niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział 35

Dzień dobry!
Dawno mnie tu nie było... Oj bardzo dawno jeśli o mnie chodzi. 
Sporo się działo ostatnio i nie miałam zupełnie głowy do pisania. Właściwie to niespecjalnie nadal ją mam, ale postarałam się naskrobać coś nowego.
Nie wiem co się stało, ale nagle Wasza aktywność na blogu całkowicie spadła. Halo, gdzie się podziali moi stali czytelnicy?!
*******************************************************************
- Gotowi? – Zapytał z powagą Dumbledore, stając przed nami. 
Przełknęłam ślinę, spoglądając na srebrny nóż w jego dłoni. Był przepiękny. Na rękojeści widniały różnokształtne zdobienia, wyryte ręką goblinów. Skąd dyrektor posiadał takie rzeczy? Nie mam pojęcia i nie jestem pewna czy chciałabym je mieć.
Harry splótł nasze palce w uścisku.
- Hermiona? 
Zerknęłam na niego. 
To właśnie był cały Harry. Sam gotów oddać życie, poświęcić się, ale mnie dawał wciąż wybór. Doskonale wiedział co oznacza to połączenie, a mimo to nie zawahał się pytać. Pozwalał mi się wycofać.
Ścisnęłam jego dłoń, nieznacznie skinąwszy głową.
- Zróbmy to. 
- Podajcie mi swoje dłonie. – Wyciągnęliśmy w jego stronę ręce i dopiero teraz zorientowałam się, że całe drżą. – Będę wymawiał inkantację niewerbalnie, ale w tym czasie musicie zachować absolutną ciszę. Gdy skończę, natnę skórę. Wtedy musicie złapać się wzajemnie i pozwolić wymieszać krwi.
No dobra, teraz gdy stałam tutaj, nie było ucieczki, a wcale nie brzmiało to wszystko tak zachęcająco. Gdyby nie magiczna krew, która nas wypełniała, zaraz byśmy się nasłuchali o chorobach przenoszonych przez płyny ustrojowe.
Fuj.
- Hermiono? 
Spojrzałam na Dumbledore’a, który wyczekująco patrzył na mnie. 
- Przepraszam – mruknęłam, na co uśmiechnął się lekko i zamknął oczy.
Jego wargi poruszały się bezgłośnie, a różdżka zataczała koła wokół naszych wyciągniętych dłoni. Trochę przypominało mi to przysięgę krwi, a jednak nią nie było.
Nie odważyłam się nawet zerknąć na Harrego, bojąc się tego co zobaczę. Wiedziałam, gdzieś głęboko, że niewłaściwe jest to co robimy i jak bardzo pogwałcamy prawa natury. Z drugiej strony, chodziło przecież o Voldemort’a, a on sam był wielkim dziwadłem. Z naturą miał niewiele wspólnego.
Dlatego zepchnęłam na dno umysłu, niepotrzebne w tym momencie, wątpliwości i skupiłam się na marmurowej twarzy dyrektora.
Trochę zaczęła mi już drętwieć ręka i musiałam pocierać ramię, z obawy, że niedługo mi odpadnie.
Ile jeszcze?
W tym samym momencie z różdżki Dumbledore’a wypłynęła czerwona smuga, otaczająca nasze dłonie. Przyznam, że wyglądało to niesamowicie i kiedy pozwoliłam sobie spojrzeć na Harrego, on wyglądał na równie zauroczonego tą chwilą.
Syknęłam, gdy ostrze zatopiło się głęboko w napiętej skórze. Piekło jak cholera.
Nasze oczy się spotkały i gdy skinęłam głową, Harry chwycił pewnie moją dłoń.
Poczułam mrowienie, a czerwona mgiełka dosłownie wpłynęła w przestrzeń między naszą skórą. Ugryzłam się w język żeby nie krzyknąć. 
Jak to kurestwo bolało! 
Moment, w którym wlazło w nasze dłonie był okropny. Harry musiał poczuć dokładnie to samo, bo skrzywił się, a jego źrenice rozszerzyły. 
Magia zawirowała wokół nas, by po chwili opaść.
Dumbledore usiadł na krześle i westchnął ciężko. Musiało go to wykończyć, bo zbladł i oddychał płytko.
- Panie profesorze? – Zapytał Harry, wciąż trzymając moją dłoń we własnej.
- W porządku chłopcze, w porządku. – Uśmiechnął się lekko i skinął w naszą stronę.
Dziwnie się czułam po całym rytuale. Niby nic takiego, niby tylko związałam swoje życie z Harrym, a jednak coś we mnie drgnęło. Coś co krzyczało wręcz odrazą i obrzucało mnie poczuciem winy. Czułam się zbrukana, jakbym właśnie oddała kawałek siebie i już nic nigdy nie miało być jak wcześniej. Jeśli przed tym coś było ze mną nie tak, to teraz podwoiłam, a może i nawet potroiłam ten stan.
Spojrzałam na Harrego, który wyglądał teraz równie niewyraźnie co ja. Widocznie nie ja jedna czułam się w ten sposób, bo gdy nasze oczy się spotkały, dostrzegłam w nich zrozumienie.
- W porządku? – Zapytał cicho, jakby bał się, że nie swój głos usłyszy.
Słabo skinęłam głową. 
Całe szczęście, że nie wiedziałam jak to będzie nim się zdecydowałam, bo mój obecny stan był doskonałym powodem do wahania. 
- Jak się czujecie? – Dumbledore przyglądał nam się ze zmarszczonym czołem, wciąż trzymając srebrny nożyk w dłoni. 
- Dziwnie – odpowiedzieliśmy jednocześnie. 
Wymieniłam z Harrym zaskoczone spojrzenia. 
Boże, żeby tylko to się nie stało codziennością…
- Może powinniśmy sprawdzić czy działa? – Zaproponowałam, wyciągając zdrową rękę Harrego w jego stronę. – Niech pan go przetnie.
- Hermiona! – Zawołał Harry, próbując wyrwać dłoń, ale Dumbledore się nie wahał i przesunął lekko ostrzem po grzbiecie.
Z niedowierzaniem patrzyłam jak nacięcie pojawia się na mojej skórze. Strużka krwi wypłynęła w ślad za niewidzialnym narzędziem zbrodni. 
- Nic nie czuję – szepnął, wpatrując się w ranę z szeroko otwartymi oczami. – To… to jest nienormalne. Chore. – Wyglądał tak jakby go zemdliło.
Coś przelało się w moim własnym żołądku. Fakt, to nie była jedna z najzwyklejszych rzeczy, które przyszło mi w życiu zrobić.
Przyjrzałam się swojej dłoni.
W miejscu, gdzie nasze życia się złączyły, widniała tylko blada blizna, ale wokół niej czarne obramowanie jasno mówiło, że coś tu nie gra.
Mało co nie wrzasnęłam, gdy drzwi do gabinetu zaskrzypiały, a do środka wkroczył Vladimir. 
- Co tu się dzieje? – Warknął, patrząc na mnie.
O żesz ty…
- Vladimir. Co cię do mnie sprowadza? – Wtrącił się Dumbledore opanowany, ale nadal siedział na krześle.
No piękne mi wsparcie…
- Hermiona? – Podszedł bliżej, zupełnie ignorując Harrego i dyrektora. – Hermiona, coś ty narobiła? – Chciałam się cofnąć, ukryć rękę, ale zdążył ją złapać i szarpnął do siebie.
- Auć! – Krzyknęłam, nadal wyrywając się z uścisku.
Jego oczy zrobiły się wielkości spodków od herbaty.
- Co to jest? – Zapytał, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Czyżby Vlad nie znał tego rodzaju magii? – Pytam się: co to jest do cholery?! – Nie widziałam go tak wzburzonego nigdy wcześniej.
Cóż, mogło mi się upiec skoro nie wiedział z czym ma do czynienia.
Przełknęłam nerwowo ślinę i odzyskując kontrolę nad ciałem, cofnęłam rękę.
- Nie twój biznes, Vlad. Spadaj stąd. – Powiedziała cicho, ale dosłyszał mnie bardzo dobrze.
Zacisnął zęby, skinął głową i wyszedł z gabinetu, pozostawiając nas w osłupieniu.
Miałam ochotę zakląć, ale nie wypadało w obecności dyrektora. 
Ale jak cholera byłam pewna, że poleci do Snape’a na skargę. Nie musiałam być wieszczką, żeby przewidzieć konsekwencje tego zdarzenia.
- No i to by było na tyle jeśli chodzi o tajemnicę… - Mruknął Harry, niespokojnie przestępując z nogi na nogę.
Westchnęłam tylko i opadłam na krzesło obok Dumbledore’a, zastanawiając się, co jeszcze może pójść nie tak.

*
Późnym wieczorem, siedzieliśmy razem z Harrym, Ronem i Ginny u chłopców w pokoju, pakując ostatnie rzeczy niezbędne do naszej wyprawy. 
Zdecydowaliśmy się o niczym nie mówić tej dwójce, dopóki wieści się nie rozejdą, a póki co panował spokój. Vlad nie wykrzyczał na głos, że nas przyłapał i świat się nie zawalił, więc wciąż miałam nadzieję, że jednak przetrwam do starcia z Voldemortem.
Ron zachowywał dystans w stosunku do mnie, chociaż i tak zrobił ogromne postępy. Zdołał wydukać „cześć” i nawet kilka razy skomentował zawartość mojej torebki, która według niego była nieco przesadzona.
Wszystko szło zaskakująco gładko, do momentu, w którym drzwi otworzyły się z impetem. We czwórkę spojrzeliśmy w ich stronę. Zaklęłam pod nosem, gdy w progu stanął Snape. 
A ten skąd się tu wziął? Przecież miał podobno nie zdążyć…
Najwyraźniej licho go przygnało i jakimś cudem (na moje nieszczęście) odnalazł tę chwilę czasu, żeby wrócić szybciej.
Zdążyłam tylko westchnąć, szykując się na huragan, który właśnie miał pozbawić mnie życia. Nie musiałam nawet znać go tak dobrze - wystarczyło spojrzeć na nachmurzoną twarz, którą spowijał cień furii, a oczy płonęły złością. 
Jakby się przyjrzeć to nawet jego włosy jakieś takie naelektryzowane były…
- GRANGER! – Warknął, bez zbędnych ceregieli, wchodząc do środka.
Może by tak jakieś: dzień dobry, jak się masz?
Ignorując oburzenie przyjaciół, wstałam z podłogi. Stanął przede mną na lekko rozstawionych nogach, co wyglądało tak jakby próbował zachować równowagę. Trzymał się resztek samokontroli, ale nie było tego wiele.
No to masz przechlapane…
- Czego się tak wydzierasz? – Mruknęłam, udając zaskoczenie.
- Pokaż mi swoją dłoń.  
Pieprzony Vlad! 
Przeklęłam go w myślach wszystkimi klątwami jakie tylko znałam i z oporem wyciągnęłam rękę, ale nie dał się zwieść zaklęciu maskującemu. Nie potrzebował różdżki żeby je usunąć. Kiedy na spodzie mojej dłoni pojawiło się głębokie nacięcie, obramowane czarnym kolorem, zaciągnął się powietrzem i byłam już pewna, że samokontrola odeszła w siną dal.
Dokładnie tam, gdzie powinnaś być i ty w tym momencie!
Cóż, zawsze mogłam próbować ucieczki do Kanady…
Chwycił mnie za przegub i szarpnął.
- Zostaw ją, Snape! – Ron stanął za moimi plecami, napinając się niczym bułgarski byczek. 
- Zamknij się. Potter, ty miałeś z tym coś wspólnego? 
Zerknęłam z niepokojem na przyjaciela, który pierwszy raz w obecności Snape’a wyglądał na tak skruszonego. Przywykłam do sporów między nimi, ale teraz Harry sam był obarczony poczuciem winy. Co gorsza – Ginny i Ron wyglądali na zdezorientowanych. Nie zamierzaliśmy ich informować o niczym, a teraz dowiedzą się tak czy inaczej… 
Jęknęłam w duchu, gdy skinął nieśmiało głową i westchnął.
- Przeklęty Potter. Zawsze wszystko musi kręcić się wokół ciebie, co? – Spojrzał ponownie na mnie. – Idziesz ze mną.
- Nie. – Powiedziałam, próbując wyrwać się z jego uścisku.
Co oni dzisiaj mieli z tym samczym zachowaniem?
- Słyszałeś co powiedziała? – Zgromiłam Rona spojrzeniem, gdy stanął bliżej nas, ale nie przejął się tym zbytnio. – Ona nigdzie nie chce z tobą iść. Zostaw ją w spokoju. – Warknął, starając się wcisnąć między nas. – Może w końcu zmądrzała i dostrzegła kim naprawdę jesteś.
- Ron! – Zaprzeczyłam z oburzeniem, niedowierzając w całą tę sytuację.
Podziwiałam Rona za odwagę i jednocześnie cieszyłam się, że wciąż jest gotów stracić głowę byleby mnie chronić. Tylko, że teraz nie ja potrzebowałam opieki, sądząc po minie jaką zrobił Snape. Nie był zadowolony. Nie, on był wściekły.
Puścił moją rękę i zwrócił się do chłopaka. Ich oczy znajdowały się na tej samej wysokości, chociaż Snape wyglądał dość krucho przy barczystej posturze rudzielca.
- Weasley, nie będę się powtarzał dwa razy, więc słuchaj mnie uważnie. Mam gdzieś twoją opinię o mnie, ale nie zamierzam tolerować przytyków względem jej. – Skinął głową w moją stronę. - Rozumiemy się? – Chłodny ton jakim przemawiał mógłby zmrozić niejedno serce.
Niestety, moje rozgrzał tymi słowami, a Rona tylko rozwścieczył.
Chłopak parsknął śmiechem, w ogóle nie przejmując się tym z kim rozmawia.
- Taki szlachetny jesteś, co? Skoro tak ci zależy na jej szczęściu, to ją zostaw. Znalazłeś sobie zabawkę, a potem? Pójdzie w odstawkę?
- Dość tego. – Warknęłam, łapiąc go za ramię. – Severus ma rację. Czas żebyś się zamknął, Ron. Przestań w końcu mówić jak mam żyć. Nie jestem tą samą osobą co kiedyś, zaakceptuj to w końcu.
Zamrugał zdziwiony i już otwierał usta, ale Harry położył rękę na jego ramieniu.
- Daj spokój. To ich sprawa. – Nie wiem czy Harry czuł się winny całej tej sytuacji, czy naprawdę stanął w mojej obronie, ale w tej chwili byłam mu wdzięczna.
- Dziękuję – szepnęłam, na co uśmiechnął się blado.
Obróciłam się twarzą do Severusa, który był bliski kolejnego wybuchu.
- Chodź. – Mruknęłam i nie czekając na odpowiedź, wymaszerowałam z pokoju.
Zapowiadał się naprawdę przyjemny wieczór…

- Dlaczego musisz zawsze robić wszystko za moimi plecami? – Zarzucił mi, gdy zatrzasnął drzwi do swojego pokoju.
- Przepraszam. Ale to była tylko i wyłącznie moja decyzja. Nie możesz żądać ode mnie, że…
- Pieprzysz! – Warknął i zacisnął powieki. Widziałam, że powstrzymuje się ostatkami sił przed wybuchem. – W dupie mam życie Potter’a, rozumiesz to? – Chwycił mnie za ramiona i potrząsnął, jakby chciał wybudzić z koszmaru, w którym się znalazłam. – Czemu nie przyszłaś z tym do mnie?
Zamrugałam zdziwiona.
- Z czym miałam przyjść? Severus, zrozum, że tak miało być. Miałam wizję i…
- Nie pomyślałaś, że to mogła być podpucha Czarnego Pana? Że wie o twojej mocy i starał się cię osłabić?
Zmroziło mnie. Dosłownie lodowaty prąd przeszył moje ciało na wskroś, paraliżując wszystkie mięśnie.
Stałam osłupiała, wstrzymując oddech.
Boże, nawet nie pomyślałam w ten sposób. Ale przecież to niemożliwe… Przecież Dumbledore by wiedział!
- To nie tak. Ja… - Zawahałam się, bo właściwie nie wiedziałam co powiedzieć. – Dumbledore uznał, że…
- Od kiedy robisz to co Dumbledore mówi, co? – Wciąż był rozgniewany, ale jego ton nieco przygasł. – Nie zna się tak na czarnej magii jak ja. Nie zna tak Czarnego Pana jak ja. 
Przełknęłam nerwowo ślinę, bojąc się przyznać przed nim do błędu.
- Nie wiem co mam powiedzieć. – Szepnęłam w końcu, przyglądając się z mieszanymi uczuciami nacięciu na dłoni.
- Nie rozumiem po prostu, czemu nie przyszłaś z tym do mnie. – Powiedział już całkowicie opanowany i cofnął się o krok. – Nie ufasz mi? 
Spojrzałam na niego i pożałowałam. W jego oczach błyszczał żal. Żal i odrzucenie.
Otworzyłam usta, ale zamknęłam je, by znowu otworzyć. Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, które mogłyby załagodzić tę sytuację. Przecież mu ufałam! Wcale nie chodziło o to… Bałam się, że nawet mnie nie wysłucha, a musiałam to zrobić…
- To nie tak. – Zaczęłam cicho, bojąc się podejść do niego. Co jeśli by się odsunął? – Ufam ci. Powierzyłabym ci własne życie i każdą decyzję.
- To dlaczego tego nie zrobiłaś?
Cisza. Martwa cisza oddalała nas od siebie na setki kilometrów. Mogłam wręcz usłyszeć dźwięk wyrastającego muru pomiędzy nami. 
Snape odsuwał się. Odsuwał się ode mnie, bo go zdradziłam. Bo zrobiłam coś za jego plecami, coś czego nie powinnam była. 
Dawno temu obiecałam, że będę mu ufać, że z każdym problemem przyjdę do niego. Tymczasem zataiłam tak ważną rzecz i rozumiałam skąd ten dystans. Ale przecież nie mógł tak po prostu mnie przekreślić!
- Odpowiedz. – Polecił, zimnym, władczym tonem.
- Bałam się! Wiedziałam, że nigdy się na to nie zgodzisz, a Lorenzo powiedział, że bez tego Harry nie pokona Voldemort’a!
- Aha. I uznałaś, że coś co powiedział ci centaur w jakiejś cholernej wizji jest wyznacznikiem twojego życia, tak? Z góry założyłaś, że i tak zginiesz więc co za różnica w jaki sposób?
Miałam ochotę się roześmiać, bo właściwie wyjął mi te słowa z ust.
- Oboje dobrze wiemy, że nasza przyszłość jest pod wielkim znakiem zapytania. Masz rację. Jakie to ma znaczenie jak ja umrę? Liczy się Harry i to żeby pokonał Voldemort’a, a nie jedno życie, które można łatwo poświęcić.
Spojrzałam mu w oczy, prezentując swoje stanowisko. Być może i go zraniłam, być może nie powinnam była go oszukiwać i przyjść dawno temu z problemem, ale taką podjęłam decyzję. Nie mogłam tego odmienić, było za późno. 
- Mogłaś poczekać. – Westchnął i potarł dłonią czoło. – Wymyśliłbym coś. Naprawdę sądzisz, że pozwoliłbym ci zginąć?
Serce zatrzepotało mi w piersi, słysząc jego słowa. Niestety nie czas teraz na wyznania miłosne.
- Kiedyś powiedziałeś mi, że niepodjęcie decyzji też jest jakąś decyzją. Ja podjęłam swoją i może tego pożałuję, ale nic na to nie poradzę, Severus. Zaakceptuj to.
Mięśnie jego twarzy zadrżały, a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Jesteś tak strasznie głupia, że to niewiarygodne. – Powiedział ze złością i westchnął. – Następnym razem zanim postanowisz zrobić coś tak nieodpowiedzialnego, przyjdź i chociaż spróbuj mi zaufać.
Jego słowa kaleczyły moje serce, ale jasne było dla mnie, że jego własne podziurawiłam. Jak ja bym się czuła ze świadomością, że to on jutro może umrzeć?
- Czemu się tak wściekasz? Chyba nie zakładałeś, że wszystko pójdzie dobrze i oboje dotrwamy nowego, lepszego życia. – Sapnęłam podirytowana, ale głównie po to by ukryć swój smutek.
Prychnął i pokręcił głową, jakby tłumaczył coś banalnego po raz dziesiąty.
- Hermiono, naprawdę sądzisz, że nie zrobiłbym wszystkiego żeby zapewnić ci bezpieczeństwo? Naprawdę nie rozumiesz, że gdybym miał wybierać jedno z nas to zawsze byłabyś to ty? Choćby dlatego, że zasługujesz na życie którego chciałaś. Choćby dlatego żebyś mogła skończyć szkołę i wybrać ścieżkę, którą chciałabyś iść. – Zlustrował mnie wzrokiem, a jego usta wykrzywiły się w grymasie. – Ale oczywiście panna Wszystko-Wiem-Najlepiej musiała zadecydować za nas oboje. Nie dałaś mi nawet szansy. Nie potrzebuję niczego więcej. Możesz już iść. Możesz wracać do swoich przyjaciół, dla których chcesz się poświęcić, a w zamian nie dostać nic. Nie zamierzam patrzeć na to jak umierasz bez najmniejszej próby walki. – Ostatnie słowa prawie wykrzyczał, choć chłód w jego głosie był o wiele gorszy. Wolałam już setki wyzwisk i obolałe uszy niż to co mi fundował.
Odruchowo cofnęłam się i ostatkami sił nie skuliłam w sobie.
- Przepraszam. – Powiedziałam cicho, po czym odwróciłam się do drzwi, nie patrząc na niego więcej.
Nie było sensu dłużej tkwić z nim w jednym pomieszczeniu, wiedząc, że nie wybaczy mi tak łatwo. I być może nie będzie miał do tego żadnej okazji.

*
Nie tak pragnęłam spędzić swoją, być może, ostatnią noc. 
Zaczął padać śnieg. Tak po prostu, w końcówce listopada. Przyklejał się w niezwykle irytujący sposób do moich włosów, ale poddałam się temu i przestałam go strząsać. A co mi tam. Niech chociaż śnieg robi co mu się podoba bez konsekwencji.
Pociągnęłam cicho nosem, ocierając pojedynczą łzę z policzka. Słowa Severusa wciąż miotały mi się po głowie. 
Najgorsze jednak było to, że miał rację. 
Powinnam była mu zaufać, przyjść do niego i poprosić o pomoc. Ale jak zwykle postawiłam na swoim. Chciałam być samodzielna, poświęcić się. Zupełnie zapomniałam, że moje życie może kosztować cierpienie innych. Nie twierdzę, że zmieniłabym zdanie, jednak chociaż przygotowałabym go na to co nadchodzi.
A tak dowiedział się w najgorszy sposób o tym, że knułam z Dumbledorem za jego plecami. 
Prychnęłam do siebie, otulając kolana ramionami.
Świetnie. Przez cały czas krytykowałam sposób w jaki traktował go Dumbledore, a tymczasem sama nie byłam lepsza. Wciąż i wciąż powtarzałam jak bardzo chcę mu pomóc, jak bardzo chcę stać się jego ostoją i wsparciem. A teraz odebrałam mu i to.
- Brawo Hermiona. Trzeba ci przyznać, że masz to coś w sobie. – Mruknęłam pod nosem, raz jeszcze nim pociągając.
Zostało zaledwie kilka godzin do świtu i choć świat wciąż spowijała ciemność, czułam, że chwila naszej wyprawy nadchodzi. Mieliśmy wyruszyć w południe do Londynu. 
Jak teraz się to wszystko potoczy? Naszły mnie o wiele gorsze przeczucia niż wcześniej. Nie dość, ze moje relacje z Ronem wisiały na włosku to teraz jeszcze doszło to, że moje wsparcie było na mnie śmiertelnie obrażone.
Jakim cudem zawsze ładowałam się w takie bagno?
- Tutaj jesteś. – Usłyszałam za sobą głos i odwróciłam głowę.
Nie spodziewałam się zobaczyć Ginny, która otulona kurtką szła w moją stronę.
- Musiałam się przewietrzyć. – Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko, gdy zarzuciła koc na moje ramiona.
- Zamarzam. Może wrócimy do środka? – Zapytała łagodnie, pochylając się nade mną. 
O nie, jeśli Ginny traktowała mnie jak z porcelany, to musiało być naprawdę źle.
- Nie chcę jeszcze. Dzięki za koc, ale nie musisz tu ze mną siedzieć.
Westchnęła tylko i opadła obok mnie, lekko się wzdrygając.
Nie powiedziała nic. Po prostu milczała, dotrzymując mi towarzystwa. Przynajmniej moja wewnętrzna maruda się zamknęła i na chwilę oderwałam się od poczucia winy.
Na całe szczęście udało mi się powstrzymać łzy i nie ryczałam już jak małolata w obecności przyjaciółki. Nie chciałam żeby widziała moje słabości. Chociaż znałyśmy się tyle lat, bałam się pokazać przed nią, że coś może złamać Hermionę Granger. 
Odetchnęłam.
Musiałam się w końcu pozbierać i przestać zachowywać jak rozhisteryzowane dziecko.
- Jak źle jest? – Szepnęłam w końcu, na co poruszyła się i obróciła głowę w moją stronę.
- A tam, bywało gorzej. – Rzuciła lekko, uśmiechając się. – Ron jak to Ron… Chodzi i psioczy na Snape’a, ale zaraz mu przejdzie i jeszcze odszczeka wszystko co złego na ciebie powiedział. Gorzej z tym drugim… - zawahała się, ale gdy skinęłam głową, kontynuowała: - Urządził awanturę w gabinecie Dumbledore’a. Nie potrzebowaliśmy nawet uszu dalekiego zasięgu, żeby ich podsłuchać. – Przewróciła oczami. – Myślę, że wygarnął mu wszystko co zbierał w sobie przez wszystkie lata, wiesz? Nawet mi go trochę szkoda.
- Trochę? – Uniosłam brew zdziwiona.
- No dobra, nawet bardzo. – Wzruszyła ramionami i zadrżała z zimna. – Słuchaj Hermiona. Wiem, że wasze relacje są dość skomplikowane, no bo powiedzmy sobie szczerze… Ty i on to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Po tym jak Harry opowiedział nam co zrobiliście… W pierwszej chwili chciałam go zabić, bo to przy okazji zabiłoby ciebie. – Skrzywiła się, obrzucając mnie karcącym spojrzeniem. – Potrzebowałam chwili żeby to zrozumieć. I rozumiem Hermiona, chociaż to nie znaczy, że akceptuję. Chodzi mi o to, że Snape też się opanuje. Nie wiem kiedy, ale na pewno tak będzie. Wściekł się, bo mu na tobie zależy, sama wiesz najlepiej. To ty mi zawsze powtarzałaś, że Harry mnie zauważy kiedy będę sobą i w końcu tak się stało, ale ja już nie czekałam… Nie kocham go, ale nie umiałabym wybrać między twoim a jego życiem. Snape też nie. Pół życia chronił Harrego, a teraz przyszło mu wybrać pomiędzy życiem kobiety, którą kocha, a chłopcem, którego obiecał bronić. A co gorsza – on nie miał nic do powiedzenia w tym wszystkim. Postawiłaś go przed faktem dokonanym, i chociaż to nie było w porządku, musi to zaakceptować. Severus Snape, który zawsze miał kontrolę nad wszystkim, stracił ją. Stracił, bo się zakochał.
Zamilkła, a ja wpatrywałam się w nią tylko z niedowierzaniem, przetwarzając to co powiedziała. W jej słowach to wszystko brzmiało tak banalnie, że właściwie to zastanowić by się można w czym problem…
Ale najbardziej zaskoczyło mnie, gdy powiedziała, że Snape mnie kocha.
Nie, musiała się mylić. Z tym, że się troszczył, był zaborczy i lubił mieć kontrolę mogłam się zgodzić, ale z tym, że mnie kochał… Severus Snape nie kochał nikogo.
- Ginny… Nie mam czasu żeby czekać. 
- Och, przestań chrzanić Hermiona, bo robisz się tak samo zgorzkniała jak on. – Jęknęła, przewracając oczami, po czym wstała i wyciągnęła do mnie rękę. – Chodź, wracamy do środka. Musisz się z tym zmierzyć. To, że ja ci odpuściłam, nie znaczy, że pozostali tak zrobią.
- Jak mniemam cały dom już wie, tak? – Skinęła, na co westchnęłam. – No cóż, mała rozgrzewka przed zdobyciem horkruksa nikomu nie zaszkodzi.
Ginny roześmiała się, czym wywołała u mnie nikły uśmiech. Chwyciła mnie pod ramię i pociągnęła z powrotem do domu.
- Tak czy inaczej… Mam nadzieję, że oboje wrócicie cali i zdrowi. – Dodała cicho.
Muszę przyznać, że jej obecność i bezpośredniość często działały jak wiadro zimnej wody. W jej towarzystwie nawet jakoś ten sypiący śnieg przestał mnie tak bardzo denerwować. Byłam również wdzięczna za siłę i opanowanie, które okazała. Mogła urządzić mi awanturę, wykrzyczeć jak bardzo jestem głupia, bla, bla, bla… Ale nie zrobiła tego. Zrozumiała. Przeskoczyła nad tym i tak jak wspomniała – nie zaakceptowała – ale wciąż szanowała decyzję, którą podjęłam. Choćby nie wiem jak głupia była.
Tak jak się spodziewałam, przy drzwiach dopadła mnie pani Weasley, zalana łzami, a tuż za nią w kolejkę ustawiło się kilka innych osób.
Westchnęłam tylko i cierpliwie wysłucham wszystkich pretensji, wyrzutów, ale też i pochwał, co zdziwiło mnie w tym wszystkim najbardziej. Świadomość, że są ludzie, którzy postąpiliby podobnie i całkowicie akceptują to co robię, poprawiała mi nastrój. Choć tylko odrobinkę to zawsze jednak coś.
Niestety na próżno szukałam wysokiego, czarnowłosego mężczyzny, który chyba obraził się na śmierć i nie zamierzał już więcej ze mną rozmawiać.
Cóż, musiałam to zaakceptować. Nagadałam się tyle o podejmowaniu decyzji, że zamiast iść i dobijać się do jego drzwi, po prostu przełknęłam gorzki żal i zignorowałam jego nieobecność.
Chociaż przyznam, że bolało jak cholera.

*
Poranki zawsze bywają ciężkie. Chociaż nigdy nie miałam problemów ze wstawaniem rano, to łóżko jakby nabyło własną grawitację, bo za cholerę nie pozwalało mi się podnieść.
W końcu zmusiłam mięśnie do ruchu i przeciągnęłam się. 
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, a zimny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie.
To już dzisiaj.
Przełknęłam ślinę, oblewają twarz chłodną wodą.
Nie mogłam zmyć z siebie tego strasznego przeczucia, że coś złego się wydarzy. Moja intuicja nigdy mnie nie zawodziła, a teraz chciałam tego jak niczego innego.
Przy śniadaniu panowała cisza i nikt, nawet Tonks, nie próbował się odezwać.
Puste miejsce obok mnie całkowicie odebrało mi apetyt. Miałam nadzieję, że Severus jednak się zjawi i choć odrobinę mnie wesprze, ale przeliczyłam się.
Zresztą, co ja sobie myślałam.
Przecież to wciąż był Snape.
Wylewając swoją złość i frustrację, wbiłam wściekle widelec w kiełbaskę na moim talerzu i z chorą satysfakcją, jakbym co najmniej pokonała Voldemorta, pogryzłam ją.
Ron i Harry przyglądali mi się ukradkiem zza stołu, ale na ich nieszczęście byłam bardziej spostrzegawcza niż w szkolnych latach.
Chyba miałam już dosyć tej zabawy w kotka i myszkę, więc uśmiechnęłam się do nich krzywo i wycelowałam widelcem.
- Po śniadaniu. W moim pokoju. Oboje. – Wydawałam krótkie polecenie i wróciłam do jedzenia.
O dziwo, żaden się nie sprzeciwił. Skinęli lekko głowami, jakby nagle dotarło do nich, że nie mają prawa się gniewać ani na mnie, ani na Snape’a. 
Być może w końcu nadejdzie wielkie pojednanie?
Wkrótce odeszłam od stołu i skierowałam się do pokoju. Tuż przy schodach wpadłam (no zgadnijcie na kogo?!) na Blond Kudły. Hestia zmieszała się lekko i o dziwo wyminęła mnie bez słowa. Moja radość jednak była zbyt szybka, bo gdy już myślałam, że mi się upiecze usłyszałam swoje imię.
Na gacie Merlina, czy ja nie mogę mieć chwili spokoju?
- Tak? – Zapytałam, obracając się do niej. 
Resztki mojej cierpliwości wiszą na włosku więc proszę, zacznij swoją tyradę!
 - Podziwiam cię za to co robisz. – To było tak niespodziewane, że noga zjechała mi ze stopnia i mało co się nie przewróciłam. – Mam nadzieję, że wszyscy wrócicie cali i zdrowi.
Uśmiechnęła się lekko, zaczesała włosy za ucho i odeszła, zostawiając mnie osłupiałą.
- Eee, no dzięki. – Burknęłam bardziej do siebie.
Świat się zatrzymał, a piekło zamarzło.
Starając się nie roześmiać z ironii swojego życia, wdrapałam się po schodach i weszłam do pokoju. 
Kolejny raz zaczęłam przeglądać torebkę i sprawdzać jej zawartość. Cóż, przezorny zawsze ubezpieczony.
Po chwili do środka wszedł Ron i Harry. Stanęli w progu z niepewnymi minami.
- Zamknijcie drzwi. – Poleciłam, krzyżując ramiona na piersiach. O tak, drżyjcie przed Granger! – Siadajcie oboje.
Bez słowa spełnili moją prośbę i opadli na łóżko, totalnie zniewoleni przez moją władczą postawę.
- Posłuchajcie mnie uważnie. Niedługo wyruszamy i chciałabym żebyśmy wszyscy wyszli gładko z tej wyprawy. Wiem, że dużo się zdarzyło i mamy względem siebie dużo zarzutów, ale to nie może przyćmić tego po co wyruszamy. – Westchnęłam, rozluźniając ręce. – Harry, Ron… Jesteśmy przyjaciółmi od tak dawna. Dlaczego przekreślacie to wszystko? Mam dosyć bycia odtrącaną i ocenianą. Zaakceptujcie proszę to kim jestem i kim się stałam. Ron?
Rudzielec zaczerwienił się.
- Ja… No nie umiem. Nienawidzę Snape’a i nie potrafię tego zrozumieć. Ale masz rację. Jesteś moją przyjaciółką i nie chciałbym żeby to wszystko… przekreśliło te lata. – Spuścił niepewnie wzrok, a Harry poklepał go po ramieniu.
- Możesz na nas liczyć Hermiono. – Uśmiechnął się ciepło, co musiałam odwzajemnić. – Zobaczysz, pójdzie gładko. Wejdziemy do Hogwartu, zgarniemy horkruksa i wrócimy do Kwatery. Nie może nam się nie udać.
Usiadłam między nimi.
- Obyś miał rację Harry, obyś miał rację. – Mruknęłam niepewnie.

15 komentarzy:

  1. No troszkę się pomieszało :P Cóż no szkoda Seva, Herm mnie niesamowicie irytuje, no ale cóż :D
    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się porobiło.Ja pitolę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Musisz to jakoś wyprostować Oni muszą być razem

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle super, ale się teraz nieźle namieszało...
    Ciekawi mnie jak to wszystko rozwiążesz, ale mam cichą nadzieję że jednak będzie happy end :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sprawy się trochę skomplikowały, ale liczę że to się w następnym jakoś troche wyprostuje:)
    Fajny rozdział:)
    Czekam na więcej!
    Pozdrawiam
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytanie tego zajęło mi 3 przerwy ale ok. Trzymasz nas w niepewności i strachu przed nieznanym. I znowu te kłótnie... Zaczyna robić się nieciekawie. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ogromną nadzieję na happy end, Sev biedny zawsze pod górkę :/ rozdział świetny i oczywiście, że o Tobie nie zapomnieliśmy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. „Zaczął padać śnieg. Tak po prostu, w końcówce listopada”… Hmmm, w moim kalendarzu nie było w tym roku listopada… przeszedł mi koło nosa, przemknął z prędkością światła… niezauważony… nawet zmieniacz czasu rozpadł się z przepracowania… Ale idzie grudzień i widzę światełko w tunelu  powoli wracam do świata FF i nadrabiam zaległości w czytaniu Twojego opowiadania.

    Ale się porobiło! Znowu namieszałaś! A miało być tak pięknie… Ominęły mnie niby tylko dwa rozdziały, a tyle się wydarzyło… Smutne. Przeraźliwie, rozdzierająco smutne. Hermiona jako wulkan emocji. Poplątanych, nieskładnych i jakże prawdziwych. Ból i łzy. Tęsknota. Żal. I żadnej nadziei. Bardzo dobry, mocny tekst, taki, o którym się długo myśli podczas bezsennych nocy.

    Severus - rozdzierający. Mężczyzna, który wie, że Konieczność lada chwila zburzy mu życie. Mężczyzna pełen rozżalenia i wściekłości na życie, wojnę, Albusa, nawet na Hermionę. Próbujący wziąć jeszcze w ostatniej chwili od życia coś dobrego. „Tęsknię", "kocham", "cierpię" – słowa niby niewypowiedziane, ale takie obecne…

    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. A ponieważ Mikołajki blisko to szansa na jakiś mały prezencik jest, prawda? To ja poproszę duuuuuuuużo mojego Severusa <3 <3 <3

    ILoveSnowCake

    OdpowiedzUsuń
  9. boże jakie to genialne <3 przeczytałam to sevmione w jedną noc <3 nic a nic nie spałam ;-; ale warto było <3
    kiedy następny? nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! <33333333!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Strzałeczka! Kiedy nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ejj... :C kiedy następny? :<

    OdpowiedzUsuń
  12. Martaaaaaaaaaaaa!!! Ja tu usycham z tęsknoty za moim lubym <3 Wrzuć chociaż pół rozdziału! Gwiazdka blisko, czas dobrych uczynków i prezentów nadchodzi... A ja... All I Want For Xmas Is Snape!

    ILoveSnowCake

    OdpowiedzUsuń
  13. Też czekam :(
    ~DeMonique

    OdpowiedzUsuń
  14. Przepraszam kochane :( Postaram się w weekend wrzucić rozdział i wszystko Wam opowiem!

    OdpowiedzUsuń