Voldemortowi tylko po to by później pokłonić się Dumbledore’owi.
Przydzwoń mu, tak żeby poukładało się w tej rudej głowie!
Zamiast tego (chociaż dłonie już szykowały się do zderzenia z jego twarzoczaszką), westchnęłam i uniosłam brew.
- Potworem? Potworem jest Voldemort, nie Snape. Jeśli nie widzisz różnicy to mi cię szkoda Ronaldzie.
Sądząc po jego minie, przywaliłam mu. Mentalnie, ale jednak.
Po kilku sekundach zreflektował się i zaskoczenie na jego twarzy zastąpiła złość.
- Nie Hermiona, to ty jesteś nienormalna nie dostrzegając podobieństwa między nimi. Snape jest mordercą! Przez niego nie żyją rodzice Harrego! Tak, powiedział mi o tym.
- W takim razie, ja też jestem mordercą, Ron. Nie wiem czy i o tym ktoś cię poinformował.
- Ale ty to…
- Co innego? – Prychnęłam, odsuwając się pod ścianę. – Nie, Ron. Ja i on to jedno i to samo. Jeśli chcesz go nienawidzić – proszę bardzo. Skoro nie potrafisz zaakceptować mojego szczęścia to trudno. Poradzę sobie z tym. Zawsze musiałam sobie radzić z waszym odrzuceniem i jakoś przeżyłam. Ale nie waż się mówić o nim ani o mnie w ten sposób, rozumiesz? – Uniosłam dłoń, gdy otwierał usta i uśmiechnęłam się krzywo. – Myślałam, że w imię naszej przyjaźni i choćby dla dobra sprawy będziemy w stanie się dogadać. Widzę teraz jak bardzo się myliłam.
Stał w miejscu, taksując mnie pustym spojrzeniem, po czym odszedł, a ja jakoś totalnie straciłam ochotę na herbatę, po którą tu przyszłam.
Szlag by trafił wszystkich facetów pod słońcem!
Usiadłam na krześle, totalnie poddając się emocjonalnej fali, która zalała mnie i podtopiła. Za dwa dni mieliśmy zjawić się w Hogwarcie, tymczasem nasz plan sypał się z każdą sekundą. Dopadło mnie dziwne przeczucie, że skończy się tragedią.
Dlaczego takie rzeczy spotykają właśnie mnie, co?
Ron chciał namieszać mi w głowie i wiem czym się kierował – zazdrością. Zachowywał się podobnie, gdy Wiktor (który swoją drogą nadal pozostawał zaginiony) zabrał mnie na bal bożonarodzeniowy. To jednak nie dawało mu prawa do nienawiści, którą przesiąkł. Rozumiem, że o wiele ciężej było mu się dostosować. Sama nie umiałam zaakceptować Severusa w pierwszych tygodniach, ale do cholery…
- Będziesz tak tu siedzieć i użalać się nad sobą, czy weźmiesz tyłek w troki i zrobisz coś pożytecznego?
Nawet nie usłyszałam kiedy wszedł do kuchni. Brawo dla mojej czujności!
- Bardzo przyjemnie się tu siedzi. Nie wiem o co ci chodzi. – Burknęłam pod nosem i spojrzałam na bladą twarz Snape’a. Przewrócił oczami i chwycił mnie za przedramię.
- Przestań zrzędzić jak stara baba i chodź ze mną.
Chcąc czy nie chcąc, wstałam z krzesła i wciąż trzymana przez niego za rękę, wyszłam na dwór.
- Co my tu robimy?
Zerknął na mnie przelotnie, tajemniczo, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie jakby chciał wykrzyczeć „niespodzianka!”.
Coś poruszyło się w moim wnętrzu. Tak, to był właśnie jeden z powodów, dla których go pokochałam. Zawsze wiedział kiedy go potrzebuję i choć nigdy nie okazywał tego, wiedziałam, że obchodzą go moje wewnętrzne rozterki. Skąd? Nie wiem, po prostu to czułam. W tej chwili słowa Rona wydały mi się tak odległe i absurdalne, że nigdy mogły nie mieć miejsca. Jak człowiek, który uparcie ciągnął mnie do przodu, nawet jeśli na jakiś głupi spacer, mógł być potworem? Był zabójcą – to fakt. Tylko, że co do tej kwestii byliśmy zgodni, bo ja też nim byłam. Może dzięki temu się akceptowaliśmy? Może to był jeden z tych momentów, gdy rozumiałam „jedna dusza, dwa ciała”? A może po prostu od zderzenia z głową Rona, coś mi się pomieszało i nadinterpretowałam wszystko co tylko można?
A kogo to obchodzi, co?
No właśnie – kogo?
- Czy ty kiedykolwiek przestajesz myśleć? Z tej odległości słyszę twoje myśli.
Zarumieniłabym się, gdyby nie fakt, że strzegłam swoich przemyśleń. Merlinie, miej mnie w opiece jeśli kiedykolwiek dotrze do tak skrzętnie skrywanych uczuć! Myślę, że wtedy samobójstwo byłoby uzasadnione…
- Powiesz mi dokąd idziemy?
Prychnął tylko i nadal milczał.
Dopiero po kilku minutach znaleźliśmy się na wysuniętym skraju klifu. Usiadł na ziemi i pociągnął mnie w dół.
Zlustrowałam go leniwym spojrzeniem.
Miał na sobie czarne spodnie (cóż za nowość!) i podkoszulek, a na ramiona zarzuconą niedbale skórzaną kurtkę. Mimowolnie uśmiechnęłam się, przypominając sobie, że podobnie wyglądał, gdy spotkaliśmy się w Norze tyle miesięcy temu.
Właściwie to już prawie nie pamiętałam tego okresu sprzed „teraz”.
- Czemu tu jesteśmy? – Zapytałam, chociaż równie dobrze mogłam się położyć na zimnej ziemi i zamknąć oczy, wsłuchując się w uderzające o klif fale.
- Bo musisz się ogarnąć. Pojutrze ruszacie do Hogwartu i z założenia to proste zadanie, ale w praktyce wiem, że wiele rzeczy może pójść nie tak. Ty zresztą pewnie też to wiesz.
Westchnęłam i skinęłam głową.
To fakt, wiele rozmyślałam nad tym ile rzeczy może się schrzanić. Dlatego postanowiłam, że jutro spotkam się z Harrym i Dumbledorem i wspólnie zrobimy to co muszę zrobić.
- Nie rozumiem tylko co to ma ze mną wspólnego. – Mruknęłam, odganiając rozwiane włosy z twarzy.
- Nie muszę być wieszczką żeby widzieć co ten Weasley z tobą robi – powiedział chłodno, nie obdarzając mnie choćby jednym spojrzeniem.
- Posłuchaj – zaczęłam, chociaż bardzo nie chciałam znowu o tym rozmawiać. – To jest mój problem, a raczej mój i Rona. Rozwiążemy go sami i zaufaj mi, że nie będzie to miało wpływu na naszą misję.
- Cały ten pomysł jest gówniany, jeśli o moją opinię chodzi.
- Nie pytałam o nią. - Mruknęłam, gdy westchnął.
- Jest gówniany, ale nie ma lepszego. Miejmy tylko nadzieję, że Potterowi nie odbije palma i nie postanowi zgrywać bohatera. Zamiast zająć się tym co ważne, będziemy musieli jak zawsze ratować jego osobistość.
- Daj spokój, wiesz, że Harry jest zaradny. Spójrz ile zrobił przez te wszystkie lata, a nikt go nie ratował.
- Pieprzysz. Przez cały czas miał pod ręką ciebie, Weasley'a i cały zastęp dorosłych czarodziejów. Bez was, bez tego wszystkiego nie osiągnąłby nic. Nie zamierzam pozwolić mu schrzanić tego zadania przez jego durną dumę. - Obrócił głowę w moją stronę i otaksował mnie wzrokiem, jakby właśnie wyceniał przedmiot na aukcji. - Szkoda by było, gdyby coś ci się stało.
W wolnym tłumaczeniu: martwię się i nie chcę żeby coś ci się stało.
Zrozumiałam aluzję i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. To chyba pierwszy jaki zdołałam wykrzesać od kilku dni.
- Fakt, stracić taki potencjał… - Zacmokałam, kręcąc głową. – To byłby prawdziwa strata dla świata czarodziejów, prawda?
Snape uśmiechnął się lekko i jakby trochę rozluźnił. Lubiłam go takiego. No dobra, lubiłam go w każdej postaci, ale kiedy był sobą - takim jakiego tylko ja znałam - czułam się naprawdę wyjątkowa.
- Ogromna. – Wymruczał, chwilę przed tym jak mnie pocałował.
Nie wiem jak to się działo, ale za każdym razem odpływałam daleko stąd, a mój mózg brał sobie wolne. Może to jakiś urok?
A może po prostu jesteś w bagnie po uszy i nie masz jak się z niego wydostać?
Może. Ale czy to takie złe sięgać poniżej dna, a być szczęśliwym? Nawet jeśli te chwile są tak bardzo ulotne, że trzeba chwytać je wiadrami, bo przez palce mi przeciekają?
Severus odsunął się ode mnie, chociaż jego ramiona pozostały oplecione wokół mojego ciała. Boże, jak bardzo krucha czułam się przy nim…
- Muszę załatwić jedną rzecz. Nie zdążę raczej wrócić, ale będę w Hogsmade.
Nie chciałam okazać jak bardzo mi się to niepodobna. Sztywno skinęłam głową, odpędzając od siebie złe przeczucia. Mimo moich starań, w głowie wciąż telepała się myśl, że więcej się nie spotkamy. Nie chciałam żeby to było nasze pożegnanie…
Przewróciłam sztucznie oczami.
- Poradzimy sobie. Za dwa dni spotkamy się tutaj i będziesz mógł na mnie nawrzeszczeć za durne zachowanie.
Snape też zesztywniał, jakby i do niego dotarło, że to może być ostatnia chwila, którą dzielimy.
Przyglądał mi się z uwagą. Przyłożyłam dłoń do jego policzka, szepcąc niemą obietnicę. Zapamiętam cię. Zapamiętaj mnie.
*

Znacie to uczucie, gdy czeka was strasznie ważny egzamin, a wy jedyne na co macie ochotę to wyjechać do Kanady albo schować się pod łóżkiem i udawać martwego? Tak, właśnie tak się teraz czułam, gdy siedziałam w gabinecie Dumbledore’a. Stado motylków i innych owadów wypełniło moje wnętrze, zastępując znane mi organy i krew. Byłam bardzo bliska histerycznego śmiechu, gdy do środka wszedł Harry z luźnym uśmiechem, zupełnie nie wiedząc co go zaraz czeka.
Właściwie to nie umiałam wyjaśnić skąd te nerwy we mnie, ale myśl o jego reakcji, o tym że raz jeszcze muszę o tym mówić… Cóż, najzwyczajniej w świecie była lekko niekomfortowa.
- Hermiona? Co tu robisz? – Zapytał, siadając obok. Przestał się uśmiechać. Zamiast tego zmarszczył brwi i niepewnie zerkał to na mnie, to na Dumbledore’a, który zaskakująco milczał. – Coś się stało?
Ależ skąd Harry. Po prostu zrzucę ci na głowę łajnobombę. Nic takiego.
- Jest coś, o czym musimy porozmawiać, Harry. – Powiedział spokojnie dyrektor, spoglądając na mnie wymownie.
Aha, no tośmy sobie pogadali.
Westchnęłam szykując się do swojej przemowy. Miałam całą uwagę Harrego. Niestety.
- Widzisz, jakiś czas temu miałam pewien sen… Tak, tak, też sobie pomyślałam w pierwszej chwili, że to sen, ale cóż, po tym jak zobaczyłam nagie, krwawiące stopy, zwątpiłam. – Patrzył na mnie co najmniej tak jakbym spadła z nieba i oznajmiła, że przybyłam z innej planety. – Śnił, a raczej miałam wizję Lorenzo. Nim zapytasz kim jest, daj mi dokończyć. Obudziłam się w Zakazanym Lesie, gdzie ścigały mnie centaury. Uciekałam przed nimi i wtedy wpadłam na jednego, który przedstawił mi się tym imieniem. Tak Harry, jest centaurem i jest spokrewniony z Firenzo. Mniejsza o to. W każdym razie piję do tego, że powiedział mi ważną rzecz. – Przerwałam i niepewnie spojrzałam na Dumbledore’a, który uśmiechnął się zachęcająco.
- No co ci powiedział? – Zapytał zniecierpliwiony.
- Powiedział, że być może będę musiała umrzeć, żebyś mógł zwyciężyć Voldemorta.
- Co takiego?!
No i właśnie takiej reakcji się po nim spodziewałam. Potarłam czoło.
- Daj mi skończyć. Chodzi o to, że według gwiazd i innych dupereli, jesteś zbyt słaby, żeby go zabić. Jednocześnie tylko ty możesz to zrobić. No i tutaj wchodzi moja rola… Jest taki rytuał, który może nas połączyć. Będziesz czerpał moją siłę, moc. Tylko, że możesz jej zabrać zbyt wiele i… zabić mnie. Każde obrażenie, którego doznasz, każdy ból fizyczny i psychiczny… Przyjmę za ciebie. – Westchnęłam, widząc jego otwarte usta i oczy wielkości galeonów. – Wiem Harry jak to brzmi. Ten rytuał jest bardzo stary i kiedyś czarownicy używali go by zwyciężać pojedynki. Byli silni i nie do zranienia, bo wszystkie ich obrażenia przejmowali czarodzieje na drugim planie.
Zapadła krępująca cisza. Nie wiedziałam co jeszcze powiedzieć. Decyzja nie należała do nikogo, bo została podjęta już dawno temu. Harry powinien się liczyć z tym, że nie będzie jedyną ofiarą w tej wojnie. Jednak nie byłby sobą, gdyby nie chciał być jedyną ofiarą i dlatego też nie zdziwiły mnie jego słowa.
- Nie zgadzam się.
Miałam ochotę strzelić minę do Dumbledore’a. Wiedziałam, że właśnie taka będzie jego reakcja.
- Posłuchaj Harry…
- Harry, nie możesz decydować za Hermionę. Jeśli ona się na to zgadza, nie widzę żadnych przeszkód.
No cóż, trzeba przyznać, że Dumble potrafił ułatwić sprawę.
- Nic z tego! Nie pozwolę na to! Przecież Hermiona nie możesz… Nie! Po prostu nie! To jest… nienormalne. To miałem być ja. Ja miałem z nim stanąć do walki i umrzeć jeśli będzie trzeba!
- Harry, nikt nie musi umierać. – Powiedziałam cicho, doskonale wiedząc jak słabo kłamię. – Wiesz, że go pokonasz. Ja też to wiem i ufam ci.
Przyglądał mi się z niedowierzaniem, a na jego twarzy rosło coraz większe zdziwienia.
- Hermiona, ty się chyba nie słyszysz. Chcesz dobrowolnie poddać się katuszom? Oddać mi swoją moc? Dlaczego? – Rezygnacja i smutek w jego głosie łamały mi serce.
- Bo cię kocham Harry. Jesteś moim przyjacielem i jeśli zabicie Voldemort’a ma oznaczać naszą śmierć… To jestem gotowa. – Przełknęłam gulę, która nagle urosła w moim gardle. – Umrzesz jeśli się na to nie zgodzisz. A wtedy nikt go nie pokona, pamiętaj o tym. Zgódź się Harry. Pozwól mi też dać coś od siebie… Pozwól mi też być bohaterem.
Wiedziałam, że uderzyłam w czuły punkt. Fala emocji przelewała się po jego twarzy. Miałam ochotę go przytulić i obiecać, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłam. Nie mogłam ani nie chciałam.
Mijały sekundy, minuty a może i godziny, a on wciąż tylko patrzył na mnie, przetrawiając informację, którą dostał.
- Dlaczego mówicie mi o tym teraz? – Spojrzał z wyrzutem na Dumbledore’a, który poruszył się niespokojnie na krześle.
- Nie wiemy jak potoczy się los waszej jutrzejszej wyprawy. Jeśli Voldemort zaatakuje, musisz być gotowy Harry. Trzeba zabić węża i wtedy staniesz do walki z Lordem Voldemortem i nic, ale to nic nie może cię rozpraszać.
Przełknął głośno ślinę i spojrzał znowu na mnie.
- Więc chcesz to zrobić dzisiaj, tak?
Skinęłam niepewnie głową, która nagle mnie bardzo rozbolała.
A idźcie do diabła z tym heroizmem.
- Harry, rozumiem, że to ciężka decyzja, ale takie jest życie. Niestety musimy podejmować czasami takie, które wcale nam się nie podobają, ale pamiętaj, że…
- To w imię większego dobra, tak? – Zapytał, krzywiąc się.
Doskonale rozumiałam co czuje. Był rozdarty pomiędzy zwycięstwem nad ciemnością, a życiem. Moim życiem.
- Nie mogę Hermiona… Zrozum, że nie mogę… To tak jakbym cię zabił! A co na to Snape?
Nie spodziewałam się, że poruszy jego temat.
Przyłapana!
Spuściła głowę i wypuściłam powoli powietrze z płuc.
- Nic nie wie i ma się nie dowiedzieć.
Harry prychnął i westchnął. Poczułam jego dłoń na swojej i spojrzałam w niebieskie, zaszklone oczy.
- Skoro tak… Dobrze, zrobimy to razem. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz się głupio narażać. Proszę, Hermiono. Nie chcę cię stracić.
Uniosłam lekko kąciki ust, ściskając jego rękę.
- Nie będę, Harry. Obiecuję.

5 komentarzy:

  1. Wojna... wojna... będzie akcja!
    Ciekawy rozdział i czekam na więcej!:))
    Pozdrawiam
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  2. TAK!!! Wersja tam gdzie miłość... do ściągnięcia to super pomysł! Co do rozdziału to świetnie ci wyszedł. Mam nadzieję że hermiona jednak przeżyje. Proszę niech przeżyje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Martuś. Uspokój się. Weź głęboki wdech, wydech. Spokojnie.
    WCALE nie mam zamiaru Cię zamordować za, jakże zacną i wspaniałą, informację o przyszłej PRAWDOPODOBNEJ (proszę czytać jako: NA PEWNO) śmierci Hermiony. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że kiedyś osobiście zjawię się (przez przypadek, oczywiście, bo jakżeby inaczej) i będę robić za osobistą wersję ducha spod łóżka. Będę Cię gnębić tak długo, aż nie SPOWODUJESZ, że SEV będzie WRESZCIE SZCZĘŚLIWY.
    Nie oszukujmy się Martuś, Hermiona BARDZO chce PRZEŻYĆ dla SEVA. Wcześniej jak zobaczyłam Twój PS to powiedziałam sobie: Okej, napiszę wreszcie coś od siebie, ale TERAZ PO PRZECZYTANIU mam ochotę napisać z dziesięć tysięcy komentarzy długich jak moje zwykłe rozdziały... Które swoją drogą wracają do normy. Mam zamiar WRESZCIE WRÓCIĆ do pisania Sevmione (a raczej przede wszystkim SEVMIONE zawieszając inne blogi), potem będę pisać DRUGĄ serię po Tajemnicy Zdarzeń...
    Tak, jestem masochistką. :))

    POZDRAWIAM (wcale nie zastanawiając się co by było, gdyby... Nie ważne) Cię BARDZO, ale to BARDZO SERDECZNIE,
    HaTer.

    PS: Wiem, nie było mnie 1-2 miesiące...[...]... Ale nic na to nie poradzę. Za dużo rzeczy na głowie. ;? Teraz WRACAM I ŻYJĘ! Wreszcie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :) Kiedy nowy bo czekam i czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Te opowiadanie po prostu trzyma mnie przy życiu. Już dawno przeczytałam wszystkie istniejące Sevmione ale żadne opowiadanie nie zmusiło mnie jeszcze regularnego zaglądania na bloga a tu BACH. Po prostu coś wspaniałego kanoniczno-niekanoniczne postaci, moje ulubione wojenne czasy, świetny realistyczny wątek romantyczny, prawdziwa fabuła i bardzo dobre pióro. Na kolejny rozdział czekam z niecierpliwością (2 razy dziennie sprawdzam) i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń